Moja ostatnia „wizyta” w markecie,
stała się przyczynkiem do napisania tego posta. Unikam zakupów w dużych sklepach, a szczególnie w
marketach, gdzie panuje gwar, kolejki przy kasach, dzieci w środku wózków, gdzie klienci kładą artykuły spożywcze (!) i inne, podobne „atrakcje”.
Jakże kontrastuje to miejsce z Czarnowem,
gdzie doświadczam
spokoju, odprężenia, którego
nam „mieszczuchom” tak bardzo brakuje, na co dzień. Nie mogę pominąć milczeniem wstydliwego tematu, chociaż czynię to z przykrością, a dotyczy higieny osobistej niektórych
klientów w marketach. W okresie wzmożonych upałów rozchodzi
się przykry, trudny do zniesienia zapach
(?) przepoconych, niepranych ubrań i niemytych ciał, na które mój nos jest szczególnie
wrażliwy.
Wracam do mojej wizyty w Tesco, gdzie
w „awaryjnym trybie” kupowałem dwie
pietruszki i pół selera (!).
Stałem w kolejce między klientami, którzy mieli wypełnione po brzegi wózki z zakupami. Wiem, że wzbudzałem swoimi zakupami pewne zdziwienie,
uśmieszki pod nosem a nawet trafił się jeden (przepocony) nowobogacki, wymachujący kluczykami od auta, który pozwolił sobie na wypowiadanie półgłosem głupich uwag
pod moim adresem. Chciałoby się rzec – otwórz gębę, a powiem ci, kim jesteś. Żenujący człowiek, którego mówiąc szczerze, było mi szkoda. Zazwyczaj
leżąc w łózku, przed zaśnięciem, odtwarzam przebieg wydarzeń mijającego dnia. Ten „marketowy epizod”,
najbardziej utkwił mi w pamięci i skłonił do zadania pytania:
Czy człowiek może sam
siebie zniewolić,
a jeśli tak, to dlaczego?
Pytanie retoryczne, być może odpowiedź aż nadto oczywista, ale potraktowałem je poważnie i stało się ono tematem moich „nocnych
rozważań”.
Zniewolenie, a właściwie auto-zniewolenie
może przybierać różne formy, może dotyczyć różnych sfer naszego życia –
poczynając od materii, kończąc na bardziej subtelnych, by nie powiedzieć
duchowych płaszczyznach. Skupię się na tej pierwszej, bardzo przyziemnej –
materialnej, którą da się dotknąć, przeliczyć na pieniądze.
Dla nas, ludzi Zachodu, świat
konsumpcyjny stał się priorytetem, mający pierwszorzędne znaczenie. Oczywiście
Świat jest tak urządzony, że środkami płatniczymi (wymiany) są pieniądze, bez których obecne życie
byłoby prawie niemożliwe. Pomijam kwestię sprawiedliwego ich podziału, ponieważ
zabrnąłbym w ślepy zaułek, co oznaczałoby, że moja wizja sprawiedliwego Świata
jest utopią. Staliśmy się niewolnikami
pieniądza, czego przykładów jest aż nadto wiele, jest to przykre, ale
niestety prawdziwe. Inaczej problem bogactwa – posiadania pieniędzy, postrzegają
ludzie Wschodu, chociażby Hindusi, dla którzy obecne czasy to epoka "maja" – świat iluzji, w którym
materia – konsumpcja jest jednym z najtrudniejszych problemów współczesnego Świata,
który musi runąć, ulec zagładzie. Indie są bodajże jedynym krajem na Świecie,
gdzie religie, których jest tam niezliczona ilość, nie zwalczają się wzajemnie,
nie krytykują się, co w naszej Europejskiej Kulturze jest niemożliwe do zrealizowania. W Indiach, duży wpływ na takie postawy ma podział ludzi na kasty. Nikt nikomu
nie zazdrości bogactwa, chociaż przeważają tam biedni ludzie, których
mentalność jest skrajnie różna od naszej. Mam tu na myśli wiarę
katolicką, która nie lubi „konkurencji” – hierarchowie Kościoła jej nie
tolerują, ale robią to w zawoalowany sposób, często niezauważany przez
wiernych. Porównywanie derwisza z księdzem jest trudne, co nie oznacza, że nie
powinniśmy tego robić. Pierwszy żyje w ubóstwie, poszukuje prawdy życia, wierząc,
że ją znajdzie; drugi zaś ceni sobie dobra materialne, przedkładając je ponad
oficjalnie głoszone „słowo boże”. Mogą trafić się nieuczciwi derwisze, bramini
i analogicznie – możemy spotkać głęboko wierzących w swoją misję księży, gotowych
oddać posiadane dobra materialne dla ratowania biednych i potrzebujących.
Pieniądz niezależnie od nazwy – dolar,
złoty, rupia, funt, czy jeszcze inny, od jego powstania, jest pożądaniem
człowieka. Dla jednego, miarą, która określa ilość i wartość pieniądza jest
pusty żołądek, którego zaspokoi kilka złotych w formie jałmużny; drugi
paradoksalnie, nie ma miary, często nawet nie wie ile posiada kont bankowych, a
na nich ile zgromadził pieniędzy. I tu, najczęściej zaczyna się zniewolenie
samego siebie – uzależnienie człowieka od pieniądza, który nie jest dla niego środkiem, a
jedynie celem.
W
myśl powiedzenia:, „czym skorupka za
młodu nasiąknie…”, coraz częściej niektórzy rodzice zaszczepiają
w swoich dzieciach – określę mocno – kult pieniądza. Jest to grunt na którym
wyrastają młodzi egoiści, którzy pomoc dla rodziny (dla babci, dziadka) traktują
jako
handel wymienny – „coś za coś”. Niemały wpływ ma telewizja, która większością
reklam ogłupia widza, podatnego na chwyty marketingowe. Poprzez znane twarze, banki mamią, kuszą swoich przyszłych klientów, rzekomo tanimi, korzystnymi
kredytami. Jak tu z nich nie skorzystać? Sąsiad wyjeżdża na urlop do tropiku, sąsiad ma
nowy samochód, a mnie na jego kupno nie stać. Pieniądze przysłaniają realny
świat, człowiek czuje się (chwilowo) uszczęśliwiony. Ludzie zapominają, że
banki nie są organizacjami charytatywnymi, rozdającymi pieniądze. Banki są dla bogatych ludzi. Powiem otwarcie:.Biedak nie powinien pchać się na salony i do banków, które dokładnie
wyczyszczą jego i tak skromne oszczędności (o ile jeszcze je posiada).
Zdarzają
się także typowi pracoholicy, którzy są gotowi podjąć niemal każdą pracę, dla
których wynagrodzenie jest sprawą drugoplanową. Spotykam na ulicy ludzi, byłych
współpracowników, którzy będąc na emeryturze pracują, bo (jak twierdzą)… w domu
się nudzą, z czym trudno mi pogodzić się. Uważam, że emerytura jest wypracowanym dobrem, nie zawsze godziwym, ale danym
po to, by z niej korzystać. Pracujący emeryt może dorobić się, zapracować na
ładniejsze wieko do swojej trumny, bądź na zachcianki dla swoich wnuków. Flavio Anusz kiedyś powiedział, że: Niektórzy ludzie są tak zaślepieni, zajęci
chęcią zdobycia pieniędzy, że idąc ulicą kopną leżący na chodniku portfel i
pójdą dalej. (Nie jest to dokładny cytat.)
Tarocist(k)a
treść tego posta mogłaby zobrazować kilkoma arkanami Tarota. Główną kartą byłaby
Ósemka
Pentakli i Szesnasty Wielki Arkan -
Wieża, a przy nich Powieszony (Wisielec). Ale Stwórca
nie zapomina o tych nieszczęśnikach, dlatego daje im szanse poprawy, wielką
nadzieję na przyszłość, co znajduje odbicie w pięknym (o ile nie najpiękniejszym)
Siedemnastym Wielkim Arkanie Tarota – w Gwieździe.
Czy
można uniknąć sytuacji, o których piszę? Niekiedy jest to możliwe, ale wspomniany
„wyścig szczurów” trwa nadal i nic nie wskazuje na to, że szybko się skończy. Każda
epoka ma swoich bohaterów i przegranych. Kto zagra rolę przegranego, a kto
bohatera, to temat na inną okazję.
Kiedyś,
już nieżyjąca Danuta Rinn, śpiewała: Pieniądze
szczęścia nie dają być może, lecz kufereczek stóweczek daj Boże”. Dużo w tym prawdy, tylko szczęście jest
pojęciem odbieranym przez każdego człowieka indywidualnie, w różny sposób.
Zacytuję słowa Pani Dion Fortune,
która twierdziła, że”
Szczęśliwi są ludzie,
których moralność uosabia prawa Natury, gdyż będą żyć w harmonii, rosnąć,
mnożyć się i posiądą ziemię. Nieszczęśliwi są ludzie, których moralność stanowi
bezlitosny system tabu, mającym przebłagać jakieś wyimaginowane bóstwo –
Molocha, bo będą bezpłodni i grzeszni. Równie nieszczęśliwi są ludzie, których
moralność znieważa świętość natury i zrywając kwiat nie baczą na owoc, ponieważ
będą chorzy cieleśnie i zepsuci duchowo.
Ez[o]
Filmik pochodzi z You Tube.
„Money” – Liza Minnelli, Joel Grey.