wtorek, 17 kwietnia 2012

Porządki, porządki ...


Po kilkunastu dniach przerwy ponownie zabieram głos. Najpierw były przygotowania do Świąt, później już samo Święto Wielkiej Nocy, które teoretycznie jest uznawane za najważniejsze ze wszystkich świąt obchodzonych przez wiernych w kościele katolickim. Według sondaży, jakich przeprowadza się wiele, wynika, że Polakom Wielkanoc kojarzy się z barankiem, pisankami i święconką, a dopiero gdzieś na końcu znalazły się doznania duchowe – czas refleksji, zadumy, które są istotą tego Święta. Z sondaży wynika, że tradycja i przyzwyczajenie to główne powody świętowania. Oczywiście jest pewna, będąca w mniejszości grupa wiernych, dla których Wielkanoc jest wielką duchową ucztą.

Podziwiam i doceniam trud kobiet, które przez cały tydzień poprzedzający Wielkanoc, sprzątają mieszkanie, zaglądają w każdy zakamarek by nie zostawić w nim odrobiny kurzu. Dochodzi do tego obowiązkowe mycie okien i zmiana firan. Tak przez cały tydzień, a może jeszcze dłużej. Później, przeważnie dwa dni siedzenia przy suto zastawionym stole. Chociaż od pewnego czasu „idzie ku lepszemu” – coraz więcej ludzi wykorzystuje czas świąteczny na długie spacery z plecakiem, czy też wyjazdy całą rodziną na wypoczynek do innych miejscowości.

Po Świętach przyszedł czas na mnie. Jesień i wiosna to okres, kiedy obok przeglądu i konserwacji roweru, robię gruntowne porządki w pomieszczeniu gospodarczym oraz przeglądam szafy, półki i wszystkie szuflady. Wiem, że jest to zajęcie dość banalne, któremu być może nie powinienem poświęcać czasu i zaprzątać umysły innych ludzi. Niby tak, ale… Jesień. Czas na… kasztany, to tytuł posta, w którym jak sam tytuł wskazuje, pisałem o kasztanach, których przez całą zimę było pełno w moim mieszkaniu. Zdarzało się, że podczas zdejmowania książek z półki w środku nocy, wypadały one na podłogę, co nie było zbyt przyjemne dla domowników, którzy akurat spali. Nadszedł czas by się z kasztanami pożegnać. Ktoś mógłby powiedzieć, że można się pożegnać z kimś, ale nie z kasztanami. Być może, ale mój punkt widzenia jest inny, który postaram się przedstawić w kilku zdaniach. Podobnie jak wiele osób, także ja, od wielu lat korzystam z leczniczych dobrodziejstw, jakie posiadają kasztany. Zdążyłem do nich przekonać dwójkę znajomych, którzy jesienią wybrali się ze mną na kasztanowe szaleństwo. Wspomniałem przed chwilą, „zdrowotna misja” kasztanów się skończyła. Zebrałem je wszystkie i zaniosłem tam, skąd je wziąłem – powróciły na swoje miejsce. Nadszedł czas podziękowania Matce Naturze, że była dla mnie hojna i łaskawa. Dzięki tym kasztanom włożonym do schowka na pościel w sofie, osłabiłem działanie dwóch dość silnych cieków wodnych, które płyną pod moim mieszkaniem. Ponadto wszechobecne kasztany przyczyniły się do tego, że przez całą zimę mieszkanie było energetycznie bardziej czyste. Dodatkowym argumentem, który skłonił mnie do oddania kasztanów Naturze, był Kasztanowy Ludzik – Franek, którego „stworzyłem”, który całą zimę przebywał w kuchni na szafce. Niestety jego „bajkowe” życie dobiegło końca. Pomarszczył się, pokrzywił – jednym słowem – mocno zestarzał się. Spoczął z kasztanami pod jednym z drzew w alei kasztanowej na obrzeżach miasta. Być może wszystko, co do tej pory napisałem jest banalne, a nawet śmieszne, wręcz groteskowe.  

Teraz postaram się rozwiać wątpliwości największych sceptyków, którzy być może, w najlepszym przypadku uważają mnie za dziwaka. Przed chwilą pisałem o dobroczynnym (leczniczym) działaniu kasztanów i z pozoru dziwnym moim zachowaniu, kiedy postanowiłem oddać je Naturze. Z ezoterycznego punktu widzenia kasztany (między innymi) oczyszczają pomieszczenia z negatywnych wibracji, łagodzą skutki cieków wodnych itp. o czym zresztą pisałem przed chwilą. Zbierają całe „zło”, stając się mini akumulatorami. Nie trzeba być radiestetą, czy naukowcem, ale wystarczy, że na lekcjach fizyki słuchało się belfra, by zrozumieć, że nagromadzona (skumulowana) energia musi kiedyś być oddana. Właśnie, dlatego kasztany zaniosłem w to, a nie inne miejsce, gdzie negatywna energia została „uziemiona” – przekazana żywiołowi Ziemi, a kasztany za jakiś czas staną się nawozem dla drzewa, pod którym zostały położone. Druga sprawa, myślę, że jeszcze ważniejsza, to wspomniany Ludzik, który został przeze mnie „stworzony” w określonym celu. Dla dziecka, które w szkole na zajęciach plastycznych robi z kasztanów ludzika, jest to głównie zabawa, wyrabianie zdolności manualnych i pobudzenie „bajkowej” wyobraźni. Mój Ludzik, powstał – „stworzyłem” go w określonym celu, nie dla zabawy, ale głównie dla działań magicznych. Chociaż muszę przyznać, że Jego „tworzenie” sprawiło mi wiele radości, przywołało retrospekcje z dziecinnych lat. Ponadto Ludzik spodobał się Kochanym Internautom, który odwiedzają moją stronę, czego dali wyraz pisząc wówczas pochlebne komentarze. Każdy, kto na poważnie zajmuje się magią wie, że mój Ludzik to nic innego jak typowy volt.

Niewtajemniczonym, przynajmniej w kilku zdaniach postaram się go przybliżyć. Nazwa volt pochodzi z łaciny, vultus – twarz, oblicze. Jest to mała figurka wykonana własnoręcznie z naturalnego materiału, którym, w moim przypadku były kasztany, patyczki i owoce jarzębiny. Volt jest uosobieniem konkretnej osoby. Volt jest przekaźnikiem, który tworzy kanał energetyczny między operatorem a daną osobą, na którą mają być skierowane działania magiczne, którym towarzyszą pewne rytuały. Oczywiście do tej „magicznej operacji” trzeba mieć odpowiednie przygotowanie, które nie jest trudne, ale należy wykonywać je dokładnie i z powagą. Reczą najważniejszą w obchodzeniu się z voltem jest to, że jego użycie nigdy nie powinno być skierowane przeciwko drugiej osobie, o czym doskonale wiedzą osoby zajmujące się magią. O ludziach, którzy wykorzystują działania magiczne przeciwko drugiej osobie, mówi się, że uprawiają czarną magię. Osobiście nie rozgraniczam magii na czarną i białą. Uważam, że magia jest jedna i może być użyta przeciwko komuś lub czemuś, bądź może służyć, jako wspaniałe narzędzie do niesienia pomocy sobie lub innym ludziom.  W tej chwili przypomniałem sobie scenę, jaka pojawia się dość często na filmach kryminalnych, kiedy osoba wbija szpilki w lalkę, która symbolizuje osobę, której chce ona zadać ból. Jest to przykład pseudo-volta i użycie go do niegodziwych celów.

Mój Ludzik [volt] został wykonany w szlachetnym celu i spełnił swoje zadanie, z czego jestem zadowolony. Zapewniam wszystkich, którym się On spodobał, że potraktowałem go poważnie i znalazł się w odpowiednim, godnym dla Niego miejscu, o czym wcześniej wspomniałem.

Schodzę na ziemię, by za chwilę ponownie wrócić do szeroko pojętej ezoteryki. Od jesieni do tej pory, przez te kilka miesięcy nagromadziło się w moim otoczeniu wiele niepotrzebnych rzeczy. Czyszczenie, porządkowanie zajęło mi „bite” dwa dni. Nie będę wymieniał zawartości moich szuflad i pomieszczenia gospodarczego, ponieważ każdy zna to z autopsji. Bezmyślne niszczenie zbędnych, niepotrzebnych rzeczy jest grzechem. To, co dla nas jest niepotrzebne, dla kogoś może okazać się „skarbem”, którego szuka. Po generalnym sprzątaniu jest nam lżej, odczuwamy ulgę jesteśmy odprężeni, mimo, że pozostawiliśmy jeszcze trochę zbędnych rzeczy. Zbieranie niepotrzebnych rzeczy zaśmieca naszą prawą półkulę, która niczym twardy dysk w komputerze zapisuje wszystkie dane. Często ludzie tłumaczą, że nie myślą o tym, co mają złożone w lamusię. Tak, to prawda, ale nie zmienia to faktu, że mózg jest zaśmiecony. Niewidzialne nici łączą naszą prawą półkulę z każdą najdrobniejszą rzeczą, jaką zgromadziliśmy [od słowa – gromada, duża ilość] wokół siebie. Zapewnie każdy zna przygody Guliwera, który znalazł się wśród liliputów, którzy skutecznie go unieruchomili wiążąc go cienkimi nitkami. Scenka ta dość często jest przywoływana przez ezoteryków, by uświadomić, jaki wpływ na nas mają gromadzone w nadmiarze energie, czy „zaśmiecanie” mózgu. Ja taką sytuację nazywam „niemocą Guliwera”.

Sprzątanie wykracza daleko poza przysłowiowe „cztery ściany”. Mogą coś na ten temat powiedzieć posiadacze działek ogrodniczych, pszczelarze, sadownicy i inni. Tu nasuwa się pewna refleksja. Ci często pogardzani kloszardzi i inni szukający „skarbów” na śmietnikach, przyczyniają się do „odświecania” naszych miast, chociaż robią to często zbyt hałaśliwie – gniotą nocami aluminiowe puszki, zakłócając tym samym ciszę nocną. W świecie fauny też są „czyściciele”, których obecność jest niezbędna dla zachowania biologicznej równowagi.   

Każdy z nas jest Mikrokosmosem – cząstką, która znajduje odbicie w Makrokosmosie i odwrotnie. Szkoda, że niektórzy ludzie o tym nie wiedzą. Bałagan na balkonie, zachwaszczona działka, wyrzucone śmieci w środku lasu, wydają się mało znaczące w skali mikro. Kiedy sprzątam odchody po Heliosie, większość miłośników „czworonogów” patrzy na mnie jak na chorego psychicznie. Czuję na sobie wzrok wszystkich ludzi, na co nie zwracam uwagi. W samej tylko Warszawie w ciągu jednej doby psy „pozostawiają” na trawnikach, o ile mnie pamięć nie myli, kilkanaście ton odchodów! W skali makro nasza Planeta – Ziemia jest wielkim śmietnikiem. Może się narażam ekologom, ale powiem, że akcje typu „sprzątanie świata”, to syzyfowa praca.

Na zakończenie kilka zdań na temat „czyszczenia” nie naszego grzesznego ciała, które pozostawiam w spokoju, a raczej naszych ciał subtelnych, o których ludzie zapominają, zaniedbują je, co w konsekwencji prowadzi do choroby całego organizmu. Osobiście, nie wyobrażam sobie osoby zajmującej się na poważnie ezoteryką (magią, Tarotem, astrologią, Kabałą itp.), która nie dba o swoją „higienę wewnętrzną”. Najbardziej narażeni na zanieczyszczenia są ci, którzy pracują z klientem. Zbierają na siebie wiele złych energii, które wchłaniają niczym gąbka wodę. Nie wszyscy wiedzą, że osoby te, nie są w stanie sami „oczyścić się”, dlatego korzystają z pomocy, nazwijmy – innych specjalistów. Na marginesie dodam, że wszyscy – bez wyjątku, którzy zdecydowali się zgłębiać nauki tajemne, muszą podporządkować się pewnym rygorom, z którymi nie wszyscy sobie radzą. Być może, dlatego (prawdziwych) ezoteryków nie jest zbyt wielu. Siebie do tego grona nie zaliczam, chociaż stoję w przedpokoju i czekam, aż mnie zaproszą do środka. Nie będę wymieniał wszystkich „rygorów”, ale warto przypomnieć najważniejsze: otwartość umysłu, tolerancja, samokrytycyzm, umiejętność słuchania. Jest jedna poważna wada, której trudno się pozbyć i która jest zaporą nie do przejścia, by zgłębiać nauki tajemne, to – zawiść, która ma różne oblicza. Osoby z tą wadą nie są w stanie „wewnętrznie” oczyścić się. Ich negatywne wibracje są przez inne osoby wyczuwane na odległość. 


Tym, oto mało przyjemnym (dla pewnych osób) stwierdzeniom kończę tego posta. Mam nadzieję, że osoba wysypująca kasztany pod drzewem nie będzie pytana o to, dlaczego to robi. Takie pytanie zadał mi mężczyzna spacerujący z pieskiem, na które odpowiedziałem: „Oddaję to, co podarowała mi Matka Natura”.   

Filmik pochodzi z You Tube - "Rozmowy z dziećmi - odcinek 3 - Sprzątanie świata".


Ez[o]