piątek, 9 grudnia 2011

Pierwsza rocznica



Mija rok od założenia przeze mnie bloga, dlatego chcę podzielić się swoimi refleksjami, pewnymi spostrzeżeniami, które mogą okazać się niespójne, trochę chaotyczne, ponieważ będę próbował poruszyć kilka wątków.

Przyznam się szczerze, że kilkanaście miesięcy temu, nie myślałem w ogóle o założeniu bloga. Stało się to niespodziewanie, spontanicznie. Doszedłem do wniosku, że skoro piszę „robocze notatki” związane z ezoteryką, które trafiają do do komputerowych szuflad – folderów, to może warto byłoby, chociaż część z nich zamieszczać w Internecie. Myślę, że każdy, kto decyduje się na prowadzenie bloga, w skrytości duszy liczy, że ktoś będzie je czytał, recenzował. Byłbym nieszczery, gdybym powiedział, że inaczej myślę niż inni, ale z drugiej strony – piszę bloga, ponieważ jako stworzenie stadne, potrzebuję kontaktu z innymi ludźmi, którzy w obecnym „zagonionym świecie”, coraz częściej nie znajdują czasu na zwykłą rozmowę. Chcę przypomnieć, że w Polsce popularność blogów jest bardzo duża, zajmujemy trzecie miejsce w świecie pod względem ich ilości. Informacja ta pochodzi z … Internetu. Jak tu żyć bez niego?  Podobno Internet stał się jednym z wielu uzależnień, które trapią człowieka, być może jest to prawda.

Teraz, kiedy rower zawiesiłem na przysłowiowym „kołku”, kiedy więcej czasu spędzam w domu, postanowiłem przyjrzeć się bliżej blogom. Z jednej strony kierowała mną zwykła ciekawość, a po wtóre, wcześniejsze moje wejścia na strony związane z szeroko pojętą ezoteryką, napawały mnie niepokojem, o czym pisałem wiele razy w poprzednich postach.  

Kiedy wziąłem „pod lupę’ posty traktujące o ezoteryce, zauważyłem, że w zdecydowanej większości, ich właścicielami są osoby, które zajmują się Tarotem, a w dalszej kolejności – magią, „czarami”, astrologią. Może ktoś powiedzieć, że wspomniane przed chwilą „czary” to też magia. Co do tego nie mam żadnych wątpliwości, ale rozgraniczam te dwa pojęcia, wychodząc z założenia, że „czary” to wyjątkowa, specyficzna magia. Przynajmniej takie jest moje zdanie, z którym mogą nie zgadzać się niektórzy czarodzieje, czarodziejki, czy wiedźmy. Jeśli by zastosować analogię – porównać blogi do rzek, to wówczas okaże się, że ilość dopływów, które łączą się z główną rzeką, jest olbrzymia, wręcz nieograniczona. By się o tym przekonać, wystarczy wejść na pierwszy z brzegu blog i zobaczyć, które blogi ich autor odwiedza, to przekonamy się, że powstaje cała rozrastająca się logarytmicznie sieć, coraz to nowych blogów.

Nie chciałbym nikogo urazić, ale mam chwilami wrażenie, że jestem w londyńskim Hyde Parku, gdzie podobno można mówić wszystko, z jednym wyjątkiem – nie wolno obrażać królowej. Na blogach nie ma cenzury, tego knebla na ustach – bardzo dobrze, ale chwilami, czytając niektóre teksty, wydaje mi się, że przydałoby się przywrócić ją wobec niektórych osób. Dlaczego wypowiadam się tak zdecydowanie ostro? Przeglądając blogi o tematyce ezoterycznej, natknąłem się na jeden, w którym można było przeczytać „cuda niewidy”. Kiedy w części bloga (O mnie), która ma przybliżyć nam jego właściciela, czytam: Jestem mistrzem Reiki, prowadzę kursy, udzielam porad itd., zaczynam powątpiewać w prawdziwość i kompetencje takiej osoby. Na blogu Ezoteryka i ja, jego autorka Pani Alicja Chrzanowska, o sobie pisze tak: A co tu pisać? Ci, co mnie znają, to mnie znają. A ci, co nie znają, to i tak z tego wpisu niczego się nie dowiedzą”. Bez komentarza. Powracam do „mistrza” Reiki. Kiedy czytałem wywód tego „mistrza”, który myli meridiany z czakrami, to zaczynałem mieć wątpliwości, czy na pewno jest to jawa, a nie sen. Chciałem wysłać emaila do „mistrza”, ale niestety, nie znalazłem nigdzie jego adresu. Pisanie komentarza pod postem uznałem za niewłaściwe. Podobny przypadek obserwowałem w jednym z programów telewizyjnych, gdzie człowiek przebrany w strój maga, „uzdrawiał” wszystkich za pomocą wahadła, stosując wobec wszystkich swoich klientów, taki sam zabieg – odblokowywania czakr, wygłaszając ciągle jedną formułkę. 

Kilka zdań na temat Tarota, który stał się popularny dzięki programom ezoterycznym w telewizji oraz, a może głównie, dzięki Internetowi. Na ten temat pisałem wiele razy, ponieważ leży mi na sercu, by Tarot nie stał się narzędziem kuglarskich sztuczek, by Go nie profanowano. Wiem, że dla większości osób Tarot jest sztuką dywinacji, zgoda. Dla mnie, jest On sposobem na poznawane tajemnic życia. Karty Tarota, dla mnie są Wielką Księgą, która pomaga mi w rozwoju duchowym. Niech każdy wybiera to, co jest dla niego dobre w danej chwili. Ale trudno mi pogodzić się z sytuacją, kiedy Tarota traktuje się jak żurnal z modą, kiedy panienki wymieniają się zdaniami, która Cesarzowa ma ładniejszą sukienkę! Oczywiście jest dużo blogów, w których można znaleźć wiele bardzo dobrych tekstów, pełnych przemyśleń, traktujących o Tarocie. Czytam je z ciekawością, wnoszą one w moje życie duchowe coś nowego, coś, czego do tej pory nie było mi dane poznać.

Odwiedzam także blogi, które są dla mnie galerią „dzieł sztuki”. Nie ma w tym żadnej przesady. Kiedy potrzebuję relaksu, kiedy jest mi źle – klikam na którąś ze stron, gdzie oglądam „artystyczne różności”, które pozwalają mi zapomnieć o kłopotach dnia codziennego. Czy pięknie wyhaftowana makatka, woreczek atłasowy z aplikacjami, zegar – Księżycowa noc i wiele innych, nie są dziełami sztuki? Czy ich tworzenie nie jest szczególną medytacją? Czy w końcu twórcy tych „cudności”, nie współtworzą ezoteryki, a tym samym poprawiają nasze wibracje? Niech każdy odpowie sobie sam na ten grad, pozornie śmiesznych pytań.

Nie mogę pominąć milczeniem jeszcze jednej kwestii, a mianowicie wpisów (komentarzy) pod postami. Osobiście, nie mogę zrozumieć osób, które piszą komentarze, jako „anonimowi”. Wydźwięk tego słowa, nie jest najlepszy, kojarzy mi się z ludźmi, którzy są tchórzliwi, chowają się za plecami innych, nie mają odwagi wyjść przed szereg i powiedzieć, jak w moim przypadku: Jestem Edward Zdunek i mieszkam w Wałbrzychu, dla przyjaciół jestem Edkiem, albo niech przynajmniej używają pseudonimu, który pozwala skontaktować się z nią. Zawsze brzydziłem się anonimami, których miejsce jest jedno – w koszu na śmieci.. Raz pokusiłem się, żeby sprawdzić, kim jest osoba, która skrywała się na moim blogu, jako ”anonimowy”. Dzięki Tarotowi, dowiedziałem się, że jest to Piąty Wielki Arkan – Arcykapłan. Bez komentarza. Być może jestem odosobnionym przypadkiem „dziwaka”, któremu coś nie „pasi” mówiąc młodzieżowym slangiem, ale uważam, że każdy, kto pisze komentarz pod postem powinien podpisać się.

Dzięki blogowi, którego założyłem przed rokiem, poznałem wiele wspaniałych, głównie młodych ludzi, którzy wnoszą w moje życie, eremity, coś pozytywnego, pięknego – zaszczepiają optymizm, radość. Zawsze uważałem, że umiejętność słuchania jest rzeczą trudną, ale jakże ważną. Wsłuchuję się w każdy głos, który niesie jakieś przesłanie, naukę. Słowa krytyki przyjmuję z pokorą, której nigdy za wiele.

Jest jeszcze wiele innych kwestii, o których zamierzałem napisać, ale uważam, że i tak, aż nadto zagalopowałem się.

Dziękuję Wam, moi Internetowi Przyjaciele, że jesteście,
że mogę czytać Wasze mądrości
i oglądać Wasze „cudeńka” własnoręcznie wykonane.

Jeśli kogoś uraziłem – przepraszam!

Ez[o]