sobota, 23 lipca 2011

Uzupełnienie do posta "Sezon ogórkowy"


Zdecydowałem się uzupełnić ostatni mój wpis, za sprawą pewnego epizodu, który miał miejsce kilka dni temu. Wychodząc na spacer z Heliosem [czworonożny domownik] spotkałem znajomego, z którym przed wieloma laty pracowałem w jednej „firmie’. Znajomy ten, „pocztą pantoflową” dowiedział się, że mam swoją stronę [bloga], na którą – jak się przyznał - co jakiś czas zagląda.
Po przeczytaniu ostatniego posta, wraz ze swoją córką stwierdzili, że trudno im zgodzić się z częścią wypowiedzi w nim zawartych. Konkretnie sprawa dotyczy możliwości wzięcia na siebie negatywnych energii, jakie gromadzą się w pokojach hotelowych. Powiedział mi, że często korzystają z noclegów poza domem i jak do tej pory nie zauważyli niczego niepokojącego, co mogłoby potwierdzać moją tezę. Nie mogłem się wypowiedzieć od razu, „na gorąco”, ponieważ Helios nie pozwala na zatrzymanie się dłużej niż jedna, góra dwie minuty – zaczyna szczekać, wyrażając swoją dezaprobatę. Jest to jedyna sytuacja, kiedy mój czworonożny Przyjaciel „zabiera głos”, uważając być może, że spacer jest czasem, który należy do niego i mamy przejść nasze, z góry zaplanowane minimum dwa-trzy kilometry, bez względu na pogodę.

Nie zamierzam NIKOGO przekonywać, co jest dobre a co złe, a tym bardziej, w co ma wierzyć, a co powinien negować. To, co dzisiaj jest mi nieznane, jutro może okazać się czymś oczywistym, normalnym. Pisząc teksty, częściowo wykorzystuję swoje doświadczenie życiowe, swoje przemyślenia, które są wypadkową wiedzy, którą czerpałem i czerpię nadal z książek napisanych przez autorytety w dziedzinie ezoteryki. Mam tu na myśli takie osobistości jak: Dion Fortune, Awiessałom Podwodnyj, Hajo Banzhaf, Caroline Myss, Ewgienij Kolesow, Barbara Antonowicz-Wlazińska i inni.
Zgłębiający astrologię, czy numerologię korzysta z książek, w których znajdzie potrzebną mu wiedzę gromadzoną przez badaczy przez setki, a niekiedy tysiące lat (!). Natomiast dla badacza Tarota, książka jest kierunkowskazem, pokazującym drogę, po której musi sam podążać. Jeśli ktoś uważa, że przeczytanie kilku książek, sprawi, że stanie się tarocistą, to jest w błędzie, o czym przekonało się wielu przedwczesnych optymistów. Nierzadko rozmowy z ludźmi, pozwalają mi wyciągnąć wnioski, które są dla mnie cennym materiałem wykorzystywanym do zgłębiania ezoteryki. Między innymi ta krótka rozmowa ze znajomym, o której piszę na wstępie, należy do tego rodzaju rozmów.

Wiem z własnego doświadczenia, co potwierdzają inni, że wracając do domu po dłuższej nieobecności, marzę o rychłym położeniem się we własnym łóżku, które jest dla mnie najlepsze, najwygodniejsze, czuję się w nim bezpiecznie i przytulnie. Być może mój rozmówca i jego córka nie odczuwają żadnych różnic między wypoczynkiem we własnym łóżku a nocą spędzoną w posłaniu hotelowym, w co staram się uwierzyć. Chociaż jesteśmy zbudowani z jednakowej materii, mamy różną wrażliwość, zapadamy na różne choroby, odchodzimy z tego świata w różnym wieku. Różnic można byłoby przytoczyć znacznie więcej.  

Posłużę się przykładem, który dotyczy pewnej znanej mi osoby. Ze względów oczywistych, pisząc zachowam pełną dyskrecję, tak by osoba ta nie została rozpoznana przez kogokolwiek. Osoba ta [płeć ukrywam] kiedyś wyjechała na urlop do jednego z państw afrykańskich. Po przyjeździe opowiadała, że widziała tam biedne dzieci, które zarabiały na życie, sprzedając turystom własnoręcznie wykonane drobne ozdoby. Osoba ta kupiła właśnie taką ozdobę i przywiozła ją do domu. Dyskretnie podpowiadałem, że dobrze byłoby oczyścić tą pamiątkę, co zostało pominięte milczeniem. Po dwóch latach od tego epizodu, osoba ta zapadła na ciężką chorobę, z którą walczy do dziś. Nie mogę stwierdzić z całą pewnością, że ta ozdoba bezpośrednio przyczyniła się do powstania choroby. Podejrzewam, że nieszczęsne dziecko, cierpiące głód i niedostatek, wytwarzając w dobrej wierze ten przedmiot, przekazało swoją energię, która samo przez się, musiała być zła. Być może choroba ta, rozwijała się wcześniej w ukryty sposób, a przywieziona pamiątka jedynie przyspieszyła jej rozwój.

W sobotę, kilkanaście godzin temu, oglądałem relację z wyścigu kolarskiego Tour de France, gdzie Czesław Lang opowiadał o przesądach, które krążą wśród kolarzy. Jeden z nich mówi, że kolarz podczas posiłku nie może ruszać – sprzątać rozsypanej soli, ponieważ przynosi to pecha. Znalazł się kolarz-śmiałek – jak powiada Pan Lang, – który celowo, w obecności grupy kolarzy rozsypał sól, którą w sposób ostentacyjny zebrał. Na drugi, dzień podczas wyścigu, kolarz ten uległ poważnemu wypadkowi - wypadł z trasy, złamał dwa żebra i rękę, a ponadto dotkliwie się potłukł. Po tym wydarzeniu, kolarz ten zmienił zdanie na temat tego – jak powiada Lang – „przesądu z solą”.

Dziecko, które nie wie, czym jest ogień, będzie usilnie próbowało go dotknąć. Mimo opieki ze strony rodziców, zdarza się, że dziecko sparzy się ogniem, czy gorącym płynem. Jest to bardzo przykra nauczka, którą dziecko zapamięta do końca życia. Wspomniany przez Czesława Langa kolarz, musiał dotknąć tego, nazwanego w przenośni „ognia”, którego skutki okazały się dla niego bardzo przykre.

Te dwa przykłady świadczą o tym, że
każdy człowiek wierzy w to, w co ma wierzyć w danej chwili
(o czym pisałem wielokrotnie),
a jego postawy i poglądy ulegają przewartościowaniom
na skutek własnych życiowych doświadczeń.

Ez[o]