piątek, 7 października 2011

Moralne dylematy


Ktoś powiedział, że życie nie znosi pustki, o czym doskonale wiedzą ezoterycy, i nie tylko oni. Zanim przejdę do głównego wątku, chcę przypomnieć prawdę, że:

Śmierć rodzi życie, a życie prowadzi do śmierci.

Po raz kolejny było mi dane, doświadczyć tej prawdy w dniu wczorajszym. Przed południem dotarła do mnie smutna wiadomość. Zadzwoniła moja żona – Danka, powiedziała, że na wiacie przystanku autobusowego jest klepsydra, na której widnie imię i nazwisko mojego przyjaciela. Mój stosunek do śmierci zmieniał się przez wiele lat, aż w końcu zrozumiałem, że każdy z nas musi stanąć przed nią „oko w oko”, co przyjmuję z pokorą i pełną akceptacją. Jednak każda wiadomość o odejściu ze „świata żywych” kogoś znajomego, wywołuje dreszczyk emocji. Ten, który odszedł trzy dni temu, był moim kolegą od niedawna. Poznaliśmy się w szpitalu, na izbie przyjęć. Dzieliliśmy jeden pokój, tego samego dnia poddaliśmy się zabiegom chirurgicznym, by tego samego dnia opuścić szpital i wrócić do domów na tym samym osiedlu. Niedawno byłem gościem w Jego domu. Powiedział mi, że jest śmiertelnie chory – dopadła go choroba, która dziesiątkuje ludzi, chodzi o nowotwory. Zauważyłem, że jest pokorny wobec choroby, zachowywał spokój, pogodził się ze swoim losem. Był osobą, której ufałem bezgranicznie, był moim wielkim przyjacielem, chociaż znaliśmy się tak krótko.
Po godzinie osiemnastej otrzymałem sms-a od męża bardzo bliskiej mi osoby, a dotyczył - M*, która wczoraj, po godzinie szesnastej… urodziła synka. Wiem, że jest długi - 60 cm. i waży 4,20 kg. Kawał chłopa. Karmiczna „Trójka”. Wiele osób dzisiaj cieszy się – rodzice, przyjaciele, znajomi i oczywiście ja, ten który czekał na tą radosną wiadomość. Tak oto smutek miesza się z radością, łzy żalu - ze łzami radości.


Teraz mogę spokojnie przejść do głównego tematu.

Tydzień temu, a konkretnie w niedzielę, wybrałem numer telefonu do znajomego, by dowiedzieć się o stan jego zdrowia, które od pewnego czasu mocno szwankuje – ma problemy z nogami, które odmawiają posłuszeństwa. Tu można przywołać słowa pani Karoliny Myss, która powiedziała między innymi, że „Biografia staje się biologią”. Jakiś czas temu, panu M. [tak go nazwijmy], starałem się pomóc, ulżyć jego cierpieniom, używając do tego celu nikramu. Efekty były, może nie imponujące, ale mówiąc delikatnie – napawały optymizmem. Cóż, kiedy pan M. do dnia dzisiejszego nie może uwolnić się od nałogu palenia papierosów.

Telefon odebrała żona tego pana. Okazało się, że M. znajduje się w klinice, gdzie poddawany jest szczegółowym badaniom medycznym. Wysłuchałem monologu, który był opisem ukazującym drogę pana M. do wspomnianej kliniki. Pan M. jest człowiekiem, którego określam mianem „dziwaka”, w dobrym tego słowa znaczeniu. Jego wynalazki, trochę szalone, wprawiają ludzi w zdziwienie, a niekiedy zachwycają swoją oryginalnością, jednak ich zastosowanie na szerszą skalę nie wchodzi w rachubę. Potrafi on nadzwyczaj łatwo nawiązywać kontakty z ludźmi, z tzw. „wielkiego świata”. Ktoś wpływowy, który poznał pana M., zapytał, co jest powodem, że ten kuleje? Kiedy poznał przyczynę, zadeklarował, że zupełne bezinteresownie mu pomoże. W ten oto sposób, znalazł się on w szpitalu klinicznym na naddziale chirurgii. Niby sprawa banalna, jakich tysiące spotykamy każdego dnia, ale nie tak do końca.

Żona pana M.monolog zakończyła słowami, które mogłyby zaskoczyć niejedną osobę. Powiedziała, że z jednej strony – jest zadowolona, że jej mąż znalazł się pod opieką specjalistów, którzy być może pomogą mu. Z drugiej strony [cytuję]:

„Mam wielką złość, że tam się znalazł. W sytuacji, kiedy setki ludzi czeka w kolejce, by trafić do szpitala, „mój stary” został przyjęty poza kolejnością – po znajomości. Jest to niesprawiedliwe, z czym się nie mogę zgodzić”.

Powiedziała mi, że jeśli byłaby na miejscu męża, to nie powstrzymałaby się [jak określiła] od: „wygarnięcia im całej prawdy”. Odzwierciedleniem tego, co czuje i przeżywa ta pani, jest Piątka Mieczy [pyrrusowe zwycięstwo], którą zamieściłem powyżej. Później nastąpił dialog, którego nie będę przytaczał. Starałem się wytłumaczyć tej kobiecie, że żyjemy na Ziemi, gdzie obowiązuje prawo ziemskie, które staje się coraz bardziej ułomne, że Prawo Boskie, bądź Prawo Kosmiczne [jak je nazywają inni] – wcześniej, czy później dosięgnie każdego z nas, ale niestety tylko nieliczni o tym wiedzą, bądź nie chcą wiedzieć.

Kiedy słuchałem żony pana M., pomyślałem o ludziach, którzy urodzili się z tzw. numerologią mistrzowską. Niektórym z nich, wydaje się, że słowo „mistrzowska” oznacza coś, czym mogą chwalić się przed znajomymi. Jednak, raziłbym się powstrzymać, ponieważ zostali oni przez Stwórcę wyróżnieni, wyznaczeni do wykonania na Ziemi trudnej misji. Nie wszyscy „mistrzowie” są w stanie sprostać zadaniom, służenia Bogu lub ludziom, a wtedy ich rola sprowadza się do liczb podstawowych. Z dużym prawdopodobieństwem można domniemywać, że żona pana M. to numerologiczna -33. 


W zasadzie, już mógłbym zakończyć ten artykuł, pozostawiając wiele pytań bez odpowiedzi. Jednak w skrytości duszy, stawiam je sobie: Czy człowiek w „obecnym świecie”, może żyć etycznie, w pełnym tego słowa znaczeniu? Czy skorumpowanie mnie nie dotknęło? Czy można znaleźć przynajmniej jednego polityka [parlamentarzystę], który żyje etycznie? Obawiam się, że wśród osób, które z wykształcenia są etykami, nie wszyscy zachowują się w pełni moralnie. Zwykło się mówić: Jak nie wiesz jak żyć – żyj uczciwie. Tu, jak w krzywym zwierciadle widać ułomność nas - ludzi, naszą niedoskonałość. Wiem, że słowa te mogą wywołać lawinę krytyki pod moim adresem. W swoim [dość długim] życiu umoralniali mnie ludzie, którzy po jakimś czasie okazywali się tzw. „farbowanymi lisami”, z etyką nie mieli nic wspólnego. Chociaż muszę przyznać, że spotkałem na swojej drodze wielu prawych, szlachetnych ludzi, którym wiele zawdzięczam, którzy wywarli na mnie wielkie wrażenie. Teraz, po latach żałuję, że nie zawsze potrafiłem ich wysłuchać do końca.  

Ez[o] 

4 komentarze:

  1. Życie i Śmierć tańczą razem od wieków i… całe szczęście. Dla mnie jest w tym coś fascynującego, coś, co sprawia, że nie boję się końca wierząc, że tak naprawdę jest on początkiem.

    Ja urodziłam się 3 marca. Dzień później zmarł mój tata. Nigdy się nie poznaliśmy.

    Co do etyki nasuwa mi się inne pytanie: czym ona w ogóle jest? Czy ilość definicji nie pokrywa się z liczbą ludzi, którzy próbują ją jakoś określić?

    Pozdrawiam Cię serdecznie. Łączę się w smutku i jednocześnie raduję szczęśliwą nowiną.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pozdrawiam Cię Edziu Serdecznie i miła wiadomość,że M*,urodziła zdrowego > Syna.

    Staś.

    OdpowiedzUsuń
  3. Droga Rebeko.
    Dziękuję Ci za piękny, bardzo dojrzały i pouczający komentarz.

    Wzruszyłem się bardzo, kiedy przeczytałem, że nie było Ci dane poznać swojego taty.

    W sobotę uczestniczyłem w ceremonii pogrzebowej, na której było bardzo dużo ludzi. Pożegnałem bardzo dobrego kolegę - Ludwika, który pozostanie na zawsze w moim sercu. Bardzo mi żal żony Ludwika i córki Ani, która przyleciała na pogrzeb z USA, gdzie jest na stypendium, robi specjalizację – jest pianistką. Panie w tych trudnych chwilach będą osobno, ponieważ Ania niedługo musi wrócić do Ameryki.

    Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie i nadzwyczaj ciepło.:)

    Ez[o]

    OdpowiedzUsuń
  4. Stasiu.

    Dziękuję Ci za odwiedziny na mojej stronie.
    Cieszę się, że M* została mamą.

    ez[o]

    OdpowiedzUsuń