wtorek, 12 czerwca 2012

Zniewoleni ...


Moja ostatnia „wizyta” w markecie, stała się przyczynkiem do napisania tego posta. Unikam zakupów w dużych sklepach, a szczególnie w marketach, gdzie panuje gwar, kolejki przy kasach, dzieci w środku wózków, gdzie klienci kładą artykuły spożywcze (!) i inne, podobne „atrakcje”. Jakże kontrastuje to miejsce z Czarnowem, gdzie doświadczam spokoju, odprężenia, którego nam „mieszczuchom” tak bardzo brakuje, na co dzień. Nie mogę pominąć milczeniem wstydliwego tematu, chociaż czynię to z przykrością, a dotyczy higieny osobistej niektórych klientów w marketach. W okresie wzmożonych upałów rozchodzi się przykry, trudny do zniesienia zapach (?) przepoconych, niepranych ubrań i niemytych ciał, na które mój nos jest szczególnie wrażliwy.

Wracam do mojej wizyty w Tesco, gdzie w „awaryjnym trybie” kupowałem dwie pietruszki i pół selera (!). Stałem w kolejce między klientami, którzy mieli wypełnione po brzegi wózki z zakupami. Wiem, że wzbudzałem swoimi zakupami pewne zdziwienie, uśmieszki pod nosem a nawet trafił się jeden (przepocony) nowobogacki, wymachujący kluczykami od auta, który pozwolił sobie na wypowiadanie półgłosem głupich uwag pod moim adresem. Chciałoby się rzec – otwórz gębę, a powiem ci, kim jesteś. Żenujący człowiek, którego mówiąc szczerze, było mi szkoda. Zazwyczaj leżąc w łózku, przed zaśnięciem, odtwarzam przebieg wydarzeń mijającego dnia. Ten „marketowy epizod”, najbardziej utkwił mi w pamięci i skłonił do zadania pytania:

Czy człowiek może sam siebie zniewolić,
a jeśli tak, to dlaczego?

Pytanie retoryczne, być może odpowiedź aż nadto oczywista, ale potraktowałem je poważnie i stało się ono tematem moich „nocnych rozważań”.

Zniewolenie, a właściwie auto-zniewolenie może przybierać różne formy, może dotyczyć różnych sfer naszego życia – poczynając od materii, kończąc na bardziej subtelnych, by nie powiedzieć duchowych płaszczyznach. Skupię się na tej pierwszej, bardzo przyziemnej – materialnej, którą da się dotknąć, przeliczyć na pieniądze.

Dla nas, ludzi Zachodu, świat konsumpcyjny stał się priorytetem, mający pierwszorzędne znaczenie. Oczywiście Świat jest tak urządzony, że środkami płatniczymi (wymiany) są pieniądze, bez których obecne życie byłoby prawie niemożliwe. Pomijam kwestię sprawiedliwego ich podziału, ponieważ zabrnąłbym w ślepy zaułek, co oznaczałoby, że moja wizja sprawiedliwego Świata jest utopią. Staliśmy się niewolnikami pieniądza, czego przykładów jest aż nadto wiele, jest to przykre, ale niestety prawdziwe. Inaczej problem bogactwa – posiadania pieniędzy, postrzegają ludzie Wschodu, chociażby Hindusi, dla którzy obecne czasy to epoka "maja" – świat iluzji, w którym materia – konsumpcja jest jednym z najtrudniejszych problemów współczesnego Świata, który musi runąć, ulec zagładzie. Indie są bodajże jedynym krajem na Świecie, gdzie religie, których jest tam niezliczona ilość, nie zwalczają się wzajemnie, nie krytykują się, co w naszej Europejskiej Kulturze jest niemożliwe do zrealizowania. W Indiach, duży wpływ na takie postawy ma podział ludzi na kasty. Nikt nikomu nie zazdrości bogactwa, chociaż  przeważają tam biedni ludzie, których mentalność jest skrajnie różna od naszej. Mam tu na myśli wiarę katolicką, która nie lubi „konkurencji” – hierarchowie Kościoła jej nie tolerują, ale robią to w zawoalowany sposób, często niezauważany przez wiernych. Porównywanie derwisza z księdzem jest trudne, co nie oznacza, że nie powinniśmy tego robić. Pierwszy żyje w ubóstwie, poszukuje prawdy życia, wierząc, że ją znajdzie; drugi zaś ceni sobie dobra materialne, przedkładając je ponad oficjalnie głoszone „słowo boże”. Mogą trafić się nieuczciwi derwisze, bramini i analogicznie – możemy spotkać głęboko wierzących w swoją misję księży, gotowych oddać posiadane dobra materialne dla ratowania biednych i potrzebujących.  

Pieniądz niezależnie od nazwy – dolar, złoty, rupia, funt, czy jeszcze inny, od jego powstania, jest pożądaniem człowieka. Dla jednego, miarą, która określa ilość i wartość pieniądza jest pusty żołądek, którego zaspokoi kilka złotych w formie jałmużny; drugi paradoksalnie, nie ma miary, często nawet nie wie ile posiada kont bankowych, a na nich ile zgromadził pieniędzy. I tu, najczęściej zaczyna się zniewolenie samego siebie – uzależnienie człowieka od pieniądza, który nie jest dla niego środkiem, a jedynie celem.   

W myśl powiedzenia:, „czym skorupka za młodu nasiąknie…”, coraz częściej niektórzy rodzice zaszczepiają w swoich dzieciach – określę mocno – kult pieniądza. Jest to grunt na którym wyrastają młodzi egoiści, którzy pomoc dla rodziny (dla babci, dziadka) traktują jako handel wymienny – „coś za coś”. Niemały wpływ ma telewizja, która większością reklam ogłupia widza, podatnego na chwyty marketingowe. Poprzez znane twarze, banki mamią, kuszą swoich przyszłych klientów, rzekomo tanimi, korzystnymi kredytami. Jak tu z nich nie skorzystać?  Sąsiad wyjeżdża na urlop do tropiku, sąsiad ma nowy samochód, a mnie na jego kupno nie stać. Pieniądze przysłaniają realny świat, człowiek czuje się (chwilowo) uszczęśliwiony. Ludzie zapominają, że banki nie są organizacjami charytatywnymi, rozdającymi pieniądze. Banki są dla bogatych ludzi. Powiem otwarcie:.Biedak nie powinien pchać się na salony i do banków, które dokładnie wyczyszczą jego i tak skromne oszczędności (o ile jeszcze je posiada).

Po drugiej stronie są bogaci, którzy nie zdają sobie sprawy, że nie kto inny jak biedni niosą ich na swoich plecach.  Komu nie są pisane pieniądze, nie powinien ich zdobywać, nomen omen, za wszelką cenę. Pogoń ludzi za pieniądzem przybrała różne, często pokraczne formy, niekiedy nazywana „wilczym pędem” (nie mylić z owczym pędem), czy bardziej popularne „wyścig szczurów”. Określenie to odnosi się także do pogoni za awansem w pracy, który pośrednio służy także do zdobywania "mamony". Ludzie zaczynają pracować dłużej, zapominają o wypoczynku, czego konsekwencją jest zmęczenie fizyczne i gorsze, bardziej niebezpieczne – zmęczenie psychiczne (stres). Tacy ludzie mają luksusowe domy, samochody, atrakcyjne żony, kontakty z innymi (równie) bogatymi ludźmi. Tak naprawdę są niewolnikami gromadzonych pieniędzy. Zdarza się dość często, że w jednej chwili tracą oni cały majątek, na skutek różnych losowych sytuacji – choroba, upadek firmy, która jeszcze wczoraj dobrze prosperowała, przynosiła zyski. Kiedy odwrócą się za siebie nie zobaczą nikogo. Żona i przyjaciele odeszli w… siną dal. Pozostał stary, równie mocno wyeksploatowany samochód, jak jego właściciel. Nasze „drugie JA” wcześniej daje sygnały, buntuje się, ale człowiek nie zwraca w ogóle na nie uwagi, a wielka szkoda!  Jest to temat, na co najmniej kilka postów.

Zdarzają się także typowi pracoholicy, którzy są gotowi podjąć niemal każdą pracę, dla których wynagrodzenie jest sprawą drugoplanową. Spotykam na ulicy ludzi, byłych współpracowników, którzy będąc na emeryturze pracują, bo (jak twierdzą)… w domu się nudzą, z czym trudno mi pogodzić się. Uważam, że emerytura jest wypracowanym dobrem, nie zawsze godziwym, ale danym po to, by z niej korzystać. Pracujący emeryt może dorobić się, zapracować na ładniejsze wieko do swojej trumny, bądź na zachcianki dla swoich wnuków. Flavio Anusz kiedyś powiedział, że: Niektórzy ludzie są tak zaślepieni, zajęci chęcią zdobycia pieniędzy, że idąc ulicą kopną leżący na chodniku portfel i pójdą dalej. (Nie jest to dokładny cytat.)


Tarocist(k)a treść tego posta mogłaby zobrazować kilkoma arkanami Tarota. Główną kartą byłaby Ósemka Pentakli i Szesnasty Wielki Arkan -  Wieża, a przy nich Powieszony (Wisielec). Ale Stwórca nie zapomina o tych nieszczęśnikach, dlatego daje im szanse poprawy, wielką nadzieję na przyszłość, co znajduje odbicie w pięknym (o ile nie najpiękniejszym) Siedemnastym Wielkim Arkanie Tarota – w Gwieździe.  



Czy można uniknąć sytuacji, o których piszę?  Niekiedy jest to możliwe, ale wspomniany „wyścig szczurów” trwa nadal i nic nie wskazuje na to, że szybko się skończy. Każda epoka ma swoich bohaterów i przegranych. Kto zagra rolę przegranego, a kto bohatera, to temat na inną okazję.

Kiedyś, już nieżyjąca Danuta Rinn, śpiewała: Pieniądze szczęścia nie dają być może, lecz kufereczek stóweczek daj Boże”. Dużo w tym prawdy, tylko szczęście jest pojęciem odbieranym przez każdego człowieka indywidualnie, w różny sposób. Zacytuję słowa Pani Dion Fortune, która twierdziła, że”

Szczęśliwi są ludzie, których moralność uosabia prawa Natury, gdyż będą żyć w harmonii, rosnąć, mnożyć się i posiądą ziemię. Nieszczęśliwi są ludzie, których moralność stanowi bezlitosny system tabu, mającym przebłagać jakieś wyimaginowane bóstwo – Molocha, bo będą bezpłodni i grzeszni. Równie nieszczęśliwi są ludzie, których moralność znieważa świętość natury i zrywając kwiat nie baczą na owoc, ponieważ będą chorzy cieleśnie i zepsuci duchowo.




Ez[o]

Filmik pochodzi z You Tube. Money” – Liza Minnelli, Joel Grey.