środa, 23 maja 2012

Szlachetne zdrowie...


Szlachetne zdrowie, nikt się nie dowie,
Jako smakujesz, aż się zepsujesz.
                                            Jan Kochanowski

Do napisania tego posta skłoniła mnie cała seria spotkań ze znajomymi osobami, których widuję dość rzadko, ale jeśli już do nich dochodzi, to głównym i przeważnie jedynym tematem rozmów z nimi jest ZDROWIE. Uff! Uporczywe nękania pytaniami w rodzaju: Jak twoje zdrowie? Coś kiepsko wyglądasz – trochę schudłeś, czy aby nie jesteś chory? Czy wiesz, że Iksiański zmarł miesiąc temu?  Inni z kolei, czytając nekrolog zastanawiają się, na co zmarła osoba, której nazwisko widnieje w czarnej ramce. Unikam tego rodzaju spotkań, ponieważ psują mój dobry nastrój – pogarszają moje wibracje. Dla ignorantów szczupła sylwetka kojarzy się z chorobą, natomiast fałdy tłuszczu na brzuchu, to oznaka materialnego dobrobytu. Zejście kogoś z tego Świata, nie koniecznie znajomego, rodzi w ich głowach pytanie: Ciekawe, na co on zmarł? Nie przyjdzie im do  głowy myśl, że przejście „na drugą stronę”, to kolejny cykl – faza naszego życia, której niekoniecznie towarzyszy choroba. Niewielu ludzi wie, że długo przed śmiercią żegnamy się z Żywiołami, które nas przywitały w momencie narodzin. Pojawiające się tu i ówdzie zmarszczki, to nic innego jak Żywioł Ziemi nieśmiało opuszczający nasze grzeszne ciało. Słabnąca kondycja fizyczna – to gasnący w nas Ogień. Przechodząc obok przychodni lekarskiej widzę tłumy „chorych”. Wychodzący od lekarza idą z receptami w rękach, wprost do aptek, których na niewielkiej przestrzeni jest aż cztery. W zdecydowanej większości są to ludzie chorzy, ale między nimi zdarzają się hipochondrycy, którzy chodzą do lekarza z … nudów, wyszukują dla siebie choroby, by z czasem faktycznie na nie zapaść. Kto szuka – ten znajdzie. Uważam, że w tym miejscu jest zasadne pytanie: Czy można uniknąć przynajmniej niektórych chorób, nie wliczając w to stosowania szeroko pojętej profilaktyki? Flavio Anusz powiedział:

Nie zapominaj, że ból jest nieuniknioną częścią procesu rozwoju, ale cierpienie jest nadgorliwością, spowodowaną tym, iż nie chcesz zaakceptować swoich błędów.

Uważam, że warto wziąć sobie do serca to zdanie, ponieważ „samobiczowania się” mamy aż nadto na każdym kroku.

Nie jestem specjalistą nauk medycznych, a genetyka i nauki przyrodnicze są mi prawie obce, ale jako istota żyjąca - czuję, słyszę i widzę, co dzieje się wokół mnie dzieje. Postaram się odnieść do tematu zdrowia trochę inaczej, a mianowicie, spojrzeć na nie „okiem ezoterycznym”, ale zanim to nastąpi kilka zdań bardziej ogólnych związanych ze zdrowiem.

Włączając telewizor jesteśmy zasypywani reklamami banków, alkoholu (piwa), samochodów, a także, a może przede wszystkim reklamami leków różnego rodzaju. Każdy specyfik jest prezentowany w bardzo sugestywny sposób, często dość naiwny, a każda reklama kończy się ostrzeżeniem, które znają na pamięć wszyscy telewidzowie. Formułka ta jest pustosłowiem, nie jest przestrzegana przez ludzi, którzy biorą sprawy – leczenie się – we własne ręce, zabawiając się w lekarzy różnych specjalności. Powodów takich zachowań jest wiele, a że nie są one tematem tego posta, z całej długiej listy przytaczam tylko dwa. Służba zdrowia jest „chora” – brak jej pieniędzy, jest źle zarządzana, co skupia się na pacjencie – ostatnim ogniwie tego długiego biurokratycznego łańcucha. Doskonale pamiętam czasy, kiedy będąc dzieckiem chodziłem z matką do „jedynej” apteki w mieście. Znaczna część leków była robiona przez aptekarzy na miejscu, co obecnie należy do rzadkości. Odmierzoną ilość tabletek, które miały wystarczyć do kuracji, wsypywali do papierowej torebki. Nasze babki, stosowały profilaktycznie różne, ziołowe mikstury, których nie brakowało w żadnym domu. To, o czym piszę, obecnie nazywa się leczeniem niekonwencjonalnym, a wówczas było czymś zupełnie normalnym. Jeszcze do dziś, głównie na wsiach, leczenie ziołami ma miejsce, między innymi, dlatego, że „surowiec” jest w zasięgu ręki i nic nie kosztuje. Wygodniej jest wejść do apteki i kupić gotowy środek, jakich według powiedzenia - jest do wyboru, do koloru. O ile mnie pamięć nie myli, to Awiessałom Podwodnyj – rosyjski ezoteryk, stwierdził, że:

Leczenie farmakologiczne, polega na zamianie choroby
ze stanu ostrego w stan przewlekły.

Słyszę wiele gorzkich słów pod adresem medycyny niekonwencjonalnej, a ich wyrazicielami często są… sami lekarze, którymi kieruje strach przed utratą pacjentów. Przed chwilą cytowany rosyjski ezoteryk powiedział: Krytykowanie naszej medycyny, aczkolwiek jest zajęciem ogólnie przyjętym, nie ma większego sensu. Jaką karmę ma ludzkość, takich też mamy lekarzy. Czy lekarze są winni? Myślę, że nie, a jeśli chcemy doszukać się ich winy - to można, ale w bardzo ograniczonym zakresie, o czym jeszcze wspomnę. Jeden z lekarzy z wieloletnim doświadczeniem, mój kolega, stosuje "na własnym ciele" akupresurę, która pomaga mu w pewnym dość uciążliwym schorzeniu. Z kolei, znany na Dolnym Śląsku bioenergoterapeuta (autentyczny, nie „podróbka”), dość regularnie jeździ do stolicy, a konkretnie do hotelu sejmowego, gdzie spotyka się z posłami, oczywiście nie w celach towarzyskich. Jego pacjentami są także lekarze, którzy – jak powiedział – często starają się nie ujawniać swoich zawodów. Muszę przyznać, że kilka razy korzystałem z jego pomocy, kiedy potrzebowałem oczyszczenia organizmu z nagromadzonych dość pokaźnych „brudów energetycznych”.

Ezoteryka ułatwia swoim „podopiecznym” zrozumienie zawiłych mechanizmów, które rządzą Kosmosem, które pomagają im zdrowiej i bardziej świadomie żyć. Mam na myśli między innymi akupunkturę, akupresurę, homeopatię, radiestezję, czy też w pośredni sposób Tarota i inne narzędzia do dywinacji. Osobnym tematem jest magia praktyczna, którą możemy zastosować w terapii. Często w sposób nieświadomy korzystamy z dobrodziejstw magii. Wcześniej wspomniane ziołolecznictwo, toż to nic innego jak działanie magiczne w najczystszej formie.

Kilka miesięcy temu, w telewizorze widziałem krótki reportaż, gdzie grupa, głównie młodych ludzi inspirowana przez „kogoś”, próbowała ośmieszyć ludzi, którzy zajmują się homeopatią, jako metodą leczenia. Przed kamerami „żarli” (inaczej nie można to określić) całymi garściami specyfiki homeopatyczne, wyrażając się o nich pogardliwie i z ironią. Dałbym dobrą radę, (tym razem za darmo), żeby ci pyszałkowie byli bardziej pokorni, nie igrali z czymś, czego nie znają, ponieważ kiedyś może się to odbić im przysłowiową „czkawką”. Wiem, co mówię. Akupunktura i akupresura, głownie w Chinach jest stosowana od tysięcy lat i co najważniejsze jest skuteczna. Wielu Europejczyków jeździ do Państwa Środka by tam doskonalić swoją wiedzę w tym sposobie leczenia, który „tam” jest uważany za „normalny”. Wielu chorych, którzy w Europie zostali skazani na niechybną śmierć, zostało w Chinach wyleczonych, z czym muszą się godzić lekarze sceptycznie nastawieni do akupunktury i innych "egzotycznych" metod leczenia.

Specjalistą w radiestezji zdrowia w Polsce jest profesor Zbigniew Królicki, wykładowca Politechniki Wrocławskiej, który w swojej książce poświęconej radiestezji zdrowia, zamieścił motto: „Lepiej być wyleczonym przez ignoranta, niż pozostawionym z cierpieniem przez profesjonalistę”, którego autorem jest L. J. Trillot. Nic dodać, nic ująć. Byłbym niesprawiedliwy, jeśli bym nie wspomniał o pani Karolinie Myss, która jest specjalistą od diagnoz intuicyjnych. Współpracuje ona z ośrodkami akademickimi w Stanach Zjednoczonych. Wiele osób zawdzięcza jej życie, ponieważ potrafiła z dużym wyprzedzeniem przewidzieć grożące im niebezpieczeństwa – wykryć ogniska chorobowe, niewidoczne dla najnowszych urządzeń diagnostycznych. Twierdzi, że dla prawidłowego funkcjonowania ludzkiego organizmu, trzeba przestrzegać trzech zasad: 1. Biografia staje się biologią; 2. Siła wewnętrzna jest niezbędna dla zdrowia; 3.Sam możesz sobie pomóc wyzdrowieć. Ze zrozumiałych względów, nie sposób rozwinąć, omówić poszczególnych zasad.   

Nie odkryję Ameryki, a jedynie przypomnę, że w pewnych regionach Świata ludzie są leczeni przez szamanów, znachorów i innych uzdrowicieli. Uważam, że jeśli te sposoby leczenia są skuteczne, przynoszą odpowiednie efekty – sprawdzają się, to nikt nie ma prawa ingerować, wtrącać się, a tym bardziej ich krytykować, co niestety coraz częściej zdarza się słyszeć. 

Na zakończenie, kilka zdań o leczeniu w naszym rejonie Świata, a ściślej w naszym kraju. Lekarz stał się akordowym pracownikiem, który pacjentowi poświęca zbyt mało czasu, ponieważ zwierzchnicy narzucają mu różnego rodzaju limity, wskaźniki, zlecają dodatkowe „papierowe zadania”, z którymi musi się uporać w określonym terminie. Podobnie jak wróżbita, tak i lekarz powinien nawiązać z pacjentem ścisły kontakt, poznać jego osobiste problemy, które często są przyczyną choroby. Lepiej sytuacja przedstawia się w szpitalach, gdzie lekarz ma bliższy kontakt z chorym, a tym samym współpraca miedzy nimi może być lepsza. Niestety, ale sam lekarz nie jest w stanie pomóc choremu, który nie podejmie z nim współpracy. Mówi o tym pani Karolina Myss, w drugiej zasadzie o prawidłowym funkcjonowaniu organizmu. Znam przykład, gdzie w karcie zgonu lekarz napisał: „Pacjent nie podjął współpracy z lekarzem”.  

Wiem, że bardzo wiele pytań pozostawiam bez odpowiedzi, chociażby wpływ zaburzeń ciał subtelnych na ciało fizyczne, problem leczenia holistycznego, wpływ planet na zdrowie człowieka, itd., itd…

Szczęście to wielkie,
że zdrowia nie można kupić za pieniądze,
bo by wszystko wykupili bogacze,
a dla biednych nic by nie zostało.
Karol Juliusz Weber 

Ez[o] 

poniedziałek, 7 maja 2012

Victorian Romantic Tarot [15]


UMIARKOWANIE  (RÓWNOWAGA)

Archetyp: Anioł.
Określenie: Umiarkowanie (łacińska temperantia) – cnota moralna, która polega na używaniu rozumu dla panowania nad własnymi instynktami i potrzebami. Oznacza umiejętność korzystania z dóbr materialnie zgodnie z ich celem. Zapewnia panowanie woli nad popędami. Stawia pragnieniom pewne granice. Dotyczy w pierwszym rzędzie panowania nad tymi siłami w człowieku, które mają za zadanie zachowania życia (głód pokarmu, napoju, instynkt seksualny). Umiarkowanie jest jedną z czterech cnót kardynalnych w chrześcijaństwie. Cztery cnoty kardynalne to: roztropność, sprawiedliwość, umiarkowanie i męstwo.
[Wikipedia]

Ataraksja [starogr. αταραξια brak zamętu, niepokoju] – niewzruszoność, równowaga ducha, ideał spokoju wewnętrznego człowieka. Stan osiągany przez wyzbycie się nadmiernych pragnień oraz lęku przed śmiercią i cierpieniem, a znajdowanie radości duchowych, których źródłem jest cnota i rozum. Termin ten wprowadził Demokryt, a charakterystyczny jest dla filozofii cynizmu, stoicyzmu i sceptycyzmu. Zgodnie z nimi jest to stan doskonały, stanowiący warunek szczęścia, a niekiedy nawet z nimi tożsamy. U sceptyków wynikał z wstrzymania się od wszelkich osądów (epoché, afazja).  W psychologii ataraksja to pewnego rodzaju obojętność na własną krzywdę – nieprzejmowanie się swoimi problemami, podchodzenie do nich z dużym dystansem. Ludzie z taką cechą są bardzo zrównoważeni psychicznie, najczęściej też nigdy nie płaczą. Reakcja na bodźce zewnętrzne jest u nich minimalna. Pojęciem zbliżonym do pojęcia ataraksji jest apatheia.
[Wikipedia]

W zdecydowanej większości talii kart Tarota „główną postacią” Czternastego Wielkiego Arkanu jest anioł. Coraz częściej zaczynają pojawiać się inne motywy, bardziej złożone, które wymagają od odbiorcy głębszego niknięcia w ich głębię, by zrozumieć ich sens, przesłanie. Symbolika „anielska” łatwiej trafia do naszej podświadomości, której źródeł należy doszukiwać się w naszej tradycji chrześcijańskiej. Anioł jest pośrednikiem między Bogiem a grzesznym ludem, który widzi w nim dobro, spokój, którego tak bardzo człowiekowi brakuje. Spokój to nic innego jak stan równowagi ciała i umysłu. Moim skromnym zdaniem, osiągnięcie pełnej równowagi jest niemożliwe, a tym samym pełnego spokoju. Tu można przywołać Dziesiąty Wielki Arkan Tarota – Koło Fortuny, przypominający powiedzenie: „raz na wozie, raz pod wozem”. Najbliżej tego stanu (równowagi) są osoby medytujące, a przede wszystkim jogini, którzy doskonalą (rozwijają) nie tylko własne ciało, ale także duszę.



Widoczna po lewej stronie karta Umiarkowanie [Równowaga] z Tarota Wiktoriańskiego urzeka swoim pięknem i prostotą. Obraz tej karty w połowie wysokości jest podzielony na dwie części. Górna to niebo, dolna część – woda. Mówiąc inaczej – górna cześć to żywioł Powietrza, dolna żywioł Wody. Gdyby nie poświata wschodzącego Słońca, linia horyzontu oddzielająca niebo od wody byłaby niewidoczna.  W centralnej części obrazu widać Anioła, unoszącego się lekko tuż na łódką. W lewej ręce trzyma ster, prawą dłoń skierował w kierunku wody. Sprawia wrażenie jakby gestem tym uciszał morze – powierzchnia wody jest gładka, niezmącona falami. Żółta aureola nad głową Anioła i widoczna po lewej stronie chmura, mają głębokie symboliczne znaczenie, podobnie jak łódka, motyw często spotykany w obrazach o tematyce religijnej. Z karty tej emanuje cisza i niczym niezmącony spokój, tak charakterystyczne dla stanu równowagi.



Przemyślenia. Z pojęciem „równowagi” spotykamy się w różnych dziedzinach wiedzy oraz, a może głównie w życiu codziennym. „Równowaga” w naukach ezoterycznych jest terminem dość powszechnym, mającym wiele znaczeń, często niezauważanym, czy pomijanym, co nie oznacza, że jest mało ważna, wręcz przeciwnie. Tekst, który zamieszczam poniżej może dla kogoś być mało merytoryczny, czy niespójny, ale są to jedynie moje przemyślenia związane z pojęciem „równowagi”, z którymi przychodzi mi spotykać się, na co dzień, podczas zgłębiania nauk tajemnych. Uważam, że ten temat należy rozpatrywać zarówno w skali makro- jak też w skali mikro-. Te „dwa światy” wzajemnie się przenikają zgodnie z zasadą analogi: „To, co u góry, jest podobne do tego, co na dole, a to, co na dole, jest podobne do tego, co na górze”.

Wspomniałem wcześniej, że stan idealnej równowagi nie istnieje ani na Ziemi, ani w Kosmosie, który ciągle się rozrasta – zmienia z każdą minutą. Można powiedzieć, że realizuje się „boski plan”, bądź jak ktoś woli „plan kosmiczny”, czy jeszcze inaczej „plan Uniwersum”. Człowiek w nim uczestniczy, ponieważ jest jego cząstką, ale nie powinien w niego ingerować. „Góra” wie najlepiej jak to robić, nie potrzebowała „doradców” przez miliony lat, dlatego i teraz bez nich się obejdzie. Doskonale pamiętam, kiedy to w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku, w byłym Związku Radzieckim znaleźli się „naprawiacze przyrody”, którzy próbowali zmienić kierunek biegu rzek. Tak – to prawda, nie ma w tym żadnej przesady. Jak to się skończyło, łatwo przewidzieć. Ostatnio, przez różnych pseudo-proroków jest ogłaszany koniec Świata, który rzekomo ma nastąpić w grudniu tego roku. Źródłem tych katastroficznych informacji jest (ponoć) przepowiednia Majów – kończący się Wielki Cykl Kalendarza [Majów]. Należałoby zadać pytanie: Czy to ma być zesłana kara na „grzeszny lud”? Jeśli – tak, to byłaby ona zbyt łagodna. Ziemia, by utrzymywać się w równowadze, cały czas się „oczyszcza”, za pomocą żywiołów. Może to zabrzmi groźnie, ale tornada, powodzie, olbrzymie pożary, trzęsienia Ziemi, które sieją spustoszenie, powodują śmierć tysięcy ludzi, to wspomniane przywracanie równowagi. Zdaję sobie sprawę, że słowa te mogą być odebrane, jako niedorzeczność, ale z ezoterycznego punktu widzenia – jest to logiczne stwierdzenie.

O wiele łatwiej żyje się ludziom, którzy potrafią „wsłuchać się” w to, co ma do powiedzenia ich własne ciało i wewnętrzny głos. Mało, kto zastanawia się nad fenomenem naszej doskonałej budowy. Mam tu na myśli, utrzymanie równowagi ciała [w pionie], którego masa jest nieproporcjonalnie duża w stosunku do powierzchni stóp.

Zachwianie równowagi organizmu człowieka powoduje chorobę ciała i duszy. Przemęczony organizm wysyła sygnały (skaleczenia, upadki, skręcenia nóg), ostrzega nas, dając nam żółtą kartkę, której nie należy lekceważyć, ponieważ czerwona może „wyeliminować nas z gry”. Karolina Myss twierdzi, że bez siły wewnętrznej nie ma zdrowia, tzn. niemożliwy jest powrót organizmu do równowagi, bez wiary, że możemy sobie pomóc. Często słyszy się, że pacjent zmarł, ponieważ nie podjął współpracy z lekarzem, który próbował go wyleczyć. Kolejnym czynnikiem, który powoduje zachwianie równowagi, to myśli, które kłębią się w naszej głowie. Niestety, ale najczęściej nasz umysł jest zajęty tym, co się już wydarzyło, bądź to, co może się wydarzyć w przyszłości. Rzadko kiedy skupiamy się nad tym co dzieje się w chwili obecnej, dlatego słuchajmy co mają do powiedzenia „mądrzy ludzie”: „Przyszłość tworzymy tu i teraz”. Oczywiście nie odnosi się to miłych wspomnień, bądź pracy uczonych badający przeszłość, ponieważ historia jest tworzona retrospektywnie.

Latem, w ubiegłym roku, mój świętej pamięci, zmarły jesienią Kolega Ludwik, był autentycznie zatroskany stanem gospodarki światowej. Zadał mi pytanie: Jak długo rządzący państwami będą drukowali pieniądze bez pokrycia? Nie trzeba było długo czekać. Zasady ekonomii są proste – nie da się oszukać praw rynkowych. Równowaga gospodarcza głównie państw Unii europejskiej została poważnie zachwiana, czego skutki odczują wszyscy Europejczycy. Będąc przy temacie społecznym, związanym z równowagą, wspomnę o bardzo ważnej kwestii – różnego rodzaju organizacjach, w tym politycznych, które są szczególnie podatne na zachwiania równowagi. Nie będę pisał o naszym „polskim piekle”, które bije wszelkie rekordy głupoty, arogancji i niekompetencji, produkującym bule legislacyjne – pseudo-ustawy, które są podważane przez Trybunał Konstytucyjny. Posłużę się przykładem Zakonu Złotego Brzasku, który był hermetyczną organizacją skupiającą ezoteryków. Został założony w Anglii w roku 1887, by ostatecznie zakończyć swoją bardzo bogatą, twórczą działalność w 1937 roku. W czasie istnienia Zakon wiele razy rozpadał się, a wydawać by się mogło, że organizacja, w szeregach, której znaleźli się wybitni znawcy „nauk ezoterycznych” powinna być monolitem, nic podobnego. Utrzymanie w ryzach [w równowadze] wszelkiego rodzaju zakonów, lóż masońskich i podobnych organizacji jest prawie niemożliwe. Amerykański pisarz O’Henry powiedział: „Dowolny trust nosi w sobie zarodek swojej zagłady”. Z kolei Ewgienij Kolesow komentuje: „Kiedy ludzie, niechby kierowani nawet najszlachetniejszymi pobudkami, łączą się w zakon (bractwo, komunę, partię), to jego upadek zaczyna się wtedy, kiedy oni wybierają sobie przywódcę. Wódz szybko przyzwyczaja się do tego, że jemu należy się największy kęs, a co będzie dalej, to już rozumie się samo przez się”.

Każdy adept Tarota wie, że dopóki Wielkie Arkana tworzące parę są w równowadze, wtedy są one neutralne [obojętne] wobec siebie. Natomiast brak aktywności jednego arkanu, skutkuje wzmożoną aktywność drugiego, co jest powodem napięć między nimi. Żeby mógł zaistnieć rozwój, potrzebny jest bodziec – napięcie miedzy dwoma ośrodkami, którymi w wypadku Tarota jest para arkanów, która będzie dążyła do równowagi. Na Kabalistycznym Drzewie Życia znajduje się dziesięć Świętych Sefir – zwanych Boskimi Emanacjami, które są rozmieszczone na trzech kolumnach – po prawej stronie na Kolumnie Miłosierdzia; po lewej na Kolumnie Surowości, natomiast środkowa kolumna, co łatwo się domyśleć – to Kolumna Równowagi.

Podobnych przykładów, gdzie rozdzielone pary przeciwieństw ostatecznie są wobec siebie neutralne – pozostają w stanie równowagi, można znaleźć wiele nie tylko w „świecie nauk ezoterycznych”, ale także w życiu codziennym. 



Nie sposób pominąć milczeniem postaci Anioła, który jak wspomniałem na wstępie, w wierze chrześcijańskiej pełni rolę pośrednika między Bogiem a wiernymi, nazywany jest także przewodnikiem dusz. Podobną funkcję przypisuje się kapłanom, z czym, osobiście trudno mi się zgodzić, ponieważ obecna ich rola ogranicza się do administrowania świątynią, jako instytucją i pouczaniu wiernych, co im wolno robić, a co jest dla nich zabronione.

Szczególnym aniołem jest Anioł Stróż, o którym dowiadują się małe dzieci od swoich rodziców. Ma On strzec, chronić, opiekować się nami od urodzenia aż do śmierci. Według niektórych ezoteryków ta „anielska postać” to nic innego, jak nasza wyższa czysta jaźń, która jest rozwijana i przenoszona z jednego wcielenia, na następne. Osobną kwestią jest energia kształtów, która w wypadku postaci anielskich jest szczególna, chociażby ze względu na obecność skrzydeł, które mają, nie tylko symboliczne znaczenie, ale są także źródłem pozytywnych wibracji.

Wśród różnych kart służących, głównie do dywinacji – celów wróżbiarskich, można znaleźć wiele talii Kart Anielskich, które mają inne zadanie – oddziaływają mistycznie na odbiorcę – pomagają w trudnych sytuacjach, podpowiadają jak żyć, jak sobie pomóc. Karty Anielskie są źródłem pozytywnych energii, które przywracają równowagę ciała i duszy. Noszenie przy sobie skopiowanej karty Tarota – Umiarkowanie/Równowaga, bądź jej wizualizacja, jest dla niektórych osób „kołem ratunkowym” w sytuacjach kryzysowych, przywracającym równowagę wewnętrzną i spokój.

Poniżej przedstawiam dość popularny obrazek Anioła Stróża, zaczerpnięty z Internetu, którego wygląd (grafika) koresponduje z kartą Czternastego Wielkiego Arkanu z Tarota Wiktoriańskiego.  




Ostatnio mam zaległości w sporządzaniu notatek, zapisków związanych z ezoteryką. Czeka na przeczytanie przeze mnie kilka książek, które pokryły się kurzem. Dlatego przynajmniej przez dwa tygodnie będę zmuszony ograniczyć swoją „aktywność” w Internecie, do bieżącego zaglądania na blogi, których jestem stałym gościem.

Ez[o] 

Ograniczone zaufanie


Kto zrani pomocne zwierzę –
pogrąży się w nieszczęściu.
               [Marie-Louise de Franz]



Canis lupus familiari, czyli pies domowy towarzyszy człowiekowi od kilkunastu tysięcy lat. Nie będę zagłębiał się w szczegóły, związane z jego pochodzeniem, udomawianiem, ponieważ jest wiele ogólnodostępnych źródeł opracowanych przez znawców, w tym także kynologów, z których każdy może skorzystać. Treść tego posta dotyczyć będzie negatywnych relacji człowiek – pies i wynikające z nich konsekwencje, których „cierpkim owocem” jest mój brak zaufania do niektórych ludzi. Wiele razy oglądałem w telewizorze reportaże, których autorzy bez żadnego retuszu przedstawiali wstrząsające sceny, których dopuszczają się homo sapiens na Bogu ducha winnych zwierzętach. Zaczynam mieć poważne wątpliwości, czy rzeczywiście człowiek jest w pełni istotą rozumną, kiedy z różnych stron dobiegają informacje, że znaleziono skatowane zwierzę, czy odkryto pseudo-hodowlę rasowych psów, które były przetrzymywane w nieludzkich warunkach, skrajnie wycieńczone. Od dłuższego czasu, unikam oglądania w telewizorze aktów barbarzyństwa na zwierzętach – przełączam telewizor na inny program lub po prostu wyłączam go. 

Najbardziej trafiają do nas, do naszej świadomości te wydarzenia, których jesteśmy uczestnikami lub naocznymi świadkami. Ostatecznie zostają one zapisane w prawej półkuli mózgowej, gdzie pozostają „zaszufladkowane” do końca życia, których nie sposób wymazać.

Zgodnie z prawem serii, w odstępie zaledwie kilku dni, uczestniczyłem w rozmowach z ludźmi, którzy zwierzęta (psy) traktują instrumentalnie, przedmiotowo, z czym absolutnie nie zgadzam się.

Kilka dni temu, podczas popołudniowego spaceru z Heliosem, kiedy szliśmy drogą w kierunku jednego z marketów, obok nas zatrzymało się eleganckie, luksusowe auto. Kierujący, opuścił szybę i zapytał mnie o płeć psa. Kiedy usłyszał, że mój Towarzysz jest „chłopakiem”, zjechał na pobocze drogi. Wysiadł z auta i wdał się ze mną w dłuższą rozmowę. Okazało się, że ten około trzydziestoparoletni człowiek „jest posiadaczem suki” jak to określił – tej samej rzadkiej rasy, co Helios. Wiadomo, że w takiej sytuacji ludzie zaczynają dzielić się wrażeniami, spostrzeżeniami, jakie wynikają z obcowania ze swoim czworonożnym przyjacielem. Przy okazji Helios został przez tego człowieka „obfotografowany” ze wszystkich stron. Podczas dalszej rozmowy okazało się, że mężczyzna ten mieszka kilkanaście kilometrów od Wałbrzycha, że w Internecie ma stronę, którą poświęcił swojej suczce. Ostatecznie, zapytał mnie, czy zgodziłbym się, żeby Helios w przyszłości mógłby zostać ojcem szczeniąt jego suczki. Nie otrzymał ode mnie jednoznacznej odpowiedzi, co nie przeszkodziło, że wymieniliśmy się numerami telefonów. Do tego momentu wszystko było w porządku – obopólna radość i na zakończenie rozmowy – uściski rąk. Nic nie wskazywało, że za chwilę czar pryśnie, że moja wyobraźnia o tym człowieku legnie w gruzach. Odjeżdżając, już z wnętrza auta usłyszałem od niego, skierowane do mnie zdanie: „Nawet nie zdaje sobie pan sprawy ile możemy obydwoje na tym zarobić”. Nie zdążyłem zareagować, coś powiedzieć, ponieważ auto odjechało, a ja przez chwilę stałem nieruchomo jak porażony prądem.
Komentarz do tego wydarzenia z mojej strony może być tylko jeden. Podobnie, jak szybko człowiek ten wzbudził we mnie zaufanie, tak w jednej chwili stracił je.bezpowrotnie. Rozumiem, że są hodowle rasowych psów, których właściciele liczą na zysk, których nikt nie będzie dofinansowywał. Ale prawdziwy hodowca musi być przekonany, że szczenię trafi do domu, w którym będzie traktowane, jako członek rodziny, chociaż do końca nie ma stuprocentowej pewności, że tak się stanie.

Jest rzeczą oczywistą, że wychodzący ze swoimi pupilami „psiarze” spotykają się, znają się z widzenia, co w przypadku wielkich blokowisk jest normalnym zjawiskiem. Jednym z „psiarzy” jest starszy mężczyzna, który przez jakiś czas nie pokazywał się na skwerku, ponieważ jego piesek zeszedł z tego świata z powodu starości. Za jakiś czas, kiedy spotkaliśmy się w sklepie, podzielił się ze mną radosną nowiną. Krewny przywiózł mu suczkę, która została porzucona na stacji benzynowej. Obowiązkowe szczepienia, odpchlenie i ponowie ten pan pojawił się na spacerze z niezwykle sympatycznym kundelkiem. W niedługim czasie, okazało się, że… suczka się oszczeniła. Ostatecznie z nim pozostała suczka ze swoim szczeniakiem. Tak było do ostatniego piątku. Byłem zdziwiony, kiedy spotkałem go na spacerze tylko ze szczeniakiem. Moja ciekawość, co się stało z suczką, została zaspokojona, ale jednocześnie wywołała we mnie konsternację. Oddał ją do schroniska dla zwierząt, pozostawiając w domu szczeniaka. Powiedziałem mu, że bardziej rozsądną decyzją w tej sytuacji, byłoby oddanie szczeniaka, który miałby większe szanse na znalezienie się w rodzinie, która by go przygarnęła, niż pozostawiona w schronisku kilkuletnia suka.
Niestety, ale poszkodowana przez los suczka została skrzywdzona po raz kolejny. Człowiek ten, odebrał jej nadzieję, że będzie normalnie żyła. Jaki czeka ją los w schronisku nietrudno przewidzieć. W pierwszej chwili starałem się usprawiedliwić postępowanie tego człowieka, ale tylko przez chwilę, ponieważ z rozbrajającą szczerością powiedział, że (cytuję): „i tak dobrze, że przynajmniej przez zimę była u mnie, że przygarnąłem ją”. Podobnie jak w poprzednim przypadku, tak i tu – moje zaufanie do człowieka zostało mocno nadszarpnięte. Nie znajduję żadnego argumentu, który mógłby usprawiedliwić jego postępowanie, przynajmniej na dzień dzisiejszy.

Myślę, że każdy z nas mógłby przytoczyć szereg podobnych przykładów niehumanitarnego obchodzenia się ze zwierzętami. Są one plonem – pokłosiem, tego, co ludzie wcześniej posiali. Czego można spodziewać się w przyszłości po człowieku, który jako dziecko słyszał od babci ostrzeżenie, żeby uważał na psa, ponieważ go pogryzie? Jakim autorytetem dla młodego człowieka jest ksiądz, który jadąc z ministrantami windą, na widok psa mówi:, „co to za pies, który nie szczeka i nie gryzie. Mój to jest ostry”? Taka scenka miała miejsce w ubiegłym roku, podczas kolędowania w bloku, gdzie mieszkam, a psem „ciamajdą”, który nie szczeka i nie gryzie okazał się Helios. Czego można oczekiwać od osoby, która pozostawia psa w mieszkaniu, który skamle, ujada z tęsknoty, a Jego Pan odpowiada: „Nic mu się nie stanie, to przecież tylko pies”? Mogę śmiało powiedzieć, że pies jest wizytówką domu, w którym przebywa - jego zachowanie odzwierciedla nastrój i cechy jego mieszkańców. 

Ostatnio pisałem, że MY LUDZIE i wszystko, co nas otacza jest powiązane ze sobą tworząc jeden Wielki Organizm. Jedno, źle funkcjonujące ogniwo, powoduje jego zakłócenie, ale na szczęście zachwianą równowagę przywracają różni „naprawiacze”, którzy często nie wiedzą o tym, nie zdają sobie sprawy, że wykonują ważną misję. Czy „naprawiaczami” są także psy? Na to pytanie niech każdy odpowie sobie sam.

Kończę tego posta cytatem Andy’ego Rooney’a:

Gdyby psy potrafiły mówić,
posiadanie ich nie byłoby już tak przyjemne.

Ez[o]

Zdjęcie pochodzi z internetowej strony Komitetu Pomocy dla Zwierząt;