wtorek, 7 lutego 2012

Komu to wszystko służy?


Od 24 stycznia, niemalże cała Polska żyje śmiercią sześciomiesięcznej Madzi z Sosnowca. Tzw. media, codziennie donoszą o nowych szczegółach prowadzonego śledztwa przeciwko matce. Nie będę się o nich rozpisywał, ponieważ telewizja relacjonuje je z niezwykłą dokładnością, można by rzec – z nadgorliwością.

Chcę poruszyć jeden wątek, który mówiąc szczerze, trochę zaczyna mnie irytować. Staram się być tolerancyjny, ale nie zawsze i do końca jest to możliwe. Po kilka razy dziennie w telewizorze można obejrzeć „obrazki” z miejsca, gdzie matka ukryła ciało swojej sześciomiesięcznej córki. Być może, to, co pokazują kamery, a ściślej mówiąc kamerzyści, realizatorzy, może dla kogoś wydawać się rzeczą normalną, ale nie dla mnie. Codziennie „tabuny” ludzi, – bo inaczej nie mogę tego określić – dokonują pielgrzymek do tego, szczególnego miejsca. Wiem, że swoją wypowiedzią mogę narazić się niektórym osobom, ale to jest najmniejszy problem. Ważniejszą kwestią jest to, co dzieje się przy ruinach, nie do końca rozebranego budynku – miejscu gdzie znaleziono ciało dziecka. Chciałoby się zapytać: Ludzie, czego tu szukacie, co was tu sprowadza, co chcecie wyrazić swoją obecnością. Z pewnością, część osób przychodzi w to miejsce w dobrej wierze, kierując się szlachetnymi odruchami – zgoda. Palenie zniczy w tym miejscu jest jak najbardziej wskazane, ze zrozumiałych względów, ale przyczepianie kartek, na których można przeczytać słowa obraźliwe, wręcz wulgarne, pod adresem matki – sprawczyni tej tragedii, jest świadectwem, które wystawiają sobie ich autorzy. Skąd w ludziach tyle nienawiści, wręcz szowinizmu? Można dostrzec inne teksty - pełne bólu, żalu z powodu tej tragedii. Dziennikarze podchodzą do ludzi i zadają im różne pytania. Słyszałem na własne uszy jak grupa kobiet, niemal z pianą na ustach już tu, na miejscu wydała wyrok na sprawczynię tego czynu. Przytaczanie słów, jakie tam padły, byłoby nie na miejscu.

Tej małej, nieżyjącej Madzi już nie są potrzebnie pluszowe misie i inne zabawki, których jest tu niezliczona ilość i przybywa ich nadal. Najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że rodzice idą tam, ze swoimi, małymi dziećmi. Jestem pewien w stu procentach, że to miejsce nie jest dobre dla nikogo, a dla dzieci w szczególności. Tata, czy mama powinna wiedzieć, że najlepszym miejscem na spacery z dzieckiem jest park, może las, ale w żadnym wypadku nie miejsca, gdzie wydarzyła się tragedia, ani też cmentarz. Osobiście w sposób delikatny reaguję, kiedy widzę spacerującą po cmentarzu matkę z dzieckiem.

To, co się stało 24 stycznia w Sosnowcu jest dramatem dla wielu ludzi, głównie rodziny.  Ale nie zapominajmy, że jest to także osobisty dramat sprawczyni tego czynu, która nie dorosła do roli matki. Potępiam ją, ale częściowo usprawiedliwiam. „Ukrytych” sprawców jest więcej, chociażby jej rodzice, którzy nie dali jej dobrego przykładu – jak żyć, nie okazywali jej serca, co wynika z dziennikarskich relacji.   

W niedzielę, wieczorem słyszałem w telewizorze, jak psycholog powiedział rzecz pierwszorzędną, dotyczącą tego miejsca. Zaproponował, żeby po całym, trwającym obecnie „szaleństwie”, rozebrać resztki murów i splantować teren, gdzie było ukryte, zbeszczeszczone ciało.


Zadałem pytanie: Komu to wszystko służy? Odpowiadam – nikomu, chociaż... 

Znaczna grupa ludzi, którzy przychodzą w to miejsce, to osoby, które chcą, chociaż przez chwilę zaistnieć w telewizji – chcą by ich pokazano. Nie jestem gołosłowny. Wystarczy popatrzeć jak niektóre osoby, tam przebywające, przepychają się do przodu – przed kamerę. Oczywiście, część z nich, jak wspomniałem na wstępie, przychodzi, kierując się potrzebą serca. Zaproponowałbym ludziom tam gromadzącym się, żeby swoje szlachetne odruchy wykorzystali tam, gdzie są one naprawdę potrzebne. Wystarczy iść na cmentarz, by zobaczyć całe masy zaniedbanych, opuszczonych grobów. Lepiej byłoby, żeby misie i inne zabawki, zamiast leżeć w tym smutnym miejscu, do tego na gruzach, trafiły w ręce dzieci, które ich pragną do zabawy. Wiem, że łatwiej zapalić znicz i położyć zabawkę na grobie, niż zadbać o żywe dzieci. Niektórzy ludzie w ten sposób tłumią własne sumienia, których tak naprawdę nie da się oszukać. To nie tędy droga!

Osobną kwestią, jest rola, jaką w poszukiwaniu zaginionej dziewczynki odegrał pan Rutkowski, który podaje się za detektywa, a tak naprawdę nim nie jest. Jest to człowiek, który goni za „mamoną” i jest żądny sensacji. Robi wokół swojej osoby wiele medialnego szumu, uważając policję za nieudaczników. Wytoczył ciężkie działa przeciw policji. Myślę, że tym razem przegra nie tylko bitwę, ale całą wojnę. 

Ez[o]