Czym jest medytacja?
Wystarczy zajrzeć do Internetu, gdzie znajdziemy niejedną odpowiedź, a znacznie
więcej, które w mniej lub bardziej szczegółowy sposób wyjaśniają istotę
medytacji. Dla bardziej ciekawych, którzy zamierzają korzystać „z
dobrodziejstw” medytacji, księgarnie oferują wiele książek z tej dziedziny. Nie
mam, żadnego prawa do oceniania wartości merytorycznych książek ani informacji
zamieszczanych w Internecie, ponieważ moja wiedza o medytacji, jest mniej niż
skromna. Kilka lat temu w księgarni trafiłem na książkę zatytułowaną „Medytacja
dla żółtodziobów”, której tytuł okazał się nieco mylący, ponieważ w
rzeczywistości stanowi ona kompendium wiedzy o medytacji, przydatne nie tylko
dla adeptów. Nie należy traktować moich słów o tej książce, jako kryptoreklamę,
ponieważ została ona wydana osiem lat temu i „chwilowo jest niedostępna” – taka
informacja pojawia się stronach internetowych.
Odnoszę wrażenie, że wraz z innymi
duchowymi naukami, medytacja przeżywa może nie renesans, a raczej stała się „modna” –
jest na nią zapotrzebowanie. Wiem, że brzmi to dziwnie, ponieważ „zapotrzebowanie”,
głównie kojarzy się z produktami konsumpcyjnymi, a nie z naszą duchowością. Być
może jestem zbyt konserwatywny, niereformowalny, ale już wiele razy
podkreślałem, twierdzę, że nie wszystko jest towarem, który można
porównać do pęczka rzodkiewek sprzedawanych na straganie. Krytykowano mnie wiele razy, być może,
dlatego, mniej biorę sobie do serca zdania „niektórych” ludzi. Wystarczy
posurfować w Internecie, by znaleźć wiele stron oferujących fachową „naukę”
medytacji.
Jeśli ktoś pragnie wejść na wyższy
poziom rozwoju duchowego, może poczekać, aż zjawi się przewodnik, który wskaże
mu drogę, bądź próbować robić to samemu. Medytacja jest jednym z bardzo
wielu środków, które do tego służą. Wspomniałem, o panującej swoistej "modzie",
którą wymyślają, często z nudów, zamożni ludzie, chcąc pochwalić się przed
znajomymi, jak są "uduchowieni". Nie ilość odbytych „duchowych” kursów, a
autentycznie rzetelna praca nad sobą, daje człowieka oświeconego.
Kiedy mówimy o medytacji, najczęściej
kojarzy się ona z człowiekiem siedzącym w pozycji lotosu, którego oddech jest
głęboki, powolny, a tętno spadło do kilku uderzeń na minutę. Podziwiam tych
ludzi, wśród których nierzadko możemy spotkać kilkunasto-, a nawet kilkuletnie
dzieci (głównie dziewczęta), którzy wytrzymują przetrwać w nieruchomej pozycji
przez dłuższy czas! W Czarnowie, w aśramie, wiele razy miałem okazję obserwować
„mistrzów jogi”, bo w moich oczach zasługą na takie miano. Tak wysoki poziom
„wytrenowania” ciała i duszy osiągają nieliczni. Czy to oznacza, że my, czyli pozostała
reszta, nie możemy medytować i czy tego nie robimy?
Uważam, że sprawa jest bardziej
prosta, niż nam się to wydaje. Nie mam zamiaru powielać wiadomości książkowych
o sposobach, technikach medytacji, ponieważ nie ma to najmniejszego sensu. Moim zamiarem, intencją jest przypomnienie,
że znaczna część, tego, co robimy, na co dzień, ma znamiona medytacji, czego do
końca nie jesteśmy świadomi.
Kiedy obserwujemy małe dziecko, które
usiłuje z klocków „coś” zbudować, to możemy być prawie pewni, że za jakiś czas
będzie ono gotowe poświęcić wiele godzin, „tylko”, a właściwie „ aż” na to, by
ułożyć obraz z tysięcy drobnych elementów. Czy nie jest to rodzaj medytacji
małego człowieka? W tym samym czasie inne dzieci siedzą przed monitorami i…
godzinami „walczą z wirtualnym wrogiem”, czego nie można nazwać medytacją, a
raczej wypaczaniem „młodego charakteru”. Nie jestem wrogiem gier komputerowych,
ale należy zachować tzw. zdrowy rozsądek, żeby nie wychować człowieka, który
swoją agresję będzie traktował, jako coś naturalnego.
Mój znajomy od wieli, wielu lat rzeźbi
w drewnie. Wyjeżdża na plenery rzeźbiarskie, gdzie spotyka się kolegami, którzy
mają potrzebę „dłubania” w drewnie. Jego rzeźby nie są zbytnio cenione, ale
trudno odmówić im charakteru – są w pewnym sensie, dziełami sztuki. Drugi z
kolei – Bolesław, okazjonalnie pisze wiersze. Co jakiś czasu zostaje wyróżniony
za swoją twórczość, której nie docenia jego żona. Moim zdaniem obydwaj
„tworząc” – medytują. W Internecie możemy trafić na, blogi, których właściciele
„tworzą” istne cuda, których wykonanie wymaga cierpliwości, dokładności i nade
wszystko uzdolnień artystycznych. I tu, nie mam najmniejszych wątpliwości, że
są to przykłady „szczególnej”, artystycznej, czy estetycznej medytacji,
przymiotniki są tu mniej ważne.
Warto mieć oczy szeroko otwarte i
wsłuchiwać się w otaczające nas dźwięki. Miałem możliwość obserwowania kilkuosobowej
grupy starszych kobiet, które przez jakiś czas przemierzały drogę ze Świebodzic
do zamku Książ. Za każdym razem, kiedy je wyprzedzałem, jadąc rowerem,
słyszałem, że śpiewają kościelne pieśni. Robiły to bez żadnej krępacji, na co
turyści reagowali bardzo różnie. Zapytałem kiedyś, czy nie odczuwają za swoimi
plecami „uśmieszków” i docinków ze strony przechodniów? Usłyszałem krótką,
jakże ważną odpowiedź: „z Maryją na ustach lżej nam się idzie”. Myślę, że
kobiety te, wiedziały, że idąc ze śpiewam na ustach, medytują, czego nie można
powiedzieć o większości mijających je turystach. Nie jest to nic innego, jak
typowa medytacja ze śpiewem, o której możne przeciętny Kowalski przeczytać w
książce. Będąc przy tematyce kościelnej warto przypomnieć, że uczestnictwo w
eucharystii jest medytacją, o czym większość wiernych wychodzących z kościała nie wie.
Czy oglądanie w galerii obrazów, które
wyszły spod pędzla wielkich mistrzów, czy słuchanie w filharmonii Czterech Pór
Roku Vivaldiego, to nie są estetyczne medytacje? Można zadać pytanie: „Czy
słuchając koncertu, hevi metalowego zespołu, bądź uczestnictwo na stadionie
podczas meczu piłkarskiego, można zaliczyć do medytacji”? Pytanie pozostawiam
bez odpowiedzi.
Przykładów jest aż nadto dużo, tylko
większość z nas nie zdaje sobie sprawy, że uczestniczy w medytacji. Na dniach
będę miał okazję przeżyć, nazwijmy ją „wagonową” medytację. Wybieram się w dość
długą podróż pociągiem. Nie mam zwyczaju zasypiania podczas podróży, ale… kiedy
siedząc przy oknie wpatrujemy się w szybko przesuwającą się przed naszymi
oczami krajobrazy i słuchając rytmicznego stukotania kół, po ocknięciu się (zakończeniu medytacji),
zauważamy, że czas niepostrzeżenie szybko minął.
Na
zdjęciu medytujący mnich w świątyni w Czarnowie.
Niezależnie od wszystkiego, watro
poświęcać czas na w pełni świadome i planowane medytacje, które przynoszą wiele
korzyści nie tylko dla naszego ducha, ale także dla ciała, powodując pozytywne przemiany
w organizmie, ponadto wnoszą wiele korzystnych zmian w naszej psychice. Każdy
powinien znaleźć, odkryć swój „własny”, najlepszy sposób medytacji, co nie
znaczy, że mamy negować, odrzucać sprawdzone wzorce, które najczęściej są
dziedzictwem ezoterycznej kultury hinduskiej. Któryś z wielkich hinduskich
mędrców powiedział, że:
Całe nasze życie – to
medytacja.
Ez[o]
świetny tekst, pozostaje się tylko obiema łapkami podpisać :)
OdpowiedzUsuńDroga Tuome.
UsuńDziękuję Ci, że zechciałaś "odwiedzić mnie" na blogu, oraz za wiele ciepłych słów komentarza.
Pozdrawiam serdecznie Ciebie i uściski dla Księżniczki - Lenki. :)
Cześć Edziu. Ja też się podpisuję pod Twoim świetnym tekstem i miłej podróży do > Celu. Ciepło – Pozdrawiam Staś.
OdpowiedzUsuńStasiu.
UsuńDziękuję Ci za komentarz i za życzenia.
W wolnych chwilach zapraszam do... medytacji.
Pozdrawiam serdecznie.
Mój mąż, tam w Sztokholmie, żeby jakoś zająć sobie wolny czas - już odnalazł jakieś spotkania medytacyjne - Edwardzie. Wolę to, niżby miał się szwędać po barach he he. A ja - tematem jestem zainteresowana, ale jak wiesz - mało mam obecnie czasu dla siebie.... Ale mniemam, że jak dzieci podrosną - znajdę ten czas na ciekawe rzeczy. Mój Aleksander (4 lata) potrafi układać puzzle całymi dniami. Może to coś po tacie? Taka medytująca dusza.. ;).
OdpowiedzUsuńPoza tym ciekawy - jak zawsze - artykuł!
Pozdrawiam Cię ciepło i życzę miłej podróży!
Droga Amisho.
UsuńDziękuję Ci za odwiedziny na moim blogu i za ciekawy komentarz.
Jak wspominałem wcześniej – Twój Mąż jest człowiekiem bardzo uduchowionym, dlatego za miejsce „azylu” wybrał spotkania medytacyjne. Super! Nie ma ani grama przesady, że Twój mały Aleksander, to jak go nazywasz – medytująca dusza.
Dziękuję za ciepłe słowa i pozdrowienia.
Życzę Ci wszystkiego dobrego i pozdrawiam bardzo serdecznie. :)
Bardzo, ale to bardzo podoba mi się Twój post i czytałam go z olbrzymia przyjemnością. W pełni się z Tobą zgadzam. I powiem szczerze, że uwielbiam podróże pociągiem właśnie za te chwile zadumy w turkocie i pędzącym za oknem krajobrazie. Dzięki za ten post :)
OdpowiedzUsuńMoja Droga Wiedźmo.
UsuńDziękuję Ci za to, że zechciałaś zajrzeć na moją stronę i za komentarz, w którym jest tyle ciepłych słów.
Cieszę się, że podczas podróży pociągiem potrafisz „zabić czas”, korzystając z niepowtarzalnej w innych warunkach medytacji.
Podróże pociągiem powoli przechodzą do przeszłości, korzystają z nich głównie ci, którzy nie posiadają własnego środka lokomocji – auta. Wielka szkoda!
Pozdrawiam Cię bardzo ciepło i serdecznie. : )