piątek, 27 czerwca 2014

,,A kiedy przyjdzie po mnie..."



Nie ma wolności dla człowieka,
jak długo nie pokonał on strachu przed śmiercią.
                                                                                        [Albert Camus]


Nie mam zamiaru "rozprawiać" o śmierci od strony naukowej, medycznej z dwóch powodów. Po pierwsze nie mam odpowiednich ku temu kwalifikacji, przygotowania merytorycznego, a po drugie - zainteresowani mają dostęp do wielu fachowych publikacji, chociażby zamieszczanych w Internecie. Polecam niezwykle interesującą książkę L. Watson'a BIOLOGIA ŚMIERCI (The Biology of Death / wyd. orygin. 1974). Autor książki z wykształcenia jest biologiem, który w sposób fascynujący opisuje biologię życia i śmierci, rozwiewa dręczące czytelnika wątpliwości związane z tym tematem, momentami prowokuje, co sprawia, że książka ta jest niezwykła. W przedmowie autor pisze: Pozostaję nadal w przekonaniu, iż korzenie dylematu tkwią w naszej niechęci do uznania faktu, iż pod względem biologicznym rozgraniczenie życia i śmierci - na jakimkolwiek poziomie - nie ma sensu. Śmierć nie ma rzeczywistości klinicznej ani logicznej. Jest częścią cyklu życia, często bywa czasowa, a niekiedy nawet uleczalna. Mam więc nadzieję, że ta świadomość będzie podstawą lepszego, bardziej zrównoważonego rozumienia zdumiewającego procesu.  

Mógłby mnie ktoś zapytać, dlaczego śmierć, o której ludzie niechętnie rozmawiają, jest tematem tego posta. Częściowo motto jest odpowiedzią na postawione przed chwilą pytanie.  Tekst ten traktuję, jako osobiste refleksje dotyczące kwestii śmierci, wszak dotyczy ona wszystkich ludzi. Wobec śmierci jesteśmy równi, co niektórzy nazywają totalną demokracją. Wielu bogaczy by poświęciło swoją finansową fortunę, dla zyskania dodatkowych lat życia. Częściowo się to udaje, kiedy chodzi leczenie chorób nowotworowych najnowszymi i najdroższymi lekami, ale czy to ma głębszy sens? 


Śmierć rodzi życie, a życie prowadzi do śmierci. 

Żeby coś mogło się rozwijać, coś innego musi ustąpić mu miejsca, musi użyczyć mu swej energii. W Przyrodzie - jak wiemy - opadające liście z drzew obumierają, stając się nawozem, który z kolei jest niezbędny do ich (drzew) rozwoju. Zasada ta dotyczmy także rodzaju ludzkiego. Myślę, że słowo "śmierć" można zastąpić słowem transformacja, które nie wywołuje tylu negatywnych emocji.  

Dziecko po urodzeniu doznaje wielkiego szoku, zostaje "wyrwane" z bezpiecznego miejsca, jakim jest ciało matki. Traumatycznym przeżyciem dla niego jest przyjęcie czterech żywiołów, bez których życie jest niemożliwe. W momencie śmierci, rozstajemy się z nimi. Najwcześniej, jeszcze za życia, człowiek "żegna się" z żywiołem Wody. Z biegiem lat, ciało wysusza się, wiotczeje, pojawiają się pierwsze zmarszczki. Paradoksalnie, człowiek w momencie pojawienia się na świecie, zaczyna zbliżać się do... śmierci, ale o tym nikt nie myśli. I słusznie wszak przyjście na świat potomka jest dla całej rodziny wydarzeniem radosnym. 

Umieranie, śmierć są spychane do szpitali, domów starców, hospicjów. A to sprawia, że coraz rzadziej ludzie umierają we własnych mieszkaniach w obecności najbliższych. Nie dziwię się, że stare, schorowane osoby boją się pójścia do szpitala, w obawie, że już nie wrócą do domu. Jak wynika z badań, umieranie "we własnym łóżku" - w domu, sprawia, że schodzący z tego Świata czuje się bezpieczniej, jest spokojniejszy. 

O śmierci, ludzie mówią niechętnie, jest to temat tabu. Przed laty, nawet znawcy Tarota unikali słowa "śmierć", dlatego Trzynasty Wielki Arkan określano - "bez nazwy" w obawie, że przez wypowiedzenie słowa "śmierć" sprowadzą na siebie nieszczęście. Tylko szaleniec nie ma respektu przed śmiercią. Ale, z drugiej strony nie powinniśmy jej traktować jak wroga. Lęk rodzi lęk, stając się obsesją, paraliżuje człowieka. 

Zaraza była w drodze do Damaszku i przemknęła obok karawany wodza na pustyni.
- Dokąd pędzisz? - zapytał wódz.
- Do Damaszku. Mam zamiar zabrać tysiąc istnień.
W drodze powrotnej z Damaszku Zaraza znowu mijała karawanę. Wódz powiedział:
- Zabrałaś pięćdziesiąt tysięcy istnień, a nie tysiąc.  
- Nie - rzekła Zaraza - Ja wzięłam tysiąc. To strach i lęk zabrały resztę.
                                                                                            [Flavio Anusz, Tarot - Droga adepta, str. 78]


Jak przez człowieka odbierana jest śmierć, bardzo trafnie przedstawia Trzynasty Wielki Arkan z talii Victorian Romantic Tarot. Na karcie widzimy ludzi, którzy w różny sposób reagują na widok Pani z Kosą. Starzy ludzie odwrócili się od Niej trzymając w ręku sakiewkę, być może liczą, że uda się Ją przekupić. Para młodych kochanków nie odwróciła się od Śmierci. Młodzieniec trzyma w ręku czaszkę ozdobioną laurowym wiankiem, co przypomina scenę z Hamleta. Dziecko, nieświadome powagi sytuacji, wyciąga rączki w stronę Śmierci. Ten obraz (karta) odzwierciedla zachowania człowieka w obliczu zbliżającego się zagrożenia - śmierci. Młody człowiek cieszy się życiem, korzysta z jego uroków, zaspakaja swoje potrzeby materialne - życie stoi przed nim otworem. Zwróćmy uwagę, kto i jak reaguje na nekrologi, których nie brakuje na słupach ogłoszeniowych. Młodzi ludzie najczęściej przechodzą obok nich obojętnie, w odróżnieniu od ludzi starszych, dla których nekrologi są "lekturą obowiązkową". W pierwszej kolejności sprawdzają, czy zmarła osoba była im znana, Później porównują jej wiek do swoich lat, by skomentować: "Biorą z mojej półki". Jeszcze gorzej, gdy odejdzie ktoś z sąsiadów. Wtedy niemal stuprocentowo usłyszymy: "Śmierć krąży w okolicy, trzeba uważać ". Każdy żyje tyle ile ma żyć. Ani minuty dłużej ani też krócej.  

W Isfahan żył sobie młodzieniec, który był sługą bogatego kupca. Pewnego pięknego ranka pojechał na targ, by kupić mięso, owoce i wino. Jechał beztrosko brzęcząc monetami, gdy nagle u bram targu zobaczył Śmierć. Śmierć kiwnęła na niego, jakby chciała mu coś powiedzieć. Sługa wystraszył się bardzo, spiął konia ostrogami i pojechał przed siebie. Droga doprowadziła go do Samarkandy. Zmęczony i zakurzony podjechał pod gospodę, w której zjadł za pieniądze swego pana kolację i kazał zaprowadzić się do wynajętego na nocleg pokoju. Potwornie zmęczony padł na łóżko. Sądził, że przechytrzył Śmierć. W środku nocy jednak ktoś zastukał do drzwi. Na progu pojawiła się Śmierć u uśmiechnęła się przyjaźnie.
- Jak to możliwe, że tu jesteś? - zapytał blady i drżący młodzieniec:
 - Przecież widziałem cię dziś na rynku w Isfahanie.
Śmierć odpowiedziała:
- Cóż, przyszłam po ciebie, gdyż tak jest pisane. Gdy rano zobaczyłam ciebie na targu w Isfahanie, chciałam ci tylko powiedzieć, że mamy sądzone spotkanie w Samarze. Ale nie pozwoliłeś mi dojść do słowa i uciekłeś.
[Liz Greene, Los i astrologia]

Dość często TV pokazuje rodzinne dramaty, które dotyczą nieuleczalnie chorych dzieci. Zabierają głos ludzie, którzy wyrażają współczucie dla dziecka i rodziny. Współczuć może tylko taka osoba, która doświadczyła "na własnej skórze" podobnego dramatu. Świadomość rodziców i chorego dziecka, że jego życie gaśnie, jest dla nich najtrudniejszą życiową lekcją, której nikomu nie życzę. W wielu książkach, w tym ezoterycznych, jest cytowana opowieść zen, w której Mistrz mówi swemu umierającemu uczniowi: "Śmierć jest interesującym przeżyciem, ale strach może odebrać ci możliwość rozkoszowania się tym doświadczeniem". W tym miejscu warto się zastanowić, odrzucić wszelkie "zachcianki", animozje, wzajemne pretensje i docenić to, co najcenniejsze - swoje zdrowie i bliskich nam osób. 

Może nie jestem pacyfistą, ale nie sposób wspomnieć o ludziach, którzy sami, na własne życzenie pchają się w "objęcia" śmierci. Mam na myśli tzw. wojskowe misje pokojowe, które tylko z nazwy są pokojowymi. Każdy z tych młodych ludzi wyjeżdżając w rejon konfliktu, liczy na "łatwe pieniądze", igrając tym, co najcenniejsze - własnym życiem. Tu ciśnie się na usta fragment starej francuskiej pieśni żołnierskiej: "Cinq minutes avant sa mort il vivait encore" (Pięć minut przed śmiercią jeszcze żył).  

Przywiązanie do materii stało się głównym życiowym celem większości ludzi. Pieniądz zdominował Świat, spychając na dalszy plan wyższe, duchowe wartości, co widać na każdym kroku. Ludzie zapominają, że kiedy przyjdzie im opuścić Ziemię, zostawią cały swój materialny dorobek. Przychodzimy na Świat z gołymi rękoma - i tak Go opuszczamy. Wiele osób zamożnych (nie mylić z bogatymi), buduje domy - fortece, ogrodzone wysokim murem, które mają ich chronić nie tylko przed złodziejami, ale także przed... śmiercią. Oszukują samych siebie. Może to brzmi groteskowo, ale znałem takiego człowieka, który tak żył, myślał, że zawojuje świat.  


Co ze mną? W jakim stoję szeregu?  

No cóż, po tej Ziemi stąpam 69 lat. Podobnie jak większość ludzi, miałem wzloty i upadki, które wiele mnie nauczyły. Ponad dwadzieścia lat jestem na emeryturze. Staram się żyć aktywnie, jak przystało na zodiakalnego Lwa. Ćwiczę nie tylko swoje grzeszne ciało, ale też dbam o szare komórki - dużo czytam. Moją pasją, a właściwie drugim "Ja" jest ezoteryka, która pochłania mi dużo czasu. Jak mawiał profesor Kotarbiński: Ruch i myślenie, to przyszłość narodu". Unikam rozmów z rówieśnikami, którzy rozprawiają o... chorobach, narzekają na brak pieniędzy. Jak dobrze pamiętam, od wielu lat przebywam w gronie młodszych od siebie Osób, przy których czuję się "odmłodzony". Dla równowagi energetycznej, służę Im swoją radą, która wynika z doświadczenia życiowego, a także z wiedzy ezoterycznej, którą ciągle pogłębiam, poznaję. W tym miejscu nie sposób pominąć milczeniem Moich Internetowych Przyjaciół, bez których moje życie byłoby bardziej ubogie, mniej barwne. Kocham Ich wszystkich, nawet tych, a może przede wszystkim tych, którzy są krytyczni wobec mnie, ponieważ udzielają mi lekcji, nie żądając za to zapłaty.  

Kiedy mowa o długości życia, ludzie porównują je do palącej się świeczki. Idąc tym tokiem rozumowania, muszę stwierdzić, że moja świeczka jest wypalona w znacznym stopniu, jeszcze trochę a zostanie tlący się ogarek. Dlatego każdy dzień uważam za cud, który należy maksymalnie wykorzystać, cieszyć się nim, nie zwracając uwagi na drobne dolegliwości zdrowotne. Nadszedł czas refleksji, czas rozliczenia własnego życia. Jestem przygotowany na ostatnie ziemskie spotkanie ze śmiercią, które zakończy się wędrówką w inne wymiary, wędrówką w nieznane. Po odejściu, człowiek pozostawia po sobie różne rzeczy, które podlegają segregacji. Część z nich trafia na śmietnik, cześć przejmują jego bliscy. Są przedmioty, które podlegają szczególnej ochronie, nie mogą trafić w niepowołane ręce, dlatego zadbałem o ich zabezpieczenie - przekazanie ich konkretnej osobie (M. Ch.).  
    
Od kilku lat mam okazję przebywać wśród przyjaciół Bhaktów (wyznawców Pana Kriszny), poznawać ich filozofię życia, którą w największym skrócie dobrze zobrazuje ta oto anegdota:

Michał Anioł (1475-1564) zwierzył się kiedyś pewnej hrabinie:
- Mam już 86 lat i ufam, że wkrótce Bóg wezwie mnie do siebie.
- Ach, jest pan już zmęczony życiem - zapytała wysoko urodzona.
- Nie - odparł wielki artysta - jestem właśnie stęskniony do życia.


Zygmunt Andrychiewicz: Śmierć artysty - ostatni przyjaciel.


Na zakończenie proponuję piękny fragment z książki "Prorok" K. GIBRANA, który traktuje o śmierci. 

Chcemy teraz zapytać cię o śmierć.
A on rzekł: chcesz poznać tajemnicę śmierci, lecz jakże możesz ją odkryć, jeśli się nie zagłębisz w samo serce życia? Puchacz co ma oczy do nocy niezwykłe, ślepe w dzień, tajemnicy światła nie jest zdolny odkryć. Jeśli naprawdę chcecie ducha śmierci ujrzeć, tedy na całość życia serca wasze otwórzcie szeroko. Jednym bowiem są życie i śmierć, jako jednym jest rzeka i morze.
W głębiach waszych nadziei i pragnień milcząca wiedza o zaświatach się tai, a serce wasze jak ziarno drzemiące pod śniegiem, marzy o wiośnie. Ufajcie marzeniom, w nich bowiem ukryta jest brama wieczności. Wasz strach przed śmiercią jest jak drżenie pasterza stojącego przed majestatem króla, który mu za chwilę rękę na ramieniu położy, zaszczyt mu czyniąc. Lecz głębiej niźli drżenie - czyż to nie radość pasterza przenika, iż wkrótce królewski będzie nosił znak, choć w pierwszej chwili bardziej czuje lęk?
Czymże bowiem jest umrzeć, jak nie stanąć nagim w wichrze i roztopić się w słońcu? Czym ostatnie wydać tchnienie, jak nie wyzwolić tchnienie życia z niespokojnych rytmów, by wzniosło się i rozszerzyło, i Boga bez przeszkód już szukało? Będziesz mógł śpiewać naprawdę, gdy z rzeki milczenia napijesz się wód. A wspinać się zaczniesz prawdziwie, gdy na szczycie staniesz. Gdy ziemia więc twego ciała zażąda, ty wówczas w prawdziwy pójdziesz tan.   

Ez[o]