środa, 23 maja 2012

Szlachetne zdrowie...


Szlachetne zdrowie, nikt się nie dowie,
Jako smakujesz, aż się zepsujesz.
                                            Jan Kochanowski

Do napisania tego posta skłoniła mnie cała seria spotkań ze znajomymi osobami, których widuję dość rzadko, ale jeśli już do nich dochodzi, to głównym i przeważnie jedynym tematem rozmów z nimi jest ZDROWIE. Uff! Uporczywe nękania pytaniami w rodzaju: Jak twoje zdrowie? Coś kiepsko wyglądasz – trochę schudłeś, czy aby nie jesteś chory? Czy wiesz, że Iksiański zmarł miesiąc temu?  Inni z kolei, czytając nekrolog zastanawiają się, na co zmarła osoba, której nazwisko widnieje w czarnej ramce. Unikam tego rodzaju spotkań, ponieważ psują mój dobry nastrój – pogarszają moje wibracje. Dla ignorantów szczupła sylwetka kojarzy się z chorobą, natomiast fałdy tłuszczu na brzuchu, to oznaka materialnego dobrobytu. Zejście kogoś z tego Świata, nie koniecznie znajomego, rodzi w ich głowach pytanie: Ciekawe, na co on zmarł? Nie przyjdzie im do  głowy myśl, że przejście „na drugą stronę”, to kolejny cykl – faza naszego życia, której niekoniecznie towarzyszy choroba. Niewielu ludzi wie, że długo przed śmiercią żegnamy się z Żywiołami, które nas przywitały w momencie narodzin. Pojawiające się tu i ówdzie zmarszczki, to nic innego jak Żywioł Ziemi nieśmiało opuszczający nasze grzeszne ciało. Słabnąca kondycja fizyczna – to gasnący w nas Ogień. Przechodząc obok przychodni lekarskiej widzę tłumy „chorych”. Wychodzący od lekarza idą z receptami w rękach, wprost do aptek, których na niewielkiej przestrzeni jest aż cztery. W zdecydowanej większości są to ludzie chorzy, ale między nimi zdarzają się hipochondrycy, którzy chodzą do lekarza z … nudów, wyszukują dla siebie choroby, by z czasem faktycznie na nie zapaść. Kto szuka – ten znajdzie. Uważam, że w tym miejscu jest zasadne pytanie: Czy można uniknąć przynajmniej niektórych chorób, nie wliczając w to stosowania szeroko pojętej profilaktyki? Flavio Anusz powiedział:

Nie zapominaj, że ból jest nieuniknioną częścią procesu rozwoju, ale cierpienie jest nadgorliwością, spowodowaną tym, iż nie chcesz zaakceptować swoich błędów.

Uważam, że warto wziąć sobie do serca to zdanie, ponieważ „samobiczowania się” mamy aż nadto na każdym kroku.

Nie jestem specjalistą nauk medycznych, a genetyka i nauki przyrodnicze są mi prawie obce, ale jako istota żyjąca - czuję, słyszę i widzę, co dzieje się wokół mnie dzieje. Postaram się odnieść do tematu zdrowia trochę inaczej, a mianowicie, spojrzeć na nie „okiem ezoterycznym”, ale zanim to nastąpi kilka zdań bardziej ogólnych związanych ze zdrowiem.

Włączając telewizor jesteśmy zasypywani reklamami banków, alkoholu (piwa), samochodów, a także, a może przede wszystkim reklamami leków różnego rodzaju. Każdy specyfik jest prezentowany w bardzo sugestywny sposób, często dość naiwny, a każda reklama kończy się ostrzeżeniem, które znają na pamięć wszyscy telewidzowie. Formułka ta jest pustosłowiem, nie jest przestrzegana przez ludzi, którzy biorą sprawy – leczenie się – we własne ręce, zabawiając się w lekarzy różnych specjalności. Powodów takich zachowań jest wiele, a że nie są one tematem tego posta, z całej długiej listy przytaczam tylko dwa. Służba zdrowia jest „chora” – brak jej pieniędzy, jest źle zarządzana, co skupia się na pacjencie – ostatnim ogniwie tego długiego biurokratycznego łańcucha. Doskonale pamiętam czasy, kiedy będąc dzieckiem chodziłem z matką do „jedynej” apteki w mieście. Znaczna część leków była robiona przez aptekarzy na miejscu, co obecnie należy do rzadkości. Odmierzoną ilość tabletek, które miały wystarczyć do kuracji, wsypywali do papierowej torebki. Nasze babki, stosowały profilaktycznie różne, ziołowe mikstury, których nie brakowało w żadnym domu. To, o czym piszę, obecnie nazywa się leczeniem niekonwencjonalnym, a wówczas było czymś zupełnie normalnym. Jeszcze do dziś, głównie na wsiach, leczenie ziołami ma miejsce, między innymi, dlatego, że „surowiec” jest w zasięgu ręki i nic nie kosztuje. Wygodniej jest wejść do apteki i kupić gotowy środek, jakich według powiedzenia - jest do wyboru, do koloru. O ile mnie pamięć nie myli, to Awiessałom Podwodnyj – rosyjski ezoteryk, stwierdził, że:

Leczenie farmakologiczne, polega na zamianie choroby
ze stanu ostrego w stan przewlekły.

Słyszę wiele gorzkich słów pod adresem medycyny niekonwencjonalnej, a ich wyrazicielami często są… sami lekarze, którymi kieruje strach przed utratą pacjentów. Przed chwilą cytowany rosyjski ezoteryk powiedział: Krytykowanie naszej medycyny, aczkolwiek jest zajęciem ogólnie przyjętym, nie ma większego sensu. Jaką karmę ma ludzkość, takich też mamy lekarzy. Czy lekarze są winni? Myślę, że nie, a jeśli chcemy doszukać się ich winy - to można, ale w bardzo ograniczonym zakresie, o czym jeszcze wspomnę. Jeden z lekarzy z wieloletnim doświadczeniem, mój kolega, stosuje "na własnym ciele" akupresurę, która pomaga mu w pewnym dość uciążliwym schorzeniu. Z kolei, znany na Dolnym Śląsku bioenergoterapeuta (autentyczny, nie „podróbka”), dość regularnie jeździ do stolicy, a konkretnie do hotelu sejmowego, gdzie spotyka się z posłami, oczywiście nie w celach towarzyskich. Jego pacjentami są także lekarze, którzy – jak powiedział – często starają się nie ujawniać swoich zawodów. Muszę przyznać, że kilka razy korzystałem z jego pomocy, kiedy potrzebowałem oczyszczenia organizmu z nagromadzonych dość pokaźnych „brudów energetycznych”.

Ezoteryka ułatwia swoim „podopiecznym” zrozumienie zawiłych mechanizmów, które rządzą Kosmosem, które pomagają im zdrowiej i bardziej świadomie żyć. Mam na myśli między innymi akupunkturę, akupresurę, homeopatię, radiestezję, czy też w pośredni sposób Tarota i inne narzędzia do dywinacji. Osobnym tematem jest magia praktyczna, którą możemy zastosować w terapii. Często w sposób nieświadomy korzystamy z dobrodziejstw magii. Wcześniej wspomniane ziołolecznictwo, toż to nic innego jak działanie magiczne w najczystszej formie.

Kilka miesięcy temu, w telewizorze widziałem krótki reportaż, gdzie grupa, głównie młodych ludzi inspirowana przez „kogoś”, próbowała ośmieszyć ludzi, którzy zajmują się homeopatią, jako metodą leczenia. Przed kamerami „żarli” (inaczej nie można to określić) całymi garściami specyfiki homeopatyczne, wyrażając się o nich pogardliwie i z ironią. Dałbym dobrą radę, (tym razem za darmo), żeby ci pyszałkowie byli bardziej pokorni, nie igrali z czymś, czego nie znają, ponieważ kiedyś może się to odbić im przysłowiową „czkawką”. Wiem, co mówię. Akupunktura i akupresura, głownie w Chinach jest stosowana od tysięcy lat i co najważniejsze jest skuteczna. Wielu Europejczyków jeździ do Państwa Środka by tam doskonalić swoją wiedzę w tym sposobie leczenia, który „tam” jest uważany za „normalny”. Wielu chorych, którzy w Europie zostali skazani na niechybną śmierć, zostało w Chinach wyleczonych, z czym muszą się godzić lekarze sceptycznie nastawieni do akupunktury i innych "egzotycznych" metod leczenia.

Specjalistą w radiestezji zdrowia w Polsce jest profesor Zbigniew Królicki, wykładowca Politechniki Wrocławskiej, który w swojej książce poświęconej radiestezji zdrowia, zamieścił motto: „Lepiej być wyleczonym przez ignoranta, niż pozostawionym z cierpieniem przez profesjonalistę”, którego autorem jest L. J. Trillot. Nic dodać, nic ująć. Byłbym niesprawiedliwy, jeśli bym nie wspomniał o pani Karolinie Myss, która jest specjalistą od diagnoz intuicyjnych. Współpracuje ona z ośrodkami akademickimi w Stanach Zjednoczonych. Wiele osób zawdzięcza jej życie, ponieważ potrafiła z dużym wyprzedzeniem przewidzieć grożące im niebezpieczeństwa – wykryć ogniska chorobowe, niewidoczne dla najnowszych urządzeń diagnostycznych. Twierdzi, że dla prawidłowego funkcjonowania ludzkiego organizmu, trzeba przestrzegać trzech zasad: 1. Biografia staje się biologią; 2. Siła wewnętrzna jest niezbędna dla zdrowia; 3.Sam możesz sobie pomóc wyzdrowieć. Ze zrozumiałych względów, nie sposób rozwinąć, omówić poszczególnych zasad.   

Nie odkryję Ameryki, a jedynie przypomnę, że w pewnych regionach Świata ludzie są leczeni przez szamanów, znachorów i innych uzdrowicieli. Uważam, że jeśli te sposoby leczenia są skuteczne, przynoszą odpowiednie efekty – sprawdzają się, to nikt nie ma prawa ingerować, wtrącać się, a tym bardziej ich krytykować, co niestety coraz częściej zdarza się słyszeć. 

Na zakończenie, kilka zdań o leczeniu w naszym rejonie Świata, a ściślej w naszym kraju. Lekarz stał się akordowym pracownikiem, który pacjentowi poświęca zbyt mało czasu, ponieważ zwierzchnicy narzucają mu różnego rodzaju limity, wskaźniki, zlecają dodatkowe „papierowe zadania”, z którymi musi się uporać w określonym terminie. Podobnie jak wróżbita, tak i lekarz powinien nawiązać z pacjentem ścisły kontakt, poznać jego osobiste problemy, które często są przyczyną choroby. Lepiej sytuacja przedstawia się w szpitalach, gdzie lekarz ma bliższy kontakt z chorym, a tym samym współpraca miedzy nimi może być lepsza. Niestety, ale sam lekarz nie jest w stanie pomóc choremu, który nie podejmie z nim współpracy. Mówi o tym pani Karolina Myss, w drugiej zasadzie o prawidłowym funkcjonowaniu organizmu. Znam przykład, gdzie w karcie zgonu lekarz napisał: „Pacjent nie podjął współpracy z lekarzem”.  

Wiem, że bardzo wiele pytań pozostawiam bez odpowiedzi, chociażby wpływ zaburzeń ciał subtelnych na ciało fizyczne, problem leczenia holistycznego, wpływ planet na zdrowie człowieka, itd., itd…

Szczęście to wielkie,
że zdrowia nie można kupić za pieniądze,
bo by wszystko wykupili bogacze,
a dla biednych nic by nie zostało.
Karol Juliusz Weber 

Ez[o]