Nie tak dawno stacje telewizyjne, w tym polskie, pokazywały sfilmowaną scenkę z autostrady, jak okaleczonego, rannego psa ratował inny pies, który swego pobratymca, ciągnął na pobocze, a wszystko to działo się pomiędzy pędzącymi autami. W komentarzach do tego wydarzenia pojawiało się stwierdzenie, że „nawet zwierzęta sobie pomagają”. Uważam, że zdziwienie komentatorów było dla mnie dziwne, a myślę, że podobnego zdania była większość oglądających to wydarzenie. Dlaczego tak twierdzę? W domach, gdzie zamieszkuje pies, wszyscy domownicy traktują go jako pełnoprawnego członka rodziny, który nie potrafi upomnieć się o swoje, który podobnie jak my – ludzie, odczuwa ból i radość, że atmosfera panująca w domu przenosi się na jego psychikę. Jeśli ktoś uważa, że jest inaczej, to radzę by spojrzał na swojego czworonożnego przyjaciela z pozycji, z jakej on widzi świat (z wysokości, na jakiej znajdują się jego oczy), a może wtedy zmieni zdanie. Domowe pieski uratowały życie wielu ludziom, którzy znaleźli się w krytycznej sytuacji – pożar, zasłabnięcie, napad bandyty itp. Osobny rozdział, to psy ratownicy, specjalnie szkolone, czy chociażby psy przewodnicy osób niewidzących. Ten wątek poświęcony psom, które są bezwarunkowo wierne swojemu panu, czy pani, stał się wstępem do tego posta.
Jeśli zapytamy kogoś, czy powinniśmy pomagać innym ludziom? Zdecydowana większość odpowie twierdząco, dodając do odpowiedzi swój komentarz. Kiedy zaczniemy drążyć temat i zapytamy o szczegóły jak pomagać i kto ma to robić, wówczas rozmowa zaczyna być mniej zdecydowana, zaczynają pojawiać wątpliwości, na które coraz trudniej znaleźć odpowiedź. Nie jest to zarzut, który stawiam komukolwiek, a jedynie ukazuję nasze słabości związane z organizowaniem mądrej, sensownej pomocy. Być może, socjolodzy i psycholodzy mają jakąś gotową receptę, z której byśmy mogli korzystać.
Dzięki TV, już po kilku minutach dowiadujemy się o jakiejś tragedii, która dotknęła ludzi zamieszkałych gdzieś na drugiej półkuli naszego Globu. Przekaz telewizyjny z miejsca katastrofy, robi wrażenie na każdym z nas. Społeczność międzynarodowa spieszy z natychmiastową pomocą. Wraz z innymi Rodakami, przyłączam się do akcji, w miarę moich skromnych możliwości, wpłacam jakąś sumę pieniędzy. Z góry wiadomo, że tego rodzaju akcje „zrywy”, przypominają słomiany ogień – jak szybko są uruchamiane, podobnie szybko gasną. Za przykład niech posłuży ostatnia tragedia w Japonii, gdzie trzęsienie ziemi i tsunami spowodowały śmierć tysięcy istnień, niewyobrażalne straty i uszkodzenia elektrowni atomowej. Czy ktoś jeszcze pamięta o tej tragedii, która miała miejsce trzy miesiące temu? Ludzie za jakiś czas zostaną „przebudzeni” alarmem o kolejnej tragedii. Mało kto pamięta o dramatach, które trwają nieprzerwanie cały czas, dlatego rodzi się we mnie buntownicze pytanie: Czy ludzie są ślepi i nie widzą umierających z głodu, każdego dnia tysięcy ludzi na świecie? Wiem, że przy ONZ jest agenda – Światowy Program Żywnościowy, której biura znajdują się w 80 krajach na całym świecie. Po prostu,
śmierć głodowa zbiera żniwo każdego dnia,
dlatego spowszedniała,
nie jest tak „nośna” jak np. trzęsienie ziemi. Chociaż byśmy nie wiem jak głośno wołali o „chleb dla Afryki”, to i tak organizacje do tego powołane radykalnie nie poprawią panującej tam sytuacji, miedzy innymi, dlatego, że politycy i ich strefy wpływów biorą górę nad wartościami nadrzędnymi – nad humanitaryzmem. Muszę przerwać ten wątek, ponieważ przeradza się on w buntowniczy manifest.
W naszej polskiej mentalności odruchem serca niesienia pomocy jest akcja Jerzego Owsiaka - Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, która z roku na roku bije rekordy zebranych pieniędzy, które są przeznaczane na zakup urządzeń ratujących życie i zdrowie, głównie małych pacjentów. Ta akcja byłaby niemożliwa do zrealizowania bez udziału tysięcy, głównie młodych wolontariuszy, którzy robią to z „potrzeby serca”.
Spróbuje spojrzeć na problem pomagania częściowo przez pryzmat ezoteryki – nauk tajemnych*).
Jeszcze jedno zdanie na temat głodującej Afryki. W tym wypadku, pewną rolę odgrywają długi karmiczne, które ciążą na każdym kontynencie, a tym samym na jego mieszkańcach. Tak się składa, że jest bogata północ - Ameryka (USA, Kanada) i biedne południe – państwa Ameryki Południowej. Analogicznie, bogata Europa i biedne południe – kraje Afryki. A czy można znaleźć odniesienia w obrębie jednego kraju, np. Polski? Bardzo dobry temat do medytacji.
Ponieważ pomaganie (niesienie pomocy) jest tematem rozległym, dlatego w tej (ostatniej) części posta ograniczę się do jednego wątku.
Ewgienij Kolesow przedstawia trzy reguły, którymi powinien kierować się operator [czytaj mag, ezoteryk], jeśli chce by jego działania odniosły pozytywny skutek. Przytoczę w całości drugą zasadę, która odnosi się do omawianego tematu:
REGUŁA DRUGA - Nie pomagaj nieproszony.
Nie możemy decydować za innych, co jest dla nich dobre, a co złe. Trzeba przyjąć zasadę: Pytasz – odpowiadam, prosisz o pomoc – pomagam. Jednak i tutaj trzeba uważnie wsłuchiwać się w swój wewnętrzny głos, który jest Głosem Kosmosu. Głos wewnętrzny możemy rozwinąć pracując nad sobą, miedzy innymi poprzez rezygnację ze wszystkich ambicji i pobudek: zachłanności, zawiści, zazdrości. Nie należy tego łączyć z jakąkolwiek wiarą – z nakazami hinduizmu, chrześcijaństwa czy tez buddyzmu. Chociaż zostały one ułożone przez ludzi, którzy wsłuchiwali się w Głos Kosmosu.
Cała magiczna operacja wykonuje się po tym, jak mag (ezoteryk) sformułuje swoje zadanie, oparte o konkretną prośbie, w wyjątkowo na pragnieniu przywrócenia kosmicznej równowagi, jeśli została ona naruszona. Tu Autor dochodzi do wniosku, że tak naprawdę nie decyduje o wszystkim mag (ezoteryk), ale Kosmos, który, jak stwierdza Autor:
On (Kosmos) najlepiej wie. Być może bandyta sam jest narzędziem przywracania równowagi i wtedy bank, na który chce napaść, musi być obrabowany. Być może desperatka to doświadczenie przeznaczone jej mężowi, którego on nie wytrzymał i uciekł, a wtedy będzie musiał wrócić i powtórzyć wszystko od początku. My tego nie wiemy, gdyż nie możemy wiedzieć wszystkiego.
Jednak przywrócenie kosmicznej równowagi by zbytnio się nie przeciągało, powinien wkroczyć mag (ezoteryk). Po raz kolejny odzywa się – daje o sobie znać głos wewnętrzny. Tu należy nauczyć się rozróżniać sytuacje, które wymagają interwencji, od tych, kiedy powinno się je poddać woli Kosmosu [woli Boga].
Powyższy tekst, może wydawać się, że jest napisany językiem zbyt „naukowym”, jednak po dokładnym jego przeczytaniu, każdemu, kto w podstawowym stopniu jest obeznany ze zwrotami używanymi w ezoteryce, nie nastręczy żadnych trudności jego zrozumienie, a korzyści mogą okazać się przydatne w życiu codziennym.
Posłużę się kilkoma przykładami, które potwierdzają regułę Nie pomagaj nieproszony.
Dwa lata temu, w czasie zimy, na osiedlu gdzie mieszkam, nocował na ławkach przystanków autobusowych kloszard. Jedynym jego pożywieniem były resztki, które znalazł w pojemnikach na śmieci, pił brudną wodę z kałuż po roztopionym śniegu. Używał do tego plastikowego kubka, który znalazł gdzieś na ulicy. Próbowałem nawiązać z nim kontakt, jednak każda próba okazywała się niemożliwa. Przeważnie milczał, nie odpowiadał na moje pytania. Za którymś razem, powiedział mi, żebym dał mu spokój. Na koniec, skwitował krótko – „tak mi jest dobrze i już”.
Podobnie zachowują się jemu podobni ludzie, którzy w czasie zimy nocują w węzłach ciepłowniczych, czy skleconych naprędce prymitywnych szopach. Wszelkie próby nakłonienia ich, by skorzystali z noclegowni, kończą się fiaskiem. Powód jest przeważnie jeden – w noclegowniach nie wolno przebywać osobom nietrzeźwym.
Osobną grupę stanowią ludzie, którzy w przeszłości pomagali innym a obecnie nadszedł czas, by im pomóc, ale odmawiają jej przyjęcia. W ich umysłach jest zakorzenione przeświadczenie, że pomaganie innym to „boski obowiązek”, natomiast przyjmowanie pomocy, traktują, jako coś wstydliwego, coś, co uwłacza ich osobistej godności, dumie. Nie rozumieją, że przepływ energii musi przebiegać w obydwie strony: daję – biorę, biorę – daję. Ja nazywam ich „odchodzącym pokoleniem”. Jedna z moich sąsiadek, kiedy mieszkałem w Nowej Rudzie, z lokatorami dzieliła się domowymi ciastami, które wypiekała wyśmienicie, wkładając w nie całą swoją duszę. Po latach, kiedy odwiedziłem znajomych w tym mieście, dowiedziałem się, że ta pani, kiedy podupadła na zdrowiu, odmawiała wszelkiej pomocy, oferowanej przez sąsiadów. Ostatecznie, niemal siłą przewieziono ją do ośrodka dla ludzi samotnych, gdzie w niedługim czasie zmarła.
W tym momencie, nasuwa mi się pewna uwaga, którą mógłbym dedykować wszystkim osobom, które są karmicznymi (numerologicznymi) „Szóstkami”. W zdecydowanej większości, niemal w stu procentach „Szóstki” są chętne nieść bezinteresownie pomoc innym ludziom. Pierwsze wychodzą z propozycją, co dość często jest odbierane z pewnym dystansem, ponieważ żyjemy w społeczeństwie konsumpcyjnym, które z góry zakłada, że nie ma nic za darmo. Jeśli chce pomóc, to prawdopodobnie zażąda coś w zamian, może po pewnym czasie. Kiedy mam kontakt z Szóstkami, przeważnie proszę ich, by zachowali pewien dystans i hamowali się z oferowaniem swojej pomocy, która może być przez drugą stronę odebrana w wypaczony sposób. Lepiej poczekać, aż propozycja padnie z drugiej strony, tak jest lepiej, bezpieczniej. Ta uwaga odnosi się nie tylko do Szóstek, ale także do nas wszystkich.
Kilka dni temu na osiedlu gdzie mieszkam, 55 letni mężczyzna popełnił samobójstwo, wieszając się w schowku na półpiętrze. Można zadać sobie pytania: Czy można było zapobiec tej tragedii? Czy ten człowiek oczekiwał pomocy, duchowego wsparcia ze strony rodziny, znajomych? Częściowo odpowiedź na te pytania zawiera wywód Ewgienija Kolesowa, który zamieściłem powyżej.
Ez[o]
--------------------
*) Dla ludzi „niewtajemniczonych”, większość moich stwierdzeń, które znajdą się w tym artykule, wzbudziłaby kontrowersje, czemu w ogóle się nie dziwię. Ezoteryka (głównie okultyzm) przez większość ludzi jest odbierana, jako „coś złego”, coś, co ma ścisły związek z „nieczystymi siłami”. Między innymi, dlatego tak niewielu zgłębia ezoterykę, która jest dla nich źródłem prawdy o życiu. Oczywiście jest znaczna grupa „ciekawskich”, którzy próbują dotknąć magii, ale traktują ją, jako coś nowego, modnego, a dzieje się to głównie dzięki Internetowi. Są to głównie ludzie młodzi, z których większość po kilku latach zniechęca się do ezoteryki z różnych powodów. Dokonuje się selekcja - pozostają najbardziej wytrwali.