czwartek, 29 maja 2014

Dzień po dniu - przez "okrągły" rok



Przez ostatnie kilka tygodni miałem znacznie ograniczony dostęp do Internetu. Powód był prozaiczny. Złośliwość martwych przedmiotów po raz kolejny dała o sobie znać. W tym czasie mój sprzęt komputerowy dwukrotnie uległ uszkodzeniu. Pierwsza awaria była dość błaha, dlatego po kilku godzinach została usunięta przez zaprzyjaźnionego elektronika. Z drugą było nieco gorzej, ponieważ "padł" cały system operacyjny mimo, że był dość dobrze zabezpieczony. Mówiąc szczerze, nie ma programu antywirusowego, z którym hakerzy i inni, tzw. cyber-przestępcy by sobie nie poradzili. Dodatkowo zaszła konieczność wymiany drobnego, acz ważnego elementu, który musiał być sprowadzony na zamówienie. Na szczęście wszystkie gromadzone przez wiele lat "materiały" mam dodatkowo zapisane na dwóch niezależnych dyskach, dlatego wystarczyło skopiować je na komputer po "podniesieniu" systemu. Korzystając ze smartfonu miałem "awaryjny" dostęp do Facebooka, poczty i innych aplikacji. Mały wyświetlacz i spowalniany mobilny Internet sprawiły, że po kilkunastu dniach, coraz rzadziej z nich korzystałem, by w końcu ograniczyć do absolutnego minimum. W pewnym sensie był to dla mnie sprawdzian, czy w obecnych czasach można normalnie funkcjonować będąc odciętym od Internetu. Przyznam się, że jest to zadanie trudne, niemniej przy odrobinie siły woli, można ograniczyć korzystanie z tego globalnego komunikatora. 

Ale, jak głosi powiedzenie: nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło i tym razem sprawdziło się. Miałem okazję nadrobić zaległości, które gromadziły się przez wiele miesięcy. Wziąłem do ręki nieprzeczytane książki, leżące od dawna na półkach i zacząłem je czytać. Wstyd się przyznać, ale dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że to, co jest moją pasją, moim drugim życiem - ezoteryka, jest przeze mnie zaniedbywana. Przekonałem się na własnej skórze, że wiedza nieodświeżana, po pewnym czasie prowadzi do wtórnego analfabetyzmu. O nie, to w przyszłości nie może się powtórzyć. 


Wspomniane awarie komputera były poprzedzone wieloma niezbyt miłymi dla mnie niespodziankami, zbyt osobistymi, żeby o nich pisać. Najprościej byłoby pozostawić w spokoju te wydarzenia, przejść do porządku dziennego i czekać, co przyniosą następne dni. Używając skrótów myślowych można wytłumaczyć je sobie, że tak musiało być, z czym zgadzam się, ale uważam, że należy zadać sobie pytanie: Co było przyczyną ich powstania?  Czy można ich w przyszłości uniknąć? Jest rzeczą oczywistą, niebudzącą najmniejszych wątpliwości, że pewne wydarzenia muszą nastąpić, nie mamy na nie wpływu, chociażby nieuchronności śmierci człowieka. Innych możemy uniknąć, bądź przynajmniej ograniczyć ich skutki, pod warunkiem, że posiadamy odpowiednią wiedzę jak to zrobić. Astrologia, Tarot, Feng Shui i wiele innych "nauk tajemnych" są doskonałymi narzędziami, których możemy użyć, pod warunkiem, że nie będą wykorzystane do celów przestępczych, nieetycznych. 

Jeśli ktoś skaleczy się nożem; czy idąc, na prostej drodze potknie się i skręci nogę, możne to oznaczać, że zagapił się, nie był uważny. To prawda, ale jeśli tego rodzaju "przypadłości" powtarzają się, następują po sobie w małym odstępie czasowym, wówczas są one sygnałami, których nie powinno się lekceważyć. Przeważnie w taki "oryginalny" sposób organizm daje nam znaki, że ma dość, buntuje się, nie godzi się na jego przeciążanie fizyczne, a często i psychiczne. Większość z nas na te sygnały nie zwraca uwagi, żyjąc w ciągłym pospiechu, w pogoni za materią. 

Od wielu lat sprawdzam, jaka energetyka będzie mi towarzyszyła w danym dniu. Korzystam z dobrodziejstwa Wielkiej Księgi Życia - Tarota, wykładając kartę dnia, która "przemawia" na wiele sposobów: zachęca, innym razem podpowiada, a często też ostrzega. Podobnie jest z kartą miesiąca, czy też kartą na cały kalendarzowy rok. Osobistą kartę miesiąca zamieszczam po prawej stronie tego bloga. W tym roku dominowały: Wieża - trzykrotnie i Śmierć - dwukrotnie. Znawcy Tarota zapewne przyznają mi rację, że powtarzające się po sobie te dwa Arkana dają wiele do myślenia, chociaż ich przesłanie nie jest jednoznaczne, podobnie jak pozostałych kart Tarota. 

W wielkim uproszczeniu Wieża oznacza rozpad - zniszczenie pewnych struktur, które nie mają dalszej racji bytu; trwanie w symbolicznej, rozpadającej się wieży jest pozbawione sensu - należy ją natychmiast opuścić. Z kolei Śmierć - to transformacja: Coś umiera, by narodziło się nowe. Śmierć rodzi życie a życie prowadzi do śmierci. Osoby nieznające Tarota obawiają się tej karty, ponieważ kojarzą Ją ze śmiercią fizyczną, co jest wielkim błędem, chociaż w pewnych sytuacjach (rozkładach) może nieść właśnie to przykre, traumatyczne przesłanie. Paradoksalnie - Trzynasty Wielki Arkan Tarota - Śmierć, może być kartą na wskroś pozytywną, korzystną dla pytającego. Mówiąc najprościej - może oznaczać śmierć (kres, koniec) czegoś złego, np. choroby, co w tym wypadku podpowiada, że człowiek wyzdrowieje.  

Wspomniane dwie karty, w pełni oddają atmosferę, potwierdzają wydarzenia, jakich doświadczam w pierwszych miesiącach tego roku. Dla pewnej nieprzychylnej mi osoby, która czyta tego bloga, mam smutną wiadomość. Otóż, powtarzająca się karta Śmierci nie oznacza, że moja grzeszna dusza w najbliższym czasie ma zamiar opuścić grzeszne ciało i przenieść się w inne pozaziemskie przestrzenie; wręcz przeciwnie - karta ta niesie pozytywne przesłanie. Wystarczy uważnie przeczytać ten tekst (ze zrozumieniem), by przekonać się o tym. Być może okażę się trochę niegrzeczny (trudno!), przypominając akurat w tym momencie posta z marca 2012 roku, zatytułowanego "Jak w krzywym zwierciadle", którego w całości poświęciłem tej osobie. 


Poszczególne karty Tarota, niczym naczynia połączone, ściśle łączą się z astrologią, a dokładniej z moim bieżącym horoskopem, a w nim:
 
Kwadratura Urana do Saturna, która jest tranzytem oznaczającym podjęcie prób związanych z nietypowym sposobem działania; symbolizuje pobudzenie, przemiany

Z kolei: 

Sekstyl Urana do Urana - to tranzyt, który powoduje budzenie się nowych poglądów, poszarzanie horyzontów myślowych, czy też nieznane wcześniej doznania psychiczne (!).
 
Konkretnie te dwa tranzyty w moim horoskopie, są tranzytami wieloletnimi, co znaczy, że będą miały wpływ długofalowy na moje życie. Kładąc Kartę Dnia warto sprawdzić swój horoskop dzienny. Nawet krótkotrwałe tranzyty mogą mieć znaczący wpływ na wydarzenie, którego skutki mogą rozciągnąć się na kolejne dni. Najczęściej jednodniowe tranzyty planet w horoskopie, ograniczają się do mało znaczących epizodów, które przeważnie nie są odczuwane przez człowieka. 


Horoskopy zamieszczane w gazetach, ludzie traktują, jako rodzaj zabawy - nie podchodzą do nich poważnie. Bardzo dobrze. Jeśli ktoś chciałby poznać swój profesjonalny horoskop dnia, polecam stronę Pana MARKA ROSTKOWSKIEGO:

 
Po otwarciu strony można wypełnić formularz "urodzeniowy" i po jego rejestracji mamy dostęp do horoskopu codziennego i horoskopu partnerskiego. Strona Pana MARKA ROSTKOWSKIEGO jest niezwykle interesująca; znajdziemy na niej wiele niezwykle interesujących wiadomości z dziedziny astrologii, przekazanych językiem zrozumiałym dla przeciętnego odbiorcy. Nie będzie przesadą, kiedy stronę określę mianem kompendium wiedzy astrologicznej w pigułce, z którego ja i kilku moich znajomych, korzystamy od kilku lat.  


Nic w życiu nie dzieje się "przypadkiem", o czym pisałem wiele razy. To, co w języku potocznym określane jest mianem "przypadku", w ezoteryce tłumaczy się, jako zbieg różnych okoliczności, które wywołały konkretny skutek. To, że piszę ten tekst to nie "przypadek", podobnie jak powtarzające się seryjnie awarie mojego komputera. Być może nadmiernie go eksploatuję. Jedno jest pewne - stało się faktem:

Więcej czasu poświęcam na czytanie książek,
na zgłębianie ezoteryki, a mniej na... przeglądanie internetowych stron.
 
Ez[o] 

Zamieszczone w tekście karty Tarota: WIEŻA i ŚMIERĆ, pochodzą z pięknej talii Dürier Tarot.

8 komentarzy:

  1. Internet bywa złudny. Lubimy go bo często spotykamy w nim "pokrewne dusze" i możemy anonimowo porozmawiać o tym co nam akurat w duszy gra, ale... prawda jest taka, że prawdziwe życie jest gdzie indziej. Internet jest nieprzebranym źródłem informacji, ale żeby przefiltrować te, którym warto poświęcić czas, trzeba stracić kilkakrotnie więcej czasu. Dla kochających pochłaniać świat literami i obrazami, jak ja, to może być prawdziwa pułapka...
    Również zauważam, że wiele książek leży odłogiem. Tyle, że jak już za nie chwycę, to w trakcie czytania posty same zaczynają się układać ;) Błędne koło ;) Szkoda, tylko, że często w głowie pozostają, bo nie ma czasu, żeby je wyklikać i opracować :)

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja Droga.

      Dziękuję Ci za komentarz.

      Trudno byłoby się z Tobą nie zgodzić, chociażby z tym, że (cytuję): "Internet jest złudny". O ludziach, których poznajemy "w sieci" tak naprawdę niewiele wiemy, a szczególnie czytając ich artykuły (posty), o czym wielokrotnie się przekonałem. Myślę, że dopiero korespondencja e-meilowa, przynajmniej w ograniczony sposób, pozwala ocenić, z kim mamy kontakt, w myśl powiedzenia: "odezwij się a powiem ci, kim jesteś". Chociaż z tym, też różnie bywa...

      W Wikiperii, z której korzystają miliony ludzi, znaleźć można wiele przekłamań, nieścisłości, które są często powielane, tworząc w głowie przysłowiowy "mętlik", dlatego między innymi, "filtrowanie informacji" - jak słusznie zauważasz - jest konieczne, a nawet niezbędne.

      Jeszcze jedna refleksja, dotycząca Ciebie, a właściwie Twojego bloga. Pojawiasz się i znikasz - jesteś, piszesz bardzo ciekawe teksty, by... rozpłynąć się na jakiś czas. W pewnym momencie zwątpiłem, chociaż z drugiej strony, liczyłem, że "odrodzisz się" niczym pewien mityczny ptak. Takich "Gagatków" znam więcej, ale to jest zjawisko normalne. Ja stary człowiek nie mam tylu obowiązków i różnych pomysłów, co Wy młodzi, których życie jest barwniejsze, swobodniejsze. Być może, dlatego kocham Młodych, a "bidolenie" o młodzieży jest niczym nieuzasadnione, powodowane zazdrością, że jesteście młodzi. Między innymi, dlatego unikam rówieśników, którzy mają jeden temat... choroby!

      Droga Beth, pozdrawiam Ciebie bardzo serdecznie i dziękuję za "odświeżenie znajomości" :)

      Usuń
  2. Edwardzie,

    pamiętam czasy pisania swojej magisterki. Zabrać się za nią nie mogłam długo, ale jak już zaczęłam pisać, to samo jakoś poleciało. Niestety w czasie największej weny twórczej komputer postanowił odmówić posłuszeństwa. To samo spotkało mnie przy pisaniu kolejnej pracy (podyplomowej). Dzięki temu zrozumiałam, że nie mogę odkładać ważnych zadań na później, tylko łapać się za nie niemalże natychmiast. Złośliwość rzeczy martwych wyszła mi na dobre. :)

    Ty też miałeś okazję się przekonać, że skupiając większą uwagę na jednym zagadnieniu kilka innych rzeczy spychamy na dalszy plan. Myślę, że problemy techniczne były dla Ciebie wspaniałą okazją na uważniejsze rozejrzenie się dookoła, czego nie zmarnowałeś, sądząc po wpisie. :)

    Tak. Nic nie dzieje się przez przypadek. Dziś jestem tego pewna na 100%, ale o tym przy innej okazji... :)

    Z pozdrowieniami!

    P.S. Odwiedziłam polecaną przez Ciebie stronę. Przy wolnym wieczorze z pewnością posiedzę na niej dłużej. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Szeptunko.

      Dzięki Ci Dobra Kobietko za komentarz.

      Piszesz o swoich kłopotach związanych z pisaniem prac naukowych. Ważne, że wszystko skończyło się dobrze, happy end'em.

      Czytając Twój komentarz, przypomniałem sobie kłopoty, na jakie napotykałem podczas mojej edukacji. Tak się złożyło, że uczyłem się "na raty" - najpierw szkoła zawodowa, później średnia, a jeszcze później Studium Społeczno-Prawne, coś na podobieństwo obecnego licencjatu. Ostatni etap edukacji przypadł, kiedy miałem chrystusowe lata. O komputerach nie było mowy (były produkowane we Wrocławiu, nosiły nazwę "Odra", gabarytami zajmowały cały pokój). Musiałem sporządzić do badań ankietę ze zdjęciami i różnymi wykresami, która miała być wypełniona przez młodzież w liceum. Nie będę opisywał szczegółów technicznych, ale wydrukowanie ankiety było niezwykle kłopotliwe. Pracę dyplomową pisałem sam, na maszynie, której czcionki były "koślawe" - uszkodzone. Pisałem przez kalkę, w kilku egzemplarzach. Ostatni był mało czytelny, zamazany. W komendzie wojewódzkiej milicji były dwie elektryczne maszyny do pisania. Teraz nie ma problemu. Siedzę przed komputerem i "klikam" tekst, zdjęcia, wykresy - to bajka. Ktoś mądry powiedział: "Każda rzecz posiada cechy epoki, kiedy powstała".

      Masz rację. Zrozumiałem, że oprócz komputera, Internetu są inne, ważne zajęcia, które zaniedbywałem, o czym piszę - kończąc tego posta. Wyszczególniłem ten tekst kolorem i większą czcionką. Niekiedy kubeł zimnej wody wylany na głowę, może być lekarstwem "na przebudzenie", otrzeźwienie. W naukach ezoterycznych, bywa, że mistrz duchowy musi zaaplikować swojemu uczniowi porcję rycynusu - spowodować rozwolnienie, które... czemuś służy.

      Astromix.pl, jest ciekawą stroną, zupełnie wystarcza dla przeciętnego "amatora" astrologii.

      Droga Szeptunko, pozdrawiam szczerze i bardzo serdecznie. :)

      Usuń
  3. Edziu ja jestem początkującym internautą i nie tak jak Ty zaprawny w bojach w te klocki i taka moja młokosa rada Wyciągaj Swoją dwukołowa maszynę i w trasę a laptop ograniczyć lub w odstawkę itd. „Pozdrawiam Staś”.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stasiu, dzięki za komentarz.

      Dziękuję Ci za radę. Częściowo z niej skorzystam. Moje wyczyny na rowerze, należą do przeszłości. Jeżdżę dla relaksu, z rozsądkiem. Ty i cała wasza "rowerowa banda" możecie się wyzywać, jesteście ode mnie młodsi.

      Zmieniłem opony w szosowym. Zupełnie inna jazda, oponki niosą po szosie dużo lepiej. Depnięcie jest, noga podaje, ale płuca nie nadążają w szalonej jeździe po górach.

      Pozdrawiam i do zobaczenia na trasie. :)

      Usuń
  4. Witaj Eremito

    Bardzo ciekawe jest to co piszesz, tutaj i w innych tekstach które zaczęłam przeglądać gdy przypadkiem zawędrowałam na Twego bloga.

    Ten najnowszy tekst ładnie wkomponował mi się we własne teraźniejsze przeżycia, a także przypomniał o dualności całego naszego życia.

    Dla mnie "zbiegi przypadków" to niemal abstrakcja- rzadko kiedy okazuje się że nie miały one głębszego sensu. Początkowo jest to strasznie denerwujące kiedy Wszechświat upiera się zmienić twoje drogi, nawet gdy ty próbujesz uparcie ciągnąć na przód. Bywa, że ostatecznie cię blokuje aby ochronić.
    Możesz się złościć, ale i tak z czasem wychodzi na jaw że miał rację w tym aby kijkiem przestawić nas na inny tor lub zatrzymać w miejscu.

    Zbyt wiele takich sytuacji było by je przytaczać, ale warto zwracać na takie znaki uwagę, nawet jeśli są bardzo niewygodne. I warto nagle powstający wolny czas spożytkować na coś cenniejszego niż tylko media i codzienne zajęcia.
    Książki wtedy aż się proszą, mój stosik tez na mnie czeka, ubywając powolutku.

    Rozumiem twą początkową być może frustrację na złośliwą elektronikę- przeżyłam podobną złość w maju kiedy podczas badań okresowych okazało się że nie wracam do pracy tylko natychmiast idę do lekarza.
    Jak to?! Jakie złe wyniki, przecież w pracy mojej części nikt nie przejmie bo nie potrafi!
    Oświecenie że być może praca nie jest najważniejsza i pora położyć akcent na inne elementy jak zdrowie i własny rozwój duchowy przyszły kilka dni później, po głębszym zastanowieniu i mruczeniu lekarzy że gdyby to nie wyszło teraz to mogło by się skończyć tragicznie.
    Jedyna osoba ze wszystkich która na takim samym stanowisku miała zrobione szczegółowe badania krwi, najwyraźniej tylko po to żeby któregoś pięknego dnia nie zejść niespodziewanie w miejscu pracy, bo kto by normalnie poszedł do lekarza czegoś szukać... Pal licho że czuł przez skórę że coś nie gra. Dopiero "Mistrz" musiał ucznia poczęstować odpowiednio i zablokować aby ten się pozbierał...

    Dualizm życia. Praca której wyniki jednym mogą pomóc w ratowaniu życia, a innych może zabić podczas jej wykonywania...

    Nic nigdy nie jest czarno-białe i czasem nam, upartym ludziom, pozostaje tylko zwracać uwagę na znaki które dostajemy i reagować, zanim coś samo zareaguje aby nie dać nam popełnić zbyt ekstremalnych błędów.
    Były znaki, były karty Tarota ostrzegające by zwolnić, były runy....

    A teraz jest miłe L4 które trzeba jak najlepiej spożytkować dla siebie i nie przeklinać na to co złe, ale ostatecznie na dobre wyszło :)

    Przynajmniej można poczytać !

    Pozdrawiam serdecznie

    Oliwia
    ventrue1@poczta.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Oliwio.

      Tak musiało się stać, że trafiłaś na moją stronę. Dziękuję za interesujący komentarz, który - podobnie jak większość - wnosi coś nowego w moje życie, a być może także innych ludzi.

      Z tym zmienianiem naszych dróg przez Wszechświat wiąże się wiele czynników, które determinują nasze zachowania, a i tak ostatecznie pokierują na tory, które (z góry) były zaplanowane. Między innymi nasz kosmogram urodzeniowy wiele może wskazać, chociaż nie można bezgranicznie mu ufać, poddawać się.
      Możemy zmieniać pewne szczegóły (tzw. zabarwienie kosmiczne), ale ogólne zarysy pozostaną niezmienione. Jak słusznie zauważasz, przeważnie wychodzimy obronną ręką, tzn. Wszechświat podjął za nas słuszną decyzję. To, że ludzie giną w wypadku lotniczym, nie jest przypadkiem - stał się dramat, a jednocześnie ktoś, kto spóźnił się na odprawę uratował swoje życie.

      Moja Droga. Nasza nadgorliwość w pracy sprawia, że stajemy się od niej uzależnieni, a co gorsze, uważamy, że nasza nieobecność sprawi, że zakład, biuro, firma się zawali. Nic bardziej błędnego. Może co najwyżej spowodować pewne zakłócenia, a my... no właśnie, co znami? Pamiętam sytuacje, kiedy moja nieobecność w pracy sprawiała, że urywały się telefony, a ostatecznie jechałem do firmy by wykonać zadanie. Za którymś razem powiedziałem "nie", które okazało się zbawienne dla mnie.

      Pięknie piszesz o dualizmie życia. Cóż z tego, kiedy mało kto zwraca na niego uwagę. Z dualizmem wiąże się biegunowość, która jest jedną z zasad rządzących Wszechświatem. Jak jest zło, to musi być i dobro; jak jest nienawiść - musi być też miłość. Kto nie poczuł na własnej skórze czym jest nienawiść, nie jest w stanie zrozumieć czym jest prawdziwa miłość, ponieważ nie ma skali porównawczej.


      Pędzenie do przodu, bez opamiętania MUSI zakończyć się ostrym hamowaniem, o czym sama się przekonujesz. Masz czas dla siebie, czas na lekturę, na odpoczynek, a może na odrobinę szaleństwa, które też jest nam potrzebne. Nie słuchajmy, co mówią ludzie "po kątach", nasze życie - nasze decyzje.


      Przepraszam, że odpisuję "z poślizgiem", ale latem mam znacznie mniej wolnego czasu, który wykorzystuję na jazdę rowerem.


      Droga Oliwio, wszystkiego dobrego, dużo zdrowia. :)

      Usuń