sobota, 26 lutego 2011

Powiew hinduizmu - Spotkanie (3)


Człowiek jest stworzeniem stadnym, dlatego życie w izolacji, jest możliwe, ale do pewnego czasu. Zadaję pytanie: Jeśli chcesz żyć w izolacji, to dlaczego? Czy jest to twój świadomy wybór? Samotność jest zjawiskiem, które może dosięgnąć każdego z nas. Zaliczyć ją możemy do nieszczęść ciężkiego kalibru. Póki, co, nie myślmy o niej, bo może stać się obsesją, trudną do zniesienia. Kiedy otwieramy drzwi naszych domów, otwieramy nasze serca, w myśl przysłowia:

Gość w dom – Bóg w dom.

Każde mieszkanie wypełnione jest energią jego mieszkańców. Nawet najdłuższe wietrzenie mieszania, nie oczyści go z negatywnych wibracji, jakimi zakazili je źli ludzie.
Kiedy wchodzimy do jakiegoś mieszkania pierwszy raz, najczęściej kierujemy wzrok na okno, które jest wizytówką jego mieszkańców. Drugim punktem jest podłoga, która stanowi grunt, po którym stąpamy. Jeśli jest stabilna, czysta, wówczas czujemy się pewnie. Niektórzy biuraliści, nie przykładają wagi do wystroju pomieszczeń, w których przebywają wiele godzin, gdzie przyjmują interesantów. Ci ostatni najbardziej odczuwają panujący tam nastrój. Mogą czuć ciepło i przychylność ze strony urzędnika, bądź powiew zimna i oschłość ,,urzędasa” siedzącego za biurkiem. Nie można pominąć milczeniem wibracji, których wpływu doświadczamy wchodząc do świątyni, gdzie odgłos kroków, kasłanie ludzi, są charakterystyczne, niepowtarzalne. Na 
odwiedzanie świątyni nie musimy uzyskiwać żadnego zaproszenia, korzystajmy z tego.
Dziecko w wieku 5-7 lat chłonie wszystko, co wokół się dzieje. Dokładnie pamiętam, jak moja matka prowadzała mnie za rękę do prywatnej wypożyczalni książek. Pokój, w którym panował półmrok, charakterystyczny zapach starych, pożółkłych książek i zapach drewnianych regałów, skrzypiąca podłoga i siwiutka, zgarbiona pani, ze szlachetnymi rysami twarzy, która krzątała się między regałami. Ten widok, jak żywy mam przed oczami. Takich obrazów mam utrwalonych bardzo dużo, niektóre z nich chętnie bym wymazał na trwałe z pamięci. 
  
Powróćmy  do mieszkania, w którym spędzamy znaczną część życia.  .
Uważam, że nasze mieszkanie powinno być świątynią, w której oprócz tego, że tu jemy, śpimy, kochamy się, jest także naszym azylem, który chroni nas przed różnego rodzaju zagrożeniami, jest naszym azylem. Jeśli jest to świątynia, to zadbajmy, żeby pachniało w niej miętą, palmy kadzidełka i świece [jeśli ktoś je lubi], przystrójmy kwiatami, a nade wszystko zadbajmy o czystość. Ściany, które są granicą, która oddziela naszą Świątynię od świata zewnętrznego, niech swoimi kolorami, stworzą nastrój ciepła i błogości, otworzą nasze Boskie Czakry. Często zapominamy o blokadach czakr, którymi przepływa cała nasza energia od czubka głowy aż do stóp – i z powrotem. Acha, brakuje w naszej Świątyni jeszcze czegoś wygodnego do siedzenia. Możemy wzbogacać nasze mieszkanie-świątynię, szeregiem innych elementów, pamiętając o tym, by nie stało się lamusem, przez który trudno przejść. Nie pozostaje nic innego, jak udekorować tatarakiem lub wiankami z kwiatów i dokonać jego wyświęcenia. Nawet  po latach zamieszkiwania, możemy dokonać rytuału otwarcia. Naprawdę warto! 
Jak wcześniej wspomniałem, to od nas zależy, czy będziemy się dobrze czuli się w naszym mieszkaniu, czy goście będą nas odwiedzać. A, może należałoby zadać sobie pytanie: czy w ogóle chcemy przyjmować gości? Oboje z żoną Danusią lubimy zapraszać gości, chociaż nasze mieszkanie jest małe, ale przestronne.
.
â

Tymczasem przeniosę się do Czarnowa, dokąd zostałem zaproszony przez jedną z wielu mieszkających tam rodzin, wyznawców hinduizmu [bhaktów – wielbicieli Kriszny].

W ,,naszej kulturze” jest przyjęty zwyczaj, że na przyjęcie idą tylko zaproszeni goście. Przecież nie wypada zabrać ze sobą jeszcze kogoś innego.

Byłem zaproszony do rodziny bhaktów, wraz ze mną pojechała M* i chłopak Seba [Sebastian]. Był początek roku – 6 stycznia. W okresie zimy Czarnów wygląda malowniczo. Wokół otaczają go pokryte śniegiem góry, nieskazitelnie czyste powietrze i cisza, której brak w mieście. 
Kiedy weszliśmy do mieszkania, zastaliśmy tam sporą gromadkę gości, których w większości nie znałem. Okazało się, że M* spotkała tu rodzinę, z którą jest zaprzyjaźniona. Po kilkunastu minutach nie było żadnych barier między nami. Wśród gości byli ludzie w różnym wieku, o różnych profesjach. Wystarczy, że przytoczę niektóre z nich: nauczycielka języka rosyjskiego, muzyk, dwóch młodych mężczyzn prowadzących własne biznesy, ekspedientka, złotnik, emeryt.

Tradycyjna gościna, najczęściej jest kojarzona, jako siedzenie za stołem zastawionym półmiskami z wędlinami, sałatki, i oczywiście stojące butelki z alkoholem. Nie odcinam się od gościn, organizowanych w sposób, który przedstawiłem. Tak jest pojmowana nasza polska gościnność, o której głośno jest na całym świecie. Uczestniczyłem i organizowałem przyjęcia, w taki właśnie sposób. Od pewnego czasu ich częstotliwość drastycznie spadła, ale to za sprawą mojego wieku, który każe oszczędzać zdrowie, a w szczególności wątrobę.   

Tu w Czarnowie, nikt nie miał stałego miejsca, każdy siadał gdzie było mu wygodnie. W dużej mierze zależało ono od tego, z kim się prowadziło rozmowę. Każdy rozmawiał z każdym. Nie było barier wiekowych i wszyscy zwracali się do siebie po imieniu.
Nie było czasu na nudzenie się. Wszystko przebiegało spontanicznie, a jednocześnie jakby zaplanowane z dużą precyzją.

Kamala  - córka gospodarza zaintonowała maha mantrę, która wprowadziła obecnych w stan lekkiej medytacji. Jak pisałem wcześniej, mantra ta ma szczególną moc. Korzystać z niej mogą wszyscy, niezależnie od wyznawanej religii. Mantry są ponadczasowe i przyjazne wszystkim ludziom. Ich energia podnosi wibracje nie tylko poszczególnych ludzi, ale także poprawia energię otoczenia. 


Pokój, w którym przebywaliśmy, posiadał tzw. aneks kuchenny [dla mnie to zupełnie nowa nazwa]. Na ladzie, która oddzielała pokój od części kuchennej, gospodarze domu, na oczach gości przygotowywali potrawy. Nie brakowało chętnych do pomocy. Miedzy innymi, moja koleżanka M* krzątała się przy ladzie. Miałem możliwość zobaczyć, jak sprawnymi ruchami swoich rąk formowała kluski.


Gospodarz domu udzielał instruktażu jak korzystać z dobrodziejstw Reiki. Był to, można nazwać – błyskawiczny kurs, tej niezwykłej metody samo uzdrawiania. Dowiedziałem się jak skutecznie pozbyć się bólu głowy, jak poprawić przepływ energii przez wszystkie Siedem Boskich Czakr.



Zbyszek – muzyk, przywiózł ze sobą komplet mis tybetańskich. Demonstrował nam ich brzmienie i objaśniał zastosowanie ich w leczeniu różnych schorzeń. Przy okazji, okazało się, że w Szczawie Zdroju, przyjmuje pacjentów w gabinecie w jednym z sanatoriów. Ma do tego uprawnienia, podobnie ja Jego żona – Ula. Mogłem dotknąć, obejrzeć, te ,,niezwykłe naczynia”, które znałem tylko ze słyszenia. Ze Zbyszkiem i Ulą  przyjechała ich dziewięcioletnia córeczka, dziecko niezwykle skromne, wyciszone. Była trochę zażenowana, kiedy tata pochwalił się swoją córką, która regularnie ćwiczy jogę. Potrafi wykonać ćwiczenia w pozycji pełnego lotosu, co jest nie lada wyczynem.  
Gospodarz domu zadbał o to, żebyśmy odbyli wspólną medytację z intencjami. Wśród gości był wspaniały mężczyzna z żoną, który choruje na stwardnienie rozsiane. Podczas medytacji wszyscy przekazywali mu swoją dobrą energię. Tak się złożyło, że podczas medytacji siedział On obok mnie. Kiedy trzymaliśmy się za ręce, czułem drżenie jego rąk, co wywarło to na mnie duże wrażenie. Jednak muszę przyznać, że mój udział we wspólnej medytacji, jest ,,rytuałem”, który dość mocno obciąża moją energetykę. W tym konkretnym przypadku, spadek energii  odczułem szczególnie mocno. Równowaga wróciła na drugi dzień, około południa. Podobna reakcja nastąpiła u M*, o czym dowiedziałem się od Niej, na drugi dzień.

Jest to typowy objaw, który ma miejsce po tego rodzaju rytuale. Energia uczestników tej medytacji, jest przekazywana na konkretny obiekt, w tym wypadku, na naszego wspaniałego Kolegę, borykającego się z ciężką chorobą. Wiem, z późniejszych rozmów, które miały miejsce, między uczestnikami spotkania, że zamierzony cel został osiągnięty. 



Na zakończenie zjedliśmy obiad, który był ,,wspólnym dziełem” uczestników spotkania. Były to potrawy wegetariańskie. Seba, który pierwszy raz próbował tych potraw, był zdziwiony, kiedy dowiedział się, że w bigosie, który jadł nie ma w ogóle mięsa. Wszystkie potrawy były bardzo smaczne, wyglądały kolorowo i apetycznie. Wspólny posiłek był zwieńczeniem naszego spotkania w domu gościnnej rodziny bhaktów w Czarnowie.

â

Nie muszę wymieniać wszystkich korzyści, jakie wynieśliśmy z tego spotkania, ponieważ opis ten mówi sam za siebie. Przede wszystkim, wzbogaciliśmy swoją wiedzę o Reiki, poznaliśmy magiczną siłę mis tybetańskich, nauczaliśmy się przyrządzać potrawy wegetariańskie, pomogliśmy choremu na stwardnienie rozsiane, zjedliśmy zdrowy obiad. Jednak

najcenniejszą korzyścią z tego spotkania, oprócz mile spędzonego czasu,  
było to, że poznałem nowych, szlachetnych ludzi,

z którymi utrzymuję kontakty, może nie tak częste, jakby można było się spodziewać. Częstotliwość spotkań jest drugoplanowa, wiele ważniejsza i cenniejsza jest ich szczerość i serdeczność, a tego w nich nie brakuje.


Ez[o]