sobota, 3 grudnia 2011

Nasi skrzydlaci przyjaciele



Puk, puk, ptaszek do okienka:
- „Niech tam otworzy panienka;
bo to teraz straszna zima,
nigdzie i ziarneczka nie ma”.

I ptaszynie otworzyli,
ogrzali i nakarmili.

A ptaszyna, wdzięczna za to,
śpiewała im całe lato.


Wierszem Stanisława Jachowicza „Ptaszek w gościnie” zapoczątkowałem tego posta, którego między innymi traktuję, jako apel, o dokarmianie ptaków. 

Mój kolega Henryk Cz., obrońca przyrody, z lornetką w ręku, każdego dnia przemierza kilkanaście kilometrów po terenach przylegających do Podzamcza, największej dzielnicy Wałbrzycha, „doglądając” swoich podopiecznych – ptaków. Dokarmia je, zakłada nowe budki lęgowe, dzięki czemu populacja ptaków pozwiększa się, mimo wypierania ich coraz dalej, przez budowanie nowych marketów. We własnym mieszkaniu posiada inkubatory, w których wylęgają się młode bażanty. Po osiągnięciu odpowiedniego wieku, wypuszcza je na wolność. Henryk jest skromnym człowiekiem, obrońcą przyrody, a wszystko to robi z pasją, zaangażowaniem, poświęcając swój czas. Nikt nie wymaga od nas takiego poświęcania własnego czasu i … pieniędzy, o jakim piszę powyżej. Wystarczy, że spojrzymy przez okno, wyjdziemy na balkon i przekonamy się, że ptaki są wokół nas. Pamiętajmy, że

W okresie jesienno-zimowym, nasi „skrzydlaci przyjaciele”
proszą nas o ich dokarmianie.

Nie możemy być ślepi i głusi. Jeśli ktoś nie ma wystarczająco dużo wyobraźni, niech przez chwilę poczuje się ptakiem, siedzącym na drzewie, które jest targane przez zimny wiatr, a do tego zacinający śniegiem. Jeśli i to nie jest wystarczającym argumentem, by poruszyć jego serce, niech przynajmniej – nie płoszy i nie przegania ptaków. Będąc na spacerze z Heliosem, widzę pod oknami domów, walające się duże ilości chleba, często całe bochenki, które rzekomo są karmą dla ptaków. Tu, na usta cisną się mocne słowa – trzeba być nienormalnym, bezmyślnym człowiekiem, żeby tak robić. Rozkładające się pieczywo, stwarza zagrożenie epidemiologiczne dla środowiska i dla nas - ludzi. Jeśli ktoś naprawdę chce dokarmiać ptaki, niech robi to „z głową”.

Złożone jajka na modrzewie i wyklute maluchy.


Para młodych [u siebie] na naszym balkonie.


Po egzekucji modrzewia.

Mieszkam w bloku – molochu, na piątym piętrze. Jeszcze kilka lat temu, przed blokiem rósł dorodny modrzew, który sięgał mojego piętra. Był on azylem dla ptactwa. Obserwowałem parę gołębi „cukrówek’, które uwiły na nim gniazdo, wykluła się para młodych gołębi, które regularnie, przez dwa lata, przylatywały na nasz balkon, gdzie dokarmialiśmy je. Tu mogą odezwać się głosy o pladze gołębi na osiedlach. To wszystko jest prawdą, podzielam ten pogląd, ale nie możemy popadać w skrajności. Modrzew ten był także przystankiem, miejscem „przysiadu” sikorek, które miały zaledwie kilka metrów do naszego balkonu. Niestety, zarząd wspólnoty mieszkaniowej zadecydował, żeby modrzew ściąć. Egzekucja, tego dorodnego iglaka przebiegała burzliwie. Żona buntowała się, ale … nic nie wskórała. Zrobiło się cicho, smutno, sikorki wyniosły się w inne miejsce, własnoręcznie wykonany karmik trafił do lamusa. Po dwóch latach nieobecności, końcem września na balkon przyfrunęła pierwsza sikorka. Przywitałem ją ziarnami słonecznika. Na drugi dzień, na balkonie była gotowa „stołówka”. Zamocowałem karmik, którego „przepustowość” po tygodniu okazała się za mała – zaczęły przylatywać nowi „stołownicy”. Po drugiej stronie balkonu umieściłem podstawek od doniczki z ziarnami słonecznika. Każdego dnia przylatuje około dwadzieścia sikorek. Dopisuje im apetyt. Oprócz słonecznika zawieszam słoninę i codziennie wlewam do płaskiego naczynia świeżą wodę, która jest niezbędna, ponieważ od trzech tygodni nie padały deszcze. Zimą, kiedy leży śnieg, ptaki mają wody pod dostatkiem. Co kilka dni, zdejmuję resztki niezjedzonej słoniny, a na jej miejsce zakładam świeżą.

Mamy dodatkowy obowiązek, który jednocześnie jest zajęciem, które wykonujemy z przyjemnością. Kilka razy dziennie trzeba czyścić „stołówkę”, wsypywać świeże porcje słonecznika, zmieniać wodę, zamiatać posadzkę na balkonie. Po tych zabiegach pielęgnacyjnych, sikorki niemal natychmiast zjawiają się przy karmikach, z bardzo prostego powodu. Siedzą one na pobliskiej wierzbie i obserwują ruchy na balkonie. Kiedy firanka zostanie zasłonięta, jak na komendę podrywają się i fruną do swojej "restauracji".

Jeśli ktoś decyduje się na dokarmianie ptaków, musi zdać sobie sprawę z tego, że

Ptaki bardzo szybko przywiązują się do miejsca,
gdzie znajdują wyłożoną dla nich karmę.

Dlatego powinniśmy być konsekwentni, nie możemy pozwolić sobie na przerwy w dokarmianiu. Ptak, który zdążył się przyzwyczaić do miejsca, w którym otrzymuje pokarm, staje się zależny od nas. Nasza nierzetelność, może w skrajnych przypadkach doprowadzić do jego śmierci. Uważam, że zanim podejmiemy decyzję o dokarmianiu, wcześniej powinniśmy głęboko się zastanowić, czy będziemy w stanie wywiązać się z tej „niepisanej umowy” ze skrzydlatymi przyjaciółmi”.

Osobnym tematem są karmiki, o których tak naprawdę, niewiele wiemy, a przekonałem się o tym na własnej skórze. W marketach budowlanych jest dużo karmików, które wyglądają bardzo ładnie, są wykonane z dobrych materiałów, ale większość z nich, to atrapy, dekoracje, niespełniające swoich zadań. Między innymi, dlatego postanowiłem sam wykonać karmik. Wiele razy poprawiałem go, udoskonalałem, aż w końcu udało się. Użyłem do tego celu dobrych materiałów – sklejki wodoodpornej i drewna bukowego. Mam cichą satysfakcję z tego, że własnoręcznie wykonałem karmik, który jest funkcjonalny i trwały.

Jako człowiek, który tym życiem rozkoszuje się wiele lat, pozwalam sobie na małą retrospekcję, związaną z omawianym tematem. W latach pięćdziesiątych, sześćdziesiątych, a może i później, w szkołach był przedmiot, który nazywał się „prace ręczne”. Dziewczęta zajmowały się szmatkami, gałgankami, a chłopcy, miedzy innymi wykonywali…. karmiki dla ptaków. Tak naprawdę, to tatusiowie kleili, zbijali budki i karmiki, które ich pociechy niosły do szkoły, by poddać je ocenie nauczyciela. Śmieszne, a zarazem demoralizujące, ale to już mniejsza z tym. Karmiki te były umieszczane w szkole, w różnych miejscach, między innymi, na parapetach, na zewnątrz przy oknach. Miało to walor wychowawczy i poznawczy. Dzięki temu, ptaki były dokarmiane na masową skalę, wyrabiało to wrażliwość i szacunek dzieci do otaczającej przyrody. Było, minęło.


Na zakończenie trochę ezoteryki. W Milikowicach koło Świebodzic, od niepamiętnych czasów, wiosną przylatują bociany do swojego gniazda. Niedaleko od tego miejsca znajduje się luksusowa willa, której właściciel miał „kaprys”, żeby u niego zagnieździły się bociany. Stworzył im idealne warunki do bytowania – na słupach założył obręcze, które miały służyć, jako podstawa do zrobienia gniazda. Kiedy boćki zignorowały te udogodnienie, umieścił gniazdo, które także pozostało puste. Zapomniał ten człowiek, o jednym, że bocian zakłada gniazdo w miejscu bezpiecznym, gdzie będzie czuł się dobrze on i jego potomstwo, gdzie są dobre wibracje. Bocian nie patrzy na gospodarstwo, gdzie jest bogactwo, przepych, stoją luksusowe auta
.
Z kolei, moja znajoma nie mogła dać sobie rady z parą gołębi, która za wszelką cenę usiłowała zrobić gniazdo na jej balkonie. Doszło do tego, że gołębica złożyła jajka na posadzce, na której leżało zaledwie kilka suchych patyków. Nie wiedziała, co ma dalej robić. Kiedy sprawdziłem, co jest jej totemem zwierzęcym, okazało się, że jest nim… gołąb. Doradziłem Marii, żeby nie usuwała tych jajek, by wykluły się pisklęta. Młode gołębie okazały się wyjątkowo spokojne, nie zanieczyszczały balkonu poza strefą, którą wymusiła na nich właścicielka mieszkania. Kiedy młode odfrunęły na zawsze, Maria poczuła pustkę, którą odczuwała jeszcze bardzo długo. Kiedy powiedziałem Marii, że jej drzewem ochronnym jest dziki bez – zaniemówiła. Powiedziała mi, że pierwszym drzewem, jakie zasadziła na działce, był właśnie ten krzew. Zwierzyła się, że kiedy usuwała stare drzewa, za każdym razem omijała stary usychający krzew dzikiego bzu. Robiła to intuicyjnie.

Coraz bardziej stajemy się egoistyczni, nie zważamy na potrzeby innych ludzi. Większość z nas postrzega przyrodę, jako mało znaczącą „dekorację”, którą można dowolnie przestawiać. Nie zapominajmy, że podobnie jak my, także zwierzęta, w tym ptaki, są  Mikrokosmosem, w olbrzymiej machinie, jaką jest Makrokosmos. Musimy żyć w pełnej symbiozie ze wszystkim, co nas otacza, ponieważ nie mamy innej alternatywy.  



 Ez[o]

Na filmikach - Sikorki na naszym balkonie.