"Pies jest jedynym stworzeniem na ziemi,
które kocha cię więcej, niż siebie samego"
[Josh Billings]
Tym
razem postanowiłem napisać o Canis lupus familiaris, czyli o psie domowym. Skąd ten temat? Złożyło
się na to kilka kwestii. W moim, a w zasadzie naszym domu, od siedmiu lat
zamieszkuje sympatyczny Cavalier King
Charles Spaniel o imieniu Helios, numerologiczna
Jedynka - podobnie jak jego opiekun, czyli ja. Helios jest darem od
sympatycznej Madzi K., która uznała, że będzie jemu (Heliosowi) dobrze u dwojga
emerytów. Myślę, że nie pomyliła się. Moja obecność na Facebook'u sprawiła, że
niejako przez przypadek, (chociaż w ezoteryce nic nie dzieje się przypadkiem),
a właściwie zbiegiem okoliczności, trafiłem na strony, gdzie miłośnicy naszych
Mniejszych Braci tworzą - można by rzec - jedną wielką "psią"
rodzinę. Podobne przyciąga podobne. Wśród nich znajdują się prawdziwi hodowcy, cudowni
wolontariusze, którym na sercu leży dobro WSZYSTKICH bez wyjątku psów.
Ponadto,
w ostatnim czasie, tzw. środki masowego przekazu - TV i prasa, dużo czasu poświęcają
maltretowanym, nieludzko traktowanym zwierzętom, głównie chodzi o psy. Jest
bulwersujące to, że ten problem wraca co jakiś czas, ale tak naprawdę nie widać
żadnej poprawy, która by ukróciła barbarzyństwo bezdusznych ludzi na
bezbronnych zwierzętach. Przysłowiowa czara goryczy przelała się, po
komentarzach na jednej z moich ulubionych, cenionych stron na Facebook'u.
Przyznam się, że sam uczestniczyłem w tym słownym "spektaklu" - zabrałem
głos, komentarze dotyczyły psa głęboko doświadczonego przez los. Co ciekawe,
osoba, która mogłaby rościć sobie największe prawo do zabrania głosu,
ograniczyła się do absolutnego minimum - do jednego krótkiego, ale wymownego zdania,
a to świadczy o klasie tej Pani.
Pragnę
poruszyć kilka wątków, które mogą wydawać się banalne, oklepane, dziesiątki,
setki razy omawiane i... No właśnie,
niewiele z nich wynika. Trzeba je drążyć aż do skutku, aż dotrą one do
świadomości ludzi, którzy zaczną kierować się rozsądkiem, a także sercem. Jakże
często słyszy się zdanie: "Toć to
tylko pies". Ja odpowiadam: "To
jest - AŻ PIES".
Człowiek zapomina, że pies mu towarzyszy od tysięcy lat. Być może dzięki niemu
przetrwaliśmy do obecnych czasów, ponieważ pies pomagał w polowaniu, pilnował
dobytku, ostrzegał przed grożącym niebezpieczeństwem. Człowiek sprawił, że w
wyniku krzyżowania powstały nowe rasy, ale psia bezwarunkowa miłość pozostaje
niezmiennie taka sama do chwili obecnej, czego nie można powiedzieć o
człowieku, który w swoim życiu marginalizuje rolę Mniejszych Braci. W kręgach
"uczonych" jest lansowany pogląd, że pies nie ma duszy, a celują w
tym twierdzeniu głównie ludzie Kościoła - duchowni. Kiedyś na ten temat
polemizowałem z księdzem, który próbował przekonać mnie, że jedyną istotą
posiadającą duszę jest człowiek. Kiedy zabrakło mu argumentów, odwrócił się ode
mnie i poszedł bez słowa pożegnania, czyniąc to w imię głoszonego chrześcijańskiego
przesłania: "Szanuj bliźniego swego,
jak siebie samego".
Przyjecie
pieska pod swój dach jest niezwykle ważną decyzją. Osobiście porównuję ją do adopcji
dziecka. W tym wypadku należy rozważyć kilka kwestii natury materialnej i...
duchowej. Tak - duchowej. Przede wszystkim należy zastanowić się, czy naprawdę
chcemy posiadać psa, czy aby nie jest to kaprys któregoś z członków rodziny,
głownie mam na myśli dzieci. Pamiętajmy, że pies w mieszkaniu musi mieć
zapewnione własne miejsce - swój azyl. Większość psów źle znosi samotność,
dlatego należy zastanowić się, czy nie będzie on pozostawiany przez wiele
godzin bez opieki. Niezwykle ważną kwestią jest zapewnienie pełnej opieki
lekarskiej - weterynaryjnej, która wiąże się z dużymi kosztami finansowymi. Nie
zapominajmy, że psy, póki co, nie są objęte bezpłatnym leczeniem, a medykamenty
weterynaryjne są z reguły droższe od tych przyjmowanych przez człowieka. Psy
rasowe są bardziej delikatne od zwykłych kundelków, co należy także wziąć pod
uwagę. Właściwe odżywianie jest warunkiem ich dobrego zdrowia. Tanie, marketowe
karmy w zasadzie nie nadają się do użytku, są przyczyną wielu poważnych chorób
- włącznie z nowotworami. Uważam, że pies powinien mieć urozmaicane jedzenie,
podobnie jak człowiek. Są tzw. trudne rasy psów, które wymagają od hodowcy
stanowczości, co nie znaczy, że mają być źle traktowane. Mam tu na myśli wymuszanie
posłuszeństwa przez stosowanie przemocy. Osobiście nie byłbym w stanie
"panować" nad takim psem, nie mówiąc już o jego ułożeniu. Uważam, że
spełnienie tych podstawowych warunków jest konieczne by pies mógł zamieszkać w
naszym domu.
Przyznam
się, że nie jestem doświadczonym hodowcą. Wraz z żoną popełniliśmy wiele błędów
wychowawczych, które sprawiły, że Helios jest rozpieszczony do granic
możliwości, ale na szczęście nie dominuje w "rodzinnym stadzie". Nie
można zapominać, że pies
jest pełnoprawnym członkiem rodziny i musi być traktowany podmiotowo, a nie przedmiotowo. Po zachowaniu psa można
poznać jego opiekunów i atmosferę, jaka panuje w domu. Dobiegający podniesiony
głos z telewizora sprawia, że Helios zaczyna czuć niepokój, dlatego unikam takich
sytuacji. Traktuję go, jako partnera, na którym nie wymuszam posłuszeństwa na
zasadzie kapral - żołnierz, co często podczas spacerów mogę zaobserwować u
innych właścicieli psów. Wychodząc na dwór, Helios wybiera drogę, kierunek,
gdzie chce iść, ponieważ jest to jego spacer a moją rolą jest sprzątnięcie po
nim nieczystości i sprawowanie opieki. Nie interesują go szczekające na siebie
pieski - stuprocentowy pacyfista. Jeśli szczeka, to tylko na mnie. Nie pozwala
mi rozmawiać z ludźmi dłużej niż kilka minut, swoją dezaprobatę manifestuje właśnie...
szczekaniem. Niektórzy ludzie wstydzą przyznać się do tego, że ich
"pupile" sypiają na łóżkach. Helios śpi gdzie jest mu wygodnie, trochę
na łóżku, trochę na cieku wodnym, a innym razem kładzie się na posadce w
kuchni. Każdy posiadacz psa mógłby godzinami opowiadać o swoim pupilu, jaki
jest mądry, cudowny, itd... Tyle o naszym rozpieszczonym "czworonożnym"
domowniku.
"Kto zrani pomocne zwierzę -
pogrąży się w nieszczęściu."
[Marie Louise de Franz]
Niestety,
ale wiele psów jest maltretowanych, okaleczanych, głodzonych, porzucanych, czy
wręcz mordowanych. Dotyczy to także innych zwierząt - kotów, koni a także
zwierząt gospodarczych. Bestialstwo człowieka nie zna granic. Nie będę podawał
przykładów, ponieważ niemal każdego dnia dowiadujemy się o kolejnym przypadku
barbarzyństwa dokonanym na zwierzęciu. W cywilizowanym świecie (do takiego
należy także Polska) tworzy się akty prawne, które mają przeciwdziałać takim
zjawiskom i karać sprawców. "Na papierze" przedstawia się to nieźle,
a wręcz dobrze. Obowiązująca ustawa "O ochronie zwierząt" z dnia 21
sierpnia 1997 roku, która zawiera 12 rozdziałów i 44 artykuły oraz "Regulamin
Hodowli Psów Rasowych" w zasadzie "powinny" zabezpieczać dobro
zwierząt. Zaznaczam - "powinny", ale praktyka pokazuje
"coś" innego, obnaża patologię, która dotyczy nieprzestrzeganie
obowiązujących przepisów prawnych w Polsce. Ustawa ta była do tej pory
dziesiątki razy poprawiana -nowelizowana przez "wybrańców narodu".
Jest stwierdzone, że im bardziej chore państwo, tym więcej w nim aktów prawnych,
przepisów. W mętnej wodzie dobrze jest łowić ryby. Wymiar sprawiedliwości w
Polsce bardziej chroni przestępców niż ich ofiary. Kloszard, czy inny głodny
człowiek, który ukradnie w markecie batonik zostaje skazany prawomocnym wyrokiem
na bezwzględne pozbawienie wolności a barbarzyńca znęcający się nad bezbronnym
zwierzęciem, dostaje wyrok z warunkowym zawieszeniem kary bądź śmiesznie niską
karę grzywny. Tylko nieliczni sprawcy tych przestępstw trafiają za kraty.
Widać,
że Temida w Polskich sądach nie ma na oczach opaski, waga w Jej ręku jest
atrapą a miecz mocno stępiony. Nie są to gołosłowne stwierdzenia. Jaskrawym tego
przykładem jest kuriozalny wyrok, jaki zapadł we Wschowie, gdzie sędzia
uniewinnił (tak - uniewinnił!) bandytę, który wyrzucił psa przez okno, za co
groziła mu kara do 3 lat pozbawienia wolności. Uzasadnienie sędziego było
skandaliczne. Tacy ludzie powinni być odsunięci raz na zawsze od prowadzenia
spraw - orzekania.
Rzymska
zasada prawnicza: Dura lex, sed lex -
twarde prawo, ale prawo, w omawianych wypadkach powinna być powszechnie
stosowana, wszak dotyczy
ochrony życia i zdrowia. Nieuchronność
kary jest gwarantem, że będzie ona
odstraszać zwyrodnialców od podnoszenia łap na bezbronne zwierzęta. Tymczasem w
sejmie tworzy się nowe buble legislacyjne, które są omijane przez przestępców.
W biurze legislacyjnym w sejmie zasiadają "swoi ludzie", a prawnicy,
którzy byli fachowcami, przeglądali projekty ustaw zanim trafiły pod obrady,
zostali zwolnieni. Przykładem tego jest znowelizowana 1 stycznia ustawa "O
ochronie zwierząt". Po przeczytaniu artykułu, którego link zamieszczam
poniżej, dochodzę do wniosku, że władza nie radzi sobie z przestępcami, bądź lekceważy
porządnych obywateli.
"Nie ma znaczenia ile masz pieniędzy, ani ile rzeczy,
możesz być biedakiem, ale mając psa jesteś bogaty".
[Louis Sabin]
Na
szczęście te bezbronne, okaleczone fizycznie i co grosze - psychicznie
zwierzęta mogą liczyć ze strony ludzi dobrej woli, na wsparcie, pomoc w ich
leczeniu i znalezienie domu, gdzie będą czuły się bezpiecznie, gdzie będą
kochane. Z całą pewnością przygarnięte - adoptowane psy odwzajemnią się swoim
opiekunom bezgraniczną miłością i wiernością do przysłowiowej "grobowej
deski".
Według
moich wyliczeń (na podstawie danych z Internetu), w Polsce jest około 160
schronisk dla bezdomnych zwierząt, w których zdecydowaną większość stanowią pieski.
Nawet człowiek o kamiennym sercu zmięknie, kiedy usłyszy ujadające w boksach
psy, które patrzą na człowieka błagalnym wzrokiem, proszące by je zabrać do
domu. W większości są to ofiary bezdusznych ludzi, którzy pozbyli się ich
niczym niepotrzebnych rzeczy. Adaptowanie psa ze schroniska jest pięknym gestem
miłosierdzia, ale nie należy zapominać, że ich psychika jest okaleczona.
Opiekun musi uzbroić się w cierpliwość, ponieważ przełamanie nieufności nie
odbywa się natychmiast, wymaga czasu. Słyszałem to z ust znajomych, którzy przygarnęli
pod swój dach porzucone pieski. Zdarza się, że ludzie oddają swoje zwierzęta do
schroniska, ponieważ... wyjeżdżają za granicę. Według mnie nie jest to
argument, który może usprawiedliwiać takie postępowanie. Dopełnienie pewnych
formalności sprawia, że "pupil" może bez przeszkód wyjechać za
granicę ze swoim opiekunem.
Wystarczy
wejść na internetowe strony, by zobaczyć jak wiele jest różnych fundacji, które
zajmują się ratowaniem zwierząt. Zdecydowaną większość stanowią wolontariusze -
ludzie, którym na sercu leży dobro bezbronnych, maltretowanych zwierząt. Są to
ludzie, których my wszyscy powinniśmy darzyć wielkim szacunkiem, wspierać ich
finansowo. Często borykają się oni z urzędnikami, którzy zasłaniają się
"nieżyciowymi" przepisami. W poniedziałek, 18 sierpnia w TVN24 w
programie INTERWENCJA reporterzy przedstawili tragiczną sytuację Pani Renaty
Olszewskiej. Prowadzi Ona schronisko, w którym przebywa 150 psów. Pani Renata nie
otrzymuje żadnego finansowego wsparcia od władz Annopola, które umywają ręce.
Jest to wstrząsający materiał, ukazujący heroizm tej skromnej, szlachetnej
kobiety, która poświęciła swoje życia dla ratowania porzuconych piesków.
Od
pewnego czasu otwieram internetową stronę fundacji RATUJEMY DOGI. Śledzę na
bieżąco akcję "Ratujemy łapki Largo".
Jest to historia młodego doga niemieckiego o imieniu Largo, który jest poważnie
chory. Osoby ze Stowarzyszenia Dogi
Adopcje zatroszczyły się tym sympatycznym Maluchem. Przeszedł on pierwszą
operację przedniej prawej łapki, a obecnie czeka Go następna operacja drugiej.
Starczy trochę wyobraźni, żeby zrozumieć cierpienia Largo, który znosi je
niezwykle dzielnie. Wszyscy, którzy śledzą jego losy są dobrej myśli i wiary,
że wszystko zakończy się szczęśliwie, że Largo wróci do pełni zdrowia. Jego
leczenie jest bardzo kosztowne, ale może liczyć na wsparcie finansowe ze strony
wrażliwych ludzi, kochających zwierzęta. Poniżej link na stronę "Ratujemy łapki Largo", gdzie każdy
może na bieżąco śledzić losy tego młodego doga o pięknym imieniu Largo:
Na
zakończenie, ostatnia kwestia dotycząca hodowli psów rasowych. Być może wywołam
przysłowiową "burzę w szklance wody", ale nie mogę jej pominąć
milczeniem. Korzystając z Internetu doszukałem się grubo ponad tysiąc hodowli. Mam
nadzieję, że w zdecydowanej większości osoby zajmujące się hodowlą, to
pasjonaci, miłośnicy psów, którzy przyczyniają się zachowania gatunku wielu ras
w najczystszej, szlachetnej formie. Jestem laikiem, ale zdaję sobie sprawę, że
hodowla jest zajęciem kosztownym i absorbującym wiele czasu, ale cóż się nie
robi dla kochanych zwierząt. Myślę, że każdemu hodowcy zależy na tym, żeby
szczenięta trafiały we "właściwe ręce", by dobrze je traktowano. Wziąłem
do ręki komórkę i wyszukując w Internecie numery telefonów, kontaktowałem się z
hodowcami psów rasowych. Tłumaczyłem, że moje dziecko pragnie posiadać pieska,
dlatego zależy mi na tym, żeby kupić go już teraz. W dwóch miejscach nie było
szczeniąt, ale proponowano mi zapisać się w kolejce osób oczekujących. W innych
hodowlach były szczenięta, które mogłem kupić "od ręki" - jechać do
hodowcy i wrócić do domu ze szczeniakiem. Nikt spośród dziewięciu hodowców, do
których telefonowałem, nie zapytał mnie o warunki, w jakich pies będzie się wychowywał.
Byłem mile zaskoczony, kiedy jedna z pań, z którą omawiałem warunki "transakcji"
zadawała mi wiele pytań, które miały na celu wysondowanie, czy piesek trafi w
odpowiednie ręce. Ostatecznie, prosiła o podanie adresu zamieszkania,
ponieważ... pofatyguje się i sama przywiedzie dwa szczeniaki, bym wybrał sobie
jednego z nich. Musiałem zręcznie wycofać się "rakiem". Wiem, że
część hodowców sprzedając szczeniaczka, w umowie zastrzega, że w przypadku złego
traktowania, bądź nieodpowiednich warunków, ma prawo odebrać go z powrotem. A
nawet więcej - hodowcy sprawdzają przez jakiś czas, czy warunki umowy są
przestrzegane.
Lekarz
weterynarii opowiadał mi o "hodowcach", którzy nie zwracają uwagi na
zdrowie suk, które stają się matkami dwa razy w roku. Chodzi o łatwe
wzbogacenie się hodowcy. Są odpowiednie przepisy, które mają nie dopuszczać do
tego rodzaju niecnych praktyk, ale niestety zdarzają się one dość często. Dlatego
uważam, że niektóre hodowle są "fabrykami szczeniąt", które od
urodzenia mają zawieszoną metkę z ceną. Na szczęście takich pseudo-hodowców,
mówiąc delikatnie - jest niewielu. Wychodząc na spacery z Heliosem, spotykam
się z innymi posiadaczami psów. Często, spontanicznie dochodzi między nami do
rozmów o... psach. Mówiąc szczerze, z różnych względów, nie jestem zwolennikiem
tego rodzaju kontaktów. Niemniej, od tych "psiarzy" słyszałem o
różnych nieprawidłowościach, jakie miały miejsce przy zakupie szczeniąt, które
ujawniały się po pewnym czasie. Braki szczepień, zarobaczenia, nieprawidłowości
w książeczkach zdrowia, a w jednym wypadku okazało się, że rodowód był sfałszowany.
Co gorsze, ludzie ci nie zgłosili tych zdarzeń w Związku Kynologicznym, czy
innych organach, które mają statutowy obowiązek reagować i wyciągać wnioski w
tego rodzaju, mówiąc delikatnie "nieprawidłowościach".
Zapamiętałem
pewien epizod, który mnie zirytował, a miał miejsce pięć lat temu.
Spacerując z Heliosem po obrzeżach miasta
zauważyłem, że kierowca po przejechaniu obok nas zatrzymał się, wyszedł z auta
i podszedł do nas. Okazało się, że człowiek ten ma suczkę tej samej rasy co
Helios. Padła z jego strony propozycja pokrycia jego suki przez Heliosa. Rozmowa
przebiegała w miłej, sympatycznej atmosferze. Telefonicznie w jego obecności skontaktowałem
się z lekarzem weterynarii, by uzyskać niezbędne z tym związane informacje. Wymieniliśmy
się numerami telefonów, a człowiek ten zrobił kilka zdjęć Heliosa. W ostatniej
chwili, kiedy wsiadał do samochodu powiedział: "Nawet nie wie pan ile na
tym interesie zarobimy". Dosłownie ścięło mnie z nóg, na chwilę zaniemówiłem.
Odpowiedziałem wprost: "Wszelkie ustalenia proszę uważać za niebyłe, proszę
do mnie w ogóle nie dzwonić". Widziałem na jego twarzy oburzenie, trzasnął
drzwiami i odjechał. Po pewnym czasie spotkałem tego człowieka na ulicy, ale minęliśmy
się nie rozmawiając ze sobą.
Komentarz
zbyteczny.
Muszę
powrócić do procederu handlowania psami na targowiskach. Znowelizowana ustawa o
ochronie zwierząt miała przyczynić się do zlikwidowania tych patologicznych
(wręcz niehumanitarnych) praktyk. Wystarczy przeczytać artykuł z Dziennika Łódzkiego
(link zamieszczony wyżej), by się przekonać, że nic nie zmieniło się na lepsze,
że "stróże prawa" są bezsilni, a przestępcy omijają prawo. Ustawa
jest bublem, którego miejsce jest w koszu na śmieci. Uważam, że obowiązek
czipowania WSZYSTKICH PSÓW, w znacznym stopniu by poprawił sytuację. O tym tzw.
"decydenci" mówią od lat, a jest to przysłowiowe "biciu piany".
Ponoć od przyszłego roku sytuacja ma się zmienić, pożyjemy zobaczymy. Póki, co
biedne porzucane pieski są zdane na pomoc wrażliwych ludzi, którzy zmagają się
głównie z problemami finansowymi. Co na to hodowcy psów rasowych?
By
zakończyć optymistycznym akcentem, polecam wszystkim "psiarzom" dwie
książki Pani JAN
FENNELL - Zapomniany
język psów w praktyce - Jak w 30 dni zbudować
prawdziwą więź ze swoim psem" i Zapomniany
język psów
-
Jak zrozumieć najlepszego przyjaciela człowieka". Obydwie książki są rewelacyjne. Otrzymałem je w prezencie od mojej
sympatycznej Koleżanki - Madzi K, tej samej, która powierzyła nam opiekę nad
Heliosem.
ez[o]
Witaj Edziu > Jednym słowem widać,że z Ciebie dobry Człowiek i oby na tej naszej zmęczonej ziemi było jak najwięcej takich zrównoważonych i nie tylko ludzi. "Pozdrawiam Staś"
OdpowiedzUsuńStasiu.
UsuńPrzyjmuję Twoje pochwały pod moim adresem jako zobowiązanie do bycia w dalszym ciągu NORMALNYM CZŁOWIEKIEM, jakich jest na tej (jak ją nazywasz) zmęczonej ziemi miliony.
Wiem, że Ty nie byłbyś w stanie skrzywdzić żadnej żywej istoty, pomijając kleszcze, muchy i inne robactwo.
Stasiu, jak będziesz jechał rowerem zwracaj uwagę, czy na szosie nie leży jakieś drobne stworzenie, które można rozjechać przez zwykłą nieuwagę.
Pozdrawiam serdecznie.
cavalierek moja ukochana rasa,rasa pozbawiona agresji,ale raczej nie będę miała takiego psa. Mam za to dwie kocice jedna czarna wredna małpa,kąśliwa mazepa ,ale i tak ją kocham i Pimpuśkę miluśkę, przytulankę. jestem przeciw PSEUDOHODOWLOM !!!!!! Sukę miałam całkiem niedawno i musiałam szukać jej nowego domu,dlatego nigdy nie zdecyduję się, już na psa.....Za bardzo przeżyłam to...,aczkolwiek cieszę,że nowi właściciele są bardzo zadowoleni i wiem,że ich zadowolenie to moja ciężka praca.
OdpowiedzUsuńBeto, kłaniam się.
UsuńMasz rację. Cavaliery są w stu procentach pacyfistami - nic ich nie obchodzą inne (szczekające) psy. Mój Helios 1 września (wczoraj) skończył siedem lat.
Cieszy mnie, że kochasz zwierzęta. Piszesz o swojej "czarnej wrednej małpie" a mimo jej wszystkich wad, kochasz ją.
Poruszyłaś (chociaż skrótowo) problem oddania w inne - obce ręce - pieska. Osobiście nie wyobrażam sobie sytuacji, kiedy bym miał oddać Heliosa. Nie ma w tym żadnej przesady, kiedy powiem, że Helios jest dla mnie bezcennym Przyjacielem, takim przez duże "P". Nie będę się rozwodził nad szczegółami, ale wiem, że więź, jaka nas łączy jest trudna do określenia słowami.
Doskonale rozumiem Twoje przeżycie związane z rozstaniem ze swoją sunią. Tu mała uwaga. Jestem przekonany, że suczka przeżyła i w dalszym ciągu przeżywa podwójnie rozstanie z Tobą, tylko ona nie może tego powiedzieć.
Psy żyją bardzo krótko, chociażby z tego powodu powinniśmy im zapewnić maksymalnie dużo ciepła i komfortu bycia wśród nas - ludzi. W tej chwili, kiedy piszę te słowa, Helios położy ł się obok mnie i wiem, że nie opuści tego miejsca dopóki nie wyłączę komputera i położę się spać.
Pozdrawiam serdecznie i zapraszam na moją skromną stronę.
Edku, wiesz że uwielbiam twojego Heliosa i wiesz, że całe moje życie nierozerwalnie było i jest związane ze zwierzakami. Stąd też, dla mnie człowiek, który je krzywdzi jest najgorszym bandytą. I już. I gdybym to ja była sędzią - takie gagatki nie miały by ze mną łatwo. W Pastorczyku zawsze były psy i koty i mama, ja i siostra zawsze o nie dbałyśmy - kosztem własnego czasu i wygód (przyznasz, że 6 psów i blisko 30 kotów - a tak swego czasu było!) to nie "zabawa". Do tego przecież bydło, świnie, drób, kiedyś kilka owiec, jakieś króliki etc. Wszystkie zwierzaki zawsze były zadbane. Psy - jeśli nie spały w domu (tak, tak) to zimą były zaprowadzane do obory (bo tam ciepło), bądź ocieplało im się budy, a jak spały w takim innym budynku, to miały posłania i na noc, w mrozy przykrywaliśmy je starymi kapotami... O koty też dbaliśmy. Czasami, zwłaszcza w zimne dni - stara wersalka w kuchni zasłana była kotami i psami. Koty siedziały przy piecu, czasem spały z nami w łóżkach ;-). Takie czasy... Teraz trochę się zmieniło, ale psy dostają wariacji szczęścia, kiedy tam jadę. Nie wiem, ale jakoś tak jest, że zwierzaki do mnie lgną jak muchy. Nie zdecydowałam się na psa u siebie w bloku, ale kot jak wiesz, jest. Gdzie śpi w nocy? Wiadomo - u mnie na klacie... Mruczy mi tam, kręci się, przytula... Czasem ją wywalam, bo nie daje mi spać, ale... budzę się, a ona znów na mnie lub obok. Dzieci chcą, by spała z nimi - nic z tego....
OdpowiedzUsuńNo, rozpisałam się. Ale napisałeś mądry, fajny artykuł i jakoś tak mnie poniosło.
Ja jeszcze potrafię zrozumieć ludzi, którzy nie przepadają za zwierzakami i nie chcą ich mieć (choć jak tak można?), ale tych co je mają i głodzą, katują, skazują na cierpienie czy porzucają - nie zrozumiem nigdy i jestem za tym, by kary za zło wyrządzane tym najmniejszym były surowe, a te złe czyny ostro napiętnowane społecznie.
Ucałuj Helioska, pozdrawiam Was od nas i od naszej kici :-).