wtorek, 13 marca 2012

Medytacja na co dzień


Czym jest medytacja? Wystarczy zajrzeć do Internetu, gdzie znajdziemy niejedną odpowiedź, a znacznie więcej, które w mniej lub bardziej szczegółowy sposób wyjaśniają istotę medytacji. Dla bardziej ciekawych, którzy zamierzają korzystać „z dobrodziejstw” medytacji, księgarnie oferują wiele książek z tej dziedziny. Nie mam, żadnego prawa do oceniania wartości merytorycznych książek ani informacji zamieszczanych w Internecie, ponieważ moja wiedza o medytacji, jest mniej niż skromna. Kilka lat temu w księgarni trafiłem na książkę zatytułowaną „Medytacja dla żółtodziobów”, której tytuł okazał się nieco mylący, ponieważ w rzeczywistości stanowi ona kompendium wiedzy o medytacji, przydatne nie tylko dla adeptów. Nie należy traktować moich słów o tej książce, jako kryptoreklamę, ponieważ została ona wydana osiem lat temu i „chwilowo jest niedostępna” – taka informacja pojawia się stronach internetowych.

Odnoszę wrażenie, że wraz z innymi duchowymi naukami, medytacja przeżywa może nie renesans, a raczej stała się „modna” – jest na nią zapotrzebowanie. Wiem, że brzmi to dziwnie, ponieważ „zapotrzebowanie”, głównie kojarzy się z produktami konsumpcyjnymi, a nie z naszą duchowością. Być może jestem zbyt konserwatywny, niereformowalny, ale już wiele razy podkreślałem, twierdzę, że nie wszystko jest towarem, który można porównać do pęczka rzodkiewek sprzedawanych na straganie. Krytykowano mnie wiele razy, być może, dlatego, mniej biorę sobie do serca zdania „niektórych” ludzi. Wystarczy posurfować w Internecie, by znaleźć wiele stron oferujących fachową „naukę” medytacji.


Jeśli ktoś pragnie wejść na wyższy poziom rozwoju duchowego, może poczekać, aż zjawi się przewodnik, który wskaże mu drogę, bądź próbować robić to samemu. Medytacja jest jednym z bardzo wielu środków, które do tego służą. Wspomniałem, o panującej swoistej "modzie", którą wymyślają, często z nudów, zamożni ludzie, chcąc pochwalić się przed znajomymi, jak są "uduchowieni". Nie ilość odbytych „duchowych” kursów, a autentycznie rzetelna  praca nad sobą, daje człowieka oświeconego.

Kiedy mówimy o medytacji, najczęściej kojarzy się ona z człowiekiem siedzącym w pozycji lotosu, którego oddech jest głęboki, powolny, a tętno spadło do kilku uderzeń na minutę. Podziwiam tych ludzi, wśród których nierzadko możemy spotkać kilkunasto-, a nawet kilkuletnie dzieci (głównie dziewczęta), którzy wytrzymują przetrwać w nieruchomej pozycji przez dłuższy czas! W Czarnowie, w aśramie, wiele razy miałem okazję obserwować „mistrzów jogi”, bo w moich oczach zasługą na takie miano. Tak wysoki poziom „wytrenowania” ciała i duszy osiągają nieliczni. Czy to oznacza, że my, czyli pozostała reszta, nie możemy medytować i czy tego nie robimy?

Uważam, że sprawa jest bardziej prosta, niż nam się to wydaje. Nie mam zamiaru powielać wiadomości książkowych o sposobach, technikach medytacji, ponieważ nie ma to najmniejszego sensu. Moim zamiarem, intencją jest przypomnienie, że znaczna część, tego, co robimy, na co dzień, ma znamiona medytacji, czego do końca nie jesteśmy świadomi.

Kiedy obserwujemy małe dziecko, które usiłuje z klocków „coś” zbudować, to możemy być prawie pewni, że za jakiś czas będzie ono gotowe poświęcić wiele godzin, „tylko”, a właściwie „ aż” na to, by ułożyć obraz z tysięcy drobnych elementów. Czy nie jest to rodzaj medytacji małego człowieka? W tym samym czasie inne dzieci siedzą przed monitorami i… godzinami „walczą z wirtualnym wrogiem”, czego nie można nazwać medytacją, a raczej wypaczaniem „młodego charakteru”. Nie jestem wrogiem gier komputerowych, ale należy zachować tzw. zdrowy rozsądek, żeby nie wychować człowieka, który swoją agresję będzie traktował, jako coś naturalnego.

Mój znajomy od wieli, wielu lat rzeźbi w drewnie. Wyjeżdża na plenery rzeźbiarskie, gdzie spotyka się kolegami, którzy mają potrzebę „dłubania” w drewnie. Jego rzeźby nie są zbytnio cenione, ale trudno odmówić im charakteru – są w pewnym sensie, dziełami sztuki. Drugi z kolei – Bolesław, okazjonalnie pisze wiersze. Co jakiś czasu zostaje wyróżniony za swoją twórczość, której nie docenia jego żona. Moim zdaniem obydwaj „tworząc” – medytują. W Internecie możemy trafić na, blogi, których właściciele „tworzą” istne cuda, których wykonanie wymaga cierpliwości, dokładności i nade wszystko uzdolnień artystycznych. I tu, nie mam najmniejszych wątpliwości, że są to przykłady „szczególnej”, artystycznej, czy estetycznej medytacji, przymiotniki są tu mniej ważne.

Warto mieć oczy szeroko otwarte i wsłuchiwać się w otaczające nas dźwięki. Miałem możliwość obserwowania kilkuosobowej grupy starszych kobiet, które przez jakiś czas przemierzały drogę ze Świebodzic do zamku Książ. Za każdym razem, kiedy je wyprzedzałem, jadąc rowerem, słyszałem, że śpiewają kościelne pieśni. Robiły to bez żadnej krępacji, na co turyści reagowali bardzo różnie. Zapytałem kiedyś, czy nie odczuwają za swoimi plecami „uśmieszków” i docinków ze strony przechodniów? Usłyszałem krótką, jakże ważną odpowiedź: „z Maryją na ustach lżej nam się idzie”. Myślę, że kobiety te, wiedziały, że idąc ze śpiewam na ustach, medytują, czego nie można powiedzieć o większości mijających je turystach. Nie jest to nic innego, jak typowa medytacja ze śpiewem, o której możne przeciętny Kowalski przeczytać w książce. Będąc przy tematyce kościelnej warto przypomnieć, że uczestnictwo w eucharystii jest medytacją, o czym większość wiernych wychodzących z kościała nie wie.

Czy oglądanie w galerii obrazów, które wyszły spod pędzla wielkich mistrzów, czy słuchanie w filharmonii Czterech Pór Roku Vivaldiego, to nie są estetyczne medytacje? Można zadać pytanie: „Czy słuchając koncertu, hevi metalowego zespołu, bądź uczestnictwo na stadionie podczas meczu piłkarskiego, można zaliczyć do medytacji”? Pytanie pozostawiam bez odpowiedzi.

Przykładów jest aż nadto dużo, tylko większość z nas nie zdaje sobie sprawy, że uczestniczy w medytacji. Na dniach będę miał okazję przeżyć, nazwijmy ją „wagonową” medytację. Wybieram się w dość długą podróż pociągiem. Nie mam zwyczaju zasypiania podczas podróży, ale… kiedy siedząc przy oknie wpatrujemy się w szybko przesuwającą się przed naszymi oczami krajobrazy i słuchając rytmicznego stukotania kół, po ocknięciu się (zakończeniu medytacji), zauważamy, że czas niepostrzeżenie szybko minął.

Na zdjęciu medytujący mnich w świątyni w Czarnowie.

Niezależnie od wszystkiego, watro poświęcać czas na w pełni świadome i planowane medytacje, które przynoszą wiele korzyści nie tylko dla naszego ducha, ale także dla ciała, powodując pozytywne przemiany w organizmie, ponadto wnoszą wiele korzystnych zmian w naszej psychice. Każdy powinien znaleźć, odkryć swój „własny”, najlepszy sposób medytacji, co nie znaczy, że mamy negować, odrzucać sprawdzone wzorce, które najczęściej są dziedzictwem ezoterycznej kultury hinduskiej. Któryś z wielkich hinduskich mędrców powiedział, że:
Całe nasze życie – to medytacja.

Ez[o]