Tym (trzecim)
postem kończę osobiste spostrzeżenia, refleksje związane z wampiryzmem energetycznym.
W sprzedaży jest niewiele książek, które opisują "mechanizmy" powstawania
tego, zjawiska, a jeśli już trafimy na nie, to okazuje się, że są pisane fachowym językiem. Podobnie, jak w dwóch poprzednich postach, także i
tym razem postaram się w sposób prosty, zrozumiały dla wszystkich osób, nieznających
się na ezoteryce, podać kilka wskazówek jak ustrzec się przed wampirem energetycznym
i sposobach oczyszczania ciała i duszy w wypadku, kiedy on nas dosięgnie. Niestety,
często objawy typowe dla wampiryzmu energetycznego są przez ludzi błędnie
postrzegane, tłumaczone jako "przypadek", pech, czy zwykła chwilowa
niedyspozycja organizmu, która objawia się na wiele sposobów, chociażby jako
ból głowy, czy ogólne osłabienie - utrata energii, które (jak większość sobie
tłumaczy) same ustąpią. To prawda, że organizm przeważnie po pewnym czasie powraca
do stanu równowagi. Należy pamiętać, że uporczywe "bombardowane"
złymi energiami ciało i dusza, może mieć przykre następstwa - skończyć się wizytą u
lekarza, który może mieć problem ze zdiagnozowaniem choroby, dlatego lepiej
"dmuchać na zimne". O tym, kto i w jaki sposób może odbierać nam
energię, szerzej pisałem w poprzednich postach. Jak zawsze, należy kierować się zdrowym rozsądkiem,
nie popadać w przysłowiową panikę. Jeśli na ulicy nagle źle się poczujemy, to
nie koniecznie winny jest przechodzący obok nas człowiek. Być może, przyczyną
jest wysoka temperatura powietrza. Nagły atak kaszlu to niekoniecznie atak
wampira, którego postrzegamy (upatrujemy) w osobie stojącego obok nas
kloszarda. Atak kaszlu mógł spowodować dym wyrzucany z rury wydechowej przejeżdżającej
ciężarówki.
Wampiryzm
energetyczny występuje w różnych miejscach i może dotknąć każdego człowieka, z
tym, że najbardziej narażone są małe dzieci, które chłoną złe energie niczym gąbka
wodę. Na szczęście z pomocą przychodzi nam intuicja, którą możemy ćwiczyć, doskonalić
- rozwijać, ale nie wszyscy o tym pamiętają, a szkoda. Myślę, że większość z
nas miała okazję wiele razy doświadczyć na sobie sytuacji, kiedy niejako
bezwiednie przechodzimy na drugą stronę ulicy, bądź niespodziewanie
zatrzymujemy się przed witryną sklepową, chociaż tego nie planowaliśmy. Najczęstszym
powodem takiego odruchu jest uniknięcie spotkania, spojrzenia w oczy
zbliżającego się w naszym kierunku człowieka, który mówiąc kolokwialnie
"nie leży nam", co oznacza, że jego wibracje (mówiąc najdelikatniej) są
dla nas niekorzystne.
Myślę,
że zasadne staje się pytanie: Kto najbardziej narażony jest na
wampiryzm energetyczny? Oczywiście,
można filozoficznie odpowiedzieć, że każdy. Jednak są pewne grupy ludzi, którzy
z racji wykonywanego zawodu, powinni wkalkulować ryzyko, że negatywne energie
będą im "towarzyszyły" na co dzień. Posłużę się dwoma przykładami. Ludzie
związani z szeroko pojętym wymiarem sprawiedliwości - policjanci, sędziowie,
prokuratorzy, kuratorzy sądowi, czy służby więzienne, to grupa osób, mająca
kontakt z ludźmi, którzy w większości wypadków weszli w konflikt z prawem. O ludziach
hardych, chwilami oschłych, sprawiających wrażenie, że są pozbawieni uczuć, przypisuje im się ironiczne powiedzenie, że mają serce "miękkie"
jak... prokurator.
Wspomniani policjanci, sędziowie, prokuratorzy, to ludzie, którzy powinni być
odporni na stres, w tym na słowne zaczepki, czy wyzwiska (tak to prawda), które
nie są niczym innym jak złymi energiami. Po wyjściu z pracy wspomniani ludzie, zrzucają
maski - togi, mundury, i są "normalnymi ludźmi". Mają przyjaciół,
kochające rodziny, są wrażliwi, uczuciowi. Tak się składa, że właśnie to
środowisko nie jest mi obce. Zdarzają się sytuacje, że część z tych osób, po
pewnym czasie rezygnuje z pracy, zmienia zawód, ponieważ nie wytrzymują napięcia,
które towarzyszyło im w pracy. Jeden z moich kolegów, prokurator przez dwa
lata... uprawiał ziemię, po tym jak
jeden ze skazanych na sali sądowej zaatakował go nożem. Powrócił z powrotem do
pracy, ale już, jako inny człowiek.
Oczywiście
każdy z nas, jednym tchem, mógłby wymienić wiele zawodów, których wykonywanie niesie
ryzyko ataków ze strony wampirów energetycznych. Wśród tych "wybrańców' znajdują
się lekarze, o których chcę napisać kilka zdań. Zdecydowaną większość odwiedzających
przychodnie stanowią ludzie chorzy, szukający wsparcia, pomocy lekarskiej. Być
może mylę się, ale uważam, że między lekarzem a pacjentem powinna wytworzyć się
"nić porozumienia" - więź, która na pewno ułatwia leczenie chorego i
szybszy powrót do zdrowia. Odwołam się
do szamanów, których magiczne działania, a nierzadko skomplikowane rytuały mają
na celu nawiązanie duchowych więzi z chorym, co sprawia, że ich skuteczność
"uzdrawiania" jest wysoka. Prawdopodobnie w tym procesie dużą rolę odgrywa
magia chaosu, która między innymi
głosi: "Jeśli w coś głęboko wierzysz, będzie to dla
ciebie
działało". Podkreślam
- dla ciebie, a nie - na ciebie, czyli będzie skuteczne. Czy lekarz w
przychodni może nawiązać bliski kontakt z pacjentem, podobny, do takiego, jaki
zachodzi między prawdziwym wróżbitą a jego klientem? Nie może, z kilku powodów.
Po pierwsze, nie pozwala mu na to zbyt krótki czas jaki może poświęcić pacjentowi, a (paradoksalnie)
określają go urzędnicy zza biurka. Jest drugi powód, równie ważny, ale o nim za chwilę.
Tak się
złożyło, że swój wiek muszę określić najdelikatniej, jako podeszły. I nic nie
byłoby w tym dziwnego, gdyby nie pewna przypadłość, jaka wiąże się ze
starością. Oprócz ludzi autentycznie chorych, zdarzają się tacy, którzy swoją
starość traktują, jako pretekst do narzekania, biadolenia, które
"sprzedają" innym ludziom. Zadaję pytanie: Czym z punktu widzenia ezoteryki jest to narzekanie, o rzekomej (podkreślam - rzekomej) chorobie? Proste. Jest to wampiryzm
energetyczny w najczystszej formie. Część z tych "wampirków" spotyka
się na ulicy, a druga - idzie do... przychodni. To właśnie za zamkniętymi
drzwiami gabinetów lekarskich odbywa się spowiedź, często samotnych starych
ludzi, którzy zamienili je w konfesjonały, a lekarzy - w spowiedników.
Zdecydowana większość z nich nie zdaje sobie sprawy, że są... nieświadomymi
wampirami energetycznymi, którzy przychodzą do lekarza, by go zainfekować
"złymi energiami". Nie jestem adwokatem lekarzy, ale wczuwając się w
ich rolę, zaczynam ich rozumieć. Myślę, że większość lekarzy zna swoich
"pacjentów", oddzielają się od nich niewidzialną szybą, a to sprawia,
że działają niczym rzemieślnicy w punkcie naprawy obuwia. "Pacjent"
otrzymuje receptę na wykupienie kilkunastu medykamentów, wychodzi, a lekarz
prosi do gabinetu następnego "chorego". W tej sytuacji cierpią ludzie, naprawdę potrzebujący pomocy lekarskiej, a tych jest naprawdę bardzo dużo.
Na zakończenie
kilka zdań jak chronić się przed energetycznym wampiryzmem i jak oczyszczać
organizm ze złych energii. Nie sposób w kilku zdaniach omówić temat, dlatego
ograniczam się do najistotniejszych punktów. Przede wszystkim dbajmy o dobrą kondycję fizyczną i
psychiczną, ponieważ słabe osobniki są atakowane przez silniejsze. Unikajmy
ludzi, którzy usiłują zrzucać swoje własne
problemy na nasze barki, a jednocześnie nie chcą słuchać tego, co mamy im
do powiedzenia. Nie wolno lekceważyć żadnych symptomów chorobowych, ponieważ
wampiryzm energetyczny nie ogranicza się li tylko do ciała fizycznego, obejmuje
także ciała subtelne. Wiedza na ich temat jest prawie nieznana, bądź przez ludzi lekceważona!

Jeszcze
jedna uwaga. Spotykam osoby, które są obwieszone "na
wyrost" różnego rodzaju magicznymi przedmiotami. Nawet najsmaczniejsza potrawa w nadmiarze może stać się trucizną, i
odwrotnie - trucizna w małych ilościach może być lekarstwem. Podobnie
jest z przedmiotami magicznymi. Ich nadmiar może okazać się zgubny dla ich
właściciela, ponieważ mogą one do siebie nie pasować energetycznie - "kłócić
się". Prosta rada - nie przesadzać!
ez[o]