piątek, 12 kwietnia 2013

Runy

Prezentuję mój ostatni zakup - talię Run.

Kilka dni temu, odwiedziłem jedyny w Wałbrzychu mały sklepik ezoteryczny. Najczęściej nie wychodzę stamtąd z pustymi rękoma. Tak było i tym razem. Od dłuższego czasu nosiłem się z zamiarem kupienia nowej talii Run, ponieważ te leżące na mojej "ezoterycznej półce" są mocno wyeksploatowane - zniszczone. Zwróciłem uwagę na talię, która leżała na sklepowej półce, na wysokości moich oczu. Każdy, kto bierze do ręki jakiś nowy magiczny przedmiot ogląda go, dotyka, przekłada z jednej ręki do drugiej. Często przybiera to formę rytuału, który ma jedno zadanie - podjęcie decyzji - kupić, nie kupić. Każdy z tych przedmiotów posiada odpowiednio dużą dawkę subtelnych energii, która jest różnie odbierana przez człowieka. Mówiąc najogólniej - trzymany w ręku (magiczny) przedmiot "leży nam", czujemy jego "pozytywne wibracje", bądź nie.

Wiedziałem od razu, że talia Run, którą oglądałem - jest już moją. Muszę przyznać, że jej jakość, mówiąc najdelikatniej nie jest najlepsza.  Karty są lakierowane, ale dosyć cienkie, co z góry przesądza, że ich żywotność nie będzie zbyt długa. Przy dokładniejszym obejrzeniu opakowania, odkryłem, że Runy te wyprodukowano... w Chinach. Tyle o ich jakości.

Karty te są dużego formatu, co sprawia, że są czytelne, widać na nich wszystkie szczegóły, detale. Być może się mylę, ale uważam, że zaletą dużych kart jest ich wyraźnie większa odczuwalna energia - mocniej wibrują. Przekonałem się o tym wiele razy, pracując przez wiele lat z kartami Tarota, co zresztą potwierdzają inne osoby zajmujące się ezoteryką. Powtarzam, być może jest to tylko sugestia. Znaki - symbole Run, które znajdują się u góry kart są małego rozmiaru. Myślę, że był to celowy zabieg "twórców",  by nie ucierpiała na tym  bardzo ładna grafika. Każdy z obrazów oddaje "ducha" Runy, jasne, czytelne przesłanie. Konsultantem merytorycznym, czuwającym nad symboliką tych kart jest pani Ewa Kulejewska - świetna runistka, autorka wielu książek o tej tematyce. Prywatnie pani Ewa jest kobietą empatyczną, a Jej ciepło, dobroć emanuje na odległość. Tylko tacy ludzie mogą być "przewodnikami" po  Runicznym Świecie. Karty te "wyczarował" grafik młodego pokolenia, pan Robet Lichodziejewski, o którym do tej pory nic nie słyszałem.  

Do talii Run jest dołączona książeczka zatytułowana "Runy - magia i moc", a nosi nazwę "podręcznik". Oczywiście, książeczka ta (formatu kart) jest podręcznikiem ale tylko z nazwy, ponieważ w bardzo skrótowy sposób objaśnia znaczenie poszczególnych Run. Na pewno jest ona przydatna dla osób, która zaczynają "przygodę" ze znakami runicznymi. Chcę jedynie przypomnieć, że Runy możemy wykorzystywać do dywinacji, ale także, (a może głównie) do tworzenia skryptów runicznych, które pomagają przezwyciężać różnego rodzaju trudności, choroby, przyciągają szczęście, a nawet miłość, sprawiają, że stajemy się lepsi, bardziej tolerancyjni. Każda runistka/runista wie, że sporządzenie skryptu nie jest łatwym zadaniem, wymaga dużej wiedzy o Runach, a ich tworzenie możemy porównać do "fachowości" starego, dobrego aptekarza, który potrafił sporządzić miksturę z wielu składników tak, żeby chory "stanął na nogi', a jednocześnie broń Boże, by mu ona nie zaszkodziła. Czy takich aptekarzy jeszcze możemy spotkać za ladą? Być może, ale... należą oni do rzadkości.

By do końca nie było tak cukierkowo pisząc o tej talii, muszę wspomnieć o pewnym mankamencie, a może przeoczeniu, które nie powinien się zdarzyć, a jednak.... Każdy pracujący z Runami wie, że w starym futharku (alfabecie runicznym) jest 24 znaki, ale w talii  kart jest dodatkowa 25 Runa - Wyrd. Jest to po prostu... pusta karta. Ma ona duże znaczenie głównie podczas dywinacji. Karta ta mówi: Dzisiaj nie jest odpowiedni czas na pracę z Runami. Inne znaczenie: Wszystko jest możliwe albo nic. Poprosiłem fotografa, żeby zeskanował mi koszulkę karty i zrobił kilka odbitek na błyszczącym papierze fotograficznym. Następnie w te pędy udałem się do zaprzyjaźnionego introligatora, który na "wyprodukować" brakującego Wyrda. Dopiero później oczyszczę energetycznie całą, już kompletną talię, by móc z nią pracować. Będę miał kilka kart  - Wyrda, część z nich zaniosę do sklepu ezoterycznego, żeby pani Grażynka dodawała je gratisowo klientom do każdej sprzedawanej talii. Pozostawię sobie dodatkowo dwie, trzy karty, które będę mógł przesłać pocztą do ewentualnych posiadaczy tej talii, które wyrażą chęć jej uzupełnienia o brakującego Wyrda. 

Zapraszam do obejrzenia tych niezwykle sugestywnych, bardzo ładnych Run. 



Fehu

Uruz

Thurisaz


Ansuz


Raidho


Kenaz


Gebo


Wunjo


Hagalaz


Nauthiz


Isaz


Jera


Eihwaz


Perthro


Algiz


Sowilo


Tiwaz


Berkano


Ehwaz


Mannaz


Laguz


Ingwaz


Dagaz


Othala


Na zakończenie dodam, że oprócz talii Run kupiłem niezwykle interesującą książkę - "Medycyna wielowymiarowa", którą napisała Rosjanka, pani Ludmiła Puczko. Jest to książka przeznaczona, między innymi dla radiestetów i stanowi plon czterdziestoletniej pracy pani Puczko, która chorobę pojedynczego organu człowieka traktuje jako... zakłócenie energetyczne, brak równowagi w całym organizmie, które po prostu trzeba przywrócić. Nie jest to nowością, jest znane i wykorzystywane od niepamiętnych czasów, m.in. w medycynie chińskiej, chociażby jako akupunktura. Podłoże każdej choroby jest możliwe do wykrycia drogą radiestezyjną (z użyciem wahadła i odpowiednich diagramów), co stanowi klucz do uzdrowienia człowieka.  W książce w formie załączników jest ponad setka diagramów, dzięki którym można precyzyjnie  określić przyczynę choroby i sposoby jej usuwania. Jako ciekawostkę podam, że w/g autorki, znaczna część chorób ma podłoże karmiczne. Mówiąc wprost - w większości są to... klątwy rzucone, często przed wieloma laty na człowieka, a niekiedy na całe rodziny. Temat jest na tyle interesujący, że być może kiedyś powrócę do tej książki, pisząc o niej osobnego posta. 

ez[o] 























poniedziałek, 1 kwietnia 2013

O Zakonie Złotego Brzasku i... nie tylko


Od zawsze człowieka fascynowało to wszystko, co dziwne, niewytłumaczalne, coś, co często ludzie nazywają cudem. Trwa to do dzisiaj, tylko zmieniły się "cuda", bo te z przeszłości przestały nimi być, bądź nie pasują do rzeczywistości. "Duchowe ruchy", które przybierały najróżniejsze formy i nazwy, powstawały kilkanaście i więcej wieków temu, a ich źródła znajdziemy w Indiach, Grecji, Egipcie, a także w innych zakątkach Naszego Globu. Gwoli przypomnienia, w starożytnym Egipcie istniała tzw. Szkoła Ozyrysa, którą zalicza się do najstarszych "duchowych szkół". Powstała wówczas świątynia, w której odbywały się mistyczne obrzędy i przekazywano w niej wiedzę przebywającym tam uczniom.  W indyjskim kulcie Ramy i Kriszny, opartym głównie na Wedach (pisanych sanskrytem) duchowe nauczanie przybierało często formę (rytualnych) sztuk teatralnych, do których dostęp mieli nieliczni wybrańcy. Ten rodzaj "nauczania" przetrwał do dzisiejszych czasów, chociaż w zmienionej, bardziej nam bliższej formie. Mam możliwość uczestniczenia, jako widz w tego rodzaju (rytualnych) przedstawieniach w świątyni w Czarnowie. Taka forma przekazu jest doskonałym uzupełnieniem wykładów przekazywanych przez duchowego nauczyciela. Przed laty, w antykwariacie kupiłem książkę pani  LIDII WINNICZUK  - "Ludzie, zwyczaje i obyczaje starożytnej Grecji i Rzymu". Autorka pisze między innymi o wróżbiarstwie, przepowiedniach, o wykorzystywaniu przez kapłanów zjawisk przyrodniczych w celu manipulowania nieoświeconymi ludźmi. Myślę, że manipulowanie "owieczkami" przez duchownych trwa nadal, a szczególnie, kiedy chodzi o nieszczęsną (niewygodną) im ezoterykę. 

Przed pisaniem tego posta "poszperałem" w Internecie, gdzie aż roi się od różnych zakonów, bractw, których geneza powstania (ponoć) wywodzi się ze starożytnych szkół duchowych. Między innymi wyczytałem, że w starożytnym Egipcie faraon Tutmosis III zgromadził wtajemniczonych i utworzył bractwo światłości - organizuję inicjacyjnie hierarchiczną i zakonną zarazem, a nosiło ono nazwę Wielkie Białe Bractwo, które odnowiło się (w nowej formule), zachowuje rytuały inicjacyjne. Oczywiście obecne Bractwo, trudno ująć w jakieś ramy, które by określały je, jako szkołę ezoteryczną (?), czy jako ruch religijny, a poza tym moja wiedza na ten temat jest bardzo ograniczona, bardzo powierzchowna.

Bliżej mi do Zakonu Złotego Brzasku, który był sensu stricte organizacją okultystyczno-ezoteryczną, jest głównym tematem tego posta. Często obok nazwy Zakonu pojawia się przymiotnik - "hermetyczny", co świadczy, że dostęp do niego, uczestniczenia w nim mieli nieliczni - wybrańcy, sprawdzone osoby. Dobrze byłoby, by każdy współczesny adept, który zdecydował się pójść "magiczną drogą" poznał historię tego Zakonu.


Po raz pierwszy z Hermetycznym Zakonem Złotego Brzasku zetknąłem się w książce Pani Dion Fortune "Kabała Mistyczna", gdzie autorka wspomina związki, jakie ją łączyły z tą organizacją. W trakcie lektury książki Ewgienija Kolesowa - "Wprowadzenie do magii", stwierdziłem, że jej treść w znacznej części autor opiera, zaczerpnął (o czym zresztą sam pisze) na "tajemnicach", rytuałach, jakie obowiązywały w Zakonie Złotego Brzasku. Tu przewijają się nazwiska czołowych ezoteryków, których wiedza jest "podwaliną" - fundamentem współczesnej "wiedzy tajemnej", która pozostaje "tajemna" tylko z nazwy. Tu można zadać pytanie: Czy to dobrze, że ezoteryka obecnie jest dostępna niemal dla wszystkich ludzi? Uważam, że nie ma jednoznacznej odpowiedzi, chociaż jestem skłonny uznać, że lepiej byłoby, gdyby dostęp do ezoteryki pozostał reglamentowany, czemu dawałem wyraz wiele razy w swoich postach, uzasadniając swoje stanowisko. Być może byłbym w grupie ludzi pozbawionych dostępu do nauk tajemnych. Powróćmy jednak do historii Zakonu i przybliżmy jego założycieli. Zacytuję fragmenty z książki Ewgienija Kolesowa "Wprowadzenie do magii", które traktują o Zakonie.

Hermatyczny Zakon Złotego Brzasku, to brytyjski neomasoński zakon, który założyło w 1887 roku kilku intelektualistów - Wiliam W. Westcott, John W. Brodie-Innes, Samuel MacGregor Mathers, w celu odnowienia tradycji różokrzyżowców i na znak protestu przeciwko dogmatyzacji tradycyjnego masoństwa. Westcott i Mathers dobrze znali E. P. Bławadzką i podzielali jej poglądy. Zgodnie z jej wyobrażeniami o Tajnych Nauczycielach i Wielkiej Białej Loży, jako niewidzialnego Zakonu Oświeconych, podzielili swój Zakon na Zewnętrzny (4 stopnie w tym "Zakon Złotego Brzasku") i Wewnętrzny (6 stopni: "Zakon Czerwonej Róży i Złotego Krzyża", skrócie R. R. et A. C., łac. Ordo Rosae Rubae et Aureae Crucis), za najważniejsze jednak uważając przynależność do Niewidzialnego Zakonu.


Pierwszego maja 1888 roku w Londynie została otwarta zakonna Świątynia Izydy-Uranii, a potem analogicznie świątynie w Weston, Bredford i Edynburgu. Do końca maja zakon liczył 150 członków, a do końca 1896 roku - 350. Przyjęcie nowych członków i ich inicjacji na kolejne stopnie towarzyszyły symboliczne rytuały, dla których podstawy dały pewne starożytne pisma, których originalności jednak nie udowodniono. resztą nieco później owe rytuały zostały znacząco zmienione i uzupełnione przez Mathersa i jego żonę Moinę (właściwie Mina Bergson).

Na początku XX wieku Wielkim Mistrzem Zakonu został poeta Wiliam B. Yeats, późniejszy laureat Literackiej Nagrody Nobla. 26 listopada 1898 roku do Zakonu wstąpił Aleister Crowley, który wniósł ogromny wkład w opracowaniu nauk i symboliki Zakonu. jego członkami byli poza tym pisarze Artur Conan Doyle, Henry Rider Haggard i Bram Stoker; ezoterycy Arthur E. Waite i Dion Fortune.

W 1903 roku Zakon rozpadł sie z powodu różnic między Mathersem i Waitem. Grupa skupiona wokół Waite'a założyła nowy zakon pod poprzednią nazwą, który istniał do 1914 roku. Potem Waite rozwiązał go również, a założył Bractwo Różanego Krzyża. Grupa Mathersa, aktywnie uprawiająca magię, założyła w Londynie Świątynię Porannej Gwiazdy. (...) W 1937 roku Zakon zakończył swoje istnienie, a jego członek i historyk, były sekretarz Crowley'a Israel Regardie, zebrał i wydał trzytomowy wybór zakonnych dokumentów.


W tym dość długim cytacie przewija się wiele nazwisk osób, które wówczas, czy w niedalekiej przyszłości odegrały ważną rolę, przyczyniły się do rozwoju nauk tajemnych. Wśród nich są "twórcy" talii Tarota - Aleister Crowley i Arthur E. Waite; Dion Fortune - autorka Kabały Mistycznej, czy Helena Pietrewna Bławacka (Bławatska) - założycielka Towarzystwa Teozoficznego. Aleister Crowley nadał kształt i opracował symbolikę Zakonu. W Zakonie odtwarzano starożytną wiedzę, która obejmowała wiele dyscyplin ezoterycznych, technik medytacyjnych. Uczeń zaliczał kolejne szczeble wtajemniczenia - zdawał egzamin pisemny i praktyczny. Wstępującego do Zakonu Złotego Brzasku nazywano Inicjatem. Na Zewnętrzny Zakon składali się: Odpowiednik, Zwolennik, Obserwator, Działacz, Szukający mądrości. Natomiast Wewnętrzny Zakon stanowili kolejno: Młodszy adept, Starszy adept, Wybrany adept, Nauczyciel świątyni, Mag, Najwyższy.

W Zakonie obowiązywała ściśle określona hierarchia, podział stanowisk.

Było siedem stanowisk - funkcji jawnych (czasowych): 1. Hierofant - przywódca grupy, pośrednik przeprowadzający święte misteria, kierujący rytuałem; 2. Hiereus - pomagał podczas wykonywania rytuałów; 3. Hegemon - gospodarz pomieszczenia, w którym odprawiano rytuał; 4. Herold - zapowiadający przebieg wydarzeń i odczytujący postanowienia; 5. Kelar - odpowiadał podczas rytuałów za wystrój wnętrza, ubrania i wodę (oczyszczenie wody); 6. Pochodniarz - odpowiedzialny za świece, kadzidła, pochodnie; 7. Strażnik - otwierał wrota i sprawdzał wchodzących.

Funkcje tajne (stanowiska stałe): 1. Imperator - gospodarz poświęcony bogini Neftydze; 2. Praemonstrator - prowadzący, poświęcony bogini Izydzie; 3. Cancellarius - kanclerz poświęcony bogu Toth.

Był też Niewidzialny Zakon, czyli Zakon Srebrnej Gwiazdy, do którego należeli tylko najwybitniejsi członkowie Zakonu Wewnętrznego, wypełniający tajne funkcje. Poniżej graficzny symbol Zakonu Srebrnej Gwiazdy.


Bogactwo atrybutów dodawało powagi i stanowiło ważny element podczas różnego rodzaju uroczystości (zgromadzeń, inicjacji itp.). Hierofanci nosili czerwone płaszcze, Hegemoni - białe, natomiast Hiereusi - czarne. Na lewej stronie płaszcza, na wysokości piersi były przyszywane lameny (łac. lamen - blacha, naszywka). Całości dopełniały bogato zdobione buławy, miecze i szable. Crowley mówił, że wszystkie rytuały z biegiem czasu upraszczają się i mają wyłącznie znaczenie historyczne. 



Członkowie Zakonu byli zobowiązani (pod przysięgą) przestrzegać jego tajemnic, począwszy od nabytej (tajemnej) wiedzy, a kończąc na nieujawnianiu nazwisk osób do niego należących. W dalszej części posta przedstawię obszerny fragment z książki Kabała Mistyczna, gdzie autorka Dion Fortune, miedzy innymi opisuje groteskową sytuację związaną z przestrzeganiem tajemnicy. 


Co się stało ze zgromadzonymi dokumentami Zakonu po jego likwidacji?

Już wiemy, że cześć dokumentów zabrał I. Regardie i wydał trzytomowy ich zbiór. Do pozostałych dokumentów rościli sobie prawo, mniej lub bardziej prawowici "spadkobiercy", którzy nie przebierając w środkach próbowali "wyrwać" je dla siebie. Jak podaje E. Kolesow we "Wstępie do magii", A. Crowley, który nagminnie lekceważył opinię, 16 kwietnia 1900 roku wynajął bojówkarza i wdarł sie do budynku, gdzie były przechowywane dokumenty i przedmioty sakralne Zakonu, napadł na sekretarza i ukradł wszystko, co było cenne. Najprawdopodobniej (takie są nie tylko moje przypuszczenia), znaczna część dokumentów przetrwała do dzisiaj i pozostaje w prywatnych rękach, mimo, że minęło już sto lat od rozpadu Zakonu Złotego Brzasku. Być może ich ujawnienie mogłoby przyczynić się do rozwoju nowych dyscyplin w ezoteryce, bądź przynajmniej potwierdziło to, co w międzyczasie zostało odkryte przez innych.

Osobną kwestią jest masoński charakter Zakonu, co w niektórych środowiskach wywoływało i wywołuje nadal mieszane uczucia, co kładzie się cieniem na jego członkach. Mnie osobiście ta kwestia mało, by nie powiedzieć w ogóle nie interesuje. Interesują mnie dokonania - odkrycia ludzi tam działających. To oni wydobyli z "mrocznych czeluści" wiedzę, którą Kościół starał się ukryć przed ludźmi, a nawet zniszczyć. 

Zacytuję początkowy, dość obszerny fragment książki Kabała mistyczna, w której Dion Fortune rozlicza się z przeszłością, tłumaczy, dlaczego ujawnia wiedzę Zakonu, w tym konkretnym wypadku - wiedzę dotyczącą rozmieszczenia w prawidłowej kolejności symboli na Drzewie Życia.

W niektórych współczesnych książkach zaliczanych w tej dziedzinie do autorytetów, nie podano prawidłowej kolejności, gdyż autorzy najwyraźniej wychodzą z założenia, że nie należy starać się jej ujawniać niewtajemniczonym. (...). Nie widzę zatem powodu, by zwodzić uczniów nieprawdziwą informacją. Odmowa ujawnienia jakichś danych może być usprawiedliwiona, ale czym można usprawiedliwić rozpowszechnianie błędnych stwierdzeń? W obecnych czasach nikomu nie grożą szykany za zgłębianie nieortodoksyjnych nauk, może być zatem tylko jeden cel w skrywaniu nauki, obejmującej tylko teorię wszechświata i związanej z nią filozofii a bynajmniej nie metody praktyk magicznych. Tym celem jest zatrzymanie monopolu na wiedzę, która obdarza prestiżem, a może nawet władzą.

Osobiście uważam, że podobny egoizm i wykluczenie innych to zmora ruchu okultystycznego a nie istotne zabezpieczenie.  Jest to stary grzech duchowieństwa - monopol na zatrzymanie wiedzy o Bogu w swoich rękach i odmawiają jej wszystkim innym. Grzech wybaczalny, kiedy ludzie byli dzikusami, ale nie wobec współczesnych badaczy. Tak czy inaczej, żądaną informację mogą wyszukać w istniejącej literaturze ci, którzy zadadzą sobie ten trud, albo po prostu kupią te książki, jeśli stać ich na duży wydatek, ponieważ są one obecnie rzadkie.  Ale, czy dysponowanie dużymi zasobami wolnego czasu i gotówki powinno wyznaczać się kwalifikacje do zdobywania Świętej Mądrości?

Bez wątpienia wystawiam się na ataki tych samozwańczych strażników wiedzy, którzy uważają, że zdradzono ich cenne sekrety. Podkreślam, że nie zdradzam niczego, co jest tajemne, lecz zbieram i przekazuję to, co już zostało ujawnione światu - fakty proste i dobrze znane. W istocie, wiele przekazów, które nowicjusz zobowiązuje się pod przysięgą zachować w tajemnicy, opublikowali już wcześniej, na przykład Mathers i Wynn Westcott. W 1926 roku wyszło nowe wydanie prac Mathersa na temat kabały pod redakcją wdowy po nim (która, jak należy sądzić, znała jego życzenia). Z tej to pracy pochodzi większość tabel, zamieszczonych w niniejszej publikacji. Te rejestry istot ujawnili już kiedyś światu Izajasz, Ezechiel i różni średniowieczni rabini, więc można uznać, że dotyczące ich prawo autorskie już wygasło wraz z upływem czasu. Tak czy inaczej, jakąkolwiek wyłączność wobec tych koncepcji ma ich autor, czyli Archanioł Metatron.

Wiele z powszechnie znanej wiedzy zebrano i zamknięto przed światem poprzez przysięgę tajemnicy, składaną przez nowicjusza.  Crowley żartuje sobie z nauczycieli, którzy straszyli przysięgami zobowiązali go do milczenia, a następnie powierzyli mu alfabet hebrajski, by go strzegł.

Tyle w dość skrótowej formie o Hermetycznym Zakonie Złotego Brzasku.


Jak to wygląda obecnie?

W porównaniu do lat sześćdziesiątych, kiedy książki o tematyce ezoterycznej należały do rzadkości, a karty Tarota przywożono z zagranicy, bądź...  malowano je ręcznie, obecnie sytuacja jest zdecydowanie lepsza, by nie powiedzieć bardzo dobra. W księgarniach i domach wysyłkowych ilość książek ezoterycznych jest niezwykle bogata. To fakt, że wśród nich zdarzają się "zakalce", których nie warto brać do ręki. Organizowane są kursy, seminaria, spotkania, warsztaty, w których może uczestniczyć każdy, kto posiada odpowiednio "gruby portfel". Uczestnik na zakończenie otrzymuje odpowiedni certyfikat, bądź świadectwo ukończenia kursu. Nie mam prawa wypowiadać się o poziomie tego rodzaju "zdobywania" wiedzy tajemnej, duchowej. Rozwój duchowy każdego człowieka przebiega w sposób indywidualny, dlatego jeśli komuś wydaje się, że po kilkudniowym kursie stanie się magiem, jest w błędzie. Oczywiście warsztaty ezoteryczne są pomocne dla osób, które są w trakcie "pracy nad sobą" - nad swoją duchowością. Zaglądam na bloga Pani Alicji Chrzanowskiej - wybitnego, szanowanego ezoteryka. W jednym z komentarzy, uczestniczka warsztatów organizowanych przez A. Chrzanowską, wyraziła swoje frustracje, była zawiedziona tym, co ją tam spotkało. Widocznie liczyła, że stanie się cud, że Pani Alicja włoży jej łopatą wiedzę do głowy - tak się nie da! Możne człowiek kupić luksusowy samochód i jako dodatek do niego - willę, może kupić korzystny dla siebie wyrok w sądzie, chociaż niezgodny z obowiązującym prawem. Natomiast rozwój duchowy to mozolna, ciężka praca, choć przyjemna, to ciągłe wspinanie się po drabinie, której ilość szczebli nie jest nam znana.

Jako ciekawostkę podam fakt, że istnieją grupy ludzi - działają bez szyldów, bez rozgłosu, łączy ich ezoteryka, którą uważają za "sposób na życie". Przeważnie spotykają się nieregularnie - często "ściągają się" telepatycznie. Zdarza się, że wśród nich jest Mistrz, który doradza, ale i słucha innych i co ważne... inicjuje kolegów- uczniów na odpowiedni stopień wtajemniczania. Może ktoś zapytać: "Czy taka inicjacja jest ważna? Czy ma znaczenie dla adepta? Odpowiadam krótko - tak. Znam kilka osób, które przeszły odpowiedni stopień wtajemniczenia i zostały inicjowane przez kolegę - Mistrza Duchowego.

W dobie Internetu, kiedy Świat jest w "zasięgu ręki", możemy kontaktować się z ludźmi o podobnych zainteresowaniach, nie wyłączając miłośników ezoteryki. Oczywiście, że istnieją pewne zagrożenia z tym związane, ale o nich, może innym razem.


Na górze - pełna symboli, barwna koszulka kart Tarota Aleister'a Crowley'a.

Rysunek pochodzi ze strony internetowej. 

ez[o]