Nie ma wolności dla
człowieka,
jak długo nie pokonał on
strachu przed śmiercią.
[Albert Camus]
Nie mam
zamiaru "rozprawiać" o śmierci od strony naukowej, medycznej z dwóch
powodów. Po pierwsze nie mam odpowiednich ku temu kwalifikacji, przygotowania
merytorycznego, a po drugie - zainteresowani mają dostęp do wielu fachowych
publikacji, chociażby zamieszczanych w Internecie. Polecam niezwykle
interesującą książkę L. Watson'a BIOLOGIA ŚMIERCI (The Biology of Death / wyd. orygin.
1974). Autor książki z wykształcenia jest biologiem, który w sposób fascynujący
opisuje biologię życia i śmierci, rozwiewa dręczące czytelnika wątpliwości
związane z tym tematem, momentami prowokuje, co sprawia, że książka ta jest niezwykła.
W przedmowie autor pisze: Pozostaję nadal
w przekonaniu, iż korzenie dylematu tkwią w naszej niechęci do uznania faktu,
iż pod względem biologicznym rozgraniczenie życia i śmierci - na jakimkolwiek
poziomie - nie ma sensu. Śmierć nie ma rzeczywistości klinicznej ani logicznej.
Jest częścią cyklu życia, często bywa czasowa, a niekiedy nawet uleczalna. Mam
więc nadzieję, że ta świadomość będzie podstawą lepszego, bardziej zrównoważonego
rozumienia zdumiewającego procesu.
Mógłby
mnie ktoś zapytać, dlaczego śmierć, o której ludzie niechętnie rozmawiają, jest
tematem tego posta. Częściowo motto jest odpowiedzią na postawione przed chwilą
pytanie. Tekst ten traktuję, jako
osobiste refleksje dotyczące kwestii śmierci, wszak dotyczy ona wszystkich
ludzi. Wobec śmierci jesteśmy równi, co niektórzy nazywają totalną demokracją. Wielu bogaczy by poświęciło swoją finansową
fortunę, dla zyskania dodatkowych lat życia. Częściowo się to udaje, kiedy
chodzi leczenie chorób nowotworowych najnowszymi i najdroższymi lekami, ale czy
to ma głębszy sens?
Śmierć rodzi życie, a życie prowadzi do śmierci.
Żeby
coś mogło się rozwijać, coś innego musi ustąpić mu miejsca, musi użyczyć mu
swej energii. W Przyrodzie - jak wiemy - opadające liście z drzew obumierają,
stając się nawozem, który z kolei jest niezbędny do ich (drzew) rozwoju. Zasada
ta dotyczmy także rodzaju ludzkiego. Myślę, że słowo "śmierć" można zastąpić słowem transformacja,
które nie wywołuje tylu negatywnych emocji.
Dziecko
po urodzeniu doznaje wielkiego szoku, zostaje "wyrwane" z
bezpiecznego miejsca, jakim jest ciało matki. Traumatycznym przeżyciem dla
niego jest przyjęcie czterech żywiołów, bez których życie jest niemożliwe. W
momencie śmierci, rozstajemy się z nimi. Najwcześniej, jeszcze za życia,
człowiek "żegna się" z żywiołem Wody. Z biegiem lat, ciało wysusza
się, wiotczeje, pojawiają się pierwsze zmarszczki. Paradoksalnie, człowiek w
momencie pojawienia się na świecie, zaczyna zbliżać się do... śmierci, ale o tym
nikt nie myśli. I słusznie wszak przyjście na świat potomka jest dla całej
rodziny wydarzeniem radosnym.
Umieranie,
śmierć są spychane do szpitali, domów starców, hospicjów. A to sprawia, że
coraz rzadziej ludzie umierają we własnych mieszkaniach w obecności
najbliższych. Nie dziwię się, że stare, schorowane osoby boją się pójścia do
szpitala, w obawie, że już nie wrócą do domu. Jak wynika z badań, umieranie
"we własnym łóżku" - w domu, sprawia, że schodzący z tego Świata
czuje się bezpieczniej, jest spokojniejszy.
O
śmierci, ludzie mówią niechętnie, jest to temat tabu. Przed laty, nawet znawcy
Tarota unikali słowa "śmierć", dlatego Trzynasty Wielki Arkan określano
- "bez nazwy" w obawie, że przez wypowiedzenie słowa
"śmierć" sprowadzą na siebie nieszczęście. Tylko szaleniec nie ma respektu
przed śmiercią. Ale, z drugiej strony nie powinniśmy jej traktować jak wroga.
Lęk rodzi lęk, stając się obsesją, paraliżuje człowieka.
Zaraza była w drodze do
Damaszku i przemknęła obok karawany wodza na pustyni.
- Dokąd pędzisz? - zapytał
wódz.
- Do Damaszku. Mam zamiar
zabrać tysiąc istnień.
W drodze powrotnej z
Damaszku Zaraza znowu mijała karawanę. Wódz powiedział:
- Zabrałaś pięćdziesiąt
tysięcy istnień, a nie tysiąc.
- Nie - rzekła Zaraza - Ja
wzięłam tysiąc. To strach i lęk zabrały resztę.
[Flavio Anusz, Tarot - Droga adepta, str. 78]
Jak
przez człowieka odbierana jest śmierć, bardzo trafnie przedstawia Trzynasty
Wielki Arkan z talii Victorian Romantic
Tarot. Na karcie widzimy ludzi, którzy w różny sposób reagują na widok Pani
z Kosą. Starzy ludzie odwrócili się od Niej trzymając w ręku sakiewkę, być może
liczą, że uda się Ją przekupić. Para młodych kochanków nie odwróciła się od
Śmierci. Młodzieniec trzyma w ręku czaszkę ozdobioną laurowym wiankiem, co
przypomina scenę z Hamleta. Dziecko,
nieświadome powagi sytuacji, wyciąga rączki w stronę Śmierci. Ten obraz (karta)
odzwierciedla zachowania człowieka w obliczu zbliżającego się zagrożenia -
śmierci. Młody człowiek cieszy się życiem, korzysta z jego uroków, zaspakaja
swoje potrzeby materialne - życie stoi przed nim otworem. Zwróćmy uwagę, kto i
jak reaguje na nekrologi, których nie brakuje na słupach ogłoszeniowych. Młodzi
ludzie najczęściej przechodzą obok nich obojętnie, w odróżnieniu od ludzi
starszych, dla których nekrologi są "lekturą obowiązkową". W
pierwszej kolejności sprawdzają, czy zmarła osoba była im znana, Później
porównują jej wiek do swoich lat, by skomentować: "Biorą z mojej półki". Jeszcze gorzej, gdy odejdzie ktoś z sąsiadów.
Wtedy niemal stuprocentowo usłyszymy: "Śmierć
krąży w okolicy, trzeba uważać ". Każdy żyje tyle ile ma żyć. Ani minuty dłużej ani też krócej.
W Isfahan żył sobie
młodzieniec, który był sługą bogatego kupca. Pewnego pięknego ranka pojechał na
targ, by kupić mięso, owoce i wino. Jechał beztrosko brzęcząc monetami, gdy
nagle u bram targu zobaczył Śmierć. Śmierć kiwnęła na niego, jakby chciała mu
coś powiedzieć. Sługa wystraszył się bardzo, spiął konia ostrogami i pojechał
przed siebie. Droga doprowadziła go do Samarkandy. Zmęczony i zakurzony
podjechał pod gospodę, w której zjadł za pieniądze swego pana kolację i kazał
zaprowadzić się do wynajętego na nocleg pokoju. Potwornie zmęczony padł na
łóżko. Sądził, że przechytrzył Śmierć. W środku nocy jednak ktoś zastukał do
drzwi. Na progu pojawiła się Śmierć u uśmiechnęła się przyjaźnie.
- Jak to możliwe, że tu
jesteś? - zapytał blady i drżący młodzieniec:
- Przecież widziałem cię dziś na rynku w
Isfahanie.
Śmierć odpowiedziała:
- Cóż, przyszłam po ciebie,
gdyż tak jest pisane. Gdy rano zobaczyłam ciebie na targu w Isfahanie, chciałam
ci tylko powiedzieć, że mamy sądzone spotkanie w Samarze. Ale nie pozwoliłeś mi
dojść do słowa i uciekłeś.
[Liz Greene, Los i astrologia]
Dość
często TV pokazuje rodzinne dramaty, które dotyczą nieuleczalnie chorych
dzieci. Zabierają głos ludzie, którzy wyrażają współczucie dla dziecka i
rodziny. Współczuć może tylko taka osoba, która doświadczyła "na własnej
skórze" podobnego dramatu. Świadomość rodziców i chorego dziecka, że jego
życie gaśnie, jest dla nich najtrudniejszą życiową lekcją, której nikomu nie
życzę. W wielu książkach, w tym ezoterycznych, jest cytowana opowieść zen, w której Mistrz mówi swemu umierającemu
uczniowi: "Śmierć
jest interesującym przeżyciem, ale strach może odebrać ci możliwość
rozkoszowania się tym doświadczeniem". W tym miejscu warto się zastanowić,
odrzucić wszelkie "zachcianki", animozje, wzajemne pretensje i
docenić to, co najcenniejsze - swoje zdrowie i bliskich nam osób.
Może
nie jestem pacyfistą, ale nie sposób wspomnieć o ludziach, którzy sami, na
własne życzenie pchają się w "objęcia" śmierci. Mam na myśli tzw.
wojskowe misje pokojowe, które tylko z nazwy są pokojowymi. Każdy z tych
młodych ludzi wyjeżdżając w rejon konfliktu, liczy na "łatwe pieniądze",
igrając tym, co najcenniejsze - własnym życiem. Tu ciśnie się na usta fragment
starej francuskiej pieśni żołnierskiej: "Cinq minutes avant sa mort il
vivait encore" (Pięć minut przed śmiercią jeszcze żył).
Przywiązanie
do materii stało się głównym życiowym celem większości ludzi. Pieniądz zdominował
Świat, spychając na dalszy plan wyższe, duchowe wartości, co widać na każdym kroku.
Ludzie zapominają, że kiedy przyjdzie im opuścić Ziemię, zostawią cały swój materialny
dorobek. Przychodzimy na
Świat z gołymi rękoma - i tak Go opuszczamy. Wiele osób zamożnych (nie mylić z bogatymi), buduje domy -
fortece, ogrodzone wysokim murem, które mają ich chronić nie tylko przed
złodziejami, ale także przed... śmiercią. Oszukują samych siebie. Może to brzmi
groteskowo, ale znałem takiego człowieka, który tak żył, myślał, że zawojuje
świat.
Co ze mną? W jakim stoję szeregu?
No cóż,
po tej Ziemi stąpam 69 lat. Podobnie jak większość ludzi, miałem wzloty i
upadki, które wiele mnie nauczyły. Ponad dwadzieścia lat jestem na emeryturze.
Staram się żyć aktywnie, jak przystało na zodiakalnego Lwa. Ćwiczę nie tylko
swoje grzeszne ciało, ale też dbam o szare komórki - dużo czytam. Moją pasją, a
właściwie drugim "Ja" jest ezoteryka, która pochłania mi dużo czasu.
Jak mawiał profesor Kotarbiński: Ruch i
myślenie, to przyszłość narodu". Unikam rozmów z rówieśnikami, którzy
rozprawiają o... chorobach, narzekają na brak pieniędzy. Jak dobrze pamiętam,
od wielu lat przebywam w gronie młodszych od siebie Osób, przy których czuję
się "odmłodzony". Dla równowagi energetycznej, służę Im swoją radą, która
wynika z doświadczenia życiowego, a także z wiedzy ezoterycznej, którą ciągle pogłębiam,
poznaję. W tym miejscu nie sposób pominąć milczeniem Moich Internetowych Przyjaciół,
bez których moje życie byłoby bardziej ubogie, mniej barwne. Kocham Ich wszystkich,
nawet tych, a może przede wszystkim tych, którzy są krytyczni wobec mnie,
ponieważ udzielają mi lekcji, nie żądając za to zapłaty.
Kiedy mowa
o długości życia, ludzie porównują je do palącej się świeczki. Idąc tym tokiem
rozumowania, muszę stwierdzić, że moja świeczka jest wypalona w znacznym
stopniu, jeszcze trochę a zostanie tlący się ogarek. Dlatego każdy dzień uważam
za cud, który należy maksymalnie wykorzystać, cieszyć się nim, nie zwracając uwagi
na drobne dolegliwości zdrowotne. Nadszedł czas refleksji, czas rozliczenia
własnego życia. Jestem przygotowany na ostatnie ziemskie spotkanie ze śmiercią,
które zakończy się wędrówką w inne wymiary, wędrówką w nieznane. Po odejściu,
człowiek pozostawia po sobie różne rzeczy, które podlegają segregacji. Część z
nich trafia na śmietnik, cześć przejmują jego bliscy. Są przedmioty, które
podlegają szczególnej ochronie, nie mogą trafić w niepowołane ręce, dlatego
zadbałem o ich zabezpieczenie - przekazanie ich konkretnej osobie (M. Ch.).
Od
kilku lat mam okazję przebywać wśród przyjaciół Bhaktów (wyznawców Pana Kriszny),
poznawać ich filozofię życia, którą w największym skrócie dobrze zobrazuje ta
oto anegdota:
Michał Anioł (1475-1564)
zwierzył się kiedyś pewnej hrabinie:
- Mam już 86 lat i ufam, że
wkrótce Bóg wezwie mnie do siebie.
- Ach, jest pan już
zmęczony życiem - zapytała wysoko urodzona.
- Nie - odparł wielki
artysta - jestem właśnie stęskniony do życia.
Zygmunt
Andrychiewicz: Śmierć
artysty - ostatni przyjaciel.
Na
zakończenie proponuję piękny fragment z książki "Prorok" K. GIBRANA, który traktuje o śmierci.
Chcemy teraz zapytać cię o
śmierć.
A on rzekł: chcesz poznać
tajemnicę śmierci, lecz jakże możesz ją odkryć, jeśli się nie zagłębisz w samo
serce życia? Puchacz co ma oczy do nocy niezwykłe, ślepe w dzień, tajemnicy
światła nie jest zdolny odkryć. Jeśli naprawdę chcecie ducha śmierci ujrzeć, tedy
na całość życia serca wasze otwórzcie szeroko. Jednym bowiem są życie i śmierć,
jako jednym jest rzeka i morze.
W głębiach waszych nadziei
i pragnień milcząca wiedza o zaświatach się tai, a serce wasze jak ziarno
drzemiące pod śniegiem, marzy o wiośnie. Ufajcie marzeniom, w nich bowiem
ukryta jest brama wieczności. Wasz strach przed śmiercią jest jak drżenie pasterza
stojącego przed majestatem króla, który mu za chwilę rękę na ramieniu położy,
zaszczyt mu czyniąc. Lecz głębiej niźli drżenie - czyż to nie radość pasterza
przenika, iż wkrótce królewski będzie nosił znak, choć w pierwszej chwili
bardziej czuje lęk?
Czymże bowiem jest umrzeć,
jak nie stanąć nagim w wichrze i roztopić się w słońcu? Czym ostatnie wydać
tchnienie, jak nie wyzwolić tchnienie życia z niespokojnych rytmów, by wzniosło
się i rozszerzyło, i Boga bez przeszkód już szukało? Będziesz mógł śpiewać naprawdę,
gdy z rzeki milczenia napijesz się wód. A wspinać się zaczniesz prawdziwie, gdy
na szczycie staniesz. Gdy ziemia więc twego ciała zażąda, ty wówczas w
prawdziwy pójdziesz tan.
Ez[o]
Piękny post, naprawdę... Od tytułu po ostatni cytat.
OdpowiedzUsuńChylę czoło i pozdrawiam
Moja Droga.
UsuńDziękuję Ci za krótki komentarz, ale jakże wymowny.
Jestem zaszczycony, przyjmuję Twoje słowa z przyjemnością, a dlaczego?
Na bieżąco czytam wszystkie artykuły, jakie pojawiają się na Twoim blogu. Muszę przyznać, że dopiero od niedawna - dzięki Internetowi - zainteresowałem się szeroko pojętą historią i jej pokrewnymi dziedzinami. Czerpię swoją wiedzę, w łatwy sposób, wyłożoną niczym na przysłowiowej patelni, gotową do "skonsumowania" dzięki Tobie i Basi Silver, która jest stałą Bywalczynią Twojego bloga. Twoje niezwykle ciekawie pisane artykuły i komentarze Basi wnoszą nowe wartości do mojego życia. Bardzo sporadycznie zabieram głos, w komentarzach, ponieważ... cóż nowego mogę do nich wnieść?
Powtarzam. Twój komentarz dla mnie znaczy bardzo dużo, jest bardzo cenny, wszak napisany przez "fachowca".
Pozdrawiam bardzo serdecznie.
Z poważaniem - Edi
Czytalam wracajac do tresci..ciekawie napisales..przeczytalam juz kika Twoich postow.. idzie mi to powoli..ale czytam..wciaga ta tematyka.Pozdrawiam .9
OdpowiedzUsuńDroga Alu.
UsuńDziękuję Ci za komentarz.
Cieszy mnie, że masz czas i chęci na czytanie moich tekstów. Jeśli chodzi o tematykę, to jak zauważyłaś jest różnorodna, ale niemal każdy tekst wiąże się z szeroko rozumianą ezoteryką, która (jak wielokrotnie podkreślałem) jest moim drugim "Ja".
Jak zauważyłaś, jestem stałym bywalcem Twojej strony na Facebooku. Może to dziwne, że przeglądam strony typowe dla Pań. A dlaczego? Lubię piękne rzeczy, estetyczne, a takie znajduje na Twojej stronie. Tworzysz praktyczne, cudne rzeczy. Drugą "kobiecą" stroną, którą regularnie przeglądam, jest blog Małgosi: "A wszystko co kocham".
Pozdrawiam serdecznie i zapraszam na moją stronę.
Super > Edziu i Pozdrowień-ka.
OdpowiedzUsuńStasiu.
UsuńDziękuję Ci za to, że przeczytałeś ten tekst, który możesz skonfrontować z tym co możemy usłyszeć w czasie wykładów w Czarnowie, w świątyni Nowe Śantipur. Oczywiście, pominąłem kwestię reinkarnowania duszy, co jest ważnym kanonem w hinduizmie.
Pozdrawiam i zachęcam do "zaglądania" na moją stronę.
Witaj
OdpowiedzUsuńBardzo ładny post, bardzo życiowy a zarazem trudny.
Tak, masz rację, ludzie boją się tego tematu i unikają jak dżumy, podobnie jak boją się tematów związanych ze śmiertelną chorobą czy odchodzeniem.
Dlaczego tak się dzieje?
Czy to strach przed zmianą? Przed cierpieniem z którym czasem wiąże się śmierć? Z obawą przed przejściem w niebyt?
Jaki wpływ na postrzeganie śmierci i strach przed nią ma ludzka wiara? Pomaga? Szkodzi?
I co z postrzeganiem śmierci jako innego etapu egzystencji, być może nowego życia?
Dlaczego ludzi od maleńkości nie uczy się, że śmierć jest nieodłączną częścią życia i równie naturalną jak narodziny i dorastanie?
Skąd takie tabu wokół tego tematu?
Według mnie człowiek który boi się śmierci nie będzie umiał dobrze przeżyć życia i się nim cieszyć. Zawsze ponure widmo wisi nad jego głową i zadręcza myśli. Nigdy nie ma spokoju. Tylko po co to wszystko skoro nie da się powstrzymać nieuniknionego?
Czy nie lepiej cieszyć się tym co jest zamiast się zadręczać?
Masz tez rację pisząc że każdy będzie żył tyle ile jest mu przeznaczone. Czy pieniądze mogą to zmienić? Być może trochę, szczególnie jeśli chodzi o leczenie. Jednak nie zgodzę się z tym że od nich będzie wszystko zależeć. Bogatemu się nie uda, a biedny trafi na dobrego lekarza i da radę.
Znam to z autopsji- moja mama miała raka który wedle wszystkich prognoz rokował na tyle źle że jeden z lekarzy nie chciał się nawet podjąć leczenia. Zbyt zaawansowany stan. W Polsce raczej się już nie wysila w tym stadium, za granicą i owszem...
Kluczem do sukcesu okazał się upór, dokształcenie się z choroby a także... pogoda ducha i chęć do życia. Uznanie że nie może być innego wyniku tej rozgrywki jak jeden- ŻYCIE.
Wielu ludzi którzy chorowali w tym czasie co ona i było w lepszym stanie- dzisiaj już nie ma. Większość z nich nie odeszła nawet na samą chorobę jak na załamanie psychiczne. Organizm się poddał i koniec. Nie wierzył w sukces, a czy nie wiara decyduje o sukcesie pewnych operacji?:)
Mama dzięki Bogu świetnie przeszła operacje i leczenie- mija czwarty rok od tamtego czasu i żyje sobie spokojnie, aktywnie, pracuje i cieszy się każdym dniem.
Co pomogło?
Chęć życia? Brak strachu przed śmiercią? Konwencjonalna medycyna? Wiara? Zupełnie niestandardowe leczenie popularnie nazywane "magicznym"? Wszystko razem?
A czy to ważne skoro zadziałało?
Tak, to w obliczu śmierci człowiek najlepiej uczy się życia.
Dla niektórych czas w którym pojawia się problem i widmo śmierci jest nieodpowiedni. Bywa, że potrzebują czasu aby pewne rzeczy pozałatwiać. Myślę, że najlepsze co można dla tych osób zrobić to spróbować dać im ten czas- a potem pomóc dobrze odejść.
Nie jesteśmy panami życia ani śmierci, ale czasem jest nam dane zainterweniować i zmienić czyjś los.
Czy to źle?
Może to dlatego na drodze niektórych osób ludzie pojawiają się nieprzypadkowo?
Wiara...
Jedni nie wierzą w nic.
Inni wierzą w Zmartwychwstanie na Sądzie Ostatecznym.
Jeszcze inni wierzą w możliwość wędrówki dusz i powrotu w kolejnym wcieleniu.
Bywają tez tacy, który na swój własny sposób wierzą w kombinacje powyższych.
Koniec jest początkiem, początek jest końcem.
Jak na Górze tak i na Dole.
Która droga jest właściwa? Czy w ogóle istnieje jedna właściwa drogą dla każdego człowieka?
Nie sądzę.
Sztuką jest umieć żyć tak, aby nie żałować gdy nagle się odejdzie. I zamykać swe sprawy na bieżąco by nie nadszedł dzień, że już nic nie będzie się dało zamknąć...
Szkoda życia na zło i na małe personalne wojenki.
Nigdy nie wiadomo czy za 5 minut Śmierć nie odwiedzi właśnie Ciebie....
Tylko ile osób jest na to gotowych?
Pozdrawiam ciepło i życzę jak najlepszego życia. Jesteś mądrym człowiekiem, nielicznym który podejmuje tak ciężki temat.
Nie napisałeś tu w jaką wersję "ciągu dalszego" Ty wierzysz- być może to zbyt osobista sprawa aby pytać.
Według mnie jest jednak coś w powiedzeniu, że "W przyrodzie nic nie ginie- co najwyżej zmienia właściciela".
Oliwia
ventrue1@poczta.onet.pl
Droga Oliwio.
UsuńDziękuję za ciekawy i wyczerpujący komentarz.
Zadajesz wiele pytań, na które sama odpowiadasz. Taka forma dociekania prawdy jest niezwykle cenna i pouczająca nie tylko dla Ciebie, ale i ja w tym wypadku z niej korzystam.
Tak jest życie "urządzone", że do końca nie możemy go poznać, w tym tkwi jego piękno, a zarazem kłopoty, napięcia i inne niezbyt przyjemne dla człowieka sytuacje. Bez napięć nie byłoby rozwoju, a te zawsze stwarzają nam problemy. W pewnym miejscu zadajesz pytanie: "Czy nie lepiej cieszyć się tym co jest zamiast się zadręczać?". Według mnie cieszyć się, a jeśli ktoś jest masochistą - niech się zadręcza. Są ludzie, którzy z cierpienia zrobili sposób na życie. Ich wybór.
Poruszyłaś niezwykle ważną kwestię związaną z najgroźniejszą chorobą - nowotworami. Znasz to z autopsji. Dodam jedynie, że stan naszego zdrowia w dużej mierze zależy od nas samych. Bez siły wewnętrznej nie ma zdrowia. Człowiek ze słabą psychiką może zwykłą grypę potraktować, jako śmiertelną chorobę, co doprowadzi do jego zejścia. Siła woli czyni cuda - to powiedzenie jest kluczowe w czasie choroby. Pozostając przy powiedzeniach, dodam - nadzieja umiera ostatnia. Dobrze, że Twoja Mama potrafiła przeciwstawić się losowi, uwierzyła we własną moc. Nie ważne są metody leczenia, najważniejszy jest skutek. Jeden z mądrych ludzi powiedział, że lepiej być wyleczonym przez ignoranta, niż pozostawiony w cierpieniu przez profesjonalistę.
Piszesz dalej: "Tak, to w obliczu śmierci człowiek najlepiej uczy się życia". Dodam, że zaczyna życie doceniać i szanować.
Twoje rozważania, co dalej, co się dzieje po śmierci są bardzo ciekawe. To są dylematy, na które ŻADEN CZŁOWIEK nie zna odpowiedzi. Tu wkracza wiara - religia, bądź zupełna niewiara - ateizm w najczystszej formie. Każdy ma rację, ponieważ nie ma sensownej odpowiedzi. Kościół katolicki grzeszników straszy piekłem, a żyjącym godnie "gwarantuje" miejsce w niebie. Z kolei ateista uważa życie fizyczne za jedyną formę egzystencji, która z chwilą śmierci zamieni go w rozkładającą się materię.
Delikatnie pytasz o moją wersję "ciągu dalszego". Nie mam nic do ukrycia, wręcz przeciwnie, dlatego chcę Ci odpowiedzieć. Moja ścieżka rozwoju duchowego skłania mnie do poznawania "prawdy" o życiu i śmierci, której fundamentem jest ezoteryka, która przez Kościół jest uważana za źródło "wszelakiego zła". Głęboko wierzę w reinkarnowanie duszy. Moja dotychczas poznana wiedza, skłania mnie do tego rodzaju stwierdzeń. Dodam, że w poprzednim wcieleniu było mi dane egzystować w Afryce, a przyczyną śmierci był, jak nietrudno się domyśleć - głód.
Pozdrawiam serdecznie i zapraszam na mojego bloga.
Dzien dobry Edziu,
OdpowiedzUsuńjak to dobrze, ze znow jestes obecny ze swoimi ciekawymi postami,
podziwiam i gratuluje, ty masz przeciez dlugowieczny ogarek,...
zycze ci z calego serca, za-za
Moja Droga.
UsuńDziękuję Ci za wizytę na mojej stronie.
Co do ogarka, to będę podtrzymywał ogień "na maxa" - ale jak wiesz,
wszystko co powstało, ma swój koniec. Wiem, że życzysz mi ze szczerego serca, dlatego przyjmuję Twoje słowa nadzwyczaj ciepło i życzliwie.
Pozdrawiam Ciebie i Twojego Bruno.
jak widzisz z moim laptopem tez cos dziwnego siee dzieje,...
OdpowiedzUsuńNie martw się. Odczarujemy go. :)
Usuń