sobota, 17 stycznia 2015

W wieczór wigilijny, zwierzęta...



mówią ludzkim głosem. Powiedzenie to funkcjonuje przez kilka, czy kilkanaście godzin, by później o nim całkowicie zapomnieć na wiele miesięcy, aż do kolejnej wigilii Bożego Narodzenia. Do tego powiedzenia, większą rolę przywiązują ludzie, którzy na co dzień obcują ze zwierzętami gospodarskimi. Tradycja nakazuje im, żeby w ten szczególny wieczór, iść do swoich zwierząt, poczęstować je czymś "odświętnym" - resztkami pokarmu zebranego z wigilijnego stołu, a przy okazji wytężyć słuch, czy aby nie przemówią one ludzkim głosem. Podobno, niektórym szczęśliwcom to się udaje. Zwyczaj ten, jak mi wiadomo, powoli zanika, a szkoda... Jest wiele legend związanych z tym powiedzeniem, niektóre sięgają czasów słowiańskich, inne nawiązują do narodzin Chrystusa, któremu miały towarzyszyć niezwykłe wydarzenia, chociażby to, że zwierzęta przemówiły ludzkim głosem. 

Legendy legendami, ale uważam, że porozumiewanie się człowieka ze zwierzętami jest zjawiskiem istotnym tak dla człowieka jak i dla zwierzęcia, dlatego chcę pozostałą część posta poświęcić tej właśnie kwestii. Ludzie niejednokrotnie bagatelizują ten problem, uważają go za nieważny, a jeszcze inni w ogóle go nie dostrzegają. Trudno wymagać od gospodarza, by każdego dnia prowadził "konwersację" z krową, czy prosiakiem, a tym bardziej wsłuchiwał się w gdakanie kury, czy beczenie owcy. Chociaż z takim zjawiskiem spotkałem się kilka razy. Być może brzmi to humorystycznie, groteskowo. W naszych domach zamieszkują zwierzęta, głównie psy i koty, których język werbalny i niewerbalny jest przebogaty. Ich właściciele powinni poznawać, uczyć się tego "języka", co znacznie ułatwia komunikację na linii człowiek - zwierzę. Tu zaczyna się problem, ponieważ większość ludzi traktuje zwierzęta przedmiotowo, uznając siebie za dominanta - gatunek, który nad nimi ma władzę, co więcej - ma prawo niektóre z nich zabić  i... zjeść. Często z ust ludzi padają słowa: "to tylko zwierzę". Takie, z pozoru niewinne powiedzenia niosą ze sobą różnego rodzaju niebezpieczeństwa, które często kończą się maltretowaniem, znęcaniem się nad niewinnym stworzeniem. 

Zwierzęta mają prawo być przez ludzi traktowane podmiotowo, wszak są one istotami żywymi, które podobnie jak człowiek odczuwają ból, strach, radość, smutek, reagują na zmiany temperatury, itp. W tym miejscu, na poziomie filozoficznym, można by zadać pytanie: Czy zwierzęta mają duszę? W tej kwestii zdania są podzielone, chociaż osobiście nie mam najmniejszej wątpliwości, że zwierzęta dusze posiadają, przez co często spotykam się z krytyką innych ludzi. W takiej sytuacji okazuję się "zwierzęciem gruboskórnym" - nie wdaję się w dalszą dyskusję. 

Człowiek w swojej indolencji, zarozumialstwie posuwa się zbyt daleko. Większość ludzi uważa, że to zwierzęta powinny wykonywać ich polecenia, czy wręcz rozkazy, rozumieć ludzką mowę, a nierzadko znosić ich kaprysy. Z takim podejściem w ogóle nie zgadzam się. To człowiek, jako istota bardziej rozwinięta, powinien obserwować zachowanie zwierzęcia, wsłuchiwać się w jego "głos" - poznawać jego język niewerbalny i werbalny. To człowiek przez setki, a nawet tysiące lat przyswajał do siebie zwierzęta, a nie odwrotnie. Ludzie i zwierzęta żyli w pełnej symbiozie, ponieważ zwiększała ona ich wspólne bezpieczeństwo, dawała szansę na przeżycie. Obecnie człowiek czuje się przysłowiowym "panem i władcą", niszczy Naturę, w tym zwierzęta, ba, niszczy innego człowieka, często w imię religii.  

Od niespełna ośmiu lat nasze mieszkanie dzielimy z sympatycznym Mniejszym Bratem, rasy Cavalier King Charles Spaniel, który jest pełnoprawnym członkiem rodziny. To głównie my uczymy się jego "języka", a on przyswaja sobie nasz - ludzki. Dochodzę do wniosku, że jest to obopólna edukacja, która będzie trwała przez cały czas. Prawdziwi "psiarze" bardzo szybko nawiązują "wspólny język" - potrafią szybko porozumieć się ze swoim Mniejszym Bratem.  

Po ośmiu latach jestem mądrzejszy, bagaż doświadczeń skłania mnie do pewnych refleksji. Uważam, że chcąc łatwiej poznać "psi język", ten werbalny, czy niewerbalny, należy przede wszystkim poznać biologię psa, o której (mówiąc szczerze) niewiele wiemy. Poza tym, przyjmując pieska pod swój dach, powinniśmy zastanowić się, jaka rasa będzie dla nas odpowiednia. Nie można narzekać na brak literatury - książek, które w profesjonalny sposób opisują jak postępować ze zwierzętami, podają konkretne rady i wskazówki dla hodowców. Oczywiście jest szereg niewiadomych, jakie są ukryte w psychice psa. Różne źródła podają, że pies potrafi przyswoić sobie (rozumieć) około stu słownych zwrotów. Zadaję pytanie (może niezbyt mądre): "A dlaczego sto, a nie pięćdziesiąt, czy dwieście zwrotów?". Być może się mylę, ale uważam, że w dużej mierze od nas zależy jak pojętym uczniem okaże się nasz Czworonożny Przyjaciel, pomijając jego rasę oraz jego indywidualne predyspozycje. Z naszej strony nie wystarczy zapewnić naszemu pieskowi miejsca, które będzie dla niego "oazą spokoju", nie wystarczą pełne miski z jedzeniem i czystą wodą. Powinniśmy zapewnić naszemu Mniejszemu Bratu coś więcej - czas, dużo czasu na "rozmowę" z nim. Układanie szczenięcia można porównać do wychowywania małego dziecka. Obydwoje są ciekawi Świata, obydwoje oczekują od nas pomocy, okazywanie im serca, uczuć, które sprawią, że poczują się bezpieczni i potrzebni. W obydwu wypadkach, ze strony opiekunów wymagana jest wielka doza cierpliwości, a z nią bywa różnie.   

Odbiegając na chwilę od tematu (chociaż nie do końca), chcę przypomnieć, że często człowiek zadaje sobie pytanie: "Jak powstał język?" Np. Epikur wyróżniał dwa okresy w rozwoju języka: początkowo pierwotny, naturalny, który przekształcił się w późniejszy konwencjonalny. Na temat języka pierwotnego, wśród naukowców zdania są podzielone, często sprzeczne. Posłużę się cytatem z książki FLAVIO ANUSZA - "Tarot - praktyka mistrza", gdzie na stronie 84 czytamy: 

Ambitny i wykształcony Fryderyk II (1194-1250), król Sycylii i cesarz niemiecki, miał przeprowadzić okrutny (w skutkach) eksperyment. Otóż zastanawiając się, który z języków jest językiem pierwotnym, kazał z domu podrzutków przynieść 50 niemowląt. Każdemu dziecku przydzielił opiekunkę, której zadaniem było troszczyć się o wszystko (jedzenie, picie, ubranie), czego człowiek potrzebuje do życia. Jedno tylko było zabronione: serce! Pielęgniarka nie mogła okazać dziecku żadnej najmniejszej życzliwości, nie mogła się odezwać!
Opowiadają, że wszystkie dzieci pozostały nieme. Nie nauczyły się ani mówić, ani bawić, ani pracować. Nie nauczyły się cieszyć, myśleć, pytać, dziękować. Skarłowaciały! Ponoć żadne nie dożyło wieku dojrzałego. 

Powyższy cytat niesie poważne ostrzeżenie a zarazem czytelne, jednoznaczne przesłanie, które jak widać pośrednio wiąże się z tematem tego posta. 

Każdy posiadacz psa z czasem poznaje (przynajmniej częściowo) jego "język" i na odwrót - pies reaguje na nasze słowa - co do niego mówimy, reaguje na nasze gesty.  Myślę, że wnikliwe opisy związane z tą kwestią są zbyteczne, wszak każdy z nas, doświadcza ich obcując każdego dnia ze swoim Pupilem. Podam jedynie trzy charakterystyczne przykłady dotyczące Heliosa mojego Cavaliera. Nie wolno mi podczas spaceru rozmawiać z innymi ludźmi dłużej niż minutę, góra dwie minuty. Po tym "limitowanym" czasie Helios zaczyna po cichu (delikatnie) popiskiwać, ocierać się o moje nogi, a następnie... nieśmiało, ale już nieco głośniej poszczekuje, a później przechodzi do bardziej radykalnego działania - szczekania na cały głos, który ma niezwykle donośny i ostry. Tłumaczę ludziom, że pies się niecierpliwi, że chce już iść. Co bardziej wnikliwi obserwatorzy zauważają prawdziwy powód szczekania - Helios jest zazdrosny. Podczas rozmowy z żoną, musimy zwracać uwagę, by głośno, w jego obecności nie wymieniać imion członków rodziny, czy znajomych. Ponieważ jego reakcja jest natychmiastowa - pędzi do przedpokoju, siada koło drzwi i zaczyna popiskiwać. Dość często, głównie wieczorem - po dniu pełnym wrażeń, leżąc obok mnie, kładzie głowę na moim ramieniu i... głośno wzdycha, oczekuje ode mnie głaskania i słów pocieszenia, po czym zasypia. 

Psy, psami, ale miłośnicy, czy będące w większości miłośniczki czczonych w Egipcie kotów, miałyby wiele do powiedzenia na temat porozumiewania się ze swoimi "mruczkami". W tym miejscu ukłony dla Krysi z Jugowic koło Wałbrzycha i Mirka z Wyszkowa. 

Uważam, że zgrzeszyłbym, nie wspominając w tym artykule o cudownym stworzeniu, jakim jest koń, będący często inspiracją dla artystów malarzy. W okolicach Wałbrzycha jest kilka hodowli koni. Każdego roku, latem w Morawie koło Strzegomia odbywają się zawody jeździeckie - Puchar Świata w WKKW. Jest to impreza, którą obserwuję na żywo od wielu lat. Nie przykładam większej wagi do wyników, jakie zapadają podczas Pucharu, co nie znaczy, że jestem bezmyślnym gapiem. Lubię podglądać "od kuchni" jak wyglądają zawody, cała ich otoczka, gdzie w zasięgu ręki widzę konie, jeźdźców i całe zaplecze. Jestem pełen podziwu dla koni i zawodników, kiedy obserwuję ich wspaniałą współpracę. Obydwoje tworzą nierozerwalną całość. Podczas ujeżdżania, na czworoboku, konie zachowują się nadzwyczaj spokojnie. Trzeba dobrze się przyglądać zawodnikowi, żeby zauważyć jego ruchy, które sprawiają, że koń wykonuje skomplikowane figury, zwroty. Ruchy konia i jeźdźca idealnie współgrają - obydwoje (jak wspomniałem wcześniej) tworzą całość. Trudno znaleźć przykład bardziej idealnego "języka" niewerbalnego między człowiekiem a zwierzęciem. Co ciekawe, ten sam koń i jeździec, następnego dnia, kiedy stają przed kolejną konkurencją - crossem, koń zachowuje się zupełnie inaczej - rży, niecierpliwi się, często wierzga nogami stojąc w boksie startowym. Zawodnik musi powstrzymywać konia, żeby nie popełnił falstartu. Cross jest dyscypliną niezwykle wyczerpującą tak dla konia, jak i dla jeźdźca. Parkur liczy około  cztery kilometry, kilkadziesiąt różnych przeszkód, przeważnie stałych. Często konie kaleczą na nich nogi, pędząc na przysłowiowe "złamanie karku". Po minięciu mety, spocone konie są przykrywane derkami a zawodnicy dziękują swoim partnerom - poklepują je po głowie, po szyi. Większość koni rży. Jakże są to różne, inne dźwięki, od tych sprzed startu. Jeźdźcy tłumaczą, że przed startem konie cieszą się, a po minięciu mety też... się cieszą, ale z innego powodu - że wyścig już mają za sobą, że odpoczną, że będą miały opatrzone rany i otarcia nóg. 



W tym artykule celowo pominąłem drastyczne wątki związane z "językiem zwierząt" tych, które są zarzynane, mordowane dla mięsa. 


Na zakończenie zacytuję opowiadanie zaczerpnięte z książki HAJO BANZHAF'A "Vademecum tarocisty" [strona 37].   

          Parsifal zasnął. Jednak wkrótce obudziło go poruszenie się konia. Otworzył oczy i zobaczył, jak jego koń Allat spogląda z góry na niego swoimi dużymi, pięknymi oczyma.
          - Dlaczego Parsifalu - powiedział koń - dlaczego poganiasz mnie tak mocno, kłujesz ostrogami okropnie w boki? Czy wiesz jak to boli?
          Parsifal nic nie odpowiedział, gdyż zaniemówił ze zdumienia, tymczasem koń mówił dalej:
          - Nie sądź, że jestem twoim wrogiem. Jesteś moim panem i tobie służę. Wszystko, co od ciebie otrzymuję jest moim życiowym przeznaczeniem. Jeśli do końca moich dni zachowasz mnie przy sobie, będę szczęśliwy. Ale kochany panie, jesteś tak nierozsądny! Zjeżdżając w dolinę mogliśmy skręcić w prawo do domu otoczonego sadem, gdzie mieszkają dobrzy ludzie. Dostałbyś jeść i pić, wygodne łóżko do spania, a dla mnie znalazłby się smaczny owies, bym mógł jutro wspaniale galopować i miejsce w ciepłej stajni. A tak jesteśmy na dworze i w zimnie leżymy o pustym żołądku na gołej ziemi. Nie wierzysz? Niesłusznie. Węch mam bardzo dobry i zapach ogniska domowego wyczuję z daleka, a że w tamtym domu mieszkają dobrzy ludzie, wyczułem sercem.  Tak, tak, my zwierzęta znacznie więcej wyczuwamy sercem, niż wy ludzie. Skoro już zacząłem mówić, pozwól mi powiedzieć całą prawdę. Wy ludzie, pomimo waszej wielkiej wiedzy, umiejętności czytania, pisania i liczenia okazujecie się bardzo głupi! Ty przecież nie tylko dzisiaj byłeś głuchy na moje wezwania, by zawrócić do tego domu, ale i w ogóle ani razu w swoim życiu nie posłuchałeś mojej prośby.
          Parsifal pozostawał wciąż niemy ze zdziwienia.
          - No tak - mówił Allat dalej - ty nie zauważyłeś, gdzie dokładnie znajduje się ten zaufany dom, bo mnie nie słuchałeś. Mówiłem ci, gdzie trzeba było skręcić tak wyraźnie, jak tylko człowiek mówić potrafi, to znaczy... jak koń tylko mówić potrafi: rżałem, rzucałem głową i szarpałem wodze! Jestem przekonany, że nawet mój daleki krewny osioł posłuchałby mnie natychmiast (chociaż prawdopodobnie wcale nie musiałbym mu tego nawet mówić, bo on wiedziałby o tym sam). A ty! Co uczyniłeś? O ile mnie pamięć nie myli nazwałeś mnie "leniwym bydlęciem" i spiąłeś ostrogami!
          - Ach, wybacz mi mój drogi, dobry, wierny przyjacielu! - powiedział Parsifal, kiedy w końcu odzyskał mowę. - Widzisz cierpię już, karą za moje złe postępowanie jest nękający nas głód i zimno. Ale przede wszystkim, powiedz mi od kiedy potrafisz mówić?
          Allat westchnął ciężko:
          - Ach ci ludzie, ci ludzie! Ciągle to samo! Od kiedy potrafię mówić? Cóż, to rozumie się samo przez się: od dawna! Czymże byłoby zwierzę bez mowy, każde z nas umie mówić. Nie nauczyłem się nagle rozmawiać, tylko ty w końcu nauczyłeś się mnie słyszeć.   


Mówiąc żartobliwie, zwierzęta rozumieją ludzki język i potrafią się nim posługiwać, dlatego uważamy, co przy nich mówimy. Chociaż kto wie, jak jest naprawdę, wszak jest tyle niewyjaśnionych zagadek Tego Świata. Jedno jest pewne - zwierzęta mówią, ale swoim językiem, być może bardziej przyzwoitym niż ten, którego używają ludzie.  

Ez[o]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz