Od wielu lat, na przełomie
września i października, kiedy wiele osób wyrusza do lasu na grzybobranie, ja
kieruję swoje kroki w aleję kasztanową w okolicach zamku Książ koło Wałbrzych.
Wracam do domu z koszykiem wypełnionym po brzegi kasztanami. Później siadam
przed komputerem i zabieram się do pisania posta na temat kasztanów. A dlaczego
tak robię?
Przede
wszystkim staram się żyć
w zgodzie z Matką Naturą i
korzystać z Jej szerokiego wachlarza "dóbr", poczynając od ziół,
których mamy pod dostatkiem a kończąc na drzewach, których kwiaty, owoce, bądź
ich kora, są składnikami mieszanek i różnych mikstur leczniczych. A co ważne,
możemy je mieć zupełnie za darmo, wystarczy tylko odrobina dobrej woli i chęci.
Oprócz sensu stricte właściwości leczniczych, rośliny te, bądź ich części są
wykorzystywane do... celów magicznych, tych prostych, z których mogą korzystać
wszyscy, czy też do skomplikowanych rytuałów, do których mają dostęp tylko
wtajemniczone osoby.
W
tym miejscu, polecam internetową stronę - bloga: Ezoteryka i ja,
gdzie jego Autorka - Pani
Alicja Chrzanowska - świetny ezoteryk, autorka i tłumaczka wielu
książek z tej dziedziny, aktualnie zamieszcza całą serię roślin, drzew,
kwiatów, przypisując im (w sposób zwięzły - syntetyczny) odpowiednie działania lecznicze i... magiczne.
Współczesny
człowiek zapomniał, że jego egzystencja
jest uzależniona od Matki Natury,
którą niszczy nie zdając sobie sprawy z grożących mu z tego powodu konsekwencji.
Niedoceniana hojność Natury może przerodzić się w niedostatek, czy głód. Ludzie w pogoni za
materią - pieniądzem, zapomnieli o roli
- misji do jakiej zostali powołani przez Boga, bądź jak kto woli Kosmos,
czy Uniwersum. Co mówić o misji, kiedy nie potrafią wykorzystać wolnego czasu w
czasie weekendów. Ciągną całymi rodzinami do marketów, na giełdy pełne
chińskiej tandety, przepychają się między kramami i tłumem podobnych im ludzi.
Unikam jak przysłowiowego ognia, tego rodzaju skupisk ludzkich. Przy każdej
nadarzającej się okazji, także poprzez Internet, staram się nakłaniać znajomych
do zdrowego spędzania wolnego czasu.
Z racji
mojego wieku coraz częściej odczuwam jak zderzają się, czasowo nieodległe dwa
światy - przeszły i obecny. Pozwolę sobie na chwilę retrospekcji - powrót do
młodych lat i porównania ich z dniem dzisiejszym, a dotyczących między innymi
sposobów leczenia naszego grzesznego ciała. Być może apteki przed pół wiekiem
były mniej okazałe, ale lekarstwa w nich sprzedawane, w dużej mierze zawierały
składniki ziołowe, a jedynym antybiotykiem była penicylina. Pan aptekarz sprzedawał leki w torebkach
"na sztuki", a niektóre mikstury i maści sam przygotowywał na
zapleczu. Obecnie leczenie opiera się na medykamentach farmakologicznych -
substancjach chemicznych, które działają szybko, ale pozostawiają trwały ślad w
organizmie - tworzą negatywne skutki uboczne, w odróżnieniu od leków
naturalnych, które niestety odchodzą w przeszłość, w zapomnienie. Z każdym
rokiem znikają sklepy zielarskie, a ich miejsce zajmują apteki, których sieć
rozrasta się w sposób dynamiczny. Co prawda, w aptekach można kupić zioła i
preparaty ziołowe, ale ich jakość budzi moje wątpliwości, nawet tych
pochodzących z Herbapolu. Coraz więcej preparatów ziołowych i przypraw do
potraw pochodzi z Chin, do których można mieć wiele zastrzeżeń.
Dawniej ludzie, znacznie częściej niż obecnie,
wykorzystywali kasztanowce do celów leczniczych. I tak: kwiat kasztanowca jest składnikiem mieszanek ziołowych, wspomagających
leczenie żylaków odbytu i schorzeń serca, w nadmiernych krwawieniach
miesiączkowych, niewydolności krążenia; liście
kasztanowca
wraz
z innymi ziołami są pomocne w leczeniu kontuzji, złamaniach kości; z kolei kora kasztanowca jest składnikiem mieszanek ziołowych
przydatnych w leczeniu miażdżycy tętnic i żył. Oczywiście można wymieniać wiele
innych zastosowań, chociażby jako składnik, tak obecnie modnych, upiększających
maseczek na twarz. Pamiętam, jak moja śp. babcia Maria robiła swoją "cudowną
miksturę". Rozdrabniała kasztany i zalewała je czystą naftą, która wtedy
była w powszechnym użyciu; lampami naftowymi oświetlano mieszkania. Babcia
swoją miksturę używała "na rwanie w
kościach i na bolące stawy".
Sięgnąłem po książkę WITOLDA POPRZĘDZKIEGO - "Ziołolecznictwo", gdzie na
stronie 121 czytamy,
cytuję:
Kasztanowiec
(Aesculus hippocastanum L.) z rodziny kasztanowatych, popularnie kasztanem
zwane, pospolite drzewo parkowe, przydrożne, uliczne, nigdzie nie tworzące lasów, dostarcza nam
trzech surowców leczniczych.
Kora (Cortex Hippocastani) zapachu nie ma, smak mocno
gorzki i ściągający, działa wykrztuśnie, przeciwbiegunkowo i przeciwzapalnie,
wzmacnia układ naczyń krwionośnych. Odwar z łyżki kory na 2
szklanki wody, 2-3 razy dziennie po pół
szklanki stosuje się w czerwonce, biegunce, osłabieniu przewodów pokarmowych,
hemoroidach i pękających żylakach.
Kwiat (Flos Hippocastani) zbierany tylko z odmiany biało-, a nie
czerwono kwitnącej, działa ściągająco, wzmacnia ogólnie i wzmacnia układ naczyń
krwionośnych, stosuje się więc napar w żylakach, hemoroidach, reumatyzmie.
Nalewkę
spirytusową na świeżych kwiatach (2-3
tygodnie na słońcu) używa się do pędzlowania swędzących wysypek, odmrożeń i
oparzeń. Do kąpieli przy skrofulozie* i wyrzutach skórnych bierze się około 20
dag kwiatu na 2 litry wrzątku i napar
wlewa się do wanny.
Owoc kasztanowca,
czyli popularny kasztan, działa w naparach przeciwkrwotocznie, wykrztuśnie,
uśmierza bóle, wzmacnia napięcie naczyń krwionośnych, jest wiec również
środkiem przeciw hemoroidom i żylakom, znaleziono w nim zresztą witaminę B6 i
B12. Upieczony kasztan sproszkowany zażywa się 2
razy dziennie, na koniec noża przy nieżycie jelit, biegunce, kolce, wzdęciach i
hemoroidach.
Noszenie
kasztanów w kieszeniach przy chorobach reumatycznych i podobnych do niedawna
jeszcze uważane było za śmieszny przesąd z epoki średniowiecza. Jednakże
badania klinicystów japońskich (a jak wiadomo Japończycy są najlepszymi na
świecie przyrodnikami), położyły kres temu mniemaniu i w szpitalach japońskich
kasztany stosowane są nie tylko w chorobach reumatycznych, ale np. w zapaleniu
płuc, w leczeniu gruźlicy itp. - chorym nakłada się coś w rodzaju kamizelki z
wszytymi wewnątrz kasztanami na kilka godzin, np. na noc, i skutek jest
bardziej przekonujący, niż przy uderzeniowej dawce antybiotyku (nietolerancja
antybiotyków zdarza się coraz częściej). W przewlekłych chorobach artretycznych
lub reumatycznych okłady z kasztanów stosuje się na miejsca szczególnie
zaatakowane chorobą tak długo, aż choroba ustąpi. Takie działanie owocu
kasztanowca i w tym zgadzają się Japończycy z naszymi zielarzami - po roku
ustaje.
-----------------
*
Skrofuloza - gruźlica węzłów
chłonnych, obecnie rzadko spotykana.
Ten
obszerny cytat uzmysławia jak wielkie korzyści możemy czerpać z
"owoców" Matki Natury, w tym konkretnym wypadku - z drzewa kasztanowca. Do tej pory była mowa
o jego zastosowaniach leczniczych, ale jest jeszcze jeden aspekt, równie ważny,
a mianowicie mam na myśli cieki
wodne, czy jak kto woli promieniowanie geopatyczne. Bóle głowy, zmęczenie po źle przespanej
nocy, ogólne osłabienie - najczęściej w ten sposób reaguje nasz organizm na obecność
cieków wodnych. Można by rzec: "Jak
sobie pościelisz, tak się wyśpisz". Radiestezja, która przez wiele
środowisk nie jest uznawana jako dziedzina nauki (!), zna wiele sposobów na ich zneutralizowanie,
poczynając od najprostszych a kończąc na różnego rodzaju nowoczesnych odpromiennikach
oferowanych przez wyspecjalizowane firmy. Często do neutralizacji promieniowania
geopatycznego wystarczą... kasztany. Należy zebrać dość dużo zdrowych, dojrzałych,
suchych i nieuszkodzonych kasztanów, umieścić je gęsto w pojemniku na pościel.
Jeśli śpimy na łóżku, wkładamy je do lnianego woreczka, zaszywamy go i
kładziemy na podłodze, pod łóżkiem. Kilka kasztanów trafia do kieszeni moich zimowych
ubrań. Niestety, coraz więcej kasztanowców jest atakowanych przez szkodnika o nazwie
szrotówek kasztanowcowiaczek. Spod chorych drzew - zaatakowanych przez szrotówka nie zbieramy kasztanów.
Osobiście
biorę więcej kasztanów, rozkładam je na szafie i innych meblach, a także na półkach
z książkami. Przynoszę do domu więcej kasztanów, dzielę się nimi z sąsiadką,
starszą panią, która wierzy w ich uzdrawiającą moc. Należy pamiętać, żeby na
wiosnę "zużyte" kasztany usunąć, co nie jest równoznaczne z ich
wyrzuceniem do kubła ze śmieciami. Powinniśmy zebrać je wszystkie i... odnieść
w miejsce gdzie je zbieraliśmy.
W moim wypadku, trafiają pod drzewo w alei koło Książa, gdzie zostają przerobione
w jakże potrzebny nawóz. W myślach dziękuję
Matce Naturze, że pozwoliła mi skorzystać z Jej dobrodziejstwa. Można to porównać
do pożyczki zaciągniętej w banku. Pożyczyłem - oddaję i dziękuję.
Ez[o]