czwartek, 23 czerwca 2011

Victorian Romantic Tarot [4]


CESARZOWA

Archetyp: Matka
Określenie: Władczyni.
Tytuł władczyni piastowały kobiety w starożytnym Egipcie, Izraelu i Japonii.    

Poprzedni Wielki Arkan - Arcykapłanka, traktował o „wyższych uczuciach”, które są ściśle związane z rozwojem duchowym, który przez większość ludzi jest marginalizowany, pozostaje w cieniu, a dzieje się tak, głównie za sprawą nawału obowiązków dnia codziennego. Wieczorna, a rzadziej poranna modlitwa jest okazją do tego, by nawiązać kontakt z Bogiem, chociaż najczęściej ogranicza się on do próśb różnego rodzaju. Tak naprawdę, schodzimy na Ziemię by rozwijać się duchowo, by w każdym wcieleniu przepracować nowe lekcje, które podlegają bezwzględnemu prawu karmy, które nie przewiduje amnestii, prawa łaski i innych przywilejów, z jakich człowiek może skorzystać, jako obywatel demokratycznego kraju. Na ten temat można rozprawiać godzinami, o czym być może szerzej odniosę się, kiedy dojdę do Wielkiego Arkanu - Sprawiedliwość. Póki co, rozwój duchowy pozostawiam w spokoju, ponieważ Cesarzowej zadaniem jest tworzenie, kreacja w szeroko pojętym zakresie. Oprócz ducha, ważne jest ciało, o które musimy dbać niezwykle pieczołowicie tak, by pozostawało w harmonii, w pełnej równowadze z tym pierwszym. Właśnie Cesarzowa jest tą, która w razie potrzeby, przywoła nas do porządku, czyniąc to niekiedy w sposób dość drastyczny, z czym trudno pogodzić się ludziom, którzy nie posiedli wiedzy tajemnej.
  
Cesarzowa ściśle wiąże się z ciałem fizycznym, z materią, która wszystkim ludziom jest najbliższa, jest czymś namacalnym. Chodzimy po ziemi, dotykamy drzew, głaszczemy zwierzęta, wąchamy kwiaty, jemy soczyste owoce, leżymy na piasku, słuchamy odgłosów przyrody, przemieszczamy się środkami komunikacji, tak możemy wyliczać w nieskończoność. Współczesny człowiek ukierunkowany jest na materię – widocznie taki jest nakaz czasu. Chociaż coraz częściej, zaczynamy zwracać się w stronę zaniedbanych wartości duchowych, ale najczęściej czynimy to dość chaotycznie, co jest pożywką dla różnego rodzaju wróżek, energoterapeutów, którzy często w sposób natrętny oferują swoje usługi!.

Cesarzowa w Tarocie Wiktoriańskim, znacznie różni się od tej, jaką zwykliśmy oglądać w większości talii. Tu nie zobaczymy kobiety siedzącej na tronie, z koroną na głowie, z insygniami w ręku, postaci pełną powagi i majestatu. Stąd moja fascynacja Tarotem Wiktoriańskim, który jest doskonałym narzędziem do medytacji na różne tematy.

Przenoszę się teraz na łono natury, gdzie spotkałem Panią Cesarzową. Już na pierwszy rzut oka, można poczuć, że panuje tu nastrój sielankowy, pełen ciepła. Anielski spokój sprawia, że od początku czuję się tu zrelaksowany, odprężony. Świeża, soczysta zieleń łąk i krzewów, które obficie kwitną, przepiękny błękit nieba, które się ze sobą mieszają – wszystko to sprawia, że można tu oddychać pełną pełną piersią, rozkoszować się zapachem wiosennego powietrza, którego tu w nadmiarze. Po lewej stronie widać fragment budowli, być może sakralnej. W tej oto scenerii widzę Cesarzową, która siedzi na skale, a nie jak przywykliśmy Ją widywać na tronie. Jej luźna szata wskazuje, że czuje się w niej swobodnie, może wykonywać nieskrępowane ruchy. Kolory ubrania – niebieski, czerwony i zieleń, to barwy wiosny, które mają głębsze, symboliczne znaczenie. Cesarzowa na głowie ma wianek upleciony z wiosennych kwiatów. A, że taka ozdoba nie jest noszona na głowie na co dzień, podkreśla jego niezwykłość, stwarza nastrój święta i radości. Jak przystało na archetypową Matkę, nie jest sama, opiekuje się dwoma cherubinkami. Jednego z nich tuli do swej piersi, całując go. Drugi natomiast siedzi u Jej stóp, jest częściowo ubrany w szatę o kolorze jasnego fioletu. Na ręku usiadł motylek, któremu się on przygląda. Skrzydlatych stworzeń jest tu więcej. Para „zakochanych” gołębi znalazła swoje miejsce u stóp Cesarzowej. Leżący kołczan ze strzałami, z niebieskim paskiem, jest zwiastunem, że wiosna zawitała na dobre.

Piękno tej karty rozciąga się znacznie dalej, poza ramy archetypu i zawartą w niej symbolikę, dlatego z powodzeniem można ją potraktować, jako niezwykle sympatyczny obrazek i zatytułować go  – wiosna


Przemyślenia. Kiedy decydujemy się zgłębiać wiedzę tajemną, powinniśmy wdrażać w swoje życie pewien, pozornie banalny nawyk – bacznego obserwowania tego, co się wokół nas dzieje. Wszystko to zostaje zapisane w prawej półkuli, która jest naszym „twardym dyskiem”, którego zawartości nikt nie wymaże. Jest to niezwykle ważne, ponieważ podczas medytacji, sięgamy do głębokich pokładów naszej podświadomości (prawej półkuli).

Wszystkie cztery pory roku, jakich doświadczamy w naszej strefie klimatycznej, są doskonałym źródłem do medytacji. Kiedy w moich uszach zabrzmi słowo – Cesarzowa, już wiem, że nastała wiosna. Przed trzydziestu kilku laty, kiedy spełniły się moje marzenia, – kiedy zamieszkałem wśród gór, wczesną wiosną, sam wybrałem się na Ślężę. Na szczycie było jeszcze zimno, ale słońce operowało na tyle mocno, że opalało twarz, a ogrzane zeschłe liście pachniały w sposób, który trudno wyrazić słowami. Schodząc na stronę południową, w kierunku Sulistrowiczek, musiałem chwilami brnąć po zwałach mokrego śniegu, który topiąc się tworzył strumienie, których nie sposób było ominąć, co przypłaciłem przeziębieniem U podnóża natknąłem się na rozlewisko, którego obejście zajęło mi wiele czasu. Tu na dole kępki zielonej trawy, a na górze zima. Śpiew ptaków, napotkane stado muflonów, szmer płynącej wody pamiętam do dzisiaj.

Wiosna – Cesarzowa pobudza wszystkie zmysły, dlatego:

Kto zna zapach świeżo oranej ziemi,
kto dostrzega piękno kolorowych polnych kwiatów,
kto potrafi wsłuchać się w śpiew skowronka,
kto zauważa przylot pierwszych bocianów,
kto czuje ciepło promieni słonecznych na twarzy,
kto czuje, że jego serce zaczyna bić radośniej na widok płci przeciwnej
ten wie, czym naprawdę jest wiosna.

Cesarzowa – Wielka Kreatorka wiąże się z macierzyństwem, o którym nie wiem, dlaczego tak mało się mówi. Temat staje się nośny wśród polityków przed wyborami, by później o nim zapomnieć, aż do następnych wyborów. Uważam, że już samo słowo macierzyństwo ma głęboki wydźwięk i zasługuje by odnosić się do niego z szacunkiem, ponieważ oznacza piękno rodzącego się życia, jego pielęgnowania i troski o nie. Kobieta w „stanie błogosławionym” jest kimś, kogo należy traktować w szczególny sposób. Niestety, częstym obrazem jest widok stojącej w autobusie kobiety w ciąży, której jakoś nie zauważają inni pasażerowie. Kilka dni temu będąc w urzędzie pocztowym, przyszła kobieta z „maleństwem” w wózku. Zaproponowałem, by została załatwiona poza kolejnością, Wówczas jeden z interesantów (starszy mężczyzna!), coś pomrukiwał pod nosem. Całe szczęście, że pozostali wykazali się wyrozumiałością. Bycie matką jest czymś pięknym, ale jednocześnie stanowi dla niej nie lada wyzwanie, a jest nim wychowanie dzieci. Chociaż obowiązek ten powinien rozkładać się równomiernie na obojga rodziców, w rzeczywistości najwięcej obowiązków spada na barkach matki. Coraz więcej kobiet samotnie wychowuje dzieci, a przyczyn tego jest wiele.


Wiele lat temu widok kobiety karmiącej piersią swoje dziecko był czymś zupełnie naturalnym, nie wzbudzał tyle emocji co obecnie. Na czołach mamy wypisaną tolerancję, a rzeczywistość jest brutalna. Niektórzy moi Rodacy publiczne karmienie piersią określają widokiem obscenicznym! (Filmik z You Tube) Picie alkoholu i używanie wulgaryzmów na ulicy to coś normalnego!!! Pozostawiam to bez komentarza.  




Na zakończenie przypominam, że obrazem karmicznej Trójki jest Cesarzowa. Wibracja Trójki, jak łatwo się domyśleć, jest doskonała dla kobiety, którą Stwórca obdarza urodą i wdziękiem, stąd wiele różnych „miss piękności” to właśnie Trójki. Mężczyzna z tą wibracją to doskonały kochanek, który podświadomie wie, czego oczekuje od niego partnerka.

Jeszcze jedna bardzo istotna rada dla pań Trójek. Otóż, kobiety z tą wibracją źle znoszą oznaki starzenia się. Pierwsze zmarszczki, dodatkowe dekagramy tłuszczu na ciele, pasemka siwych włosów zauważone przed lustrem, są dla nich utrapieniem, dlatego w takich sytuacjach powinny znaleźć sobie zajęcie, które pozwoli zapomnieć o zauważonych u siebie „drobnych defektach”, które tak naprawdę nic nie znaczą.

Ez[o]

W tym poscie wykorzystałem z Internetu obraz Stanisława Wyspiańskiego – Macierzyństwo, oraz filmik z You Tube.  



czwartek, 16 czerwca 2011

Nic na siłę



Nie tak dawno stacje telewizyjne, w tym polskie, pokazywały sfilmowaną scenkę z autostrady, jak okaleczonego, rannego psa ratował inny pies, który swego pobratymca, ciągnął na pobocze, a wszystko to działo się pomiędzy pędzącymi autami. W komentarzach do tego wydarzenia pojawiało się stwierdzenie, że „nawet zwierzęta sobie pomagają”. Uważam, że zdziwienie komentatorów było dla mnie dziwne, a myślę, że podobnego zdania była większość oglądających to wydarzenie. Dlaczego tak twierdzę? W domach, gdzie zamieszkuje pies, wszyscy domownicy traktują go jako pełnoprawnego członka rodziny, który nie potrafi upomnieć się o swoje, który podobnie jak my – ludzie, odczuwa ból i radość, że atmosfera panująca w domu przenosi się na jego psychikę. Jeśli ktoś uważa, że jest inaczej, to radzę by spojrzał na swojego czworonożnego przyjaciela z pozycji, z jakej on widzi świat (z wysokości, na jakiej znajdują się jego oczy), a może wtedy zmieni zdanie.  Domowe pieski uratowały życie wielu ludziom, którzy znaleźli się w krytycznej sytuacji – pożar, zasłabnięcie, napad bandyty itp. Osobny rozdział, to psy ratownicy, specjalnie szkolone, czy chociażby psy przewodnicy osób niewidzących. Ten wątek poświęcony psom, które są bezwarunkowo wierne swojemu panu, czy pani, stał się wstępem do tego posta.

Jeśli zapytamy kogoś, czy powinniśmy pomagać innym ludziom? Zdecydowana większość odpowie twierdząco, dodając do odpowiedzi swój komentarz. Kiedy zaczniemy drążyć temat i zapytamy o szczegóły jak pomagać i kto ma to robić, wówczas rozmowa zaczyna być mniej zdecydowana, zaczynają pojawiać wątpliwości, na które coraz trudniej znaleźć odpowiedź. Nie jest to zarzut, który stawiam komukolwiek, a jedynie ukazuję nasze słabości związane z organizowaniem mądrej, sensownej pomocy. Być może, socjolodzy i psycholodzy mają jakąś gotową receptę, z której byśmy mogli korzystać.

Dzięki TV, już po kilku minutach dowiadujemy się o jakiejś tragedii, która dotknęła ludzi zamieszkałych gdzieś na drugiej półkuli naszego Globu. Przekaz telewizyjny z miejsca katastrofy, robi wrażenie na każdym z nas. Społeczność międzynarodowa spieszy z natychmiastową pomocą. Wraz z innymi Rodakami, przyłączam się do akcji, w miarę moich skromnych możliwości, wpłacam jakąś sumę pieniędzy. Z góry wiadomo, że tego rodzaju akcje „zrywy”, przypominają słomiany ogień – jak szybko są uruchamiane, podobnie szybko gasną. Za przykład niech posłuży ostatnia tragedia w Japonii, gdzie trzęsienie ziemi i tsunami spowodowały śmierć tysięcy istnień, niewyobrażalne straty i uszkodzenia elektrowni atomowej. Czy ktoś jeszcze pamięta o tej tragedii, która miała miejsce trzy miesiące temu? Ludzie za jakiś czas zostaną „przebudzeni” alarmem o kolejnej tragedii. Mało kto pamięta o dramatach, które trwają nieprzerwanie cały czas, dlatego rodzi się we mnie buntownicze pytanie: Czy ludzie są ślepi i nie widzą umierających z głodu, każdego dnia tysięcy ludzi na świecie? Wiem, że przy ONZ jest agenda – Światowy Program Żywnościowy, której biura znajdują się w 80 krajach na całym świecie. Po prostu,
 
śmierć głodowa zbiera żniwo każdego dnia,
dlatego spowszedniała,

nie jest tak „nośna” jak np. trzęsienie ziemi. Chociaż byśmy nie wiem jak głośno wołali o „chleb dla Afryki”, to i tak organizacje do tego powołane radykalnie nie poprawią panującej tam sytuacji, miedzy innymi, dlatego, że politycy i ich strefy wpływów biorą górę nad wartościami nadrzędnymi – nad humanitaryzmem. Muszę przerwać ten wątek, ponieważ przeradza się on w buntowniczy manifest.   

W naszej polskiej mentalności odruchem serca niesienia pomocy jest akcja Jerzego Owsiaka - Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, która z roku na roku bije rekordy zebranych pieniędzy, które są przeznaczane na zakup urządzeń ratujących życie i zdrowie, głównie małych pacjentów. Ta akcja byłaby niemożliwa do zrealizowania bez udziału tysięcy, głównie młodych wolontariuszy, którzy robią to z „potrzeby serca”. 

Spróbuje spojrzeć na problem pomagania częściowo przez pryzmat ezoteryki – nauk tajemnych*).

Jeszcze jedno zdanie na temat głodującej Afryki. W tym wypadku, pewną rolę odgrywają długi karmiczne, które ciążą na każdym kontynencie, a tym samym na jego mieszkańcach. Tak się składa, że jest bogata północ - Ameryka (USA, Kanada) i biedne południe – państwa Ameryki Południowej. Analogicznie, bogata Europa i biedne południe – kraje Afryki. A czy można znaleźć odniesienia w obrębie jednego kraju, np. Polski?  Bardzo dobry temat do medytacji.   

Ponieważ pomaganie (niesienie pomocy) jest tematem rozległym, dlatego w tej (ostatniej) części posta ograniczę się do jednego wątku.    
  
Ewgienij Kolesow przedstawia trzy reguły, którymi powinien kierować się operator [czytaj mag, ezoteryk], jeśli chce by jego działania odniosły pozytywny skutek. Przytoczę w całości drugą zasadę, która odnosi się do omawianego tematu: 

REGUŁA DRUGA  - Nie pomagaj nieproszony.

Nie możemy decydować za innych, co jest dla nich dobre, a co złe. Trzeba przyjąć zasadę: Pytasz – odpowiadam, prosisz o pomoc – pomagam. Jednak i tutaj trzeba uważnie wsłuchiwać się w swój wewnętrzny głos, który jest Głosem Kosmosu. Głos wewnętrzny możemy rozwinąć pracując nad sobą, miedzy innymi poprzez rezygnację ze wszystkich ambicji i pobudek: zachłanności, zawiści, zazdrości. Nie należy tego łączyć z jakąkolwiek wiarą – z nakazami hinduizmu, chrześcijaństwa czy tez buddyzmu. Chociaż zostały one ułożone przez ludzi, którzy wsłuchiwali się w Głos Kosmosu.
Cała magiczna operacja wykonuje się po tym, jak mag (ezoteryk) sformułuje swoje zadanie, oparte o konkretną prośbie, w wyjątkowo na pragnieniu przywrócenia kosmicznej równowagi, jeśli została ona naruszona. Tu Autor dochodzi do wniosku, że tak naprawdę nie decyduje o wszystkim mag (ezoteryk), ale Kosmos, który, jak stwierdza Autor:

On (Kosmos) najlepiej wie. Być może bandyta sam jest narzędziem przywracania równowagi i wtedy bank, na który chce napaść, musi być obrabowany. Być może desperatka to doświadczenie przeznaczone jej mężowi, którego on nie wytrzymał i uciekł, a wtedy będzie musiał wrócić i powtórzyć wszystko od początku.  My tego nie wiemy, gdyż nie możemy wiedzieć wszystkiego.   

Jednak przywrócenie kosmicznej równowagi by zbytnio się nie przeciągało, powinien wkroczyć mag (ezoteryk). Po raz kolejny odzywa się – daje o sobie znać głos wewnętrzny. Tu należy nauczyć się rozróżniać sytuacje, które wymagają interwencji, od tych, kiedy powinno się je poddać woli Kosmosu [woli Boga].   

Powyższy tekst, może wydawać się, że jest napisany językiem zbyt „naukowym”, jednak po dokładnym jego przeczytaniu, każdemu, kto w podstawowym stopniu jest obeznany ze zwrotami używanymi w ezoteryce, nie nastręczy żadnych trudności jego zrozumienie, a korzyści mogą okazać się przydatne w życiu codziennym.

Posłużę się kilkoma przykładami, które potwierdzają regułę Nie pomagaj nieproszony.

Dwa lata temu, w czasie zimy, na osiedlu gdzie mieszkam, nocował na ławkach przystanków autobusowych kloszard. Jedynym jego pożywieniem były resztki, które znalazł w pojemnikach na śmieci, pił brudną wodę z kałuż po roztopionym śniegu. Używał do tego plastikowego kubka, który znalazł gdzieś na ulicy. Próbowałem nawiązać z nim kontakt, jednak każda próba okazywała się niemożliwa. Przeważnie milczał, nie odpowiadał na moje pytania. Za którymś razem, powiedział mi, żebym dał mu spokój. Na koniec, skwitował krótko – „tak mi jest dobrze i już”.

Podobnie zachowują się jemu podobni ludzie, którzy w czasie zimy nocują w węzłach ciepłowniczych, czy skleconych naprędce prymitywnych szopach. Wszelkie próby nakłonienia ich, by skorzystali z noclegowni, kończą się fiaskiem. Powód jest przeważnie jeden – w noclegowniach nie wolno przebywać osobom nietrzeźwym.

Osobną grupę stanowią ludzie, którzy w przeszłości pomagali innym a obecnie nadszedł czas, by im pomóc, ale odmawiają jej przyjęcia. W ich umysłach jest zakorzenione przeświadczenie, że pomaganie innym to „boski obowiązek”, natomiast przyjmowanie pomocy, traktują, jako coś wstydliwego, coś, co uwłacza ich osobistej godności, dumie. Nie rozumieją, że przepływ energii musi przebiegać w obydwie strony: daję – biorę, biorę – daję. Ja nazywam ich „odchodzącym pokoleniem”. Jedna z moich sąsiadek, kiedy mieszkałem w Nowej Rudzie, z lokatorami dzieliła się domowymi ciastami, które wypiekała wyśmienicie, wkładając w nie całą swoją duszę. Po latach, kiedy odwiedziłem znajomych w tym mieście, dowiedziałem się, że ta pani, kiedy podupadła na zdrowiu, odmawiała wszelkiej pomocy, oferowanej przez sąsiadów. Ostatecznie, niemal siłą przewieziono ją do ośrodka dla ludzi samotnych, gdzie w niedługim czasie zmarła.

W tym momencie, nasuwa mi się pewna uwaga, którą mógłbym dedykować wszystkim osobom, które są karmicznymi (numerologicznymi) „Szóstkami”. W zdecydowanej większości, niemal w stu procentach „Szóstki” są chętne nieść bezinteresownie pomoc innym ludziom. Pierwsze wychodzą z propozycją, co dość często jest odbierane z pewnym dystansem, ponieważ żyjemy w społeczeństwie konsumpcyjnym, które z góry zakłada, że nie ma nic za darmo. Jeśli chce pomóc, to prawdopodobnie zażąda coś w zamian, może po pewnym czasie.  Kiedy mam kontakt z Szóstkami, przeważnie proszę ich, by zachowali pewien dystans i hamowali się z oferowaniem swojej pomocy, która może być przez drugą stronę odebrana w wypaczony sposób. Lepiej poczekać, aż propozycja padnie z drugiej strony, tak jest lepiej, bezpieczniej. Ta uwaga odnosi się nie tylko do Szóstek, ale także do nas wszystkich.  

Kilka dni temu na osiedlu gdzie mieszkam, 55 letni mężczyzna popełnił samobójstwo, wieszając się w schowku na półpiętrze. Można zadać sobie pytania: Czy można było zapobiec tej tragedii? Czy ten człowiek oczekiwał pomocy, duchowego wsparcia ze strony rodziny, znajomych? Częściowo odpowiedź na te pytania zawiera wywód Ewgienija Kolesowa, który zamieściłem powyżej.


Ez[o]  



--------------------
*)  Dla ludzi „niewtajemniczonych”, większość moich stwierdzeń, które znajdą się w tym artykule, wzbudziłaby kontrowersje, czemu w ogóle się nie dziwię. Ezoteryka (głównie okultyzm) przez większość ludzi jest odbierana, jako „coś złego”, coś, co ma ścisły związek z „nieczystymi siłami”. Między innymi, dlatego tak niewielu zgłębia ezoterykę, która jest dla nich źródłem prawdy o życiu. Oczywiście jest znaczna grupa „ciekawskich”, którzy próbują dotknąć magii, ale traktują ją, jako coś nowego, modnego, a dzieje się to głównie dzięki Internetowi. Są to głównie ludzie młodzi, z których większość po kilku latach zniechęca się do ezoteryki z różnych powodów. Dokonuje się selekcja - pozostają najbardziej wytrwali. 



sobota, 11 czerwca 2011

Victorian Romantic Tarot [3]


Ale nie depczcie przeszłości ołtarzy.
Choć macie sami doskonalsze wznieść,
Na nich się jeszcze święty ogień żarzy
I miłość ludzka stoi tam na straży,
I wy winniście im cześć!

Adam Asnyk – [Do młodych]


ARCYKAPŁANKA


ArchetypDziewica.
OkreśleniaWestalka, Pytia.

W Powszechnej Encyklopedii PWN, możemy znaleźć określenia, które cytuję w całości.

Westalki, w starożytnym Rzymie 6 kapłanek Westy, ich wyboru spośród 6-10 letnich dziewcząt rzymskich dokonywał pontifex maximum na okres 30 lat; otaczane szczególnym szacunkiem, korzystały z wielu przywilejów, między innymi z prawa łaski; za niedopilnowanie wiecznego ognia – karane chłostą, za utratę dziewictwa – zamurowywane żywcem; wetalki po ukończeniu służby mogły wychodzić za mąż.

Pytia, grecka Pythia, kapłanka Apollina w Delfach, która wieszczyła siedząc na trójnogu w adytonie (miejsce niedostępne dla wiernych); udzielała odpowiedzi na pytania stawiane jej za pośrednictwem kapłana; przed udzieleniem odpowiedzi Pytia musiała pościć i odbyć rytualną kąpiel w Źródle Kastalskim; jej wyrocznie cechowała wieloznaczność, stąd ,,odpowiedź pytyjska”.   

Arkan ten nosi nazwę Papieżyca. Określenie to ma odniesienie do religii chrześcijańskiej. Chcę przypomnieć, że Tarot nie wyróżnia żadnej religii, jest Księgą Życia, z której dobrodziejstw mogą korzystać wszyscy ludzie, jest dziełem ponadczasowym, dlatego uważam, że inne nazwy tego Arkanu - Arcykapłanka bądź Najwyższa Kapłanka są bardziej właściwe. Wracając do pierwszego określenia – Papieżyca, mam nienajlepsze skojarzenia, ponieważ kobiety w kościele katolickim zawsze były traktowane marginalnie, o czym szerzej odniosę się w dalszej części artykułu. Poza tym nazwa ta fonetycznie brzmi niezbyt przyjemnie.

Zgodnie z przyjętą przeze mnie konwencją, umieszczam obok siebie dwie karty: omawianego Arkanu – od lewej strony z Tarota Wiktoriańskiego, z prawej natomiast z Tarota Ridera. Jest to prosty zabieg, którego celem jest ukazać znaczące różnice między tymi taliami Tarota.

U Wait’a Arcykapłanka jest taka, jaką możemy obejrzeć w większości kart, tzn. kobiecą postać z manuskryptem bądź książką na kolanach, siedzącą miedzy dwoma kolumnami. W Tarocie Wiktoriańskim mamy obraz, który „łamie” (w dobrym znaczeniu) przyjęte zasady, typowe dla tego Arkanu.

Pozwalam sobie na odrobinę fantazji, która przy omawianiu tej karty jest na wskroś pożądana, chociażby, dlatego, że miejsce i postać przedstawione na niej, są z pogranicza świata realnego i świata fantazji.

Arcykapłankę spotykam w pomieszczeniu, które najprawdopodobniej znajduje się w podziemiach klasztornych. Panuje tu miły, odprężający chłód, tak charakterystyczny dla pomieszczeń wyłożonych kamieniami. Za Jej plecami widać dwa filary, których symbolicznego znaczenia nie trzeba przypominać. Znalazłem się w tym miejscu niejako za sprawą zrządzenia losu, a scenę z Arcykapłanką obserwuję jakby z ukrycia, co sprawia, że serce zaczyna bić nieco szybciej w obawie bym nie zostać przez Nią zauważonym*). Arcykapłanka jest niezwykle skupiona, z zamkniętymi oczami, sprawia wrażenie, że jest w stanie głębokiej medytacji. Jest to niezwykle piękna postać, która kształtami i alabastrowym kolorem ciała przypomina mi słynny posąg Wenus z Milo. Jej górna część ciała, z odsłoniętą piersią, zdaje się mówić: nie mam nic do ukrycia. Pod tą piersią bije serce, które jest siedzibą, centralnym punktem uczuć, dobroci, wrażliwości, które są dla Niej najważniejsze. Złoty pas (Słońce) podtrzymuje niebieską suknię, która skrywa to, co Arcykapłanka ma najcenniejsze – dziewictwo. Język niewerbalny, który daje się odczytać, a szczególnie dotyczy Jej rąk, jest niezwykle wymowny, wiele znaczący. Prawa ręka z otwartą dłonią skierowana w dół, świadczy, że Arcykapłanka ma dobry kontakt z Ziemią, natomiast prawa dotyka delikatnie ramienia, jest na wysokości piątej Czakry – Vishuddha (czystość), która przekazuje naszym układom wewnętrznym świętą zasadę: Swoją wolę poddaj woli Boga, która zapewnia stabilność duchową. Przed Arcykapłanką stoi, złote, pięknie zdobione okrągłe naczynie wypełnione różową miksturą. Mogę się jedynie domyślać, że jest ona sporządzona z płatów „królowej kwiatów” – z róży, której opary wypełniają całe pomieszczenie i obmywają ciało Arcykapłanki. Jak wiemy, kolor różowy jest najbardziej kobiecym kolorem, który charakteryzuje osoby wrażliwe i życzliwe, dla których najważniejsza jest miłość i poszanowanie drugiego człowieka. Słodkawy różany zapach, który osobiście bardzo lubię, poprzez nozdrza, wypełnia moje płuca i w sposób subtelny działa na podświadomość. Jednocześnie, ani przez chwilę patrząc na Jej piękne ciało, nie zrodziła się we mnie „pokusa pożądania”, a to, dlatego, że mam tu kontakt z Sacrum. Mogę to porównać do widoku kobiety, która swoje głodne dziecię karmi piersią. W innych okolicznościach ta sama pierś, prawdopodobnie stałaby się obiektem erotycznych doznań. Trzeba powoli wycofać się z pomieszczenia, zanim Arcykapłanka zakończy swój rytuał, którego byłem świadkiem, by nie zostać przez Nią zauważonym. 

*)  To uczucie doskonale znają przyrodnicy, którzy z ukrycia obserwują zachowanie i zwyczaje zwierząt, które są wobec ludzi bardzo nieufne, czemu zresztą nie można się dziwić.

Medytacja. Arcykapłanka należy do ochronnych Arkanów Tarota. Jeśli bym poprosił kogoś „z ulicy” o scharakteryzowanie, opisanie postaci Arcykapłanki, to podejrzewam, że taka osoba byłaby dość mocno zakłopotana. Powód jest niezwykle prosty. W naszej europejskiej, a dokładniej – chrześcijańskiej kulturze określenie Kapłanka, brzmi dość egzotyczne, ponieważ nie funkcjonuje w Kościele Katolickim. Słowo to nie może przejść przez usta kościelnych hierarchów, a jeśli już zostanie wypowiedziane, to głównie w celu „rozmydlenia”, wykręcenia się od niewygodnego tematu. Jest mi przykro, że muszę wyrażać swój negatywny osąd w tej kwestii, ponieważ jestem osobą, która Wiarę traktuje niezwykle poważnie i z szacunkiem. Watykan, jako opoka skostniałych dogmatów, nie dopuszcza kobiet do kapłaństwa, podobnie jak zniesienie celibatu księży, który ma podłoże czysto ekonomiczne, finansowe, a nie duchowe, jak to starają się uzasadniać biskupi Stolicy Piotrowej. Kobiety mogą zostać, co najwyżej, siostrami zakonnymi, które mają bardzo ograniczone możliwości bezpośredniego uczestnictwa z wiernymi podczas liturgii. Jako siostry zakonne zostały zepchnięte za drzwi klasztorne, a ich udział w kontaktach z ludźmi zminimalizowany do funkcji katechetki, czy opiekunki chorych osób znajdujących się w szpitalach bądź w hospicjach, a te stały się miejscem, gdzie śmierć jest czymś normalnym, powszednim.

Na temat kapłaństwa kobiet, które było czymś normalnym w starożytnym Rzymie czy Grecji, możemy dużo dowiedzieć się z przekazów historycznych. Jest to niezwykle ciekawa lektura, która przenosi nas w świat antyczny, gdzie wraz dynamicznie rozwijającą się kulturą, rozwój duchowy człowieka nie był zaniedbywany. Nieżyjąca Pani Lidia  Winniczuk, która była profesorem  Uniwersytetu Warszawskiego, napisała w 1983 roku książkę Ludzie, zwyczaje i obyczaje starożytnej Grecji i Rzymu, w której powyższemu tematowi poświęciła wiele miejsca.  

Powróćmy do czasów nam współczesnych. W dalszym ciągu udział kobiet w życiu Kościoła jest mglisty, panuje w nim zaściankowość, której zaczynają się przeciwstawiać grupy kobiet-feministek, głównie z Anglii. Żądają one dopuszczenia kobiet do sprawowania posług kapłańskich. Chociaż w ostatnich latach w Europie ich głos jest coraz mniej słyszalny. 

Czy można w Polsce zobaczyć kapłankę przy ołtarzu? Tak. Wiele razy wspominałem, że jeżdżę do Czarnowa, koło Kamiennej Góry, gdzie znajduje się świątynia i farma ekologiczna wielbicieli Kriszny. To właśnie tam, uroczystości religijne oprócz mężczyzn, celebrują kobiety. Za każdym razem, kiedy widzę kobietę-kapłankę przy ołtarzu, czuję przed nią respekt, dystans, która jednocześnie swoją subtelną, kobiecą energią wzbogaca duchowe przeżycia wszystkich zgromadzonych w świątyni. Po jednej z uroczystości, rozmawiałem z kapłanką, która zdążyła się przebrać w strój „cywilny”. Była to bardzo sympatyczna, młoda kobieta, z którą rozmawiałem na różne tematy, między innymi o Tarocie, którego ona zgłębia od wielu lat. Wymiana informacji o Tarocie okazała się owocna dla obydwu stron. Ponadto przekazała mi wiele cennych porad dotyczących łączenia astrologii wedyjskiej z astrologią klasyczną,

Na zakończenie, powracam do sacrum, które jest nierozerwalnie związane z tematem, stąd także motto zaczerpnięte z wiersza, w którym Adam Asnyk zwraca się do młodych z konkretnym apelem.

Wszystkie świętości są ważne, niezależnie, jakiej religii dotyczą. Przechodząc obok meczetu, cerkwi, synagogi, czy kościoła katolickiego, możemy wszystkie te budowle traktować, jako dzieła sztuki, czy zabytki architektoniczne, ale wchodząc do ich wnętrz, stajemy się uczestnikami odbywających się tam misteriów, jesteśmy jedną z wielu osób, które w tym momencie stanowią wspólnotę, którą łączą duchowe przeżycia. Miejscem, gdzie sacrum, robi na mnie nadzwyczajne wrażenie, jest Kaplica Matki Boskiej Częstochowskiej. Odsłonięcie obrazu Czarnej Madonny, przy akompaniamencie muzyki (fanfar), sprawia, że najbardziej twarde serca miękną, a dreszcz emocji przechodzi przez całe ciało. Jest to uczucie, które trudno opisać słowami. Większość przybywających na Jasną Górę, kieruje się do Kaplicy, by uczestniczyć w tym niezwykłym duchowym wydarzeniu. Patrząc kątem oka na wiernych stojących obok mnie, widziałem ich ,,wilgotne” oczy, co udzieliło się także i mnie. Niżej zamieszczam link, który otwiera filmik, który znajduje się w Internecie, na którym jest utrwalone odsłonięcie obrazu Czarnej Madonny. Wiem, że żaden film nie odda w pełni klimatu, emocji, jakie w tym momencie przeżywają ludzie zgromadzeni tam na miejscu.      

                        

Ez[o] 

piątek, 3 czerwca 2011

Warto ,,chomikować"


Pisanie-czytanie, przedstawianie-oglądanie
jest jedynym sposobem uświadomienia sobie życia.
[Sławomir Mrożek]


Dlaczego sporządzam notatki i piszę posty?

Myślę, że każdemu, kto zdecydował się na założenie własnej strony – bloga, przyświecał jakiś konkretny cel. Zdecydowana większość blogów, to interesujące materiały, które mogą zaspokoić gusta nawet najwybredniejszych ludzi. Niestety, ale są tacy, którzy wykorzystują bloga do swoich partykularnych celów, a do nich należą m.in. politycy. Blog jest dla nich miejscem, gdzie bezpłatnie mogą zaistnieć, zareklamować siebie, w celu pozyskania przyszłych wyborców, których nazywa się ,,elektoratem”. Przeważnie, po wyborach, ich blogi zarastają chwastami, z dwóch powodów: jedni – osiągnęli zamierzony cel – wybrano ich do ,,władz”, natomiast drudzy – sfrustrowani, zawiedzeni, odsunięci od konfitur, machnęli ręką na bloga, który według nich, zamiast im pomóc, przyniósł pecha. Dalsze rozprawianie o politykach, nie ma sensu, ponieważ jest to grupa naszego społeczeństwa najbardziej skorumpowana i nie godna zaufania.

W ezoteryce nie funkcjonuje określenie ,,przypadek”, dlatego uważam, że splot różnych okoliczności sprawił, że po dłuższym wahaniu i za namową przyjaciela, zdecydowałem się na założenie bloga. Teksty, które pojawiają się na nim, wcześniej też je pisałem, ale trafiały one do przysłowiowej ,,szuflady”. Nie zabiegałem i nie będę zabiegał o to, żeby moja ,,pisanina” cieszyła się tzw. ,,wzięciem”. Przepraszam za to określenie. Akurat na tym polu działalności sprawdzam się, ale w zupełnie innym miejscu, nie w Internecie. Jest rzeczą oczywistą, że jeśli ktoś natknie się na moją stronę i znajdzie na niej coś dla siebie, to może być pewien, że tym sprawi mi przyjemność.  

Jestem czytelnikiem niektórych, wybranych blogów, które odwiedzam dość regularnie. Znajduję w nich szereg interesujących artykułów i komentarzy, które wzbogacają moją wiedzę i są cennym materiałem, które niejako skłaniają mnie do różnych przemyśleń. Staram się, chociaż nie zawsze mi się to udaje, pozostawać w cieniu, nie zabierając głosu, nawet w przypadkach, kiedy dostrzegam sprzeczności, które są w kolizji z rzeczywistością. Uważam, że w moim przypadku, lepszą formą wyrażania swoich opinii, niż komentarz, jest napisanie posta, który będzie nawiązaniem do przeczytanego tekstu. Drugim sposobem, wyrażenia swojej opinii, który często stosuję, jest… brak reakcji. Podsumowując tą część posta, mogę stwierdzić, że Internet stał się dla mnie nie tylko, nowym źródłem informacji, ale także miejscem, gdzie mogę dostrzec jak przebiegają podziały i zgodności, wzajemne wspieranie się ludzi, pocieszanie w potrzebie i chłodne wyrachowanie, profesjonalizm i ignorancja w znajomości ezoteryki. Wystarczająco dużo, w ostatnim czasie ,,oberwałem” za otwartość w wypowiadaniu się na tematy ezoteryczne. Mimo tego, broniłem i będę nadal bronił jak niepodległości, własnego zdania, które będzie mową adwokata, który staje w obronie dobrego imienia ezoteryki, do której należy podchodzić z powagą, a kto tego nie czyni, naraża siebie i innych na szwank.

W drugiej części postaram się odpowiedzieć na pytania postawione na wstępie.
Zacznę od retrospekcji. Już po miesiącu, kiedy ,,zaraziłem się wiedzą tajemną”, a mówiąc dokładniej Tarotem, uznałem, że będę pisał notatki, które będą zawierały moje spostrzeżenia, uwagi, z Nim związane. Wtedy jeszcze nie myślałem, że rozszerzą się one na inne dziedziny ezoteryki, którymi się zainteresuję, można by powiedzieć – w miarę jedzenia, wzrasta apetyt. A, że było to kilkanaście lat temu, do tego musiał mi wystarczyć długopis i gruby, akademicki zeszyt. Od czasu, kiedy ,,dorobiłem się” komputera, wszystko stało się o wiele prostsze i wygodniejsze. Wystarczy, że kliknę w klawisz i mam przed sobą na ekranie gotowy tekst, który mogę w dowolny sposób zmieniać, nanosić w nim poprawki, uwagi, jednym słowem ,,luksus”.

A jak to wygląda w praktyce? Często jest to zlepek, mało spójnych notatek, które wymagają ,,obróbki’ i posegregowania ich w odpowiednie foldery, które mam przygotowane w komputerze. Gromadzenie notatek wydaje się dziecinnie łatwe, to prawda. Jest to zajęcie, które wymaga odrobinę cierpliwości i systematyczności, ponieważ nie można pozwolić sobie na jakiekolwiek zaniedbania, gdyż później w ,,takim galimatiasie” trudno byłoby się połapać. Oczywiście część tych notatek - o czym niedawno pisałem – po napisaniu trafia do kosza. Źródłem tych notatek są artykuły z codziennej prasy, czytane książki, zasłyszane opinie w radiu, w telewizorze i oczywiście przeglądane w Internecie blogi i inne publikacje, o czym pisałem kilka zdań wcześniej. Niekiedy uliczna rozmowa z nieznajomą osobą inspiruje do napisania całego posta. Jeżdżąc rowerem mam kontakt z różnymi ludźmi, których spotykam na trasie, co często okazuje się ciekawą ,,lekcją życia”. Pamiętam, jedną moją rozmowę z rolnikiem, który pracował w polu. Jedno zdanie, tego pozornie prostego człowieka, otworzyło w moim umyśle furtkę, która pozwoliła mi zobaczyć coś nowego w Dziesiątym Wielkim Arkanie Tarota.  Uczestnictwo w różnego rodzaju spotkaniach [kontaktach z ludźmi] jest kopalnią wiedzy, którą można, a właściwie trzeba później wykorzystać. Niekiedy jedną notatkę trzeba łączyć z inną notatką, by otrzymać odpowiedź na nurtujące pytanie. Nie jest to jakaś tytaniczna praca, ponieważ odbywa się to dość spontanicznie, niejako przy tzw. ,,okazji”. Tak się zdarza, że jakaś uwaga zapisana wiele miesięcy wcześniej, właśnie teraz, dzisiaj jest skojarzona z tą najświeższą. Najczęściej dotyczy to astrologii - numerologii i Tarota. Numerologia, bowiem opiera się między innymi, na zbieraniu danych przez dziesiątki, a nawet setki lat, które stanowią podstawę do określenia różnych cech charakteru, predyspozycji itp. różnych grup ludzi, którzy są niejako ,,szufladkowani”, wedle znaków Zodiaku, liczb karmicznych, itp. Każdy, kto choć w podstawowym zakresie poznał Tarota, doskonale wie, że ta niekończąca się Księga Życia, zaskakuje badacza nadspodziewanie często, dlatego sporządzanie notatek jest wprost konieczne. Przynajmniej, ja tak uważam.

Częściowo odpowiedziałem na postawione na początku pytanie. Ale jest drugi powód, który skłania mnie do pisania notatek i postów. Dziewczyna, którą Bóg obdarzył świetnym słuchem, musi wykonać setki etiud, zanim zaprezentuje swój talent przed publicznością w filharmonii. Największy pływacki talent, musi spędzić na basenie setki godzin, by zmierzyć się z najlepszymi pływakami. Podobnie jest z naszym umysłem, który musi być ,,trenowany”, zmuszany do aktywności. Jeśli szarych komórek nie zmuszamy do pracy, wówczas… zanikają. Jeśli czegoś nie używamy, oznacza to, że te ,,coś” jest nam niepotrzebne. Istnieje gatunek egzotycznych ryb [spotykanych w naszych akwariach], które nazywają się ,,ślepcami”, ponieważ po urodzeniu, ich oczy zarastają błoną, co nie pozwala im obserwowanie świata. Ich przodkowie byli osobnikami widzącymi, ale po zasypaniu się podwodnej groty, znalazły się w zupełnej ciemności, co spowodowało zanik narządu wzroku, ponieważ okazał się im niepotrzebny. Jeśli ktoś będzie powtarzał jak mantrę, że nie chce czegoś słyszeć, to jego ,,wola” zostanie wysłuchana – ogłuchnie. Nie chce czegoś widzieć – jego wzrok się pogorszy. Tu kłania się psychosomatyka, która wiele może powiedzieć na ten temat. Wraz z wiekiem, kiedy zachodzą procesy starcze, zaczyna między innymi szwankować, zawodzić pamięć, jest oznaką, wspomnianego zanikania szarych komórek mózgu. Stąd mój apel:

Niezależnie od wieku, ćwiczmy swój mózg [szare komórki], w wygodny
 dla nas sposób.

Może to być czytanie książek, rozwiązywanie krzyżówek, nauka języka obcego itp. Ja wybrałem swój sposób, którym jest pisanie notatek i postów, które traktują o ezoteryce, a ta jest dla mnie czymś więcej niż pasją, jest mi tak potrzebna jak tlen do oddychania.

Żadna, powtarzam – żadna przeczytana książka o magii nie jest przepustką, która otworzy nam bramy do Świata Cudów. Może być jedynie drogowskazem, który naprowadzi na drogę, która wiedzie do wspomnianej bramy. Zmusza ona adepta do ciągłego myślenia, wyciągania wniosków, postrzegania szczegółów życia codziennego. Droga rozwoju duchowego poprzez zgłębianie ,,nauk tajemnych” nie jest łatwą drogą. Ezoteryka jest wiedzą, która łączy w całość, różne dziedziny nauk tajemnych, na podobieństwo naczyń połączonych. Monotematyczne traktowanie ezoteryki, jest spłyconą formą samodoskonalenia i rozwoju duchowego, dlatego większość badaczy np. Tarota, po pewnym czasie zaczyna zgłębiać inne dziedziny nauk tajemnych. Ale do wszystkiego trzeba dojrzeć, wszystko wymaga czasu, którego nie powinno się przyspieszać. Podkreślam na każdym kroku, że jest to droga dla wytrwałych, zmuszająca do różnego rodzaju wyrzeczeń i częstego przyjmowania na siebie różnych przykrości, niekiedy oskarżeń, których autorami są ludzie, którzy uważają nas za ,,zwariowanych”, ,,nienormalnych”. To wszystko można znieść gładko, spokojne. Odrobinę gorzej, kiedy oskarżenia padają ze strony osoby, która zajmuje się ezoteryką. [!] Kiedy mnie to spotyka, wtedy zwalam całą winę, na karb niedojrzałości życiowej mojego ,,wampirka”, który za jakiś czas musi przyjąć na siebie powracającą energię. Często w takich chwilach (dobrze, że zdarza się to bardzo rzadko) ludzie zaczynają się odwracać ode mnie, co przyjmuję spokojnie i z pokorą, ponieważ wiem, że: Czas jest najlepszym lekarstwem.

Jeśli miałbym komuś doradzać, od czego zacząć zgłębianie nauk tajemnych, to pierwsza podpowiedź by brzmiała: Od zapisywania uwag, spostrzeżeń, które przydadzą się być może jutro, bądź w przyszłości, a część z nich może okazać się w ogóle bezużyteczna.

Ez[o]


Zdjęcie pochodzi z  www.emocje.net.pl