Tolerancja musi być nietolerancyjna wobec nietolerancji.
[Immanuel Kant]
Kilkanaście dni temu byłem
zmuszony skorzystać z PKP – jechałem do Warszawy. W przedziale naprzeciwko mnie
siedziała kobieta czterdziestokilkuletnia. Podróżowaliśmy pierwszą klasą, w
przedziale, w którym drzwi same otwierały się, kiedy pociąg przyspieszał, a
zamykały podczas hamowania. W prymitywny sposób udało mi się „naprawić drzwi”,
blokując je zwiniętym w rulon kawałkiem papieru. Odetchnąłem z ulgą, w oczach współpasażerki
okazałem się „zaradnym mężczyzną” i od tego momentu nawiązała się między nami
rozmowa. Czas szybko mijał, rozmawialiśmy na różne tematy. Jednak nastąpił niespodziewany
zwrot. Kiedy przejeżdżaliśmy przez miasta Górnego Śląska, zauważyłem, że niemal
wszystkie kościoły były rzęsiście oświetlone jupiterami, mimo, że była godzina druga
w nocy. Wyraziłem zdziwienie i zadałem pytanie: Dla kogo te iluminacje w środku
nocy i kto za to płaci? Moja rozmówczyni poczuła się lekko poirytowana, wyraziła
– mówiąc delikatnie – słowną dezaprobatę, którą skwitowałem milczeniem. Dialog
się urwał, rozmowna do tej pory pani wtuliła się w siedzenie i… usnęła. Wysiadając
w Warszawie, na moje „do widzenia” usłyszałem pod nosem ciche burknięcie.
Ten „wagonowy” epizod to jeden z wielu
przykładów „polskiej tolerancji” a w
zasadzie jej braku. Temat tolerancji jest wałkowany przez prasę, telewizję, a
posłowie przypominają sobie o związkach partnerskich, zapładnianiu In vitro w
czasie kampanii wyborczej, chcąc w ten sposób pozyskać przychylność tzw.
elektoratu. Po wyborach obietnice trafiają do kosza, a w najlepszym wypadku
przybierają formę kłótni na sali sejmowej, nazywanej przez „wybrańców narodu”
debatą. Sejm jest doskonałym miejscem, gdzie młodzież szkolna może uczyć się
tolerancji i dobrych manier. Ręce opadają a głowa wykonuje poprzeczne ruchy
oznaczające niedowierzanie. Często ci sami ludzie są zapraszani do stacji
telewizyjnych, gdzie kontynuują swój pseudo-dialog, który polega na wzajemnym
przekrzykiwaniu się, co ma skłonić przeciwnika (nie partnera) do uległości i
przyznaniu racji stronie przeciwnej. Między innymi, dlatego ograniczam
oglądanie w telewizji do transmisji sportowych i filmów przyrodniczych. Mam ten komfort, że mogę spokojnie siedząc
przed komputerem, klikając w klawiaturę pisać tego posta bez niczyjej
ingerencji. Chociaż mówiąc szczerze, jeśli ktoś by podpowiedział mi coś
mądrego, wówczas bym skorzystał z jego rad.
Nie będę rozpisywał się na temat
tolerancji w akademicki sposób, ponieważ tego nie potrafię, pozostawiam to zadanie
ludziom, którzy są profesjonalistami. Ograniczę się jedynie do przykładów „z
życia wziętych”, których byłem uczestnikiem bądź obserwowałem je, co skłania do
refleksji i wyciągania z nich wniosków. Przynajmniej kilka razy w ciągu jednego
dnia jesteśmy świadkami sytuacji, które wskazują o braku tolerancji, zwykłego zrozumienia, co wzajemnie fundują
sobie nieżyczliwi ludzie. Stojące na chodnikach auta utrudniające przejście
pieszym, psie kupy na chodnikach i trawnikach, głośno rozmawiająca młodzież
wysypująca się ze szkoły, widok ludzi „obmacujących” owoce w marketach, czy
ktoś wciskający się do kasy poza kolejnością, są powodem irytacji i kłótni miedzy
ludźmi. Można tego uniknąć, a wystarczy jedynie odrobina wyrozumiałości,
tolerancji wobec innych ludzi. Jeśli
mieszczę się na chodniku, na którym stoi auto, t0 niech sobie ono stoi. Ja po
Heliosie sprzątam odchody, a że pani, która wyszła na spacer ze swoim pupilkiem
nie sprząta – trudno. Może kiedyś zapłaci mandat, być może wdepnie w kupę
innego psa, bo i tak się zdarza. Młodzież zachowuje się spontanicznie. Mnie to
nie dziwi, ponieważ pamiętam jak trudno było wysiedzieć w szkolnej ławce przez
kilka godzin. Nie kupuję owoców w tych marketach, gdzie ludzie wybierają je
sami. Często owoce te są przewracane brudnymi łapami przez wiele osób, co
wzbudza we mnie odruch wymiotny, czuję obrzydzenie. Przecież nikt mnie nie
zmusza do ich kupowania. Jeśli ktoś podejdzie do kasy poza kolejnością, to
świat się nie zawali, jedynie postoję chwilę dłużej, a osoba ta wystawia sobie
złe świadectwo, nic poza tym.
Dość często ludzie o odmiennych preferencjach seksualnych są wyszydzani i
dyskryminowani, chociaż sytuacja z każdym rokiem zmienia się na ich korzyść, co
napawa optymizmem. Ludzie „kochający
inaczej” wychodzą „z podziemna”, coraz częściej mówią, wprost, że są gejami,
lesbijkami. Marsze równości organizowane w różnych miastach gromadzą tysiące
ludzi. Jeśli są manifestacje, to trudno uniknąć kontrmanifestacji, w których
znajdą się także zwykli „zadymiarze”, a nawet różnej maści politycy, głoszący hasła
równości, tolerancji. Jeśli nadarzy się okazja, chętnie przed kamerą udzielą wywiadu.
Muszę cofnąć się w czasie o 50 lat, tak
to nie pomyłka. Wówczas uczyłem się w średniej szkole. Chłopak, który został
zdemaskowany, że jest „inny”, że jest gejem, był wyśmiewany przez rówieśników.
Nie piszę, że „przez kolegów”, bo trudno nazwać kogoś kolegą, kto krzywdzi
drugiego. Spotkałem go po wielu latach, wówczas poczułem się nieswojo, mówiąc
wprost – głupio. On pierwszy podszedł do mnie z uśmiechem na twarzy i podał mi
rękę. Przypomniałem sobie, że ja także kiedyś nazwałem go pedałem. Była to dla
mnie lekcja tolerancji a zarazem pokory, która utkwiła w mojej pamięci na
zawsze. Jak to mawiają – nauka nie idzie w las… a w nas, o czym przekonuję się
po latach. Znam mężczyznę, który jest gejem, ale to nie jest żadną przeszkodą,
by z nim rozmawiać jak z każdym innym człowiekiem. Odmienność seksualna jest jego i tylko jego
osobistą sprawą, do której nikt nie ma prawa pchać się z buciorami.
Niewątpliwie dużym problemem są pseudo-katolicy, którzy swoją
nietolerancję wobec innych religii głoszą bez żadnej krępacji, czego wyrazem są
liczne scenki pełne agresji z udziałem starszych kobiet tzw. „moherowych
beretów”, które są wspierane przez zaawansowanych wiekiem mężczyzn. Każdy z nas widział
na własne oczy, bądź w telewizorze osoby ziejące nienawiścią do dziennikarzy,
którzy według nich są źródłem wszelkiego zła, jakie jest na ziemi. Ludzie Kościoła
– księża, walczą o każdą swoją (i nie tylko swoją) „owieczkę” różnymi
sposobami, często łamiąc przykazania zawarte w Dekalogu. Wydaje mi się, że
przestają być pośrednikami – łącznikami między Bogiem a wiernymi,
przebranżawiając się w ludzi interesu. Demagogią klerykalną jest „uprawianie
wiary” przez Rydzyka, którego nietolerancja ociera się o rasizm wyrażany
publicznie. Czy ludzie są ślepi i głusi? Dlaczego zwierzchnicy „tatki” Rydzyka
nie reagują na jego poczynania? Poniżej dwa przykłady: filmik z You Tube i link, który otwiera nagranie
z Radia Maryja, w którym Rydzyk szydzi z ludzi posiadających w domach psy i
koty. Wystarczy obejrzeć i posłuchać a komentarz okaże się zbyteczny.
Ostatnio na swoim blogu pani Alicja
Chrzanowska – ezoteryk, wyraziła swoją dezaprobatę wobec osoby
nietolerancyjnej, która zaatakowała Ją po raz kolejny za to, że…. ratuje maltretowane
zwierzęta, głównie psy. Jednocześnie osoba ta skrywa się jako anonimowa. Nie ma odwagi ujawnić się, co świadczy o jej tchórzostwie. Polecam posta pani Alicji, w którym jest wiele żalu i
goryczy i odrobina irytacji, której Pani Alicja nigdy do tej pory nie okazywała. Pani Chrzanowska, Szlachetna Kobieta o wrażliwym sercu nie zasłużyła na takie Jej traktowanie. Do tego posta napisałem komentarz, który jest protestem przeciwko głupocie i nietolerancji, a z drugiej strony wsparciem dla bezinteresownych działań Pani Alicji na rzecz ratowania Bogu ducha winnych maltretowanych zwierząt .
Nie chcę kreować się na obrońcę
uciskanych, ale kilka razy dawałem odpór ludziom, którzy wykazywali wrogość
wobec Światków Jehowy. Pracowałem z
Dziewczyną wyznającą tą wiarę, była Ona dyskredytowana – kierowano Ją na gorsze
stanowiska oraz obsadzano na zmianach, których nikt inny nie chciał przyjąć. Stałem
się wrogiem, kiedy wyraziłem swoje niezadowolenie u przełożonej owej
Dziewczyny. Moja dezaprobata została poważnie przyjęta a Dziewczyna przez
przełożoną zaczęła być traktowana na równi z innymi pracownikami. Spotykam na ulicy
Świadków Jehowy, którzy poznają mnie – jak mówią – „po piesku z długimi uszami”.
Porozmawiałem z nimi raz, ale konkretnie, rzeczowo, w spokojny sposób. Dałem im
do zrozumienia, że szanuję ich, ale sprawy duchowe są moją osobistą sprawą. Przeważnie, kiedy się spotkamy,
ucinamy krótką pogawędkę, co przez moich sąsiadów jest nienajlepiej postrzegane.
Przecież o Świadkach Jehowy katolicy nie mówią inaczej, jak „kociaki”. To dopiero jest przejaw głupoty i
nietolerancji.
Kilka razy w roku jeżdżę do Czarnowa,
gdzie wyznawcy Kryszny mają swój aśram i rolne gospodarstwo ekologiczne. Niejaka
pani Maria Mucha z Centrum Przeciwdziałania Psychomanipulacji [?] sama dopuściła się...
manipulacji nazywając ruch Hare Kryszna sektą, która przyciąga do siebie
młodych, zagubionych duchowo ludzi, używając do tego celu psychomanipulacji.
Mogę z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że pani Maria Mucha mija się z
prawdą. Do Czarnowa jeżdżę od wielu lat i nikt do tej pory nie zaproponował mi przystąpienia
do ruchu Hare Kryszna. Wiem, że osoby, które zdecydowały się „służyć Panu
Krysznie” na inicjację muszą czekać dość długo, co jest sprzeczne z tym, co
głosi pani Maria. Podczas rozmowy jeden z mnichów z aśramu w Czarnowie
powiedział mi, że ksiądz z pobliskiego Leszczyńca przestrzegał swoje
„owieczki”, przed kontaktami z bhaktami, którzy częstują ludzi narkotykami.
Jest to prymitywne straszenie, manipulacja wiernymi. Tak wygląda tolerancja
kleru wobec innych wyznań. Napisałem kilka postów o Czarnowie, a w nich
zamieściłem sporo zdjęć i filmików, obrazujących ceremonie i rytuały związane z
hinduizmem. Znaleźli się „prawdziwi” katolicy (w mojej rodzinie), którzy po
przeczytaniu tych postów zarzucili mi, że zmieniam wiarę i inne
niedorzeczności. 26 marca tego roku, napisałem posta – „Jak w krzywym
zwierciadle”, który był reakcją na postawione mi bzdurne zarzuty, które
świadczą o smutnej prawdzie, że ludzie nie rozumieją czytanych tekstów. Uważam
tą sprawę za zakończoną i nie dam wciągnąć się w pozbawioną sensu polemikę z
ludźmi nietolerancyjnymi, którzy biegną w niedzielę, do kościała z monetą w
garści, by zagłuszyć własne sumienie.
W głowie rodzi się pytanie: „Czy można być w pełni tolerancyjnym wobec
przejawów nietolerancji”? Myślę, że jest to niemożliwe. Przykłady, które
przedstawiłem są tego dowodem, że niekiedy trzeba przełamać się i użyć
„mocniejszych argumentów”, ponieważ w przeciwnym razie możemy stać się ofiarą
własnej tolerancji. Nie można zapominać, że we wszystkim należy zachować
„zdrowy rozsądek”. Jeśli na ulicy, za przeroszeniem – obrzyga mnie pijak i naubliża, to nic innego mi nie wypada, jak
machnąć ręką i okazać się wobec niego tolerancyjnym. Sytuacja staje się
zupełnie inna, kiedy „sprawcą” tego „nieszczęścia” okaże się sąsiad, wówczas zareaguję
bardziej zdecydowanie, co nie znaczy brutalnie.
Nietolerancja ma wiele innych imion i
dotyczy różnych sfer naszego życia. To, co przedstawiłem w tym poscie jest
zaledwie przysłowiową kroplą w morzu. Każdy człowiek, który chce zgłębiać
ezoterykę MUSI być osobą tolerancyjną, to jest jeden z wielu warunków, które są
wymagane od adepta nauk tajemnych. Jeśli nie podporządkuje się tym rygorom,
szybko zbłądzi. Każda droga na skróty jest nieopłacalna, a szczególnie w
ezoteryce, o czym przekonało się wiele osób.
16 listopada jest Międzynarodowym Dniem Tolerancji. Zobaczymy
jak będzie ten dzień obchodzony w naszym kraju. Najprawdopodobniej w prasie
ukaże się wzmianka o tym Dniu wydrukowana małą czcionką a telewizja… być może o
nim wspomni, a może pominie milczeniem. Czy ktoś zauważył mniej aut na ulicach
w Dniu Bez Samochodu? Myślę, że nie. Podobnie w Międzynarodowym Dniu Tolerancji – nie zobaczymy antysemity
witającego się z rabinem. A może się mylę? Oby.
Ez[o]