Jazda
na rowerze, towarzyszy mi od niepamiętnych czasów. Jest ona dla mnie receptą,
może nie na długowieczność, ale przynajmniej na pełniejsze, lepsze życie. Przez
pewien czas wścibscy sąsiedzi zadawali mi głupie pytanie: dlaczego tak wiele
czasu spędzam na rowerze? Głupie pytanie - głupia odpowiedź: "Ponieważ chcę umrzeć zdrowszym niż większość
ludzi".
Jesień
mojego życia skłania do refleksji, do innego spojrzenia na rzeczywistość. Wiem,
że o długich, kilkunastodniowych "wypadach" rowerem do Austrii, przez
Morawy mogę zapomnieć, co Czesi by krótko skwitowali: "Pane, to se ne vrati". Ano, ne
vrati. Nie oznacza to, że rowery zawieszam na kołkach, że rezygnuję z dalszej
jazdy. Duża gęstość dróg i tereny górzyste wokół Wałbrzycha są zachętą do jazdy
na rowerze. Jeszcze w ubiegłym roku moją ambicją było przejechanie sześciu,
siedmiu tysięcy kilometrów. Każdy wyjazd traktowałem jak trening. Po
przyjechaniu do domu, sprawdzałem przeciętną prędkość i inne dane, a długość trasy
skrupulatnie notowałem, analizowałem. Natomiast w tym roku, moja filozofia
związana z jazdą jest inna, bardziej zdroworozsądkowa. Być może obserwacja dużo
młodszej ode mnie "braci kolarskiej" i wieści jakie od nich do mnie docierają
wpłynęła na moją podświadomość, która podpowiedziała, żeby trochę opamiętać się,
nieco spuścić z tonu. Jeden z nich miał operowaną po raz drugi łękotkę, inny
nabawił się zapalenia żył w nogach, a jeszcze inny przyjmuje serię zastrzyków
po wylewie krwi w oku. Używając terminologii technicznej, wszystkie te kontuzje
można określić jako "zmęczenie materiału".
Może
brzmi to jak zwątpienie we własne możliwości, brak wiary. Nic bardziej mylnego.
Mimo, że za miesiąc kończę 68 lat, sił starcza, "noga dobrze podaje" - jak mówią zawodowcy, serce pracuje w
miarę dobrze. Jazdę rowerem traktuję raczej lightowo, turystycznie. Ilość
przejechanych kilometrów przestała mieć dla mnie większą wartość, co nie
znaczy, że będę ograniczał się do skromnych 20-30 kilometrów. "I
to by było na tyle" - jak mawiał profesor Jan Tadeusz Stanisławski.
Jednorazowo zapraszam na wspólną, "wirtualną
przejażdżkę" rowerem w okolice Wałbrzycha. Dla mnie był to realny wyjazd,
jeden z wielu jakie odbywam w ciągu sezonu.
W kołach
skorygowana (dopompowana) ilość "wiatru", sprawdzone hamulce, przesmarowany
łańcuch, plecak z zapasowymi dwoma dętkami, pompką, bananem i batonem Mars, w
bidonie przygotowany specjalny napój: woda mineralna niegazowana z sokiem z
cytryny i dużą ilością miodu. Na "grzbiecie" odpowiedni do warunków
pogodowych, przewiewny kolarski ubiór. W
tylnej kieszonce kompaktowy aparat fotograficzny. Obowiązkowo, przed wyjazdem pijemy
200 gram wody mineralnej lub soku owocowego, nie zwracając uwagi, na to, że nie
chce się nam pić. Podobnie podczas jazdy, uzupełniamy płyn w organizmie -
jeden, dwa łyki, co kilka przejechanych kilometrów w zupełności wystarczą. Nie
wolno dopuścić do sytuacji, żeby wystąpiło łaknienie picia. Wówczas nic nie
jest w stanie go opanować. Im więcej zaczynamy pić, tym większe ogarnia nas pragnienie, zaczynamy nadmiernie pocić się.
Podobnie z jedzeniem - jednorazowo dwa, trzy kęsy batona, by nie obciążać żołądka, w zupełności
wystarczą.
Czas
ruszać w drogę. Jest niedziela, rano, wyjeżdżamy o godzinie dziewiątej. Na
drodze luźno, ruch samochodów niewielki, prawie żaden. Obok marketu Tesco handlarze rozstawiają swoje stragany, a wokół nich pojawili się pierwsi gapie, niektórzy z małymi dziećmi. Oto sposób na spędzenie wolnego dnia przez wałbrzyszan! Jedziemy w
kierunku Szczawna Zdroju. Na rogatkach kurortu kierujemy się w stronę
obwodnicy, którą zjedziemy do miejscowości Struga. Miejscami droga fatalna -
dziury, które zmuszają do ostrożnej jazdy, by nie zniszczyć kół. Podobnie droga
wygląda w Strudze. Jednak widać tu zmiany na lepsze. Z unijnych pieniędzy
został "okiełznany" potok górski, który przy większych opadach
deszczu zamieniał się w żywioł, zalewał drogę i podtapiał domy. Na całej
długości, koryto potoku zostało wymurowane kamieniami i zamontowano estetyczne
barierki. Woda w potoku jest bardzo czysta - pływają w nim pstrągi.
Jesteśmy
w miejscowości Struga.
W
połowie wsi, skręcamy w lewo. Tu zaczyna się dość ostry podjazd, ale niezbyt
długi - około kilometra. Trzeba wrzucić bardziej miękkie przełożenie. Na
"przegibce" po lewej stronie widać Chełmiec - górę, która leży w
trójkącie - Wałbrzych, Boguszów, Szczawno. Zaczynamy 2,5 kilometrowy zjazd do
Starych Bogaczowic, w których skręcamy w lewo, kierujemy się w stronę Kamiennej
Góry.
Stare
Bogaczowice.
Od tego
miejsca będziemy jechali cały czas po lekkim wzniosie, przez 9 kilometrów (do
Gostkowa), gdzie czekają nas trzy krótkie "hopki", ale dość
"sztywne". Na szczęście nawierzchnia jest dobrej jakości, niedawno
położona.
Znak
ostrzegawczy - Stromy podjazd.
Od Gostkowa
do Jaczkowa (4,5 km.) przychodzi nam jechać interwałowo - góra - dół, ale to
sama przyjemność. Spotykamy jadących na rowerach: ojca z dwójką dzieci, którzy
nadspodziewanie dobrze radzą sobie na
tej trasie.
Przejazd
w Jaczkowie. Trasa kolejowa Jelenia Góra - Wrocław.
Następne
kilka kilometrów z Jaczkowa do Witkowa Śląskiego jedziemy drogą, na której są
niewielkie wzniesienia. Jednym słowem - pryszcz.
Widok
Trójgarbu od strony Witkowa.
Ponownie
musimy się nieco sprężyć, ponieważ czekają nas kolejne podjazdy, które
"odpuszczą" dopiero w Kuźnicach Świdnickich, po kilkunastu
kilometrach jazdy.
Stary
Lesieniec.
Kościół
pw. św. Barbary w Starym Lesieńcu.
Boguszów
Gorce (najwyżej położone miasto w Polsce) widziane od strony Starego Lesieńca.
Kuźnice
Świdnickie.
Widoczny
na zdjęciu kierunkowskaz jest potwierdzeniem, że lada chwila znajdziemy się w
Wałbrzychu. Musimy zachować szczególną ostrożność ponieważ czeka nas
kilkukilometrowy stromy zjazd. Początkowo zjedziemy serpentynami, a następnie
przez dzielnicę Sobięcin i ulicę Antka Kochanka, by znaleźć się między śródmieściem a Białym Kamieniem, na ulicy
Andersa.
Zjazd
serpentynami.
Ulica
Zachodnia na Sobięcinie w Wałbrzychu.
Góra
Chełmiec widziana z ulicy Andersa.
Jesteśmy
w Wałbrzychu. Teraz pojedziemy ulicą Andersa, przez całą dzielnicę Biały Kamień
do Szczawna Zdroju.
Ulica
Andersa w dzielnicy Biały Kamień w Wałbrzychu.
Szczawno
Zdrój.
Przejazd
przez Szczawno zajął nam trochę czasu. Na głównej ulicy - Kolejowej stworzył
się samochodowy korek, ponieważ od piątku trwają Dni Szczawna. Na szczęście,
rower w takich sytuacjach sprawdza się doskonale. Za Szczawnem wjeżdżamy na
obwodnicę.
Fragment Obwodnicy
Wałbrzycha.
Widok
na wschodnią część Wałbrzycha. Na pierwszym planie Podzamcze. W głębi Góra
Ślęża. Zdjęcie zrobione na obwodnicy.
Ostatnie
2,5 kilometra to łagodny zjazd ścieżką rowerową na Podzamcze. Jest godzina
13.35.
Ludzie
wracają do domów z... marketu Tesco, gdzie spędzili większą część niedzieli. My
w tym czasie zdążyliśmy przejechać rowerami 68 kilometrów. Efektywny czas
jazdy, według wskazań licznika wynosi trzy godziny i trzy kwadranse, co daje
średnią niewiele powyżej 18 kilometrów na godzinę. Czy jest to dużo, mając na
względzie jazdę po górach? Nie mnie to oceniać. Ważne, że spędziliśmy prawie
pięć godzin na świeżym powietrzu. Mogliśmy podziwiać piękne górskie krajobrazy.
Czy to nie wystarczy? Myślę, że tak. Niestety,
na trasie spotkaliśmy jedną grupę kolarzy oraz rodzica z dwójką dzieci. Komentarz
zbyteczny!
ez[o]
Cześć „ Edziu” Miałem przyjemność w tym tygodniu zaliczyć też tą trasę na rowerku, jaką Ty tak pięknie opisałeś wraz z fotografiami, jakie Zamieściłeś i też się podpisuję pod Twoim reportażem, że to sama przyjemność tak spędzić czas na rowerku dla zdrowia i kondycji.”Pozdrawiam Staś”
OdpowiedzUsuńStasiu.
UsuńDziękuję za komentarz. Tą trasę przemierzałeś wiele, wiele razy, ale... znacznie szybciej. Te widoki są Ci bliskie, wszak Dolny Śląsk wasza "grupa" objechała na różne sposoby.
Jazda rowerem jest niewątpliwie przyjemna, o ile nie szarpie się zbyt wysokiego tempa, a wśród Was, z tym różnie bywa.
Pozdrawiam i... szerokiej drogi. :)
Edziu w grupie zawsze jest inaczej i jest czasami walka a kto nie daje rady to zostaje a na szczycie lub w umówionym miejscu czekamy i grupa dojeżdża i znów razem kręcimy do domku a to wiadomo, że samemu tępa się nie podkręca i jazda jest na luzie itd. Pozdrawiam Staś.
Usuń