wtorek, 29 lipca 2014

Piramidy nie tylko dla faraonów



Kiedy słyszymy słowo piramida, natychmiast kojarzymy je z Egiptem, z faraonami a znacznie rzadziej z niewolnikami. Badacze przeszłości wysuwają coraz bardziej fantastyczne teorie o pochodzeniu piramid. Pierwszą piramidą, jaka powstała i zarazem największą jest piramida Cheopsa. Uczeni starają się odpowiedzieć na pytanie, jak zbudowano tak olbrzymią budowlę, o wysokości ponad sto metrów, składającą się z ponad sześciu milionów (!) bloków skalnych, ważących po kilka ton każdy. Czyżby inżynieria budowlana przed tysiącami lat stała na wyższym poziomie niż obecnie? Sceptycy, do których zalicza się między innymi ERICH von DAENIKEN twierdzą, że piramidy są dziełem... kosmitów. Z kolei inni uważają, że zostały zbudowane przez Atlantów. Myślę, że najbliżej prawdy są ci, którzy odrzucają skrajne (często fantastyczne) hipotezy i uważają, że piramidy zbudowali niewolnicy. Można śmiało przypuszczać, że jeśli w ówczesnym Egipcie dziadek był niewolnikiem, podobny los spotykał syna, a w następnej kolejności jego wnuka, który poświęcił - podobnie jak jego poprzednicy - swoje krótkie życie przy wznoszeniu tych monumentów. Niezależnie o wszystkiego, piramidy są budowlami niezwykłymi, w których każdy blok kamienny jest na swoim miejscu, a proporcje poszczególnych elementów "współgrają" z rytmami Kosmosu. Jak wiemy, piramidy pełniły funkcję grobowców dla władców - faraonów, do dzisiejszego dnia skrywają w sobie wiele zagadek, których strzegą w "magiczne siły". Może ktoś poddać surowej krytyce moje słowa, której argumentem może być fakt, że wiele piramid zostało splądrowane przez rabusiów, którzy ograbili je z kosztowności, jakie tam zastali i nie zostali oni ukarani. Ale nikt nie badał dalszych losów tych złoczyńców i osób, które weszły w posiadanie zrabowanych kosztowności, przynajmniej ja nic o tym nie wiem.  

Znana jest wszystkim tzw. "klątwa Tutenchamona". Angielski egiptolog HOWART CARTER z innymi badaczami w 1922 roku "spenetrowali" piramidę faraona Tutenchamona. Wyprawa okazała się zgubna dla jej uczestników. Po czterech miesiącach po niej, zmarł lord Carnavon - sponsor wyprawy, następnie z życiem pożegnał się radiolog, który prześwietlał trumnę Tutenchamona. W przeciągu kilku lat życie straciło ponad 20 osób, które brały udział w "penetracji" grobowca. Celowo używam tego określenia, ponieważ uważam, że otwarcie piramidy, a później zdjęcie wieka trzech trumien - miejsca spoczynku faraona, można określić profanacją. Są miejsca szczególne - święte, których nie należy "deptać", a tłumaczenie uczonych o czysto naukowym, badawczym charakterze "wizyty" w piramidzie mnie osobiście nie przekonują, chociaż materiał naukowy zebrany w grobowcu jest niezwykle bogaty, a obawa uczonych, że zostanie on rozszabrowany przez rabusiów była realna. Jako ciekawostkę dodam, że kierownik wyprawy - HOWART CARTER, jako jedyny dożył sędziwego wieku. Jak to się stało? Czyżby "klątwa" nie dotyczyła CARTER'A? Otóż, miał on na palcu Pierścień Atlantów, który prawdopodobnie uratował mu życie. Pierścień ten jest silną ochroną przed różnego rodzaju negatywnymi energiami. Ponoć nie zdarzyło się, żeby osoba posiadająca przy sobie Pierścień Atlantów zginęła w wypadku komunikacyjnym. 

Pozostając przy Egipcie, dodam, że Wielki Sfinks z Gizy promieniuje radiestezyjną zielenią negatywną, która jest szkodliwa dla zdrowego człowieka. Czyżby Sfinks strzegł piramidy Cheopsa przed intruzami? Być może. 

Wiemy, że piramidy znajdują się nie tylko w Egipcie. Odnajdujemy je w różnych częściach Świata: w Australii, Chinach, Meksyku, Peru, Gwatemali, na Wyspach Kanaryjskich, w Sudanie, Indonezji, aż po odkrytą w 1997 podwodną piramidę u wybrzeży wyspy Bimini niedaleko Florydy i wiele innych miejscach. 



W ten oto sposób doszedłem do głównego wątku tego posta, którego tytuł brzmi: "Piramidy nie tylko dla faraonów". 

Muszę wrócić do moich "szczenięcych lat". Pamiętam dzień, kiedy ojciec przyniósł do domu małą metalową piramidkę. Powiedział, że będzie ostrzył w niej żyletki. Wydawało się to śmieszne, niedorzeczne. Przypominam, że w latach pięćdziesiątych żyletki (Gerlach, Rawa-lux) były wątpliwej jakości - po jednorazowym goleniu trafiały do kosza ze śmieciami. Czekałem na wyniki "eksperymentu", który polegał na tym, że stępioną żyletkę kładło się w piramidzie na wysokości 1/3 jej wysokości od podstawy, w opisywanym wypadku było to puste pudełko od zapałek. Żyletka po kilku godzinach była... naostrzona; można było ją użyć ponownie. Tępą żyletkę można było w taki sposób "regenerować" kilkakrotnie. "Moda" na ostrzenie żyletek w piramidach trwała dość krótko. Obecnie by się nie przyjęła w ogóle, ponieważ żyletki trafiły do lamusa. Prawie nikt ich nie używa. 

W Wielkiej Księdze Tao Te King Lao-Tsy czytamy: (...) Gliniane ścianki i denko tworzą dzban, ale tylko pustka między nimi tworzy istotę dzbana; Ściany i dach tworzą dom, ale tylko pustka miedzy nimi tworzy istotę domu; Poszczególne wydarzenia tworzą ludzkie życie, ale tylko pustka pomiędzy nimi tworzy istotę życia." Analogicznie: "Cztery trójkąty połączone ze sobą tworzą piramidę, ale tylko pustka pomiędzy nimi tworzy istotę piramidy".
 
Tu do głosu dochodzi radiestezja, która przez ludzi jest niedoceniana, bądź... w ogóle nieznana, a przez większość środowisk naukowych ignorowana, z nielicznymi wyjątkami. Coraz bardziej doskonałe przyrządy pomiarowe, można byłoby wykorzystać do badań naukowych dotyczących radiestezji, ale tzw. "opór materii" jest nie do przełamania. Mogę skwitować krótko: To nie mój problem, lecz naukowców. 


Model piramidy - jego zastosowanie. 

Pierwszą zasadą podczas wykonywania piramidy, jest jej proporcja. Za wzorzec przyjmuje się Wielką Piramidę z Gizy, której kąty nachylenia bocznych ścian w stosunku do podstawy wynoszą 51-52 stopnie. Bardziej ostre kąty powodują niebezpieczne promieniowanie mumifikujące.
Druga zasada.  Piramida powinna być ustawiona dokładnie na osi północ-południe.
Trzecia zasada. Efekt energetyczny zależy od materiału, z jakiego została wykonana. Najlepszym materiałem do wykonania piramidy jest miedź, duraluminium, nikiel chromowy, mosiądz, w następnej kolejności tworzywo sztuczne, czy też drewno. 

Uwaga. Model może mieć pełne ściany lub - w wersji uproszczonej - tylko same ramiona, zależnie od tego, jakiej formy energii będziemy potrzebowali.



Poniżej zamieszczam obszerny fragment książki ZBIGNIEWA KRÓLICKIEGO - "Radiestezja Zdrowia", Wyd. Ravi, Łódź - 1999 r. (str. 190-193)   

Zarówno w modelu piramidy, jak i w jej oryginale większość radiestetów wyróżnia dwie strefy energetyczne - dodatnią (od wierzchołka do 1/3 wysokości w dół) i ujemną (od podstawy do 1/3 wysokości w górę). Niektórzy specjaliści od radiestezyjnego badania piramid wyróżniają trzy strefy: dodatnią, obojętną i ujemną - odpowiednio po 1/3 wysokości od wierzchołka w dół.

Pełne ściany piramidy konieczne są do wywołania koncentracji energii w strefie minusowej. W strefie plusowej energia koncentruje się niezależnie od tego, czy piramida ma ściany pełne, czy tylko ramiona. Najsilniejsze skoncentrowanie energii można obserwować dokładnie na poziomie 1/3 wysokości od podstawy.
       
Warto tu wyjaśnić pewną kwestię. Otóż energia kształtu działa w całej piramidzie, ale jej najsilniejsza koncentracja występuje właśnie na poziomie 1/3 wysokości od podstawy, chociaż w niektórych publikacjach autorzy podają, że "tylko" na 1/3 wysokości (powołują się przy tym na Bovisa i Drbala).  W latach 60 amerykański uczony, dr Pat Flanegan, badał po raz kolejny efekty oddziaływania piramidy przy użyciu dosyć dokładnej - jak na owe czasy - aparatury. Flanegan nie tylko potwierdził obserwacje poprzedników, ale właśnie zaobserwował efekty oddziaływania kształtu w różnych częściach piramidy: na poziomie 1/3 wysokości efekty były najsilniejsze. 

Energię strefy ujemnej można najlepiej wykorzystać do poprawy jakości produktów spożywczych. Umieszczenie (na 5-10 minut) w tej strefie produktów gorzkich czy kwaśnych powoduje, że tracą one gorycz i ostrość, stają się łagodniejsze w smaku, a słodka, żywność staje się jeszcze bardziej słodsza. Kawa traci swą gorycz i uzyskuje silny aromat nawet wtedy, gdy jest zwietrzała. Wzrasta jakość owoców: cytryna swój kwaśny smak traci i staje się słodsza - jak świeżo dojrzała i w porę zerwana. Produkty żywnościowe tracą równocześnie substancje szkodliwe dla zdrowia, wzbogacając sie nawet o elementy wpływające dodatnio na nasz organizm. Wyraźnie wzrastają również walory smakowe wszystkich produktów. Uszlachetniać można (podobno) zwykłe papierosy i cygara, które po paru godzinach nabierają aromatu i smaku właściwego dobrym gatunkom. Podobnie dzieje się z alkoholem. Promieniowanie tej strefy jest silnie bakteriobójcze i mumifikujące. Łatwo psujące się artykuły można przechowywać znacznie dłużej, jeśli po nabyciu umieścimy je na pół godziny w piramidzie. Tak potraktowane owoce zachowują świeżość dwukrotnie dłużej niż normalnie. Dłuższe przechowywanie pod piramidą produktów pochodzenia organicznego powoduje samoczynne ich odwodnienie, przy jednoczesnym zachowaniu zdolności do przywrócenia życiowych funkcji komórek danego organizmu. Przechowywane w ten sposób ziarna zbóż zachowują bardzo długo zdolność i siłę kiełkowania.

Te niezwykłe właściwości ujemnej strefy piramidy można by jeszcze mnożyć. Pamiętać jednak należy, że można je zaobserwować tylko wtedy, gdy jeden z boków podstawy jest idealnie ustawiony w kierunku północnym, a model jest wstępnie naładowany przez 15-30 minut. Po użyciu należy go rozładować, przewróciwszy na bok (na około 15 minut). 

Zaobserwowano też, że zdumiewających właściwości nabiera przechowywana przez parę godzin w strefie plusowej zwykła woda. Staje się idealnie czysta, wolna od bakterii i nabiera jednocześnie cech bakteriobójczych i leczniczych. Przyspiesza gojenie ran, a nacierany tą wodą siniak znika szybko i bez śladu. Można nią podlewać rośliny, ale nie należy jej pić, gdyż pozbawia żołądek niezbędnych do życia substancji. Bakterie umieszczone w tej strefie piramidy ulegają stopniowo degradacji, która przebiega podobnie jak po potraktowaniu ich antybiotykami. Te dziwne właściwości promieniowania wnętrza piramidy są w zasadzie powszechnie znane i wielokrotnie opisywane, gdyż wiele instytucji (oficjalnych i półoficjalnych) bada aspekty tego promieniowania i skutki jego oddziaływania.     

Jeszcze ciekawszy jest bezpośredni wpływ piramidy na człowieka i jego stan zdrowia. Można ją stosować do ogólnego wzmocnienia organizmu (zwiększenia sił witalnych i stymulacji narządów), a także do pomocy w konkretnych schorzeniach, jak: reumatyzm, ischias, bóle kręgosłupa i mięśni, bóle głowy, nerwice, niektóre choroby serca. Piramidę można stosować również podczas snu, relaksu, wypoczynki i medytacji. Do tego celu wykorzystuje się dodatnią strefę piramidy. Model powinien być oczywiście znacznie większy, aby umożliwiał swobodne przebywanie osoby w jej wnętrzu, i to w takiej postaci, aby głowa znajdowała się nieco powyżej dolnej strefy plusowej. Czas przebywania pod piramidą jest ograniczony i na początku nie powinien przekraczać trzech seansów po 15 minut dziennie. Po dwu tygodniach stosowania seansów należy zrobić przerwę, aby uniknąć niepożądanych objawów.*) 


PAT FLANAGAN w książce "Energia piramid" przytacza też niezwykle interesujące wyniki eksperymentu i obserwacji ze zwierzętami.

Pewnego dnia mój przyjaciel umieścił na pół godziny swego ulubionego kota w piramidzie. Kot polubił piramidę i zaczął w niej spać. Na początku doświadczenia kot był nienasyconym amatorem mięsa. Po sześciu tygodniach przestał spożywać mięso i częściej głodował, niż jadł. Dalsze badania wykazały, że kot zmienił swoją dietę i chciał odżywiać się tylko owocami, warzywami, serem i orzechami. Zwierzę stało się wegetarianinem! Spożywało surowe warzywa i owoce wszelkich gatunków: kantalupy, gruszki, pomarańcze i arbuzy. Rzecz miała się podobnie z innym kotem, jak również z moim pudlem. 




Na zakończenie chcę przypomnieć o niezwykłym urządzeniu - nikramie, który służy do usuwania przyczyn i skutków chorób. Główną częścią tego urządzenia jest piramida. W roku 2012 nikramowi poświęciłem artykuł:
http://umiarkowany-eremita.blogspot.com/2013/08/nikram.html

--------------
*) Wyróżnienia w tekście wprowadzone przeze mnie, dla większej przejrzystości tekstu.
Zdjęcia pochodzą z Wikipedii.



Pod tym postem zamieszczam moją odpowiedź na komentarz, jaki zamieściła czcigodna "Szeptunka". Odpowiedź okazała się zbyt długa, dlatego "system" ją odrzucił. Różne zabiegi z mojej strony (dzielenie tekstu na części) skończyły się niepowodzeniem. Nie chciałbym, żeby podejrzewano mnie o lekceważenie osób zamieszczających komentarze, czy też próbę uniknięcia odpowiedzi, stąd decyzja umieszczenia odpowiedzi bezpośrednio po poscie, jako jedyna możliwość.

Droga Szeptunko.

Dziękuję Ci za szczegółowy i fachowy komentarz.

Odniosę się do dwóch kwestii.
Pierwsza dotyczy tzw. Klątwy Tutenchamona, która w moim tekście stanowi wątek uboczny. Zdecydowanie najwięcej miejsca w swoim komentarzu poświęciłaś właśnie "penetracji" grobowca przez ekipę naukową. Twoja wiedza, jak zaznaczyłem na wstępie, jest wiedzą fachową, co do tego nie mam najmniejszych wątpliwości. Rzetelność jest podstawą w życiu codziennym, a w rozważaniach dotyczących historii - szczególnie. Twoje dane - wiedza, mówiąc w skrócie, o tzw. "klątwie" znacznie różnią się od tych, jakie zamieściłem w tekście. Jestem laikiem, a dane czerpałem z ogólnie dostępnych materiałów. Uznaję Twój komentarz, jako wiedzę z "pierwszej ręki", czyli przekaz fachowca. Nie zamierzam z Tobą polemizować, wręcz przeciwnie - przyjąłem Twój komentarz, jako nowe spojrzenie na "klątwę", która BYĆ MOŻE W OGÓLE NIE MIAŁA MIEJSCA. Historia jest nauką (pisaną) tworzoną retrospektywnie. Co ciekawe, im dalej jesteśmy od wydarzenia, nabiera ono innego, bardziej realnego kształtu. Śmiem twierdzić, że pisanie historii o wydarzeniach, które miały miejsce stosunkowo niedawno - za naszego życia, jest obarczone różnego rodzaju "wypaczeniami", których podłożem jest głównie... polityka. Pobierając nauki w szkole podstawowej, później w średniej, wciskano mi do głowy wiedzę historyczną z podręczników, których autorką była TYLKO jedna osoba, a mianowicie p. Helena Michnik, matka Adama Michnika, która miała monopol na opracowywanie podręczników. Obecnie toczy się spór o Powstanie Warszawskie, nie tylko w kwestii, czy było ono potrzebne, czy było z góry skazane na upadek. Kiedy słucham w TV historyków, którzy się sprzeczają, co do faktów - dokumentów, które miały zadecydować o powstaniu, to ręce mi opadają i nie tylko ręce. Gloryfikuje się Powstańców (słusznie), ale czy znajdzie się ktoś, kto głośno powie o 18o tysiącach (tu liczby też są różne!) zwykłych mieszkańcach Warszawy, którzy zginęli w wyniku powstania. Czy IM nie należy się pomnik? Można by powiedzieć: Panowie historycy! Ciszej nad tą trumną!  Każdy z nich mówi SWOJĄ PRAWDĘ, a prawda może być tylko jedna. Drugie ważne wydarzenie historyczne, to śmierć generała Sikorskiego na Gibraltarze. Cały czas "wciskano" ludziom do głów "prawdę", że przyczyną katastrofy był błąd czeskiego pilota, który doprowadził do katastrofy. Wychodzą na światło dzienne nowe FAKTY, które potwierdzają nie tylko historycy, ale również wybitni eksperci od wypadków lotniczych. O wypadku samolotu rządowego w Smoleńsku, krąży dziesiątki "prawd", których autorami są miedzy innymi historycy, którzy rzekomo mają dokumenty - dowody świadczące o prawdziwości tego, co się wydarzyło pod Smoleńskiem. Uważam, że dopiero, kiedy opadnie "kurz" po kłótniach, kiedy minie kilka wieków, wówczas wtedy Świat dowie się prawdy o tych i innych wydarzeniach, o których w tej chwili piszę. Podsumowując ten wątek, uważam, że pisanie historii "na bieżąco" jest prawie niemożliwe, ponieważ, fakty są wypaczane, przeinaczane, według zapotrzebowania politycznego. Czy za kilka wieków spojrzenie na tzw. Klątwę Tutenchamona nie zmieni się, wszak jest ona, jak na dzieje historyczne, bardzo świeża? Nie jestem historykiem i nie chciałbym uczestniczyć w sporach politycznych, które oni toczą między sobą, w imię ciepłych posad, bądź przekonań politycznych, których nie powinni wywlekać przed kamerami, wystawiając sobie tym samym najgorsze świadectwo. Tu nie powinno być miejsca na rozważania czysto filozoficzne, przynajmniej takie jest moje zdanie. W sporze historycznym może mieć rację TYLKO jedna ze stron, kiedy chodzi o fakty. Przyszła mi na myśl anegdota, o dwóch skłóconych ze sobą sąsiadach, którzy poszli do mędrca, żeby ten rozstrzygnął spór. Najpierw na osobności wysłuchał jednego, który wybiegł zadowolony, drugi - podobnie. Rozmowom przysłuchiwał się uczeń mistrza, który zapytał: Mistrzu, przyznałeś rację jednemu i drugiemu. Mistrz odpowiedział: Tak, ty też masz rację. Tak może czynić mistrz, który uzdrawia "zranione dusze", szukające pocieszenia, ale nie historyk, który powinien opierać się TYLKO I WYŁĄCZNIE NA FAKTACH.
Druga kwestia dotyczy głównego wątku mojego tekstu. Wielokrotnie powtarzałem, wyrażałem swoje zdanie, w różnych miejscach, często publicznie o leczeniu niekonwencjonalnym i problemach, jakie się z nim wiążą. W tym poscie chciałem "zapominalskim" przypomnieć o możliwości wykorzystania (modeli) piramid do celów leczniczych i nie tylko. Z mojego rozeznania tylko nieliczni, zajmujący się szeroko rozumianą energoterapią wykorzystują piramidy. A dlaczego? Nie mam zielonego pojęcia.
Klasyczna medycyna leczenia człowieka opiera się głównie na środkach farmakologicznych wspieranych częściowo fizykoterapią. Dlaczego tak się dzieje? Odpowiedź jest prosta. Leczenie farmakologiczne (w największym skrócie) polega na zamianie choroby ze stanu doraźnego (ostrego) w stan przewlekły. Wielkie lobby trzymają rękę na producentach leków, które w porozumieniu z ostatnim ogniwem - lekarzami, czerpią korzyści. Ci ostatni często zadawalają się drobnymi ochłapami - wycieczkami, urlopami zagranicznymi, które są określane "sponsoringiem"! Oczywiście, nie wszyscy lekarze należą do tej "elitarnej" grupy. Słyszałem od kilku znajomych "sensacyjną" wiadomość, że lekarze wypisują recepty na określony lek, zastrzegając, że pacjent będzie musiał go zażywać (uwaga!) - do końca życia. To nie żart! Kiedyś doświadczyłem tego na sobie, ale moja dociekliwość zirytowała medyka, który był gotów wyprosić mnie z gabinetu. Jeden z lekarzy (do tego kolega) "zawyrokował", że moja arytmia dyskwalifikuje mnie - odcina od intensywnej jazdy rowerem. Lekiem na arytmię okazała się.... jazda rowerem. Arytmii nie mam od dwudziestu kilku lat, a przepisanych leków w ogóle nie wykupiłem. Być może mogło to się skończyć dla mnie tragicznie.
Radiestezja, chromoterapia homeopatia, hipnoza itp. niekonwencjonalne metody leczenia, są krytykowane przez większość lekarzy akademickich. Mój kolega, zajmujący się energoterapią jeździ, co jakiś czas do Sejmu, gdzie przyjmuje polityków, którzy są jego klientami. Ci sami ludzie w TV "gardłują" z pianą na gębach przeciw niekonwencjonalnym metodom leczenia, a temat in vitro działa na nich, jak przysłowiowa płachta na byka. Czysta hipokryzja, zakłamanie!  Nawet ziołolecznictwo, zostaje systematycznie marginalizowane przez... samych zainteresowanych - chorych. Chociaż sklepy Herbapolu i hurtownie zielarskie "mają się" w miarę dobrze. Głównie osoby starsze są klientami sklepów zielarskich. Można jeszcze spotkać starsze osoby, które zbierają zioła, by samemu się kurować, ale to już coraz rzadszy obrazek, a szkoda! Ciągły pośpiech, pogoń za pieniędzmi sprawiają, że większość ludzi woli zażyć tabletkę niż bawić się w "ceremonię" parzenia ziółek. A kto ma czas na "zabawę" z piramidami? Głęboka wiara jednak utwierdza mnie w przekonaniu, że "coś drgnie" - zmieni się na lepsze w tej kwestii. 

Droga Szeptunko. Jeszcze raz serdecznie dziękuję Ci za ciekawy, pouczający komentarz. Pozdrawiam i przepraszam za odpowiedź - tyradę. 
 
ez[o]