niedziela, 20 grudnia 2015

Czym dla mnie jest Tarot?



Na wstępie cofnę się myślami do lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku, kiedy byłem młodym człowiekiem. Wówczas o Tarocie niewiele, czy wręcz wcale się nie mówiło. W codziennej gazecie "Życie Warszawy", wśród olbrzymiej ilości ogłoszeń (zajmujących całe strony), gdzieś w środku, można było znaleźć, wydrukowane drobną czcionką ogłoszenia o kilku wróżkach działających w Warszawie. W miasteczkach i na wsiach swoisty monopol na wróżby miały Cyganki, które za drobną opłatą świadczyły swoje usługi. A, że nie cieszyły się dobrą sławą, często zamykano przed nimi drzwi. Cygankom przypisywano, najgorsze cechy, że kradną i oszukują, co nie do końca było prawdziwe. A jak było w dużych miastach? Na przykład, w Warszawie miejscem, gdzie każdego dnia można było spotkać Cyganki zaczepiające przechodniów oferujących wróżbę był bazar Różyckiego na Pradze. Nigdy nie korzystałem z "usług" cygańskich wróżek, czego nie mogę powiedzieć o koledze, który kilka razy przekonał się, że mówiły one prawdę. Równie często "okupowanym" miejscem przez wróżące Cyganki były parki a także kurorty.  Do wróżb używały klasycznych kart, część z nich zajmowała się chiromancją. W tamtych latach porady psychologa, seksuologa było prawie nieznane. Natomiast gabinety psychiatrów były miejscem, gdzie kierowano ludzi, którzy raczej powinni trafiać do specjalistów przed chwilą przeze mnie wspomnianych. Tyle retrospekcji.



Podróż, jaką opisują karty Tarota, to podróż do naszego wnętrza.
Wszystko, co napotkamy na tej drodze, jest częścią naszej osobowości.
                                                                                         [Sallie Nichols]  

Galopujący postęp technologiczny, w którym króluje elektronika, sprawił, że człowiek jest od niej uzależniony. Zdecydowana większość ludzi nie wyobraża sobie życia bez telefonu, komputera i innych tzw. elektronicznych gadżetów. I pomyśleć, że w latach sześćdziesiątych na założenie telefonu trzeba było czekać 6-8 lat! Te wszystkie wynalazki miały sprawić, że będziemy mieli więcej czasu na odpoczynek. Rzeczywistość okazała się bardziej brutalna, niż się spodziewaliśmy. Pogoń za pieniądzem sprawiła, że ludzie mają coraz mniej wolnego czasu. Dochodzi do tego obawa utraty pracy, obawa o jutro - ludzie żyją w ciągłym stresie. W tej sytuacji, jak najbardziej wskazana jest pomoc psychologa, doradcy duchowego, a może ostatnio "modnego" trenera personalnego, czy jak kto woli trenera osobistego. Jest zapotrzebowane - niech pomagają wykwalifikowane osoby, prawdziwi profesjonaliści. Część ludzi szuka porad u wróżek, uzdrowicieli. Wystarczy wejść na strony internetowe, by znaleźć na nich setki ogłoszeń tarocistek/tarocistów, oferujących pomoc. TV nie pozostaje w tyle. Są nadawane całe, kilkugodzinne bloki ezoteryczne. Powtórzę po raz drugi. Jest zapotrzebowanie, niech robią to profesjonaliści, a oszustów wykorzystujących trudna sytuację życiową innych ludzi powinno się tępić niczym chwasty.

W Internecie funkcjonuje wiele portali, które zajmują się ezoteryką, głównie Tarotem. Często założyciele tych stron nie mają konkretnej wizji jak ma ona funkcjonować. Przeważnie większość młodych ludzi, którzy odwiedzają te strony, bez żadnego przygotowania próbują interpretować rozkłady kart, traktują Tarota, jako rodzaj zabawy, rozrywki. Nie zdają sobie sprawy z niebezpieczeństw, jakie im zagrażają. Pisałem na ten temat wiele razy, ale zderzałem się z murem ignorancji, wręcz wściekłości kierowanej pod moim adresem nawet przez tzw. administratorów portali, dlatego całkowicie odciąłem się od tego rodzaju stron. Uznałem, że mój czas jest zbyt cenny, bym miał go marnować na bezproduktywne działania. Pozostaję wierny kilku osobom, które prowadzą swoje strony związane z Tarotem, astrologią i szeroko pojętą ezoteryką. 


Kilka ogólnych zdań o Tarocie. Większość ludzi traktuje Go, jako narzędzie do dywinacji, często pomijają inne aspekty, bardziej istotniejsze od funkcji wróżebnej. Powoli mity o Tarocie, jako "czymś niebezpiecznym" idą w zapomnienie. Jedynie ludzie Kościoła w dalszym ciągu Tarota określają, jako "Biblię Szatana", źródło wszelkiego zła. Ciekawej analizy porównawczej dokonał FLAVIO ANUSZ w swojej książce "Tarot - rozważania mistrza", w której chrześcijańska Biblia w konfrontacji z Tarotem wypadła bardzo niekorzystnie.  Mnogość kart Tarota i książek traktujących o Nim jest na tyle duża, że każdy ma swobodny do nich dostęp. Spotkałem się ze stwierdzeniem, że z powodów, o których piszę, Tarota obecnie nie można zaliczać do ezoteryki. Uważam, że taka teza jest bezzasadna. Określenie "tajemnicy" jest pojęciem względnym. To, co dla mnie jest tajemnicze, nie mam do tego dostępu, dla innej osoby może być banalnie proste, pozbawione cech tajemnicy, i odwrotnie. Przepis na świetną potrawę, pozostaje tylko przepisem, nie zastąpi gotowego dania, które należy przyrządzić. Treść najlepszej książki o Tarocie, pozostaje tylko zbiorem liter, zdań, rozdziałów. Pozostaje martwą wiedzą aż do czasu, kiedy wnikliwie, gruntownie zaczniemy analizować poszczególne Arkana w połączeniu z medytacją, uważną obserwacją otaczającego nas Świata. Jest to długa i żmudna droga, którą nie wszyscy są w stanie podążać. W rzeczywistości "tarotowa droga" nie ma końca.  

W tej chwili mogę odpowiedzieć na pytanie zawarte w tytule tego artykułu: "Czym dla mnie jest Tarot?" Najogólniej Tarota możemy traktować, na dwa sposoby - jako narzędzie do dywinacji (wróżenia), bądź, do medytacji i jako Wielką Księgę Życia. Drugi sposób jest dla mnie najważniejszy - podstawowy, a pierwszy jest jedynie jego uzupełnieniem Od strony dywinacyjnej, korzystam z "porad Tarota" jak rozwiązać zaistniały problem. W tym miejscu mógłbym zakończyć ten artykuł. Jednak postaram się rozwinąć temat, z myślą, że może znajdzie się przynajmniej jedna osoba, która po przeczytaniu tego artykułu zainteresuje się Tarotem. 

Moja, nazwijmy ją - przygoda z ezoteryką zaczęła się dwadzieścia lat temu, kiedy przeszedłem na emeryturę, miałem wtedy poza sobą pięćdziesiąt lat życia. Życie nie znosi pustki. Niektórzy "znawcy tematu" twierdzą, że zbyt późno zacząłem poznawać Tarota, astrologię i inne pokrewne z nim nauki. Być może mają rację. Na wszystko przychodzi odpowiedni czas. Nic nie dzieje się przypadkiem, który (jak wiele razy wspominałem) w ezoteryce nie funkcjonuje. Będąc w bibliotece spotkałem pewnego mężczyznę, który wspomniał, że jest tarocistą. Nawiązałem z nią kontakt, który okazał się dla mnie wybitnie toksycznym. Zacząłem podążać swoją drogą, upatrując w Tarocie remedium, lekarstwem na wszelkie problemy. Jednak dość szybko byłem zmuszony zweryfikować swoje poglądy.
W tamtych latach dostęp do literatury o Tarocie był bardzo ograniczony, by nie powiedzieć marginalny. Być może to skłoniło mnie do bardziej indywidualnej pracy z jedyną, jaką wówczas miałem talią Ridera Waite'a. W międzyczasie kupiłem kilka wartościowych książek. W roku 2002 trafiła w moje ręce (składająca się z dwóch części) książka  - "Tarot intuicyjny", którą napisała Pani BARBARA ANTONOWICZ-WLAZIŃSKA. Pierwsza z nich dotyczy Wielkich Arkanów Tarota; druga - Małych Arkanów. Chociaż moja "ezoteryczna biblioteka" jest dosyć bogata, często sięgam po "Tarota intuicyjnego" i za każdym razem odkrywam w tej książce "coś nowego", a dlaczego tak się dzieje? Otóż, wszystkie dzieła transcendentalne, takie jak Biblia, Talmud, Bhagawadgita, czy też Tarot, są odbierane (odczytywane) przez odbiorę w różny sposób, tzn. w zależności od jego poziomu rozwoju duchowego. Przykładowo, przeciętny parafianin Boga postrzega, jako poczciwego, brodatego starca siedzącego na tronie. 


Zwykło się mówić, że jeśli coś jest uniwersalne, to nie może w pełni spełniać swojej roli. W tym wypadku jest inaczej. Książki te wprowadzają nas w magiczny świat Tarota. W pełni zaspakajają najwybredniejszych odbiorców, zarówno tych, którzy skupiają się na dywinacji, jak i tych poszukujących sensu życia w przekazie kart. Posłużę się recenzją pana JERZEGO PROKOPIUKA, jaka znajduje się na ostatniej stronie okładki, oto ona:  

W literaturze przedmiotu - "tarotologii" rzadko spotykamy się z pracą tak ambitną i to na dwóch płaszczyznach: informacyjnej i interpersonalnej. Albowiem "Tarot intuicyjny..." nie tylko daje nam pełną wręcz wiedzę o sobie - swojej historii, symbolice, psychologii czy zastosowaniach psychoterapeutycznych i odniesieniach psychosomatycznych - lecz także napisany jest "atramentem serdecznym", takim, jakim potrafi posługiwać się tylko człowiek kochający ludzi, który chce nieść pomoc w ich psychicznych i życiowych kłopotach i cierpieniach - a instrumentem tej pomocy czyni ezoteryczną "grę z kartami".
Autorka książki wznosi się już wysoko ponad problematykę zdrowia i choroby, psychoterapii, "taroterapii" i psychosomatyki. Zdolność ujrzenia - w teorii i praktyce - dialektycznej natury świata, w którym żyjemy, problemu sensu choroby, jako szczególnej postaci problemu sensu zła wynosi Autorkę na wysokie rejony filozofii utrzymanej w duchu gnozy.
Wzlot ten wskazuje na najwyższe horyzonty jej dzieła - i powinien szczególnie mocno zachęcić nas do jego lektury. A pamiętajmy, że w ustach piszącego te słowa jest to najwyższy komplement, jakim może obdarzyć Autorkę, do której pracy ma zaszczyt pisać przedmowę. 

Autorka - Pani BARBARA ANTONOWICZ-WLAZIŃSKA, w swojej książce, na stronach 55-56, pisze, cytuję: 

DLACZEGO UCZĄC SIĘ TAROTA CZŁOWIEK ROZWIJA SIĘ DUCHOWO?
Dotyczy to oczywiście ludzi, którzy poważnie i odpowiedzialnie traktują karty Tarota. Przyglądając się kartom, medytując nad nimi, studiując je, ich nieświadoma symbolika poprzez osoby, kolory, przedmioty, zwierzęta postrzegana jest przez Twoją świadomość i pobudza Cię do skojarzeń. Ten proces powoduje przesunięcie informacji ze sfery nieświadomej do świadomości. Każda osoba doświadcza tego procesu w indywidualnej formie. Ważne jest, że pracując indywidualnie z kartami wyłączasz działanie lewej półkuli, której językiem są słowa, a rozwijasz łączność z prawą półkulą, której językiem są obrazy. W kontakcie z kartami Tarota Twoja nieświadomość zaczyna przemawiać do Ciebie archetypowymi symbolami kart.  Proces ten poszerza świadomość i służy indywiduacji. Prowadzenie swojego zeszytu dotyczy indywidualnego kontaktu z kartami, zapisywanie własnych skojarzeń, interpretacji karty dziennej, tygodniowej, snów, synchroniczności różnych zdarzeń, okoliczności, spotkań, rozmów - pomaga wprowadzić uchwycone w ten sposób nieświadome treści na poziom świadomości. Pogłębia to wiedzę o sobie samym, poszerza świadomość, pozwala patrząc - widzieć, słuchając - słyszeć, czując - czuć coraz więcej, lepiej, intensywniej...

Te dwa, przytoczone cytaty są potwierdzeniem moich słów, że książka ta jest niezwykła, powinni z niej korzystać nie tylko adepci, ale też zaawansowani ezoterycy. 


Obok wielu wartościowych pozycji traktujących o Tarocie, nie sposób pominąć książki "DROGA TAROTA czyli mitologiczny klucz do Wielkich Arkanów". Autorem tej książki jest wielki znawca tematu - HAJO BANZHAF,  niemiecki ezoteryk, autor wielu książek. 

Cytuję krótką notkę, jaka znajduje się na ostatniej stronie książki:   

"Droga Tarota" to opowieść pisana uniwersalnym językiem Wielkich Arkanów. Ucząc się jego języka poznajemy prawa kosmiczne, dostajemy wskazówki i rady ułatwiające życie. Przy urodzeniu nikt nie dał nam "instrukcji obsługi". Czy na pewno? Tarot to system symboli, których los potoczył się niestety tak, że zbyt często był utożsamiany z wróżeniem. Tylko niewielka garstka ludzi zadawała sobie trud, by poszukiwać głębszego sensu tych symboli. Dlatego znamy tylko płytkie podłoże archetypowej prawdy płynącej z nich, a twierdzenie, że w kartach tkwi życiowa mądrość, wywołuje u większości ludzi pełen politowania uśmiech, w najlepszym razie zdziwienie. Może jednak warto zagłębić się w te karty, by poznać swoją drogę życiową?   



Chcę wspomnieć o jeszcze jednej kwestii, która często jest pomijana, czy przemilczana przez osoby zajmujące się naukami ezoterycznymi, a ma fundamentalne znaczenie w poznawaniu i praktycznym (dywinacyjnym) wykorzystywaniu kart Tarota.  Otóż, nauki te wzajemnie się przenikają, mówiąc kolokwialnie, każda z nich stanowi część układanki niczym puzzle, które po złączeniu stanowią całość. Każdy, kto poważnie traktuje zgłębianie wiedzy o Tarocie, powinien przynajmniej w podstawowym zakresie posiąść wiedzę z dziedziny astrologii, numerologii. Na wyższym poziomie wtajemniczenia Tarota, znajomość Drzewa Życia jest niezwykle przydatna, czy wręcz konieczna. Tu rodzi się często pewien problem.  Mam na myśli nieznajomość języka hebrajskiego. Wszystkie nazwy, określenia, jakie znajdujemy na wykresie Drzewa Życia ze zrozumiałych względów są zapisane w tym języku. Autorzy publikacji dotyczących Drzewa Życia obok hebrajskich używają rodzimych określeń. Osoby zajmujące się Kabałą Mistyczną, muszą dobrze znać język hebrajski, ponieważ wymowa (akcentowanie) poszczególnych wyrazów odgrywa pierwszorzędne znaczenie. Często korzystam z tego niezwykłego wykresu Drzewa Życia, na którego ścieżkach są rozmieszczone Wielkie Arkana Tarota a także wiele innych symboli, między innymi z astrologii. Zwróciłem uwagę, że większość adeptów skupia się li tylko na kartach Tarota a dokładniej - na ich wróżebnej roli. Na jednym z portali społecznościowych próbowałem zachęcić adeptów do równoległego poznawania wspomnianych wyżej dziedzin ezoterycznych. Bez odzewu, a szkoda... 


 
Ez[o]

sobota, 5 grudnia 2015

Pomagać, ale... jak?



Tytuł zawiera pytanie, na które odpowiedź, wbrew pozorom nie jest łatwa. Co do tego, że powinniśmy pomagać, nie mam wątpliwości, ponieważ zostaliśmy "wyposażeni" przez Najwyższego (albo, jak kto woli - przez Boga) w rozum a także uczucia. Nie zapominajmy, że jedną z zasad rządzących Światem jest biegunowość. Jest dobro, ale jest także zło; są bogaci - są biedni. Te dwa przykłady w bardzo ograniczonym stopniu ukazują jak bardzo Świat jest skomplikowany a jednocześnie prosty.

Na temat pomagania można przeczytać wiele artykułów, autorzy doradzają jak to robić, żeby trafiała ona do właściwych osób i w odpowiedniej formie. Wspierać finansowo, czy raczej wspomagać w naturze"? Wspierać żebrzących w autobusie, na ulicy, czy nie wspierać? Myślę, że każdy z nas ma wyrobione zdanie na ten temat, chociaż wsłuchiwanie się w głos innych może być dla nas cenną radą, wskazówką, na przyszłość, by nie powielać błędów innych ludzi.  Mówiąc szczerze, słuchanie nie jest naszą najlepszą stroną. 

Pozostanę na chwilę przy wspomnianej biegunowości. W skali makro Świat jest podzielony na bogatą północ i biedne południe. Co do tego nie mamy najmniejszych wątpliwości. Bogata Europa - biedna Afryka; podobnie - bogata Ameryka Północna i biedna Ameryka Południowa. Do niedawna temat pomocy biednym krajom, był mało słyszalny. Niestety, dalsze jego przemilczanie okazało się bombą zegarową, która już tyka coraz głośniej. Ostatnie wydarzenia na Świecie są tego przykładem. Początki wielkiej emigracji nie tylko politycznej, ale także ekonomicznej z krajów Afryki Północnej i Azji do Europy stała się faktem. Myślę, że tego procesu zakazami, nakazami nie da się zatrzymać, będzie narastał. Dlaczego o tym piszę? Nie kto inny jak Europejczycy (i nie tylko), dokonywali podbojów krajów Afryki i Ameryki Południowej traktując je jak swoją własność. Kolonizatorzy wywozili z podbitych państw surowce, wykorzystywali tanią siłę roboczą do prac na plantacjach i w kopalniach. Obecnie słyszymy o potrzebie pomocy emigrantom, którzy coraz liczniej napływają do Europy. To, co teraz napiszę może dla kogoś okazać się kontrowersyjne, budzące wątpliwości, czy wręcz sprzeciw. Przyjmowanie uchodźców przez kraje europejskie tylko częściowo można określić, jako pomoc, ale w żadnym wypadku nie jest aktem łaski. Uważam, że jest to obowiązek albo, jak kto woli - częściowe spłacanie rachunków krzywd wyrządzonych w przeszłości przez kolonizatorów. Jednocześnie jestem zaniepokojony falą emigrantów, jaka w ostatnich miesiącach napływa do Europy. 

Wracając na nasze "krajowe podwórko", trzeba przyznać, że Polacy potrafią być solidarni, dobroduszni dla potrzebujących pomocy. W tym miejscu można by wymieniać w nieskończoność wiele różnego rodzaju fundacji, stowarzyszeń dobroczynnych, które swoją działalnością wspierają osoby, czy całe rodziny, potrzebujące różnego rodzaju pomocy. Oczywiście trafiają się hieny żerujące na ludzkim nieszczęściu, podszywające się pod wolontariuszy, ale gdzie ich nie ma? Jedną z wielu form pomocy jest odpis jednego procenta podatku organizacjom użytku publicznego. Osobiście, od wielu lat wspieram jedyne w Wałbrzychu hospicjum, Tzw. "akcyjność" nie rozwiązuje do końca problemu pomocy, ale jest "zastrzykiem", który jest "kołem ratunkowym" dla olbrzymiej rzeszy ludzi. 

W tym miejscu muszę wspomnieć o ludziach, którzy bezinteresownie angażują się w pomoc ratowania porzucanych i katowanych zwierząt, które nie potrafią się bronić, chociaż mają ostre zęby. Bezdomnych, porzuconych zwierząt w Polsce jest około 3 miliony! Są one zdanie na pomoc wolontariuszy i innych ludzi kochających naszych Mniejszych Braci. Starsza osoba dokarmiająca koty, jest często wyśmiewana a nawet poniżana. Szkoda, że żaden z tych nikczemników nie zaje sobie sprawy, że koty te tępią szczury. Zamiast krytykować i poniżać, niech włączą się do pracy, jako wolontariusze, każda para rąk jest mile widziana. Jeśli nie chcą pomagać, to przynajmniej niech nie przeszkadzają innym.  Nie zapominajmy o starej, zawsze aktualnej prawdzie: Kto nie kocha zwierząt, ten nie kocha siebie, a tym bardziej nie jest w stanie pokochać innych ludzi. 

Ludzi wspierających różnego rodzaju fundacje można podzielić na tych, którzy robią to "z odruchu serca" i tych, którzy pomagając liczą na zaistnienie w mediach, robiąc sobie reklamę. Mam dobry kontakt z jednym ze społeczników samorządowych, pomaga biednym dzieciom przez cały, okrągły rok. Powiedział mi, że większość sponsorów liczy głównie na reklamę, co nie znaczy, że kierują się oni li tylko promowaniem swoich firm. Niezależnie od intencji, jedni i drudzy pomagają, niosą pomoc.


Chcę poświęcić nieco miejsca instytucji, która sama przez się głosi hasło niesienia pomocy, chodzi o Kościół. Działalność misyjna polskich księży w różnych częściach Świata jest szlachetnym działaniem. Caritas jest znaczącym "udziałowcem" tej działalności, chociaż moje osobiste doświadczenia z tą instytucją, mówiąc delikatnie, nie są najlepsze. Nie jest antyklerykałem, ale patrząc trzeźwym okiem, stwierdzam podobnie jak wiele innych ludzi, że księża - ludzie Kościoła stali się urzędnikami, wyznaczają swoje godziny "urzędowania", poza którymi nie przyjmują "interesantów". Dziennikarze, to wścibscy, prowokujący ludzie. Wiele razy "testowali" zachowanie księży po ich godzinach urzędowania. Za każdym razem, rzekomo potrzebująca pomocy matka z małym dzieckiem, czy kloszard nie otrzymywali schronienia pod dachem plebanii. W tym miejscu muszę dokonać małej dygresji. Jestem miłośnikiem (nie wyznawcą) hinduizmu i życiowej filozofii ludzi tamtego regionu. Jedną z zasad, jaka im przyświeca to: "Nim zaczniesz rozmawiać z głodnym, nakarm go, a wtedy dopiero dotrze do niego co mówisz". Uważają, że człowiek uduchowiony może nie mieć samochodu, chodzić bez butów, ale nie może pozostawać głodny. Pomaganie innym pojmują trochę inaczej niż my - Europejczycy. Mówią: "Nie mów ile dałeś innym, powiedz ile zostawiłeś dla siebie".  

Utarł się stereotyp dotyczący niesienia pomocy. Wiele osób dostrzega go w formie finansowej, co jest pewnego rodzaju nieporozumieniem. Widać na każdym kroku, że pieniądz zawładnął ludźmi, przysłonił całą resztę innych wartości, co jest zjawiskiem wielce niepokojącym. Posłużę się przykładem:

Kiedyś podczas rozmowy z kolegą usłyszałem od niego wiele gorzkich słów, utyskiwań pod adresem swoich dzieci. Narzekał, że będąc na emeryturze musi im pomagać, że chciałby już w końcu trochę odpocząć, że nie otrzymuje od nich nic w zamian. Odpowiedziałem mu, że pomaganie nie jest jego obowiązkiem. Dodałem, że z jego strony to jest pomoc, ale warunkowa, co de facto, jest niczym innym niż handlem wymiennym. Poczuł się lekko urażony. Po dłuższej chwili, rozmawiając na różne tematy, między innymi o zdrowiu, wspomniał o swoim synu Ireneuszu, który był przy nim, kiedy doznał zawału serca. Irek bez chwili zastanowienia, nie czekając na przyjazd karetki, natychmiast odwiózł ojca do najbliższego szpitala. Lekarze orzekli, że minuty dzieliły go od śmierci. Człowieku! Ty mówisz o braku wdzięczności ze strony dzieci! Czy ty nie zauważyłeś, że syn uratował ci życie? Przyznał mi rację. A tak na marginesie, unikam rozmów z takimi ludźmi, ponieważ są to drobne wampirki energetyczne, których radzę obchodzić szerokim łukiem. 

Powyższy przykład potwierdza moją tezę, że większość ludzi postrzega pomoc jednowymiarowo, materialnie. Niekiedy dobre słowo, wsparcie duchowe jest bezcenne. Ludziom zamożnym, podkreślam zamożnym (bogactwa nie należy mylić z zamożnością) los potrafi spłatać figla, mogą znaleźć się w trudnej sytuacji. Oto przykład:

Ponad dwadzieścia lat temu, kiedy pracowałem w straży bankowej, spotkał mnie i kolegę kontrolera bankowego - Piotrka niezwykły epizod. Zimą, przed godziną siódmą rano szliśmy po schodach, na piętro do banku. W załomie, na półpiętrze Piotrek dostrzegł skulonego, zziębniętego, mężczyznę. Byliśmy zdziwieni, w jaki sposób dostał się ten człowiek na półpiętro, ponieważ na parterze była krata, zamykana na noc przez użytkowników istniejących tam punktów usługowych. Musiał on przebywać w tym miejscu całą noc. Oczywiście, nie mogliśmy tego mężczyzny zabrać ze sobą do banku. Znaleźliśmy duży słoik. Zaparzyliśmy mocną herbatę z cukrem i podaliśmy zziębniętemu mężczyźnie. Spytaliśmy, czy potrzebuje pomocy. Odpowiedział, że nie. Co jakiś czas sprawdzaliśmy, co się z nim dzieje. Po dwóch, czy trzech kwadransach już zeszedł na dół. Minęło wiele czasu, kiedy idąc do rynku, nieznajomy mężczyzna ukłonił mi się. Był elegancko ubrany w towarzystwie kobiety. Podszedł do mnie i rozwiał moje wątpliwości. Przypomniał mi "zimowy epizod". Powiedział mi, że wtedy był "na zakręcie". Podziękował mi i Piotrkowi za... herbatę. Okazało się później, że jest właścicielem dużej hurtowni.  




Na zakończenie chcę przypomnieć kilka (częściowo ezoterycznych) rad, o których często zapominamy, kiedy przychodzi nam pomagać innym ludziom. 


Nie pomagajmy "na siłę". Celują w tym głównie numerologiczne "Szóstki". Nie znaczy to, że mamy być bierni, obojętni widząc ludzką krzywdę. Oczywiście należy im pomóc, ale... 

Upewnijmy się, czy osoba, którą uważamy za potrzebującą, życzy sobie naszej pomocy. Często tak się zdarza, że honor, niezwykła duma tych osób stoją na przeszkodzie, żeby przyjmować pomoc. 

Utarło się mniemanie, że biorą tylko biedacy i to nie wszyscy. Błąd. Prosta zasada, jeśli daję, to energia dawania wraca do mnie niczym przysłowiowy bumerang. Dają - biorę. Przyjmowanie nie jest niczym wstydliwym. 

Z tym wiąże się pozornie mało ważny szczegół. Relacja dziecko - dorosły. Rodzice powinni uczyć swoje dzieci od najmłodszych lat, tego, żeby częstowały, dzieliły się z innymi, np. słodyczami. W takiej sytuacji, pod żadnym pozorem nie wolno odmawiać dziecku, ponieważ uczymy je egoizmu.  

Nie chcesz pomagać biednym, np. kloszardom, nie pomagaj. ale... szanuj ich, jeśli chcesz być szanowanym. 

Pomagając, musimy być przygotowani na różnego rodzaju przykre niespodzianki. Może okazać się, że podana przez nas ręka, spotka się z zaciśniętą pięścią. Ale nie należy się tym zrażać, ponieważ zdecydowanie częściej inwestujemy swój czas, zapał w odpowiednim miejscu. 

Ostatnia rada, jakże ważna dla osób, które zajmują się ezoteryką. Znajomi osób wtajemniczonych z wiedzą ezoteryczną oczekują od nich pomocy, np. "położenia" kart Tarota, w celu wyjaśnienia, rozwikłania problemu. Wróżba za darmo nie powinna mieć miejsca. Nie chodzi w tym wypadku o wygórowane honorarium. Może to być przysłowiowa złotówka, czy zapłata w formie wykonania jakiejś drobnej pracy, chociażby naprawa zamka, czy upieczenie ciasta w przypadku, kiedy tarocista jest łasuchem. Ewentualnie niech "klient - znajomy" w ramach zapłaty wspomoże ulicznego grajka. Form zapłaty może być wiele. Zapłata nie jest kaprysem tarocisty. Jest to jeden ze sposobów oczyszczenia energetycznego tarocisty po dywinacji. 


W artykule zamieściłem dwie karty Tarota z talii "RIDER TAROT". Pierwsza karta - Szóstka Pentakli'; druga karta - Piątka Pentakli. 

Ez[o]