niedziela, 12 sierpnia 2012

Idee olimpijskie?


Cytius,  AltiusFortius.
Oficjalne motto Igrzysk olimpijskich. 


Dziś w Londynie kończą się jubileuszowe – XXX Letnie Igrzyska Olimpijskie. Wreszcie zacznę normalnie funkcjonować, wrócę do normalnego rytmu dnia, który sam zakłóciłem śledząc transmisje sportowe z Londynu. Nie jestem fanatycznym kibicem, ale co cztery lata oglądam to największe sportowe widowisko. W moim dość długim życiu byłem świadkiem wielu olimpiad, mniej lub bardziej udanych dla polskich sportowców, pamiętam także bojkot olimpiady w dawnym ZSRR (w Moskwie) a także masakrę w Monachium w 1972 roku. Równolegle z walkami na matach, na ringu, czy bieżni, jesteśmy świadkami wydarzeń pozasportowych, które możemy obserwować na żywo dzięki wynalazkowi XX wieku – TV. Kamery i mikrofony to wielka oręż w rękach dziennikarzy, którzy nie pozwolą, żeby jakieś wydarzenia umknęło ich uwadze, natychmiast przekazują je „w świat”. I bardzo dobrze. 

Być może mylę się, ale uważam, że twórca, pomysłodawca nowożytnych Igrzysk Olimpijskich – francuski baron Pierre de Coubertin nie przypuszczał, że jego idee olimpizmu w XXI wieku ulegną częściowej degradacji, stracą na wartości a ich blask nieco przygaśnie. Uważał On, że sport ma zbliżać narody i wychowywać młodzież w duchu pokoju, czego symbolem jest pięć kół na fladze olimpijskiej, którą zresztą sam zaprojektował. Wiem, że Świat (nasz glob) jest w ciągłym rozwoju, jako część całości – Kosmosu. Wiem, że sport ulega ciągłej komercjalizacji – podlega prawom rynkowym, co wzbudza mój niepokój, co do jego dalszej przyszłości. Oczywiście nie mam zamiaru przeciwstawiać się zachodzącym zmianom, ponieważ byłaby to przysłowiowa „walka z wiatrakami”. Kiedy zgaśnie znicz olimpijski, przez pewien czas tzw. środki masowego przekazu będą podsumowywały Olimpiadę – dziennikarze będą krytykowali organizatorów, sportowców, będą wytykali niedociągnięcia organizacyjne itp. kwestie. Po kilku dniach cały ten szum medialny umilknie i wszystko „wróci do normy”, co oznacza, że za kolejne cztery lata będziemy świadkami biadolenia o skostniałych strukturach władz MKOl’u, które nic nie robią by zreformować się i kontynuować szlachetne dzieło francuskiego barona, pana Pierra de Coubertin’a. Niżej przedstawię swoje (budzące niepokój) refleksje związane z kończącymi się Igrzyskami Olimpijskimi w Londynie.

Wiem, że kontuzje w sporcie zdarzają się często i nie sposób ich uniknąć, ponieważ organizm zawodniczek i zawodników pracuje „na maksa”, co w terminologii technicznej określa się jako zmęczenie materiału. Widać gołym okiem, że w Londynie ilość kontuzji jest znacznie większa niż na dotychczasowych olimpiadach. Wydaje mi się, że część zawodników przyjechała z nie do końca wyleczonymi urazami, które podczas startu odnawiają się, czego smutną konsekwencją jest eliminacja sportowca z dalszej rywalizacji. Podczas biegów eliminacyjnych na 110 metrów przez płotki, przewróciło się aż trzech zawodników, w tym Polak, który nie dobiegł nawet do pierwszego płotka. Skandal. Należałoby lekarzom i trenerom zadać pytanie: Dlaczego wysyłają na olimpiadę niesprawnych zawodników i czy liczą na to że stanie się cud? Cuda się zdarzają, ale w sporcie raczej rzadko.  Hasło – sport to zdrowie, należałoby zmienić na – trzeba mieć zdrowie by uprawiać sport


Sędziowanie pozostawia wiele do życzenia. Każdy człowiek jest omylny, może popełnić błąd – zrozumiałe, ale nie znajduję usprawiedliwienia w sytuacji, kiedy czterech sędziów interpretuje różnie jedno wydarzenie. Środki techniczne, a ściślej elektroniczne miały wyeliminować ewentualne pomyłki sędziów, ale okazuje się, że często są one przeszkodą dla zawodników i sędziów.  Na planszach szermierczych zawodnicy są obwieszeni lampkami, kablami, a mimo tego sędziowie kłócą się między sobą, nie mogą znaleźć wspólnego języka, czy trafienie zostało zadane prawidłowo, czy nie. Skandalicznie zachowali się sędziowie podczas walki na szpady między Niemką a Koreanką Shin A Lam, którą „pozbawili” medalu. Koreanka nie mogła pogodzić się z „werdyktem” pseudo-sędziów i przez godzinę zrozpaczona siedziała na szermierczej planszy. Piątkowy konkurs rzutu młotem kobiet, prasa określa mianem „kontrowersyjny”, a to za sprawą „pomyłki sędziowskiej”. Arbitrzy uznali za spalony rzut w czwartej serii Niemki Betty Heidler, co klasyfikowało ją na ósmym miejscu. Ekipa niemiecka wniosła protest i „po targach” z sędziami Heidler wróciła na trzecie medalowe miejsce. Każdego olimpijskiego dnia podobnych „kwiatów” jest bardzo dużo. Oczywiście „ofiarami” sędziowskich „pomyłek” stali się także polscy sportowcy, którzy wrócą do kraju zawiedzeni. W tym akapicie użyłem cudzysłowu wiele razy, co znaczy, że odnoszę się z pewnego rodzaju sarkazmem do sędziowania w Londynie. Wyrządzona krzywda najprawdopodobniej pozostawi w sercu zawodnika niezagojoną ranę do końca życia. I gdzie tu ideały olimpizmu wypracowane przez francuskiego barona? Sędziowie podobnie jak sportowcy składają ślubowanie, które jest przez nich łamane na każdym kroku. Co na to władze MKOl’u?  Ano, nic! Najprawdopodobniej sędziami są tzw. „swoi ludzie”. 

Migracja ludzi jest rzeczą naturalną, w sytuacji, kiedy bez przeszkód możemy przemieszczać się niemal po całym Globie, z małymi wyjątkami. Mam tu na myśli Polaków, których obowiązują wizy do Stanów Zjednoczonych, do kraju naszego „wielkiego sojusznika”. Migracja, najczęściej wiąże się ze zmianą obywatelstwa, które stawia przybysza na równych prawach z rdzennymi obywatelami danego kraju, w tym także do prawa reprezentowania na imprezach sportowych rangi mistrzostw świata, czy omawianych Igrzysk Olimpijskich. Po raz kolejny, jestem zmuszony użyć określenia – „niestety”, ponieważ nasila się coraz bardziej pewne zjawisko, które jest wytrychem, który otwiera bramę do reprezentowania cudzoziemców-sportowców w barwach innego kraju. Mechanizm jest prosty, a zarazem nieetyczny. Państwa bogate „kupują” dobrych sportowców z krajów biedniejszych, nadają im obywatelstwo, a ci zakładają dresy z godłami swoich „chlebodawców”. Chińczycy mają świetnych pingpongistów, co sprawia, że na olimpiadzie reprezentują oni różne kraje, w tym Polskę Podobnie sprawa wygląda, jeśli chodzi o biegaczy z Kenii czy Etiopii, którzy „dla chleba” biegają w barwach innych państw. Takich przykładów jest znacznie więcej, mam na myśli ciężarowców, czy zapaśników, którzy wywodzą się głównie z azjatyckiej części byłego ZSRR. Zadaję pytanie: Czy jest to zgodne z duchem olimpijskim – szlachetną sportową rywalizacją między narodami?  Odpowiedź jest banalnie prosta, jak postawione pytanie. 




Na temat startu Polaków na Igrzyskach Olimpijskich w Londynie nie będę się rozpisywał, ponieważ każdy z nas ma swoje wyrobione zdanie na ten temat. Jak zwykle, faworyci zawiedli. Wymachiwanie szabelką to nasza narodowa specjalność, czego dowodem jest występ polskich siatkarzy, którzy widzieli siebie na najwyższym podium ze złotymi medalami na piersi, podobnie jak pani Jędrzejczak, która usiłowała pogodzić pływanie i udział w telewizyjnym show. Przegrana na olimpiadzie – porażka, powinna stać się lekcją pokory, z której należy wyciągnąć wnioski na przyszłość. Oby. 

Należy podziękować naszym, polskim medalistom a także przegranym – pechowcom i ofiarom sędziowskich „pomyłek”.  Medaliści są witani z fanfarami, w blasku fleszy i kamer. Mogą także liczyć na śniadanko z panem premierem, gdzie czują się skrępowani, w odróżnieniu od gospodarza, który w ten sposób poprawia swoje notowania - rosną mu "słupki". Widziałem w telewizorze powracającą z Londynu panią Anię Rogowską, naszą tyczkarkę, tym razem wielką przegraną Na Okęciu, ta drobna kobieta męczyła się ze swoim ekwipunkiem – torbami i tyczkami, które spadały jej z wózka. Nie była rozpoznawana przez obecnych tam ludzi. Jestem pewien, że jako medalistka, mogłaby być spokojna o swój bagaż, a być może Ją samą ludzie by nieśli na rękach.

Wielkie wzruszenie na twarzach „silnych facetów” Adriana Zielińskiego i Damiana Janikowskiego, naszych medalistów, udzieliło się także i mnie. Niebywałe wrażenie zrobiła na mnie pani Zofia Noceti-Klepacka, która zdobyła brąz w windsurfingu. Jeszcze przed wyjazdem do Londynu, powiedziała, że jeśli zdobędzie medal olimpijski to zlicytuje go, a uzyskane pieniądze przekaże na leczenie Zuzi, małej dziewczynki, która choruje, na mukowiscydozę. Piękny, szlachetny gest naszej medalistki. Pani Zosia nosi przy sobie zdjęcie chorej dziewczynki. 



Nie wszyscy oglądający Igrzyska Olimpijskie zauważyli (przynajmniej moi znajomi), że dominującym na arenach sportowych kolorem jest fiolet. Znaczna część tzw. infrastruktury – parasole, napisy, niektóre urządzenia stadionowe a także medalowe szarfy, są właśnie w tym kolorze. Mam nadzieję, że projektanci tego wielkiego sportowego przedsięwzięcia, jakim są Igrzyska Olimpijskie, wybrali kolor fioletowy, kierując się nie tylko względami marketingowymi. Fiolet jest kolorem rzadko używanym, na co dzień, a dlaczego tak jest? Coś na ten temat mogą powiedzieć ludzie zajmujący się chromoterapią. Ostatni akapit tego posta okazał się trochę ezoteryczny. Tak wyszło.


Ez[o] 

Zdjęcia pochodzą z olimpijskich serwisów informacyjnych zamieszczanych w Internecie.