czwartek, 1 listopada 2012

21.12.2012



Każdy z nas pamięta przynajmniej kilka dat związanych z wydarzeniami, jakie miały miejsce w naszym życiu, takimi chociażby jak - urodziny, ślub, czy w końcu przejście na "drugą stronę" - daty śmierci bliskich nam osób. Oczywiście historycy - badacze dziejów, to ludzie, którzy mają zakodowane w swoich głowach dziesiątki, czy nawet setki dat, na których między innymi opiera się ich wiedza. Ale nie o nich będzie mowa. 

Data, 21 dzień grudnia 2012 roku, jest znana zdecydowanej większości ludzi naszego Globu, jako tzw. (podkreślam - tak zwana) data końca świata. Dzień ten, jako dzień zagłady "funkcjonuje" w zbiorowej świadomości od dwóch, a może trzech lat. Jak do tej pory na przestrzeni wieków różnej maści prorocy - "przepowiadacze" ogłaszali wiele razy mający nastąpić koniec świata, którego przebieg był uzależniony od ich bardziej lub mniej bogatej wyobraźni. Niezależnie od wszystkiego, koniec świata oznaczał zagładę ludzkości, a nierzadko unicestwienie naszej planety - Ziemi, która według przepowiedni miała być wchłonięta przez tajemniczą "czarną dziurę", a innym razem miał nastąpić jej całkowity rozpad.  Najczęściej o tego rodzaju, strasznych rewelacjach ludzie dowiadywali się od... kapłanów, których wiedza z astronomii, astrologii była na odpowiednio wysokim poziomie, co potrafili sprytnie wykorzystywać dopuszczając się manipulacji skierowanej przeciwko często zbuntowanej, poddanej ludności. Podzielam pogląd niektórych ezoteryków, że czas jest wytworem człowieka, który go (czas) stworzył (nie odkrył), co z kolei było prostą drogą do powstania kalendarza. Oczywiście używam wielkiego uproszczenia, co może wywołać głosy krytyczne wśród znawców "tematu". Przykładowo, kończący się wiek - okrągła data, rodziła w głowach ówczesnych ludzi różnego rodzaju niepokoje, obawy, co do dalszych losów państwa czy Świata. Ale jak do tej pory Świat ma się nieźle i nic nie wskazuje, że może nastąpić nagły, niekorzystny zwrot, który mógłby doprowadzić, do tzw. końca świata. To jest moje osobiste zdanie, a dlaczego tak sądzę, o tym napiszę na końcu tego posta. 

Wspomniałem wcześniej, że mające nastąpić "końce świata", najczęściej zbiegały się z okrągłymi datami, rocznicami wielkich wydarzeń, ale tym razem jest inaczej, ponieważ opiera się on na kończącym się w tym roku Wielkim Cyklu Kalendarza Majów. 


Pozwolę sobie zacytować dwa fragmentu tekstów, których w Internecie jest niezwykle dużo, a dotyczą 21 dzień grudnia 2012 roku. Oto one:   

W 2012 roku Orion, Wenus i Mars mają ustawić się dokładnie tak samo, jak w roku 9792 przed naszą erą.  W wierzeniach starożytnych i mitologii tamten czas opisywany jest, jako wielki potop. Wtedy też miało dojść do zniszczenia Atlantydy. Jednak uczeni z zatopionego miasta przewidzieli katastrofę i część mieszkańców Atlantydy przeżyła katastrofę. Mieli osiąść w okolicach dzisiejszego Egiptu i Ameryki Północnej. (...) Ponoć w Egipcie, u stóp Sfinksa ukryte jest proroctwo wyjaśniające, co wydarzy się dokładnie 21 grudnia 2012. Koniec świata - Co nas czeka? [tytuł] 21 grudnia 2012 roku Słońce ma osiągnąć bardzo dużą aktywność, kolejne eksplozje na Słońcu będą wytwarzać bardzo silne pola magnetyczne, ponad 20 tysięcy razy większe niż pole magnetyczne Ziemi. W wyniku aktywności Słońca bieguny Ziemi odwrócą się, a nasza planeta zacznie kręcić się w odwrotnym kierunku. To wszystko ma nastąpić w czasie krótszym niż doba, co wywoła klęski żywiołowe - ogromne powodzie oraz fale tsunami. W dodatku przemieszczenie biegunów może wywołać zlodowacenie na obszarach dotąd gorących lub umiarkowanych. Wzmożone będzie także promieniowanie słoneczne.  
[SE.pl]

Gdzie ukryć się przed końcem świata? Zakładając najpopularniejszy scenariusz, czyli wystąpienie oceanów w związku z przebiegunowaniem ziemi, musimy sie liczyć z tym, że większa część miejsc zamieszkałych przez ludzi zostanie zatopiona. Oczywiście woda nie może pokryć 100% lądu. Niektóre masy górskie i terytoria bardzo mocno oddalone od mórz i oceanów na pewno mogą gwarantować schronienie. Przynajmniej przed wodą.  Tak więc, gdzie są te miejsca? Przede wszystkim w Afryce, co jest bardzo ciekawe. W końcu to kontynent, z którego wszyscy się wywodzimy, będzie dla nas też bezpieczną przystanią w czasie kataklizmu.
[Poradnik Na Koniec Świata]

Te dwa cytaty są niezwykle wymowne i można wyciągnąć z nich daleko idące wnioski. Oczywiście wszystko zależy od czytającego, jego podejścia do tematu. 



W Internecie powstały strony, które są poświęcone tylko i wyłącznie rzekomo zbliżającej się katastrofie, których autorzy prześcigają się w prezentowaniu wypowiedzi uczonych z całego świata, traktujące o 21 grudniu 2012 roku. Oczywiście, jak to bywa w środowisku uczonych, opinie na ten temat są krańcowo różne, od katastroficznych wizji końca świata, do łagodnych, niekiedy bardzo stonowanych wypowiedzi, wręcz asekuracyjnych, być może w obawie, że ucierpi ich prestiż. Do drugiej grupy należy zaliczyć pracowników rządowej agencji NASA, którzy wręcz apelują do ludzi, by zachowali spokój i rozwagę.

Oczywiście wydawcy książek nie próżnowali, zwietrzyli świetny interes - poszły w ruch maszyny drukarskie. W księgarniach można kupić książki o rzekomo zbliżającym się kataklizmie. Początkowo zainteresowanie nimi było dość duże, obecnie prawie żadne, o czym powiedziała mi pracownica jednej z księgarń, której jestem stałym bywalcem.  

Ostatnio daje się zauważyć dość powszechne zjawisko. Temat końca świata, zaczyna być traktowany przez całe środowiska w sposób ironiczny, groteskowy, by nie powiedzieć - satyryczny. My, Polacy kochamy świętowanie, dlatego sama myśl, że na trzy dni przed świętem Bożego Narodzenia mogłoby "coś" zakłócić nam biesiadę przy suto zastawionym stole, jest nie do zaakceptowania. 



Teraz już całkiem poważnie. Każdy wie, że całą "burzę", związaną z rzekomym końcem świata wywołał Kalendarz Majów. Nie będę rozpisywał się o nim w szczegółach, wystarczy wejść na strony internetowe, gdzie jest wiele informacji o Kalendarzu, często, jako uzupełnienie (wyjaśnienie) do publikacji o "końcu świata". Postaram się w sposób syntetyczny odnieść się do Kalendarza Majów.

W mojej (ezoterycznej) bibliotece, od wielu lat posiadam książkę, której tytuł przytoczę w całości: "Szamańskie praktyki współczesnych Majów - MĄDROŚĆ JAGUARA - Magia Kalendarza Majów". Autorem tej książki jest Kenneth Johnson. Książka ta została wydana (uwaga!) w 2002 roku, przez wydawnictwo "Filar". Niestety, książka po kilku dniach zaczęła się rozsypywać - wypadały z niej kartki, ponieważ była klejona a okładka miała miękką oprawę. Dzięki uprzejmości mojego Przyjaciela introligatora - Zbyszka, zyskała na wyglądzie, stała się małym "introligatorsko-wydawniczym arcydziełem".  



Korzystam z tej książki dość często, a szczególnie z astrologii Majów, która jest doskonałym uzupełnieniem do astrologii klasycznej, a także z wróżb Majów, które sprawdzają się w szczegółach, ale jest jedno ale... rytuały muszą być wykonywane z dużą starannością, co w ezoteryce jest niezwykle ważne.  

Pan Kenneth Johnson w "Mądrości Jaguara", w rozdziale 8 - Historyczne przepowiednie Majów, dość szczegółowo opisuje Wielką Rachubę, Cykl Katuna, by zakończyć ten rozdział opisem końca Wielkiego Cyklu, który przypada 21 grudnia 2012 roku. Zacytuję w całości ostatni akapit tego rozdziału, który powinien rozwiać wszelkie wątpliwości związane z tą datą. 

Jeśli koniec Wielkiego Cyklu oznacza cokolwiek, z całą pewnością nie oznacza rzeczywistej, fizycznej destrukcji planety. Oznajmia on śmierć staroświeckiego poziomu świadomości, który przestał zaspokajać potrzeby ludzkości. Koniec wszystkich starannie pielęgnowanych koncepcji na temat życia i wszechświata będzie z całą pewnością przeżyciem bolesnym i na pewno będzie miał dotkliwe reperkusje w sferze politycznej lub społecznej. Jednakże antyczne proroctwa równie wyraźnie obiecują narodziny nowego, bardziej oświeconego pola świadomości.  

Każdy ma prawo oceniać ten cytat według własnego uznania, w którym Autor dość jednoznacznie odnosi się do następstw - co czeka Świat po zakończeniu Wielkiego Cyklu. Słowa te znalazły się w książce wiele lat wcześniej, nim "rozpętała się" wrzawa o końcu świata.


W którymś z poprzednich postów pisałem na temat końca świata, co czynię po raz kolejny. Z ezoterycznego punktu widzenia, dzieło zniszczenia Ziemi w ciągu kilkunastu godzin byłoby dla mnie, co najmniej dziwne. Niezależnie, czy jest to Stwórca - Bóg, czy dla innych Uniwersum rządzące Kosmosem, nie poszłoby na tak daleko idący kompromis z ludźmi, żeby "załatwić problem" szybko i prawie bezboleśnie. Być może, analogia, jakiej użyję, może być dla niektórych osób nieodpowiednia, ale potwierdzająca moje obawy, że kara wobec ludzkości w postaci końca świata, jest mało prawdopodobna. Kara śmierci dla zbrodniarza jest mniej dotkliwa niż na przykład skazanie go na długie lata więzienia, bez możliwości wcześniejszego wyjścia na wolność. Jesteśmy, w pewnym sensie odbywającymi karę - spłacamy długi karmiczne, co przejawia się w rożny sposób. Nasilające się tornada, trzęsienia ziemi powodujące fale tsunami, powodzie i susze, nowe nękające ludzi dotąd nieznane choroby, nasilające się konflikty między narodami, a niekiedy wewnątrz państw waśnie etniczne, zamachy terrorystyczne, to wszystko samooczyszczanie się Ziemi, które ostatnio znacznie nasilają się. Wszystkie te zjawiska powodują olbrzymie straty materialne, które bledną, kiedy uświadomimy sobie jak wiele ludzi w nich ginie. 


Jestem przekonany, że dzień 21 grudnia okaże się dniem normalnym, takim jak inne dni, to znaczy nie obędzie się on bez wypadków na drogach, że mogą zamarznąć kloszardzi, że być może dowiemy się o kolejnym żołnierzu, który zginął na rzekomo "pokojowej misji" w Afganistanie, że na Świecie umrze tysiące osób, a jednocześnie ich miejsce uzupełnią nowi obywatele naszego Świata, ale nie staniemy się "ofiarami" przebiegunowania Ziemi, nie uderzy w Ziemię olbrzymi asteroid, czy inne kosmiczne ciało.


ez[o]