niedziela, 29 stycznia 2012

Psia dusza i nie tylko...


Różnica miedzy ludzkością a niższymi zwierzętami
nie jest wielka.
Masy ją ignorują, lecz ludzie szlachetni kultywują.
                                                               Meng-tsy, IV, 2-19




Ostatnia moja lektura i zjawiska, jakich doświadczam, skłoniły do napisania tego posta. Zamierzam podjąć temat traktujący o duszy, ale w sposób odbiegający od ogólnie przyjętych norm, tzn. nie będzie to elaborat, pełen zwrotów naukowych, które zwykliśmy czytać w literaturze „fachowej”. Temat niezwykle ciekawy, do końca niezbadany – budzący wiele wątpliwości. Prawdopodobnie takim pozostanie jeszcze bardzo długo, a być może nigdy do końca nie zostanie wyjaśniony. W religii katolickiej kwestie związane z duszą są jednoznaczne i stanowią jeden z dogmatów, na które monopol posiada Kościół i… tylko Kościół. O dogmatach się nie dyskutuje! I słusznie. Dlatego prościej i bezpieczniej „rozprawiać” o duszy w ujęciu filozoficznym, traktując ją (duszę), jako pierwiastek życia człowieka, zwierzęcia, czy chociażby rośliny.

Psycholodzy też nie są jednoznaczni, kiedy przychodzi wypowiedzieć się na temat duszy. Zdecydowana większość z nich twierdzi, że duszę posiada tylko człowiek, natomiast istoty będące na niższym poziomie ewolucji – zwierzęta, czy rośliny – jej nie posiadają, chociaż są one bytami ożywionymi. Kiedyś, może nie do końca, ale podzielałem ten pogląd, uznawałem, że człowiek, jako istota duchowa ma prawo czuć się bardziej pewnie i komfortowo niż wspomniane zwierzęta. Dzisiaj uważam, że jest to zwykły egoizm gatunku ludzkiego. Niezależnie od ścierających się poglądów dotyczących, kto lub co posiada duszę,

nauczymy się żyć w pełnej symbiozie
ze wszystkimi istotami,
które dzielą z nami nasz wspólny dom – Ziemię.

Człowiek, jako istota będąca na wyższym stopniu ewolucyjnym, ma wręcz obowiązek dbać o nie, troszczyć się – zapewniać im odpowiednie warunki. Być może brzmi to jak hasło utopisty, kiedy popatrzymy na barbarzyństwa, jakich dopuszczają się ludzie, którzy maltretują i zabijają bezbronne zwierzęta, a przyrodę traktowaną jak globalny śmietnik.

Dziś, kiedy moja wiedza na temat duszy jest poszerzona, głębsza, zaczynam postrzegać „świat niższych istot” zupełnie inaczej. Być może, a w zasadzie prawie pewnym jest, że na zmianę osobistych poglądów wpłynął mój przyjaciel – Helios. Kto to taki? Odpowiedź wyniknie z dalszej treści tego posta. Helios trafił pod nasz dach – stając się pełnoprawnym członkiem rodziny. Była to moje świadoma decyzja, którą poprzedziły rozmowy z żoną. Na temat odpowiedzialności, jaka spoczywa na opiekunach zwierząt, można byłoby dużo powiedzieć, ale… pozostawiam tą kwestię bez komentarza 

Przebywanie z Heliosem prawie przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, stało się dla mnie czymś w rodzaju studium traktującym o więzi, wzajemnym przywiązaniu człowieka z „czworonożnym przyjacielem”. Nie czuję się jego „panem” – uznaję go za partnera, co obliguje mnie do tego, żeby nie wymuszać na nim posłuszeństwa, które kojarzy się z poddaństwem, podporządkowaniem. W chwili, kiedy piszę te słowa, Helios śpi przy mnie. Nie na darmo, mówi się o kimś, że jest wierny jak pies. Jak do tej pory nie słyszałem, żeby ktoś użył określenia – jest wierny jak człowiek. Wiem, że z chwilą, kiedy wyłączę komputer, Helios obudzi się i pójdzie na swoje miejsce odpoczynku. Być może się mylę, ale uważam, że ma On duszę, podobnie jak jego pobratyńscy. Zgodnie z wierzeniami Hindusów, ludzka dusza może zejść [zdegradować się] na niższy poziom, wcielając się w ciało zwierzęcia, bądź też przyjąć postać rośliny. Trudno nie zgodzić się z argumentami, prezentowanymi przez Hindusów, którzy degradację duszy upatrują w naszych słabościach, takich chociażby jak skłonność do nadmiernego spożywania mięsa, co może doprowadzić do tego, że w następnym życiu, (wcieleniu) człowiek będzie  pieskiem. Jest rzeczą oczywistą, że taka argumentacja ma swoje źródło w religii - hinduizmie, gdzie większość jego wyznawców to wegetarianie. Nie zapominajmy, że w religii katolickiej, kapłani straszą swoich wiernych piekłem, które po śmierci ma być ich  karą za grzechy popełnione na Ziemi. Kościół, w ten dość prymitywny sposób podporządkowuje swoich wiernych do poddaństwa, które nie ma w sobie cech partnerstwa – równego traktowania. W tym miejscu, tarociści bez wahania wskażą Piąty Wielki Arkan – Arcykapłana, jako kartę, która odzwierciedla to, co przed chwilą zostało przeze mnie powiedziane. 

Czy Helios jest przykładem zdegradowanej ludziej duszy? Nie wiem i być może lepiej, że nie mam takiej wiedzy. Wiem natomiast, że kiedy zabraniam mu pewnych rzeczy – głęboko wzdycha i litościwie patrzy mi w oczy. Nastrój, aura panująca w mieszkaniu wpływa na jego zachowanie, na jego psychikę. Każdy wie, że słowo psychika pochodzi od greckiego psychedusza.  Kiedy mówimy o psychice zwierząt (nie tylko psów), można dojść do wniosku, że mają one duszę. Być może taka argumentacja jest prymitywna, ale uważam, że nie jest pozbawiona sensu. Mam w swojej domowej bibliotece książkę, której autorką jest Jan Fennell zatytułowaną ZAPOMNIANY JĘZYK PSÓW, którą koniecznie powinni przeczytać wszyscy opiekunowie Canis familiaris (psa domowego). Być może po tej lekturze, większość ludzi, by spojrzała na psa z innej – lepszej strony, a problem porzuconych i maltretowanych psów, może by nie zniknął, albo przynajmniej by radykalnie się zmniejszył.

Jak pierwszorzędną kwestią jest okazywanie uczuć, posłużę się przykładem. Fryderyk II (1191-1250), król Sycylii i niemiecki cesarz przeprowadził „eksperyment”, który można by nazwać „dziełem szatana”. Z domu podrzutków wziął 50 niemowląt, każdemu z nich przydzielił opiekunkę, która miała zapewnić im podstawowe potrzeby – mycie, karmienie, ubieranie. Opiekunki miały zakaz okazywania wszelkich uczuć i odzywania się do swoich podopiecznych – niemowląt. Efekt tego „eksperymentu” okazał się tragiczny w skutkach. Żadne z dzieci nie potrafiło mówić, bawić się ani pracować, nie umiało cieszyć się ani myśleć. Ponoć wszystkie dzieci skarłowaciały i żadne z nich nie dożyło wieku dorosłego. Podejrzewam, że „pomysłodawca” by się nie odważył na powtórzenie tego pseudo-eksperymentu. Przykład ten świadczy, jak olbrzymią rolę odgrywa okazywanie uczuć – jest niezbędne dla prawidłowego rozwoju człowieka i nie tylko – także zwierząt, a nawet dla prawidłowego wzrostu roślin,  o czym doskonale wiedzą miłośnicy flory. Może to komuś wydawać się co najmniej dziwne, ale osobiście uważam za prawdziwe.  Opiekunowie zwierząt powinni swoim podopiecznym okazywać uczucia i mówić do nich, a one z pewnością odwzajemnią się w podobny sposób. Koniuszy w stajni usłyszy  rżenie, kręcący się po mieszkaniu kot zamiauczy i będzie łasił się, podobnie pies – głośnym szczekaniem przywita powracającego z pracy lokatora. 

Na zakończenie „psiego wątku” chcę przypomnieć, że Nils-Olof Jacobsen – szwedzki lekarz dokonał pewnego eksperymentu. Zważył ciało umierającego człowiek i dokonał powtórnego ważenia po śmierci. Zauważył, że ciało po śmierci ważyło 21 gramów mniej. Podobno inni lekarze, w ślad za Szwedem - powtórzyli ten eksperyment. Wynik był taki sam – spadek 21 gramów. Uznali, że właśnie tyle waży… ludzka dusza. Dokonano ważenia duszy kota – 100 gramów, a myszy – 3,5 grama. Źródła nie podają wagi duszy psa, ale można przypuszczać, że wynosi ona około 100 gramów – podobnie jak wspomnianego kota.   

Odbiegam trochę od tematu posta – duszy sensu stricte. Mówi się, że stare meble mają duszę. Można powiedzieć, że coś w tym jest. Właśnie owe „coś”, o czym nie wszyscy wiedzą, a ci natomiast, którzy posiedli tą wiedzę – zapominają lub ją lekceważą. Według mnie zbrodnią można nazwać sytuację, kiedy ludzie wyrzucali „na śmieci” stare meble i inne ręcznie wykonane przedmioty. Pamiętam czasy, kiedy ludzie rąbali siekierami stare szafy, kredensy i inne meble, które służyły, jako opał do pieców. Celowo użyłem czasu przeszłego, ponieważ dla „współczesnego” człowieka starocie, to cenne przedmioty, za którymi uganiają się kolekcjonerzy, którzy są gotowi zapłacić za nie duże pieniądze.  Samo słowo „antyk” jest niezwykle nośne, kojarzy się z przedmiotem, który został ręcznie wykonany. Podczas procesu tworzenia (np. mebla), stolarz – mistrz, działa na różnych planach energetycznych, głównie na planie eterycznym. Ów artysta (tak, artysta!) najczęściej swoje dzieło tworzy z pasją, z oddaniem. Rodzaj użytego drzewa też jest niebagatelny, ba, nawet miejsce gdzie ono rosło, odgrywa ważną rolę. Nietrudno zauważyć, że w tekście powtarza się słowo „energetyka”, która jest duszą mebla. Obecnie kupowane w sklepach meble, to masowa produkcja, wykonywana przez „bezduszne” automaty, stąd trudno w nich dopatrywać się duszy.

Kilka razy byłem świadkiem - widziałem jak człowiek przed budynkiem, siekierą niszczył stare meble, które jeszcze przed godziną  były mu przydatne. Z chwilą kupna nowych, stare zostały brutalnie potraktowane. Jest to bezmyślność i głupota. Człowieku! Opanuj się! Mogą one komuś służyć jeszcze przez wiele lat. Poza tym, z ezoterycznego (magicznego) punktu widzenia, niszczenie to źródło złych wibracji, które zakłócają równowagę energetyczną, powodują chaos, którego, na co dzień mamy w nadmiarze. 



Zacząłem tego posta cytatem Meng-tsy’ego, a zakończę słowami Stanisława Jerzego Leca:

Nie wiem, czy wierzę w duszę, ale na pewno w bezduszność.

Ez[o]