piątek, 1 lipca 2011

Dylematy


Na trudne pytania nie ma łatwych odpowiedzi. W zadawaniu trudnych pytań przodują dzieci, których ciekawość świata sprawia, że ich dociekliwość zdaje się nie mieć końca, a przodują w tym zodiakalne Bliźnięta. Jeśli chcemy, by dziecko rozwijało się prawidłowo, nie możemy pozwolić sobie na to, żeby zadane pytanie zawisło gdzieś w próżni, pozostało bez odpowiedzi. Zdarza się, że sami sobie zadajemy pytania różnego rodzaju, a odpowiedzi często oczyszczają i koją naszą duszę, działają uspokajająco na psychikę i leczą ciało. Dzisiaj chcę zająć się bardzo delikatnym tematem, który często wzbudza krańcowo różne emocje, a dotyczy naszej duchowości – religii i jej godzenia z praktykowaniem, zgłębianiem nauk tajemnych – z ezoteryką. Nie będzie przesadą, kiedy to porównam, do przysłowiowego godzenia wody z ogniem. Problem ten dotyczy większości z nas tych, którzy zdecydowali się pójść drogą „poznawania prawdy o życiu” oraz tych, których ciekawość sięga jeszcze dalej – praktykujących i korzystających z działań magicznych do różnych celów. Z kontaktów z ludźmi mogę wywnioskować, że zamiast spojrzeć prawdzie w oczy, zamiast „rozprawić się” z problemem raz na zawsze, wolą oni wrzucić go do prawej półkuli, niczym do lamusa. Problem powróci za pewien czas, może to nastąpić nawet po kilkunastu latach.  
    
 Po tym, być może przydługim wstępie, zadaję sobie pytanie:

Jak pogodzić ezoterykę z wyznawaną religią?

Sam termin – ezoteryka, jest na tyle znany, że jego rozwijanie uważam za zbyteczne, podobnie jak wyjaśnianie, czym jest religia, która miała niebagatelny wpływ na losy, nie tylko pewnych grup społecznych, ale nierzadko całych narodów. Najstarszą religią świata jest hinduizm, którego teksty zapisane sanskrytem i zawarte w Wedach, według badaczy, liczą kilka tysięcy lat.  Natomiast w II tysiącleciu p.n.e. ukształtował się judaizm, z którego wywodzi się chrześcijaństwo.

Podobno ponad dziewięćdziesiąt procent Polaków deklaruje swoją przynależność do kościoła katolickiego. Dane te zmieniają się każdego roku, a ich rzetelność jest dość wątpliwa. Tradycje katolicyzmu w naszym kraju są mocno zakorzenione i sięgają końca dziesiątego wieku, a ściśle roku 996 – chrztu Polski, której chrystianizacja trwała do początków XIII wieku. Co było wcześniej? W co wierzono? Każdy, kto uczył się historii, uważnie na lekcjach słuchał swojego belfra, ten wie, że pogaństwo, jakie wówczas panowało, kształtowało naszych przodków. Dość często, okres ten jest krytykowany, nierzadko wyszydzany, co traktuję jako przejaw bezmyślności, bądź celowego pomniejszania jego rangi. Świadczy to, że pogaństwo często ma wydźwięk negatywny. Z takim traktowaniem nie zgadzają się wszyscy ci, którzy w swoich operacjach magicznych stosują obrzędy pogańskie, które dobrze sprawdzają się w naszych czasach. Mogę zaryzykować stwierdzenie, że sięganie do tradycji pogańskich, jest panaceum, lekiem na zło, jakie dokucza współczesnemu człowiekowi. Nie możemy zapominać, że w Polsce, – choć w zdecydowanej mniejszości – oprócz chrześcijaństwa, funkcjonują inne religie, których znaczenia nie możemy w żaden sposób pomniejszać, jeśli chcemy żyć w symbiozie, która powinna łączyć wszystkich ludzi.   

Niezaprzeczalnie to „ludzie kościoła”, jako pierwsi posiedli wiedzę, do której prosty lud nie miał dostępu. Mam na myśli m.in. astrologię, numerologię czy chociażby Kabałę. Wtajemniczeni manipulowali prostym ludem, wykorzystując do tego celu różne zjawiska astronomiczne (zaćmienia Słońca, Księżyca), czy też zjawiska geologiczne, np. trzęsienia ziemi, wybuchy wulkanów, strasząc, że są kary zsyłane przez Boga, za ich grzechy. Przecież wyżej wymienione nauki, wówczas trzymane w tajemnicy, to nic innego jak okultyzm, który jest doktryną ezoteryczną. Do dnia dzisiejszego niektóre zjawiska związane z okultyzmem są akceptowane w niektórych światowych religiach, chociażby w hinduizmie, buddyzmie, islamie czy w judaizmie. Kabała jest podstawą, na której opiera się judaizm, jest nazywana Jogą Zachodu. Ponoć, do dnia dzisiejszego pewne, (choć już nieliczne) Jej fragmenty, pozostają w cieniu – stanowią tajemnicę, której jak oka w głowie, strzegą rabini.   

Kościół katolicki od początku odnosił się z dystansem do okultyzmu i wszelkich innych nauk ezoterycznych. Kościół do dnia dzisiejszego posiada „monopol na wiedzę”, co uważam za jego grzech, do którego nie chce się przyznać. Przekopując materiały historyczne, moglibyśmy doszukać się wśród duchownych, sporo osób, które były związane z ezoteryką. Pomijam cały wątek związany z nawracaniem pogan, którego podjęli się chrześcijanie i związane z tym wyprawy krzyżowe, o których Kościół nie chce głośno mówić swoim wyznawcom. Na przestrzeni wieków doktryny Kościoła zmieniały się wiele razy. Wspomnę, chociażby problem reinkarnacji, która po V Soborze, w roku 553, została przez większość kościołów chrześcijańskich odrzucona w całości.

Kościół obok świętokradztwa, zabójstwa, które uznaje za grzechy ciężkie, do tej samej kategorii zalicza także magię, wróżenie, okultyzm i spirytyzm. Tarot przez księży przeważnie nazywany jest „księgą szatana”. Jak mamy diabła, to musi być też jego siedziba – piekło, do którego po śmierci mają trafiać grzesznicy. Jak są złe duchy, to muszą być egzorcyści, itd. Chcę przypomnieć, że ta rzekoma „księga szatana”, zdołała przetrwać najcięższe czasy, kiedy to niszczono słowo pisane, które stanowiło rzekome zagrożenie dla wiary, a głoszący te słowa trafiali na palące się stosy. W tamtych mrocznych czasach, miejscem azylu dla Tarota stały się klasztory. Paradoksem jest to, że

dzięki zakonnikom, obecnie możemy korzystać z tej cudownej Księgi Życia,
skarbnicy, której do końca nikt nie zgłębił,
która co rusz przed wybrańcami odsłania swoje nowe tajemnice.


Przechodzę do ostatniej części, tego posta, która wydaje się być najtrudniejszą do omówienia, która może okazać się niezwykle kontrowersyjna, która ma odpowiedzieć na pytanie: Jak pogodzić ezoterykę z religią, czy w ogóle jest to możliwe?

Człowiek przed rozegraniem partii szachów musi podporządkować się pewnym regułom, jakie obowiązują w tej grze; piłkarz wychodzący na boisko przyjął do wiadomości, że zagranie faul, jest niedozwolone – grozi kara upomnienia żółtą kartką, a nawet wyeliminowanie go z dalszej gry; na każdym obywatelu ciążą obowiązki wobec państwa i wobec innych ludzi, ale posiada też prawa, które mają go chronić przed bezprawiem.

Wszyscy, którzy zdecydowali się się zgłębiać ezoterykę, dobrowolnie godzą się na podporządkowanie się pewnym, niepisanym regułom, jakie ona na nich nakłada. Wszelkie „faule” są niedozwolone, niegodziwe, a ich zatajenie – niemożliwe. Adept za drobny faul otrzymuje „żółtą kartkę”, którą często zauważa dopiero po pewnym czasie. Następne przewinienia są karane bardziej dotkliwie. Być może się mylę, ale uważam, że w tej „grze”, pomyłki są niemożliwe.

Jak wcześniej wspomniałem, Kościół zgłębianie, zajmowanie się ezoteryką (w tym astrologią, Tarotem, itp.) uważa za grzech ciężki, którego konsekwencje mogą być różne. Podczas „luźnej” rozmowy z jednym z księży na mojej dzielnicy, zapytałem o karę, jaka może spotkać praktykującego katolika, który zajmuje się ezoteryką. Na dzień dobry, zostałem sprostowany, że mówię o okultyzmie, a karą może być nieotrzymanie rozgrzeszenia!  Konsekwencją takiej kary jest zakaz przystąpienia do sakramentu komunii świętej.

Osobiście jestem osobą, którą Kościół w pewien sposób, częściowo wykluczył z „rodziny wiernych”, ponieważ jestem w związku małżeńskim po raz drugi. Zostałem pozbawiony uczestnictwa w eucharystii – przyjmowania komunii świętej. Oczywiście, przyjmuję to z pokorą, ponieważ tak stanowi prawo kościelne, które muszę respektować. Kontakt z Bogiem znajduję poza murami świątyni, co nie umniejsza rangi tych kontaktów. Kiedyś pisałem o problemie biegających i hałasujących w kościele dzieciach, które są pozbawione opieki rodzicielskiej. Jestem tolerancyjnym, ale… są pewne granice, za którymi króluje samowola, na którą w świątyni nie powinno być miejsca.

Dylemat moralny mają wszyscy ci, którzy w sposób – nazwijmy go – czynny uczestniczą w życiu religijnym, a jednocześnie zajmują się magią, wróżbami, astrologią, czy też zgłębiają Tarota, ponieważ według księży to wszystko jest grzechem ciężkim. Zatajenie tego faktu podczas spowiedzi, rodzi kolejny grzech. Jeśli ktoś poważnie traktuje wiarę, musi być lojalny i szczery wobec spowiednika, a to wyklucza kłamstwo przy konfesjonale. Chociaż znam przykłady, kiedy księża okłamywali z ambony swoich wiernych, kiedy straszyli ich, żeby nie pozwalali swoim dzieciom uczestniczenia w koncertach zespołów rockowych, ponieważ tam będą rozdawane narkotyki, co było zupełną nieprawdą.

To są poważne dylematy moralne, przed jakimi staje człowiek, który chce żyć w zgodzie z własnym sumieniem. W bardziej komfortowej sytuacji są wyznawcy niektórych innych religii, które nie wkluczają możliwości zgłębiania ezoteryki. My żyjemy w Polsce, mamy swoją religię, w zdecydowanej większości jesteśmy katolikami, których obowiązuje nauka zawarta w Biblli. Jak wspomniałem na początku – na trudne pytania, nie ma łatwych odpowiedzi. Niech każdy decyduje sam, jak ma pogodzić ezoterykę z wyznawaną religią, w czym może pomóc nasz „głos wewnętrzny”, któremu warto zaufać.  

    
Ez[o]


5 komentarzy:

  1. Na pytanie, czy jestem wierząca odpowiadam „tak”, choć doskonale wiem, że w tym kraju jest ono jednoznaczne z pytaniem o przynależność do religii chrześcijańskiej. Trochę bawi mnie ta słowna gra, więc brnę w nią z miłym uśmiechem, by później grzecznie wyjaśnić: „Tak, wierzę. Po prostu”.
    Otóż już dawno nauczyłam się odróżniać religię od wiary, co uczyniło moje życie dużo łatwiejszym. Religia zakłada istnienie pewnych ram, nakazów i zakazów, dogmatów. Jeżeli chcemy być prawowitymi wyznawcami, musimy się na nie godzić. Z kolei wiara jest czymś bardziej osobistym i mniej ograniczającym. Ja nie umiem się wpisać w jeden system, ponieważ „prawdy objawione” dostrzegam zarówno w hinduizmie, islamie, chrześcijaństwie, jak i druidyzmie, czy szamanizmie. Wszak prawo do życia, miłość do bliźniego, albo nie sprawianie komuś bólu pojawiają się wszędzie.
    Z takim podejściem do sprawy mogę czerpać pełnymi garściami z bogactwa duchowego i filozoficznego, bez obaw, że łamię jakieś zakazy i jestem „złym wiernym”. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj-Edziu..
    Fachowo i trafnie to Ująłeś.Niech każdy staje jak to pogodzić i żyć zgodnie z własnym > Sumieniem i poglądami.
    Pozdrawiam-Staś...

    OdpowiedzUsuń
  3. Droga Rebeko.

    Serdecznie dziękuję Ci za komentarz do tego posta.

    W sposób syntetyczny, a jednocześnie wyczerpujący przedstawiłaś swój punkt widzenia.

    W pełni ZGADZAM SIĘ Z KAŻDYM TWOIM SŁOWEM, podpisuję się pod nimi obydwoma rękoma. Moje poglądy w kwestii wiary, są takie same jak Twoje, ale…

    Jak sama zauważasz, w Polsce wiara jest kojarzona z religią chrześcijańską, której większość wyznawców – przykro mi o tym pisać – nie toleruje innych religii, widząc w nich zagrożenie, którego nie potrafią uzasadnić. „Nasz Bóg” jest dobry, litościwy, wysłuchuje naszych próśb, ale „oni –inni” wierzą w „swojego Boga”, który jest gorszy od naszego.

    Przedostatni akapit mojego posta jest poświęcony WSZYSTKIM, którzy zajmują się ezoteryka, a jednocześnie „czynnie uczestniczą” w życiu religijnym (np. przyjmują sakramenty). Z taką postawą nie mogę się zgodzić. Tu pasuje powiedzenie: „Panu Bogu świeczkę, a diabłowi ogarek”.

    Pozdrawiam Ciebie serdecznie i bardzo szczerze.: )
    Ez[o]

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja mam tendencję do formułowania zbyt zwięzłych myśli, przez co często miałam problemy z wyrobieniem limitu stron w pracach zaliczeniowych. Potrafiłam na kilku stronach zmieścić wszystko, co kazano mi rozwlekać w nieskończoność. Bez sensu. ;)
    Ale wracając…
    Ja również nie zgadzam się z omawianą przez Ciebie postawą. Nie można jednocześnie być chrześcijaninem „z krwi i kości” i zajmować się ezoteryką. Jedno z góry wyklucza drugie. Do tej kwestii nie trzeba nic więcej dodawać. :) Chciałabym jednak chwilę zastanowić się nad inną częścią Twojej wypowiedzi. Wprawiła mnie ona bowiem w głęboką zadumę. ;)
    Nietolerancja religijna i uznawanie "naszego Boga" za jedynego prawdziwego kojarzy mi się z wielką obawą. Obawą o to, że możemy się mylić. Co, jeśli nasz "świat poza światem" nie jest taki, jaki nam malują? Co, jeśli aniołowie nie zagrają na złotych trąbach? Co, jeśli nie przebudzimy się pośród łąk bezkresnych i mistycznych winnic? Co, jeśli NIE MAMY RACJI? Kto w takim razie ją ma? Dlaczego oszukano właśnie nas, a innym dano monopol na prawdę? Popełnienie błędu w sprawach boskich pociąga za sobą ogromne komplikacje, rujnuje podstawy społeczeństwa zżytego z taką, a nie inną tradycją, w skład której wchodzi również religia. Patrzę na to trochę z antropologicznego punktu widzenia. Upadek tak ważnych wartości implikuje upadek kultury, podważa sens jej istnienia i sens istnienia nas samych. Może krew przelewana za wiarę była rozpaczliwą próbą udowodnienia światu i własnej grupie, że tę rację jednak mamy, a co za tym idzie, mamy prawo do dalszego trwania?

    Pozdrawiam cieplutko. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Droga Rebeko.
    Z wielką przyjemnością czytałem Twój ostatni wpis.

    Proszę, nie przyjmuj tego, co teraz napiszę, jako komplement pod Twoim adresem. Plastyczny opis „drugiej strony życia” jaki mi zafundowałaś, sprawił że poczułem się pewniej i dodał mi otuchy, przed zbliżającym się czasem, kiedy przyjdzie mi stanąć oko w oko przed postacią, której atrybutem jest kosa. Mając za sobą sześćdziesiąt sześć lat życia, należy powoli przystępować do robienia bilansu dokonań.

    Oczywiście nietolerancja religijna jest mi obca, stąd określenie nasz Bóg znalazło się w cudzysłowie. Tak się składa, że kilka osób, które znam, są świadkami Jehowy. Właśnie nietolerancja była powodem, że wiele razy musiałem stawać w ich obronie (normalna rzecz), przez co zaczęto podejrzewać mnie, że (cytuję) ,,należę do kociej wiary”. Dzisiaj – w niedzielę spędziłem kilka godzin wśród wyznawców hinduizmu. Cieszę się, że poznałem tam osobę, która dała mi „namiary” do dwóch bhaktów (wyznawcy Kriszny) zajmujących się astrologią wedyjską, co daje nadzieję, że podzielą się ze mną swoją wiedzą.

    Bardzo dziękuje Ci za krótki, ale niezwykle pouczający, filozoficzny wykład o „boskich sprawach”. W ten oto nieoczekiwany sposób dostarczyłaś mi garść wiedzy, która stanie się źródłem moich głębszych przemyśleń.

    Pozdrawiam Cię serdecznie i bardzo szczerze. :)

    ez[o]

    OdpowiedzUsuń