czwartek, 17 listopada 2011

Memento mori (uzupełnienie)


Zamieszczam dwa komentarze, jakie były łaskawe napisać Tuome i Rebeka Rhan pod ostatnim moim postem Memento mori. W pełni zgadzam się z tym, co Panie napisały w komentarzach, a które dotykają niezwykle ważnych kwestii, co stało się przyczynkiem do napisania uzupełnienia do posta. Życie i śmierć to temat, który wyzwala w nas wiele emocji, dotyka najbardziej delikatnej i najważniejszej kwestii, która dotyczy wszystkich istot żywych. Codzienna bieganina, pogoń za materią, sprawiają, że człowiek zapomina, co jest prawdziwym sensem życia na Ziemi. Przynajmniej raz w roku, w Święto Zmarłych, nad grobami bliskich, w myślach zadajemy sobie różne pytania: Co stanie się z nami po śmierci i jak zostaną potraktowane nasze szczątki, gdzie zostaną złożone? Póki żyjemy na tym „grzesznym świecie”, powinniśmy dbać o pamięć tych, co odeszli, a z tym bywa bardzo różnie.   

Powracam do komentarzy.
Tuome pisze o ludziach bluzgających przez telefon na cmentarzu, zestawiając obok – sprzedawanie sznycli koło cmentarza, co przez niektórych jest uznawane, jako coś złego. Przekleństwa, stały się w Polsce zjawiskiem tak powszechnym, że przestały dziwić, a oburzają tylko nielicznych. Jeżeli ludzie na cmentarzu, nie potrafią utrzymać między zębami swojego chamskiego języka, według mnie, jest to sygnał, że zaczyna dziać się coś złego, co budzi mój niepokój.

Rebeka w swoim komentarzu zauważa, że śmierć niewielu osobom się podoba (…) zaczyna brakować dla niej miejsca. Tak, to prawda. Nie możemy zapominać, że cierpienie i śmierć zostały zepchnięta do szpitali, do hospicjów, gdzie są codziennością, zjawiskiem „normalnym”, jeśli w ogóle można o nich mówić w ten sposób. W tym miejscu wracam do przeszłości, kiedy byłem małym dzieckiem (pięcio- sześcioletnim). Co najmniej dwukrotnie widziałem ceremonie pogrzebowe, które prawdopodobnie należą już do przeszłości. Doskonale pamiętam moment, kiedy zmarła sąsiadka, staruszka - prababcia mojego kolegi Wojtka. Wszedłem z kolegą do pokoju na parterze. Okna były przysłonięte ciemnym materiałem, panował półmrok, w otwartej trumnie leżała kobieta w czarnej, długiej sukni, w ręce miała włożony różaniec. Jej woskowe ciało oświetlały palące się gromnice. W pokoju byli najbliżsi i znajomi, śpiewali pieśni żałobne. Przed budynkiem wystawiona była czarna chorągiew, na której była wyszyta biała czaszka a poniżej dwa skrzyżowane piszczele. Pamiętam, że nawet obcy przechodnie, wchodzili do mieszkania, by pomodlić się przy zmarłej staruszce. Żałobnicy z trumną szli do kościoła, a dopiero później na cmentarz. Największe wrażenie wywarła na mnie ta czarna chorągiew. Było to moje pierwsze, prawdziwe memento mori, prawdziwe zetknięcie się ze śmiercią w tak młodym wieku. Zadaję pytanie: „Obecnie, który z rodziców by poszedł ze swoim kilkuletnim dzieckiem do mieszkania, gdzie odbywałaby się ceremonia pogrzebowa, o której piszę powyżej”? Najprawdopodobniej, zdecydowana większość, by skwitowała to słowami, że zbyt traumatyczne [modne słowo] byłoby to przeżycie dla ich dziecka. Natomiast, gra komputerowa, w której zabija się ludzi, nie jest traumatycznym przeżyciem, ponieważ są to „wirtualne” postaci. Coraz częściej, jesteśmy świadkami, kiedy świat wirtualny miesza się ze światem realnym, kiedy młody człowiek zabija kolegę, ponieważ chce zobaczyć, jak umiera „prawdziwy” człowiek. Wiem, że są krańcowo, ekstremalne przykłady, ale niestety zdarzają się.

W latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku, kiedy byłem kilkunastoletnim chłopakiem, negatywną postacią była urwis, którego przedstawiano z procą w ręku. Ot, taki polski apasz znad Wisły. Pamiętam, że grupy wyrostków z procami w rękach „grasowały” po cmentarzach. Ich ulubioną „rozrywką” było celowanie z procy kamieniami w zdjęcia nagrobkowe, które pękały, ponieważ były wykonywane z porcelany. Jestem przekonany, że zostali oni ukarani, jeśli nie przez swoich rodziców, to przez Sąd Boży. Piszę o tym, dlatego, ponieważ chcę uświadomić, że nie tylko teraz zdarzają się akty wandalizmu na cmentarzach, że profanowanie grobów miało miejsce wiele lat temu.  

Kiedy słyszę w telewizorze, że niszczono, bezczeszczono polskie groby na terenach byłego Związku Radzieckiego, jestem oburzony podwójnie. Profanowanie tam grobów, niczym się nie różni od likwidacji całych niemieckich cmentarzy, chociażby na Dolnym Śląsku. W samym Wałbrzychu zlikwidowano ich kilka, między innymi na dzielnicy Sobięcin, Podgórze, Piaskowa Góra. Wywożono płyty nagrobne, plantowano groby, stawiano ławki – jednym słowem przekształcono je w… parki. Na dzielnicy Szczawienko, na terenie byłego cmentarza niemieckiego, powstało … osiedle domków jednorodzinnych. Można się zapytać mieszkańców tych domów: „Jak się mieszka na prochach ludzkich”? Podobny los spotkał świątynie, w których robiono, miedzy innymi sklepy i magazyny. Tak zdeptano sacrum, o czym pisząc, czuję odrazę do ówczesnych decydentów, którzy się tego dopuścili, a robili to „w imię prawa”, jakie wówczas obowiązywało. W pobliskich Świebodzicach, na cmentarzu jest grobowiec rodziny Becker’ów. Gustaw Becker w roku 1849 uruchomił fabrykę różnego rodzaju zegarów (obecny Termet). Mieszkańcy Świebodzic bezinteresownie opiekują się tym grobowcem.  Jeżdżąc rowerem zdarza się, że widuję pojedyncze groby, na terenach, gdzie były kiedyś cmentarze. Matka Natura powoli je wchłania – płyty nagrobne ulęgają rozpadowi, zapadają się w ziemię.

Jeszcze kilka zdań na temat fotografii nagrobkowych. Wystarczy wejść na strony internetowe, by zobaczyć różne „cudeńka”.  W tej chwili „na rynku” jest wiele firm, które oferują zdjęcia w różnych kształtach – od owalnych, przez wielokątne, aż po te, w kształcie serduszka z różnymi zdobieniami, przeważnie kolorowe. Być może pasują one do współczesnych nagrobków, których kształty, formy zmieniają się – zgodnie z „cmentarną modą”. Przepych, graniczący z dziwactwem, jest niepotrzebny osobie zmarłej. Uważam, że najbardziej odpowiednim kształtem fotografii nagrobnej jest owal lub koło. Okrąg jest symbolem rajskiego bytu. Okrąg nie ma początku ani końca, co można tłumaczyć, jako nasze ciągłe powroty na Ziemię i umieranie – reinkarnację, której kościół katolicki nie uznaje. Wydaje mi się, że sepia i różne odcienie brązu to kolory, które dobrze komponują się na prostych, granitowych płytach.

Osobiście, nie jestem zwolennikiem masowego umieszczania zdjęć na grobach. Każde zdjęcie, niezależnie, na jakim materiale jest wykonane i jaką techniką, posiada swoją energię, która oddziaływuje na otoczenie, w tym, głównie na nas – na ludzi. Przeważnie jest to energia pozytywna, ale nie możemy wykluczyć odwrotnej sytuacji.

Byłem świadkiem sytuacji, kiedy nazajutrz po wypadku, w którym zginął młody człowiek, ktoś w miejscu wydarzenia postawił drewniany krzyż a na mim umieścił zdjęcie ofiary. Według mnie, jest to sytuacja niedopuszczalna, ale trudno obwiniać kogoś, kto nie zna podstaw ezoteryki. Miało to miejsce w okolicach Walimia w Górach Sowich. Delikatnie zasugerowałem osobie mieszkającej w pobliżu, by przekazała rodzinie ofiary, by zdjęli zdjęcie z krzyża.

Jeśli jest negatyw, musi być też pozytyw. W Polsce mamy wiele nekropolii, które stanowią nasze dziedzictwo narodowe. Budowle cmentarne, poczynając od nagrobków, poprzez grobowce rodowe, a kończąc na kaplicach cmentarnych, są dziełami sztuki, które są odbudowywane, konserwowane, dzięki hojności darczyńców. Coroczne, listopadowe kwesty w okolicach cmentarzy stały się już tradycją. Nie przesadzę, jeśli powiem, że prekursorem, który przyczynił się do odbudowy warszawskich Powązek był Jerzy Waldorff – publicysta i krytyk muzyczny, który zmarł w 1999 roku, został pochowany na swoich "kochanych" Powązkach.

Ez[o]    

Na zdjęciu moja babcia Maria, która zmarła w 1940 roku, mając 42 lata. Zdjęcie pochodzi z moich zbiorów rodzinnych.