sobota, 28 lipca 2012

Castle Party w Bolkowie


Każdego roku, nieprzerwanie od 1997 roku, pod koniec lipca w Bolkowie odbywa się festiwal Castle Party, którego pierwsze cztery edycje odbyły się na zamku Grodziec. Jest to impreza szczególna, podobnie jak miejsce gdzie się ona odbywa. Być może do tej pory nie wiedziałbym o tym festiwalu, ale zbiegiem okoliczności, kilka lat temu znalazłem się (przejazdem) na rowerze w Bolkowie, w czasie, kiedy się on się odbywał. Zobaczyłem po raz pierwszy tak dużo młodych ludzi ubranych w przeróżne, na co dzień niespotykane czarne stroje. Kobiety miały ostry, rzucający się w oczy makijaż, który – wyznam szczerze – bardzo mnie zafascynował. Od tamtej pory, o ile czas mi na to pozwala, staram się „zaglądać” do Bolkowa w czasie trwania Festiwalu. 

Kilka zdań o samym mieście. Bolków jest miasteczkiem, które liczy niewiele ponad pięć tysięcy mieszkańców, leży na trasie ze Strzegomia do Jeleniej Góry. Atrakcją miasteczka jest zbudowany w XIII wieku zamek, na którym odbywa się Castle Party. Rynek w Bolkowie jest usytuowany na zboczu góry, podobnie jak większość jego wąskich uliczek, co daje możliwość obserwacji miasta z różnej perspektywy. Nad miastem góruje, wspomniany zamek, z którego dziedzińca widoczna jest panorama Gór Kaczawskich. 


Zdjęcia Bolkowa, które wykonałem 28 lipca (piątek) w czasie trwania Castle Party.

                                         Rynek w Bolkowie. 

                                          W głębi Rynek i ratusz. 

                                         Nie sposób zagubić się. 

                                          Oferta zakwaterowania ważna w czasie Festiwalu. 

                                          Uliczka prowadząca do zamku.  


O samym festiwalu Castle Party nie będę się rozpisywał, ponieważ moja wiedza na jego temat jest niezwykle uboga. Mogę jedynie stwierdzić, że mieszkańcy Bolkowa przyzwyczaili się do obecności kilku tysięcy młodych ludzi, którzy tworzą niezwykły klimat, nastrój specyficznego święta, którym żyje miasteczko. Byłbym gotowy stać się jednym z uczestników tego Festiwalu, chociaż zespoły biorące w nim udział prezentują gatunki muzyki, które mi nie „leżą”,  jest jedno, ale… przeszkodą dla mnie jest zbyt wysoka cena biletów wstępu na koncerty. Festiwal nie jest zbyt szeroko nagłaśniany przez tzw. środki przekazu. Wydaje mi się, że uczestnicy Castle Party stanowią dobrze rozumiejącą się coraz liczniejszą grupę, którzy kochają swój gatunek muzyki i chęć pokazania się w strojach „niekonwencjonalnych”. Są to, przeważnie młodzi ludzie, otwarci, niezwykle sympatyczni, o czym miałem możliwość przekonać się wiele razy. 


                                         Wejście do zamku z widocznym logo Castle Party.

                                         Turysta z Niemiec, który rowerem przyjechał na Festiwal.
                                         Powiedział mi, że pokonał 650 kilometrów. 


Poniżej kilka zdjęć uczestników tegorocznego Festiwalu Castle Party


W lokalnej, darmowej gazetce – „30 Minut”, ukazującej się w Wałbrzychu, o Castle Party przeczytałem (cytuję): 

„Tysiące fanów mrocznej muzyki z różnych stron świata zjeżdżają się do Bolkowa gdzie od czwartku do niedzieli trwa kolejna edycja Castle Party. To impreza, która ściąga gości z całego świata:  Polski, Niemiec, Czech, Rosji czy Anglii. Na kilka dni zamek i rynek przejmują miłośnicy mrocznej muzyki. Ubrani na czarno, w łańcuchach czy kolcach wzbudzają strach u jednych i fascynację u drugich”. 

Uważam, że autor tych słów mija się z prawdą. Nie zauważyłem, żeby ktokolwiek wystraszył się uczestników Festiwalu, dlatego cytowane słowa, moim zadaniem są wytworem chorej wyobraźni ich autora. 


22 czerwca, w zakończeniu posta (Victorian Romantic – Diabeł) pisałem o ludziach, którzy upodobali sobie czarne ubrania: „Dość często spotykamy na ulicach młodych ludzi ubranych „na czarno”. Przez większość są oni postrzegani, jako ludzie „inni”, dziwni, a niekiedy wręcz wzbudzają podejrzenie, że mają kontakt z siłami „nieczystymi”. Wszystkim, którzy tak uważają, proponuje by do tego „niechlubnego grona” dołączyli księży, siostry zakonne, nasze rodzime wdowy i muzułmanki, kobiety, które noszą czarne ubrania.  (…) W większości są to ludzie, którzy nie boją się swojej „ciemnej strony”, tej którą wypieramy do podświadomości. Często są  to osoby wrażliwe, uduchowione. Bardzo proszę, patrzmy na nich tak samo, jak na dziewczynę czy chłopaka, noszących jasne, kolorowe ubrania”. 


Na zakończanie, podaję link:  http://castleparty.com/historia.html, który otwiera stronę Castle Party. Warto zapoznać się z jego treścią. 


Ez[o]

sobota, 21 lipca 2012

Victorian Romantic Tarot [17]


WIEŻA
Archetyp: Upadek.
Określenie: Wieża, arch. budowla o znacznej wysokości i małej powierzchni podstawy, wzniesiona na planie koła, czworoboku lub wieloboku, wolnostojąca lub w architektonicznym zespole; wieże występują w architekturze od starożytności; były przede wszystkim elementem obwarowań; od okresu wczesnochrześcijańskiego stały się nieodłącznym elementem architektury kościelnej; wieże stosowano też w budownictwie pałacowym i w ratuszach; konstrukcje wieżowe są znane też w kręgu sztuki islamu (minaret), w Chinach (śikhara); w architekturze nowoczesnej dzięki użyciu nowych materiałów i zastosowania nowych rozwiązań konstrukcyjnych, budowle wieżowe osiągają znaczne wysokości (wieża Eiffla w Paryżu, wieże telewizyjne, wieżowce).
Powszechna Encyklopedia PWN


Po raz kolejny możemy się przekonać, że talia Tarota Wiktoriańskiego zaskakuje swoją odmiennością i piękną grafiką, co skłoniło mnie do zaprezentowania jej na blogu. Moim zamiarem nigdy nie było omawianie poszczególnych arkanów pod kątem wróżebnym, ponieważ wcześniej zrobili to inni bardziej kompetentni niż ja. Jedynie staram się ukazać piękno tej talii i podzielić się ogólnymi przemyśleniami, refleksjami, jakie przychodzą mi do głowy, patrząc na poszczególne karty Wielkich Arkanów.

Wieża – Szesnasty Wielki Arkan, najczęściej przedstawia rozpadającą się wieżę po uderzeniu pioruna i wypadających z niej ludzi. Wieża, jest symbolem dynamicznego rozpadu pewnych struktur, które nie mają już racji bytu, muszą ulec zniszczeniu. Tu nie widzimy sypiącej się wieży, ale równie dramatyczną scenę, rozgrywającą się na morzu. Możemy się jedynie domyślać, że szkuner, czy inny statek żaglowy nie zdołał się oprzeć sztormowi, który go dopadł na otwartym morzu i poszedł na dno. Widzimy dwóch nieszczęśników (rozbitków) splątanych resztkami lin, które podtrzymują ich ciała na fragmencie masztu, wyglądają jak ukrzyżowani. Czy jeszcze żyją? Jeśli tak, to czy mogą liczyć na ratunek? Uderzające w wodę, obok nich pioruny i olbrzymie fale, wskazują, że ich los jest raczej przesądzony. Chociaż zdarzają się przypadki cudem ocalałych rozbitków, których dalsze życie ulega całkowitej zmianie, przewartościowaniu – stają się innymi, lepszymi ludźmi.  

Przemyślenia. Wieżę, jako obiekt architektoniczny kojarzymy z solidną, masywną budowlą, która jest w stanie oprzeć się wszelakim przeciwnościom – atakom wroga, niestraszne dla niej huragany i burze. Jej przeciwieństwem jest Wieża „tarotowa”, której archetypem jest UPADEK – niosący ból, cierpienie, łzy. Można śmiało powiedzieć, że jest ona często symbolem ludzkiej niefrasobliwości, błędnej oceny rzeczywistości, samooszukiwania się, co w konsekwencji, wcześniej czy później prowadzi do upadku. W moim dość długim życiu (goszczę na Ziemi 67 lat), wiele razy byłem świadkiem, jak na moich oczach znajomi i krewni budowali „tarotowe wieże”, o których wówczas nic nie widziałem, stąd moje opinie o nich były (mówiąc najdelikatniej) wypaczone. Sam byłem „twórcą” kilku „wież”, z których jedna była dość pokaźna, okazała się dla mnie ważną lekcją życia, z której wyciągnąłem wnioski.

Człowiek buduje „wieże”, jako „pozornie” bezpieczne lokum dla siebie, chociaż zdarza się, że znajdują w nich "schronienie" bliscy, znajomi, a niekiedy całkiem obcy ludzie. Można z grubsza podzielić ich na dwie grupy. Na tych, którzy zdają sobie sprawę, że już z założenia ich działanie jest skazane na porażkę, ale łudzą się nadzieją, że stanie się cud. Drugą grupę stanowią ci, którzy są przekonani, że postępują rozsądnie i wierzą w końcowy sukces. Tworzenie „wieży” może dotyczyć różnych dziedzin naszego życia, poczynając od spraw zawodowych, finansowych, a kończąc na sferze uczuć. Jak to wygląda w praktyce? Posłużę się przykładem, który miałem możliwość obserwować w dzielnicy, na której mieszkam. Pewna znajoma dość energiczna, przedsiębiorcza kobieta, postanowiła otworzyć kolejny sklep z branży, której nie było w okolicy. Nie miałem prawa ingerować w jej przedsięwzięcie, ale delikatnie jej nadmieniłem, że ja bym nie podejmował ryzyka, ponieważ w lokalu, który sobie upatrzyła, w ciągu kilku lat mieściły się różne sklepy bądź firmy i wszystkie dość szybko „padały” niczym przysłowiowe muchy. Lokal ten nie ma racji bytu, ponieważ jest usytuowany między wysokimi budynkami, co kłóci się ze sztuką Fen Shui – jest karłem między dryblasami. Po dwóch miesiącach kobieta ta zwinęła interes, dochodząc do wniosku, że jak powiedziała mi: Nie jest to miejsce na robienie pieniędzy, straciłam kilkanaście tysięcy złotych.

Osobny problem stanowią domy-wieże. Znam małżeństwo, które zdecydowało się na wybudowanie domu, mając na względzie dobro syna, zabezpieczając mu w ten sposób dach nad głową. Po latach okazało się, że wybudowali oni „wieżę”, ponieważ syn wyjechał na stałe za granicę i nie zamierza wracać do Polski. Słyszę od tych będących w podeszłym wieku ludzi biadolenie, że nie mają siły na sprzątanie tylu pomieszczeń, że jeszcze przez dwa lata będą spłacali zaciągnięty w banku kredyt, który pochłania lwią część ich emerytur. Czy nie jest to dom-wieża, który zamierzają sprzedać i kupić dla siebie małe mieszkanko (w bloku) na osiedlu budynków wielorodzinnych, na którym już kiedyś mieszkali.

Każdy z nas podobnych przykładów mógłby przytoczyć znacznie więcej. Jednak dość liczną grupę stanowią ludzie, którzy ulokowali swoje uczucia w niewłaściwym miejscu, wiążąc się z nieodpowiednim partnerem/partnerką. Te „wieże” uważam za najważniejsze a zarazem najbardziej niebezpieczne. Finansowy bankrut może stanąć na nogi, człowiek, który stracił pracę może znaleźć następną, często bardziej korzystniejszą, ale osoba, której uczucia zostały zdeptane, została oszukana, może w pozycji leżącej pozostać bardzo długo. W tym miejscu warto przypomnieć, że Szesnasty Wielki Arkan Tarota – Wieża, jest związany z Szóstym Arkanem – Kochankowie. Brak energii jednego z nich oznacza, że drugi arkan zaczyna być dominatem u człowieka. Mówiąc w skrócie: kto nie „poczuł” energii Wieży, nie wie czym jest prawdziwa miłość - i odwrotnie. Nie będę się zagłębiał w szczegóły związane z miłością, ponieważ jest to temat bardzo rozległy, dotyczy niemal każdego człowieka, dlatego skupię swoją uwagę na dwóch jego aspektach, związanych z „tarotową” Wieżą.

Często możemy spotkać dziwną sytuację w rodzinie (w związku), kiedy to współmałżonek (partner) wie, że jest oszukiwany przez drugą stronę, a mimo tego trwa w tym związku, udając głuchego i ślepego. Celowo użyłem określenia „oszukiwany”, a nie „zdradzany”, ponieważ tak naprawdę, to można zdradzić tylko samego siebie. W takiej sytuacji bierna postawa nie rozwiązuje problemu, a jedynie go komplikuje – „wieża” w pewnym momencie zaczyna pękać i należy w miarę szybko podjąć decyzję, by cegły z rozpadającej się „wieży” nie poraniły obydwojga partnerów. Jako przykład niech posłuży małżeństwo, w którym kobieta była święcie przekonana, że mąż jest wobec niej, mówiąc najdelikatniej – lojalny. Kiedy po kilkunastu latach smutna prawda wyszła na jaw, kobieta próbowała za wszelką cenę ratować ten związek – udawała, że nic się nie stało. Ostatecznie za swoją nazwijmy głupotę, zapłaciła bardzo wysoką cenę – najpierw ciężka depresja, która przekształciła się w chorobę psychiczną. Jest pod stałą opieką specjalistów – psychologa i psychiatry. Częstym powodem utrzymywania związku „na siłę” jest obawa: Co powiedzą ludzie? Pozostawiam taką postawę bez komentarza.

Druga, równie grożna jest sytuacja, kiedy „zdrowy” związek – normalny dom w jednej chwili staje się  „tarotową wieżą”. Ma to miejsce (używając metafory), kiedy z tej misternie tworzonej budowli wypada jeden element, jedna cegła. Znam przykład wzorowego małżeństwa, które po utracie kochanego dziecka, zaczęło wzajemnie oskarżać się, kto jest winny jego śmierci. Ostatecznie doszło do rozpadu związku. Wszyscy zostali poszkodowani. Najsmutniejszym w tej tragedii jest fakt, że obydwoje rodzice odwrócili się od Boga. Dramat ten obnażył ich błędne pojmowanie wiary. Stwierdzili: „Chodziliśmy do kościoła, prosiliśmy Boga o zdrowie dla naszego dziecka”. Jeśli byłby Bóg, to by go nam nie zabrał”. Po prostu zawoalowany handel wymienny. Wierzę, że kiedyś ludzie ci zmienią zdanie, spojrzą na swoją tragedię zupełnie inaczej, w myśl powiedzenia: Czas leczy rany”.



Na zakończenie, zadaję pytanie: „Czy można żyć na Ziemi nie budując „wież”? Być może tak, ale wydaje mi się, że tylko nielicznym to się udaje. Uważam, że wśród osób, które osiągnęły wysoki poziom rozwoju duchowego „wieże” w ich życiu należą do rzadkości, podobne jak wśród ludzi „po pięćdziesiątce” – z dużym bagażem doświadczeń życiowych. Jednak sam fakt, że doświadczamy na sobie, w różny, najczęściej bolesny sposób działanie Szesnastego Wielkiego Arkanu Tarota, oznacza, że jest on nam potrzebny. A czemu służy? Odpowiedź jest aż nadto oczywista i dlatego nie wymaga wyjaśnień.  

Ez[o] 

piątek, 6 lipca 2012

Trochę o... żywiołach


Dwa dni temu, kiedy szedłem obok osiedlowego boiska, byłem świadkiem scenki, na którą większość przechodniów prawdopodobnie nie zwróciło uwagi. Spacerowała mama ze swoim dwu-, może trzyletnim synkiem, który niespodziewanie, w mgnieniu oka znalazł się w kałuży, po której zaczął biegać. Reakcja matki była natychmiastowa – skrzyczała brzdąca. Czy słusznie? Być może miała rację, ale… ja na takie obrazki patrzę „innym okiem”. Ten epizod stał się przyczynkiem do napisania tego posta. 

Widok dziecka zbierającego z ziemi napotkane kamienie, czy wspinającą się na drzewo małą dziewczynkę, bądź dzieci wkładających patyki do ogniska, czy też, wspomnianego wcześniej malca biegającego po kałuży, przeważnie mają głębszy sens, znaczą więcej niż zwykła zabawa. Niestety dorośli najczęściej tego nie rozumieją. Rodzice ograniczają się do udzielania swoim dzieciom uwag, typu: odejdź od ognia, wyrzuć te kamienie, wyjdź z tej wody, bo zamoczysz buty, zejdź z tego drzewa – dziewczynce nie wypada. Należy zadać sobie, podkreślam jeszcze raz sobie pytanie: Dlaczego dziecko wkłada patyk do ogniska?, Czy kieruje się zwykłą ciekawością, a może jest jakiś inny powód, którego nie znam? Właśnie, którego nie znam. Dla dziecka – małego „ludzika” wkraczającego w życie, wszystko jest ciekawe, nowe, wszystkiego musi dotknąć, powąchać, a nawet spróbować jak smakuje.

Postaram się, oczywiście w wielkim uproszczeniu, odpowiedzieć na wyżej postawione pytania i rozwiać wątpliwości, odwołując się do czterech żywiołów, które nam towarzyszą tu na Ziemi od urodzenia aż do śmierci. W zasadzie płód w łonie matki, głównie w trzecim trymestrze, dość mocno odczuwa żywioły, z którymi przyjdzie mu po dziewięciu miesiącach „zderzyć się”. Niewątpliwie noworodek w momencie przyjścia na świat doznaje szoku, co potwierdzają osoby, które poddały się regresji hipnotycznej. Prawdopodobnie moment odejścia jest jeszcze trudniejszy, ponieważ „żegnamy się” z żywiołami, które gwarantowały nam życie. Można w tym miejscu dodać, że żywioł Wody najwcześniej zaczyna opuszczać nasze ciało, czego dowodem są pojawiające się zmarszczki na twarzy i innych częściach ciała. Proces starzenia najbardziej przeżywają numerologiczne „trójki”, dlatego powinny niezwłocznie znaleźć sobie absorbujące zajęcie, które pozwoli im zapomnieć o „tragedii”, jaka ich spotkała. 

Na temat żywiołów napisano wiele mądrych, wartościowych książek, które cieszą się dość sporym zainteresowaniem. Oczywiście sam z nich korzystałem i w miarę potrzeb zaglądam do nich nadal.  Niestety, nie zawsze potrafimy tą wiedzę odpowiednio wykorzystać, czyniąc ją „wiedzą teoretyczną”. Wiele osób zbyt schematycznie traktuje ją, szufladkując siebie w odpowiedniej przegródce, co jest podstawowym,  błędem. Jeśli jestem zodiakalnym Lwem, to rzecz jasna moim „dominatem”, motorem moich działań jest Żywioł Ognia, ale jest on uzupełniany przez pozostałe trzy żywioły. Analogicznie, sytuacja przedstawia się ze znakami Zodiaku. Jeśli, ktoś jest zodiakalną Panną, to osoba ta powinna przyswoić sobie wiedzę - pamiętać, że pozostałe jedenaście znaków Zodiaku mają na nią wpływ. Kanały poszczególnych znaków niczym dopływy rzeki docierają do nas, co przejawia się w naszym życiu na różne sposoby. Przypomnę, że Ogień i Powietrze – to żywioły męskie, które są dla siebie przyjazne, wspomagają siebie. Mówiąc prostym językiem, dla podtrzymania płomienia (ognia) niezbędne jest powietrze. Z kolei Woda i Ziemia to żywiły żeńskie, które wzajemne się uzupełniają. Gleba (ziemia) bez wody staje się klepiskiem, na którym nic nie urośnie – nie wyda żadnego plonu. Ale nie zapominajmy, że nadmiar wody żyzną glebę zamienia w błoto.

Chociaż post nie traktuje o znakach Zodiaku, pozwolę sobie napisać kilka zdań na ich temat. Każdy znak Zodiaku jest przyporządkowany pewnemu żywiołowi, co stanowi prostą zasadę, która sprowadza się do stwierdzenia, że znaki sąsiadujące ze sobą nie tworzą dobrych aspektów. Przykładowo zodiakalny Lew, który jest „przedstawicielem” żywiołu Ognia, po lewej stronie ma za sąsiada Raka (żywioł Wody), co oznaczałoby godzenie wody z ogniem. Po prawej stronie Lwa ulokowała się Panna. Czy jest ona dobrym partnerem(ką) dla Lwa? Mam poważne wątpliwości, ponieważ oznacza to godzenie ognia z ziemią. Promienie Słońca mogą wypalić ziemię, pozbawiając ją wody. Posługując się innymi znakami Zodiaku, możemy dokonać podobnych analiz, wykorzystując podstawową wiedzę o żywiołach.

Teraz mogę wrócić, do wspomnianego dziecka, które pobiegło do kałuży. Być może kierowało się zwykłą ciekawością, a może … no właśnie – znalazło się w wodzie, ponieważ odczuwa braki tego konkretnego żywiołu – Wody, który dotyczy sfery uczuć, ciepła rodzinnego, opieki, troski. W Tarocie w Małych Arkanach to Puchary (Kielichy), które powinny być wypełnione tym, o czym przed chwilą napisałem. Coraz częściej zapracowany ojciec widuje swoje dziecko wieczorem, kiedy ono już zasypia w swoim pokoiku wyposażonym w różne „cudeńka”, ale brak w nim rzeczy najważniejszej… ojcowskiego ciepła (żywiołu Wody). Zabawa przy ognisku, widok lecących iskier i trzask palącego się drewna jest dla dziecka wspaniałym przeżyciem, ponieważ, na co dzień nie widzi ono, nie doświadcza na sobie żywiołu Ognia. Pewną namiastką mogą być zapalone świece, bądź palące się drwa w kominku, o ile ktoś ma możliwość jego zamontowania. W odległych czasach, kiedy byłem dzieckiem, kontakt z żywiołem Ziemi nie był czymś nadzwyczajnym, chociażby dlatego, że z innymi dziećmi często biegałem „na bosaka”, wiele razy musiałem wysłuchiwać narzekań matki, kiedy łatała podziurawione kieszenie moich spodni. Znosiłem do domu kamienie, które najczęściej trafiały do kubła ze śmieciami. Dzisiaj wszechobecne tworzywa sztuczne, stały się materiałem, z którego produkowane jest także obuwie. Nie mamy bezpośredniego kontaktu z podłożem – z żywiołem Ziemi. Cieszy mnie widok dzieciaków bawiących się w piaskownicy, często w towarzystwie mamy bądź babci.

Tych zaledwie kilka przykładów, uświadamia, jak ważną kwestią jest równoważenie żywiołów w naszym organizmie. Niedobór któregoś z nich, często powoduje nadwyżkę innego, co odczuwamy w różny, niekorzystny sposób. Ludzie najczęściej, wszelkie niepowodzenia i skutki z tym związane traktują jako zły los, który ich prześladuje. A co może uczynić małe dziecko, które jest skazane wyłącznie na swoich rodziców, którzy wychowują go na własne podobieństwo?


š



Niezwykle ciekawie żywioły postrzega Hajo Banzhaf, niemiecki ezoteryk, wielki autorytet – znawca Tarota, który o nich pisze (cytat): 

Każdy z czterech żywiołów może być podzielony na trzy stopnie intensywności swoich cech, analogicznie jak dzielą się znaki Zodiaku na cztery żywioły, po trzy znaki w każdym. Są to:
1. Siła wyrywająca się na wolność;
2. Pokojowa siła;
3. Przetransformowana siła.  
  
Dalszą część cytatu stanowią podpisy pod zdjęciami, przedstawiającymi poszczególne żywioły.


                         ŻYWIOŁ OGNIA
                          Pierwotny ogień;               Ognisko;                   Światło.

                        ŻYWIOŁ POWIETRZA
                                      Huragan;                   Wietrzyk;                    Oddech.

                        ŻYWIOŁ WODY
                            Potop (powódź);                  Morze;                 Woda do picia.

                        ŻYWIOŁ ZIEMI
                            Trzęsienie ziemi;          Fundament;                Kamień.


Dokonajmy ogólnej analizy znaczenia obrazów zamieszczonych powyżej.

Patrząc na wszystkie cztery żywioły, jako na siłę wyrywającą się na wolność, zauważamy, że niosą one niszczycielską energię, działają destrukcyjnie. Pierwsze cztery zdjęcia umieszczone jedno pod drugim, są namiastką tego, co możemy zobaczyć w telewizorze. Coraz częściej Ziemię nawiedzają kataklizmy, których sprawcami są wszystkie cztery żywioły. Można zadać pytanie, czy można tych klęsk uniknąć? Być może, częściowo – tak, ale w zdecydowanej większości człowiek jest bezsilny wobec „praw natury”. W tym miejscu chcę przypomnieć, że w skali mikro, do oczyszczenia przedmiotów z nagromadzonej negatywnej energii wykorzystujemy wszystkie cztery żywioły. Być może źle to zabrzmi, ale… zdaniem niektórych ezoteryków, wszystkie kataklizmy, to w skali makro samooczyszczanie Ziemi. Jak w skali mikro wytłumaczyć trzęsienie ziemi, jako sposób na oczyszczanie przedmiotów? Najprostszym przykładem jest rozładowywanie wahadełka poprzez jego wstrząs – uderzenie nim o twardą powierzchnię.

Środkowe zdjęcia umieszczone „w pionie”, obrazują pokojową siłę wszystkich żywiołów. Czy nie jest to paradoksem, że te same żywioły, które potrafią w jednej chwili zabrać tysiące istnień ludzkich, dokonać niewyobrażalnych zniszczeń materialnych, są jednocześnie czteroma filarami, na których oparte jest nasze życie? Brak któregoś z nich, powoduje nieuchronną śmierć. Drugi stopień intensywności sprawia, że żywioły są dla człowieka przyjazne, wręcz pomocne. Określenia: ognisko, wietrzyk, morze, fundament, jakich użył pan Hajo Banzhaf, to rzeczowniki, które każdemu człowiekowi dobrze się kojarzą.

Cztery ostatnie zdjęcia to przetransformowana siła, to wielkie zmiany na lepsze, jakie dokonały się we wszystkich żywiołach.  Ich lekkość jest zadziwiająca, co sprawia, że określenie „żywioł” dla laika wydaje lekko przesadzona. Okazuje się, że żywioł Wody to nie tylko powódź, lecz także woda do picia, że żywioł Ziemi, to nie tylko trzęsienie ziemi, ale także leżący gdzieś w lesie czy na polu kamień, w którym drzemie olbrzymia „uśpiona” energia.

š



Tym dwunastu obrazom (symbolom żywiołów) można przyporządkować znaki Zodiaku, a znawca Tarota, z łatwością może wskazać arkana, których cechy i symbolika będą pasowały do poszczególnych żywiołów. Dzięki panu Hajo Banzhaf’owi i jego innowacyjnej koncepcji podziału żywiołów, zaprezentowanej przeze mnie w formie graficznej (jestem wzrokowcem), dosyć często z niej korzystam, w sytuacjach, kiedy muszę zwolnić, przyhamować, utrzymać w przysłowiowych „ryzach” emocje, poskromić własne ego. Jestem zodiakalnym Lwem i karmiczną „jedynką”. Wystarczy, że przywołam te dwanaście obrazów i… huragan zamienia się w oddech, równy i głęboki. Podobnie dzieje się z pozostałymi żywiołami – buchający ogień, zamienia się w światło, potop – w wodę do picia, a trzęsienie ziemi – w kamień.  

Ez[o] 


Za namową kolegi Mirka, zmieniłem czcionkę (krój pisma). Myślę, że „wyszło to na dobre”. Obydwaj z wykształcenia jesteśmy poligrafami. Mireczku, DZIĘKI za sugestię!