mówią
ludzkim głosem. Powiedzenie to funkcjonuje przez kilka, czy kilkanaście godzin,
by później o nim całkowicie zapomnieć na wiele miesięcy, aż do kolejnej wigilii
Bożego Narodzenia. Do tego powiedzenia, większą rolę przywiązują ludzie, którzy
na co dzień obcują ze zwierzętami gospodarskimi. Tradycja nakazuje im, żeby w
ten szczególny wieczór, iść do swoich zwierząt, poczęstować je czymś "odświętnym"
- resztkami pokarmu zebranego z wigilijnego stołu, a przy okazji wytężyć słuch,
czy aby nie przemówią one ludzkim głosem. Podobno, niektórym szczęśliwcom to
się udaje. Zwyczaj ten, jak mi wiadomo, powoli zanika, a szkoda... Jest wiele
legend związanych z tym powiedzeniem, niektóre sięgają czasów słowiańskich,
inne nawiązują do narodzin Chrystusa, któremu miały towarzyszyć niezwykłe
wydarzenia, chociażby to, że zwierzęta przemówiły ludzkim głosem.
Legendy
legendami, ale uważam, że porozumiewanie się człowieka ze zwierzętami jest zjawiskiem
istotnym tak dla człowieka jak i dla zwierzęcia, dlatego chcę pozostałą część
posta poświęcić tej właśnie kwestii. Ludzie niejednokrotnie bagatelizują ten
problem, uważają go za nieważny, a jeszcze inni w ogóle go nie dostrzegają. Trudno
wymagać od gospodarza, by każdego dnia prowadził "konwersację" z
krową, czy prosiakiem, a tym bardziej wsłuchiwał się w gdakanie kury, czy
beczenie owcy. Chociaż z takim zjawiskiem spotkałem się kilka razy. Być może
brzmi to humorystycznie, groteskowo. W naszych domach zamieszkują zwierzęta,
głównie psy i koty, których język werbalny i niewerbalny jest przebogaty. Ich
właściciele powinni poznawać, uczyć się tego "języka", co znacznie
ułatwia komunikację na linii człowiek - zwierzę. Tu zaczyna się problem, ponieważ
większość ludzi traktuje zwierzęta przedmiotowo, uznając siebie za dominanta -
gatunek, który nad nimi ma władzę, co więcej - ma prawo niektóre z nich
zabić i... zjeść. Często z ust ludzi
padają słowa: "to tylko zwierzę".
Takie, z pozoru niewinne powiedzenia niosą ze sobą różnego rodzaju niebezpieczeństwa,
które często kończą się maltretowaniem, znęcaniem się nad niewinnym stworzeniem.
Zwierzęta
mają prawo być przez ludzi traktowane podmiotowo, wszak są one istotami żywymi, które podobnie
jak człowiek odczuwają ból, strach, radość, smutek, reagują na zmiany temperatury,
itp. W tym miejscu, na poziomie filozoficznym, można by zadać pytanie: Czy zwierzęta mają duszę? W tej kwestii
zdania są podzielone, chociaż osobiście nie mam najmniejszej wątpliwości, że zwierzęta
dusze posiadają, przez co często spotykam się z krytyką innych ludzi. W takiej
sytuacji okazuję się "zwierzęciem gruboskórnym" - nie wdaję się w dalszą
dyskusję.
Człowiek
w swojej indolencji, zarozumialstwie posuwa się zbyt daleko. Większość ludzi uważa,
że to zwierzęta powinny wykonywać ich polecenia, czy wręcz rozkazy, rozumieć
ludzką mowę, a nierzadko znosić ich kaprysy. Z takim podejściem w ogóle nie
zgadzam się. To człowiek, jako istota bardziej rozwinięta, powinien obserwować
zachowanie zwierzęcia, wsłuchiwać się w jego "głos" - poznawać jego
język niewerbalny i werbalny. To człowiek przez setki, a nawet tysiące lat przyswajał
do siebie zwierzęta, a nie odwrotnie. Ludzie i zwierzęta żyli w pełnej
symbiozie, ponieważ zwiększała ona ich wspólne bezpieczeństwo, dawała szansę na
przeżycie. Obecnie człowiek czuje się przysłowiowym "panem i władcą",
niszczy Naturę, w tym zwierzęta, ba, niszczy innego człowieka, często w imię
religii.
Od
niespełna ośmiu lat nasze mieszkanie dzielimy z sympatycznym Mniejszym Bratem,
rasy Cavalier King Charles Spaniel, który jest pełnoprawnym członkiem rodziny.
To głównie my uczymy się jego "języka", a on przyswaja sobie nasz -
ludzki. Dochodzę do wniosku, że jest to obopólna edukacja, która będzie trwała
przez cały czas. Prawdziwi "psiarze" bardzo szybko nawiązują "wspólny
język" - potrafią szybko porozumieć się ze swoim Mniejszym Bratem.
Po
ośmiu latach jestem mądrzejszy, bagaż doświadczeń skłania mnie do pewnych
refleksji. Uważam, że chcąc łatwiej poznać "psi język", ten werbalny,
czy niewerbalny, należy przede wszystkim poznać biologię psa, o której (mówiąc
szczerze) niewiele wiemy. Poza tym, przyjmując pieska pod swój dach, powinniśmy
zastanowić się, jaka rasa będzie dla nas odpowiednia. Nie można narzekać na
brak literatury - książek, które w profesjonalny sposób opisują jak postępować
ze zwierzętami, podają konkretne rady i wskazówki dla hodowców. Oczywiście jest
szereg niewiadomych, jakie są ukryte w psychice psa. Różne źródła podają, że
pies potrafi przyswoić sobie (rozumieć) około stu słownych zwrotów. Zadaję
pytanie (może niezbyt mądre): "A
dlaczego sto, a nie pięćdziesiąt, czy dwieście zwrotów?". Być może się
mylę, ale uważam, że w dużej mierze od nas zależy jak pojętym uczniem okaże się
nasz Czworonożny Przyjaciel, pomijając jego rasę oraz jego indywidualne
predyspozycje. Z naszej strony nie wystarczy zapewnić naszemu pieskowi miejsca,
które będzie dla niego "oazą spokoju", nie wystarczą pełne miski z
jedzeniem i czystą wodą. Powinniśmy zapewnić naszemu Mniejszemu Bratu coś
więcej - czas, dużo czasu na "rozmowę" z nim. Układanie szczenięcia
można porównać do wychowywania małego dziecka. Obydwoje są ciekawi Świata,
obydwoje oczekują od nas pomocy, okazywanie im serca, uczuć, które sprawią, że
poczują się bezpieczni i potrzebni. W obydwu wypadkach, ze strony opiekunów
wymagana jest wielka doza cierpliwości, a z nią bywa różnie.
Odbiegając
na chwilę od tematu (chociaż nie do końca), chcę przypomnieć, że często
człowiek zadaje sobie pytanie: "Jak
powstał język?" Np. Epikur wyróżniał dwa okresy w rozwoju języka:
początkowo pierwotny, naturalny, który przekształcił się w późniejszy
konwencjonalny. Na temat języka pierwotnego, wśród naukowców zdania są
podzielone, często sprzeczne. Posłużę się cytatem z książki FLAVIO ANUSZA - "Tarot
- praktyka mistrza", gdzie na stronie 84 czytamy:
Ambitny i wykształcony Fryderyk II
(1194-1250), król Sycylii i cesarz niemiecki, miał przeprowadzić okrutny (w
skutkach) eksperyment. Otóż zastanawiając się, który z języków jest językiem
pierwotnym, kazał z domu podrzutków przynieść 50 niemowląt. Każdemu dziecku
przydzielił opiekunkę, której zadaniem było troszczyć się o wszystko (jedzenie,
picie, ubranie), czego człowiek potrzebuje do życia. Jedno tylko było
zabronione: serce! Pielęgniarka nie mogła okazać dziecku żadnej najmniejszej
życzliwości, nie mogła się odezwać!
Opowiadają, że wszystkie dzieci pozostały
nieme. Nie nauczyły się ani mówić, ani bawić, ani pracować. Nie nauczyły się
cieszyć, myśleć, pytać, dziękować. Skarłowaciały! Ponoć żadne nie dożyło wieku
dojrzałego.
Powyższy
cytat niesie poważne ostrzeżenie a zarazem czytelne, jednoznaczne przesłanie,
które jak widać pośrednio wiąże się z tematem tego posta.
Każdy
posiadacz psa z czasem poznaje (przynajmniej częściowo) jego "język"
i na odwrót - pies reaguje na nasze słowa - co do niego mówimy, reaguje na
nasze gesty. Myślę, że wnikliwe opisy związane
z tą kwestią są zbyteczne, wszak każdy z nas, doświadcza ich obcując każdego
dnia ze swoim Pupilem. Podam jedynie trzy charakterystyczne przykłady dotyczące
Heliosa mojego Cavaliera. Nie wolno mi podczas spaceru rozmawiać z innymi
ludźmi dłużej niż minutę, góra dwie minuty. Po tym "limitowanym"
czasie Helios zaczyna po cichu (delikatnie) popiskiwać, ocierać się o moje
nogi, a następnie... nieśmiało, ale już nieco głośniej poszczekuje, a później
przechodzi do bardziej radykalnego działania - szczekania na cały głos, który
ma niezwykle donośny i ostry. Tłumaczę ludziom, że pies się niecierpliwi, że
chce już iść. Co bardziej wnikliwi obserwatorzy zauważają prawdziwy powód
szczekania - Helios jest zazdrosny. Podczas rozmowy z żoną, musimy zwracać
uwagę, by głośno, w jego obecności nie wymieniać imion członków rodziny, czy
znajomych. Ponieważ jego reakcja jest natychmiastowa - pędzi do przedpokoju,
siada koło drzwi i zaczyna popiskiwać. Dość często, głównie wieczorem - po dniu
pełnym wrażeń, leżąc obok mnie, kładzie głowę na moim ramieniu i... głośno
wzdycha, oczekuje ode mnie głaskania i słów pocieszenia, po czym zasypia.
Psy,
psami, ale miłośnicy, czy będące w większości miłośniczki czczonych w Egipcie
kotów, miałyby wiele do powiedzenia na temat porozumiewania się ze swoimi
"mruczkami". W tym miejscu ukłony dla Krysi z Jugowic koło Wałbrzycha
i Mirka z Wyszkowa.
Uważam,
że zgrzeszyłbym, nie wspominając w tym artykule o cudownym stworzeniu, jakim
jest koń, będący często inspiracją dla artystów malarzy. W okolicach Wałbrzycha
jest kilka hodowli koni. Każdego roku, latem w Morawie koło Strzegomia odbywają
się zawody jeździeckie - Puchar Świata w WKKW. Jest to impreza, którą obserwuję
na żywo od wielu lat. Nie przykładam większej wagi do wyników, jakie zapadają
podczas Pucharu, co nie znaczy, że jestem bezmyślnym gapiem. Lubię podglądać
"od kuchni" jak wyglądają zawody, cała ich otoczka, gdzie w zasięgu
ręki widzę konie, jeźdźców i całe zaplecze. Jestem pełen podziwu dla koni i
zawodników, kiedy obserwuję ich wspaniałą współpracę. Obydwoje tworzą nierozerwalną
całość. Podczas ujeżdżania, na czworoboku, konie zachowują się nadzwyczaj spokojnie.
Trzeba dobrze się przyglądać zawodnikowi, żeby zauważyć jego ruchy, które sprawiają,
że koń wykonuje skomplikowane figury, zwroty. Ruchy konia i jeźdźca idealnie
współgrają - obydwoje (jak wspomniałem wcześniej) tworzą całość. Trudno znaleźć
przykład bardziej idealnego "języka" niewerbalnego między człowiekiem a zwierzęciem. Co ciekawe, ten sam koń i jeździec, następnego dnia, kiedy stają
przed kolejną konkurencją - crossem, koń zachowuje się zupełnie inaczej - rży,
niecierpliwi się, często wierzga nogami stojąc w boksie startowym. Zawodnik
musi powstrzymywać konia, żeby nie popełnił falstartu. Cross jest dyscypliną niezwykle wyczerpującą tak dla konia, jak i dla jeźdźca. Parkur liczy około cztery kilometry, kilkadziesiąt różnych przeszkód, przeważnie
stałych. Często konie kaleczą na nich nogi, pędząc na przysłowiowe "złamanie
karku". Po minięciu mety, spocone konie są przykrywane derkami a zawodnicy
dziękują swoim partnerom - poklepują je po głowie, po szyi. Większość koni rży.
Jakże są to różne, inne dźwięki, od tych sprzed startu. Jeźdźcy tłumaczą, że
przed startem konie cieszą się, a po minięciu mety też... się cieszą, ale z
innego powodu - że wyścig już mają za sobą, że odpoczną, że będą miały opatrzone
rany i otarcia nóg.
W tym
artykule celowo pominąłem drastyczne wątki związane z "językiem
zwierząt" tych, które są zarzynane, mordowane dla mięsa.
Na
zakończenie zacytuję opowiadanie zaczerpnięte z książki HAJO BANZHAF'A
"Vademecum tarocisty" [strona 37].
Parsifal zasnął. Jednak wkrótce obudziło go poruszenie się konia.
Otworzył oczy i zobaczył, jak jego koń Allat spogląda z góry na niego swoimi
dużymi, pięknymi oczyma.
- Dlaczego Parsifalu - powiedział koń - dlaczego poganiasz mnie tak
mocno, kłujesz ostrogami okropnie w boki? Czy wiesz jak to boli?
Parsifal nic nie odpowiedział, gdyż zaniemówił ze zdumienia, tymczasem
koń mówił dalej:
- Nie sądź, że jestem twoim wrogiem. Jesteś moim panem i tobie służę.
Wszystko, co od ciebie otrzymuję jest moim życiowym przeznaczeniem. Jeśli do
końca moich dni zachowasz mnie przy sobie, będę szczęśliwy. Ale kochany panie,
jesteś tak nierozsądny! Zjeżdżając w dolinę mogliśmy skręcić w prawo do domu
otoczonego sadem, gdzie mieszkają dobrzy ludzie. Dostałbyś jeść i pić, wygodne
łóżko do spania, a dla mnie znalazłby się smaczny owies, bym mógł jutro
wspaniale galopować i miejsce w ciepłej stajni. A tak jesteśmy na dworze i w zimnie
leżymy o pustym żołądku na gołej ziemi. Nie wierzysz? Niesłusznie. Węch mam
bardzo dobry i zapach ogniska domowego wyczuję z daleka, a że w tamtym domu
mieszkają dobrzy ludzie, wyczułem sercem.
Tak, tak, my zwierzęta znacznie więcej wyczuwamy sercem, niż wy ludzie.
Skoro już zacząłem mówić, pozwól mi powiedzieć całą prawdę. Wy ludzie, pomimo waszej
wielkiej wiedzy, umiejętności czytania, pisania i liczenia okazujecie się
bardzo głupi! Ty przecież nie tylko dzisiaj byłeś głuchy na moje wezwania, by
zawrócić do tego domu, ale i w ogóle ani razu w swoim życiu nie posłuchałeś
mojej prośby.
Parsifal pozostawał wciąż niemy ze zdziwienia.
- No tak - mówił Allat dalej - ty nie zauważyłeś, gdzie dokładnie
znajduje się ten zaufany dom, bo mnie nie słuchałeś. Mówiłem ci, gdzie trzeba
było skręcić tak wyraźnie, jak tylko człowiek mówić potrafi, to znaczy... jak
koń tylko mówić potrafi: rżałem, rzucałem głową i szarpałem wodze! Jestem
przekonany, że nawet mój daleki krewny osioł posłuchałby mnie natychmiast
(chociaż prawdopodobnie wcale nie musiałbym mu tego nawet mówić, bo on
wiedziałby o tym sam). A ty! Co uczyniłeś? O ile mnie pamięć nie myli nazwałeś
mnie "leniwym bydlęciem" i spiąłeś ostrogami!
- Ach, wybacz mi mój drogi, dobry, wierny przyjacielu! - powiedział
Parsifal, kiedy w końcu odzyskał mowę. - Widzisz cierpię już, karą za moje złe
postępowanie jest nękający nas głód i zimno. Ale przede wszystkim, powiedz mi
od kiedy potrafisz mówić?
Allat westchnął ciężko:
- Ach ci ludzie, ci ludzie! Ciągle to samo! Od kiedy potrafię mówić?
Cóż, to rozumie się samo przez się: od dawna! Czymże byłoby zwierzę bez mowy,
każde z nas umie mówić. Nie nauczyłem się nagle rozmawiać, tylko ty w końcu
nauczyłeś się mnie słyszeć.
Mówiąc
żartobliwie, zwierzęta rozumieją ludzki język i potrafią się nim posługiwać,
dlatego uważamy, co przy nich mówimy. Chociaż kto wie, jak jest naprawdę, wszak
jest tyle niewyjaśnionych zagadek Tego Świata. Jedno jest pewne - zwierzęta
mówią, ale swoim językiem, być może bardziej przyzwoitym niż ten, którego
używają ludzie.
Ez[o]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz