Po kilkunastu dniach przerwy ponownie
zabieram głos. Najpierw były przygotowania do Świąt, później już samo Święto
Wielkiej Nocy, które teoretycznie jest uznawane za najważniejsze ze wszystkich
świąt obchodzonych przez wiernych w kościele katolickim. Według sondaży, jakich
przeprowadza się wiele, wynika, że Polakom Wielkanoc kojarzy się z barankiem,
pisankami i święconką, a dopiero gdzieś na końcu znalazły się doznania duchowe
– czas refleksji, zadumy, które są istotą tego Święta. Z sondaży wynika, że tradycja
i przyzwyczajenie to główne powody świętowania. Oczywiście jest pewna, będąca w
mniejszości grupa wiernych, dla których Wielkanoc jest wielką duchową ucztą.
Podziwiam i doceniam trud kobiet,
które przez cały tydzień poprzedzający Wielkanoc, sprzątają mieszkanie,
zaglądają w każdy zakamarek by nie zostawić w nim odrobiny kurzu. Dochodzi do
tego obowiązkowe mycie okien i zmiana firan. Tak przez cały tydzień, a może
jeszcze dłużej. Później, przeważnie dwa dni siedzenia przy suto zastawionym
stole. Chociaż od pewnego czasu „idzie ku lepszemu” – coraz więcej ludzi
wykorzystuje czas świąteczny na długie spacery z plecakiem, czy też wyjazdy
całą rodziną na wypoczynek do innych miejscowości.
Po Świętach przyszedł czas na mnie.
Jesień i wiosna to okres, kiedy obok przeglądu i konserwacji roweru, robię
gruntowne porządki w pomieszczeniu gospodarczym oraz przeglądam szafy, półki i
wszystkie szuflady. Wiem, że jest to zajęcie dość banalne, któremu być może nie
powinienem poświęcać czasu i zaprzątać umysły innych ludzi. Niby tak, ale… „Jesień. Czas na… kasztany”, to tytuł posta, w
którym jak sam tytuł wskazuje, pisałem o kasztanach, których przez całą zimę
było pełno w moim mieszkaniu. Zdarzało się, że podczas zdejmowania książek z
półki w środku nocy, wypadały one na podłogę, co nie było zbyt przyjemne dla domowników,
którzy akurat spali. Nadszedł czas by się z kasztanami pożegnać. Ktoś mógłby
powiedzieć, że można się pożegnać z kimś,
ale nie z kasztanami. Być może, ale mój punkt widzenia jest inny, który
postaram się przedstawić w kilku zdaniach. Podobnie jak wiele osób, także ja, od
wielu lat korzystam z leczniczych dobrodziejstw, jakie posiadają kasztany.
Zdążyłem do nich przekonać dwójkę znajomych, którzy jesienią wybrali się ze mną
na kasztanowe szaleństwo. Wspomniałem przed chwilą, „zdrowotna misja” kasztanów
się skończyła. Zebrałem je wszystkie i zaniosłem tam, skąd je wziąłem –
powróciły na swoje miejsce. Nadszedł czas podziękowania Matce Naturze, że była
dla mnie hojna i łaskawa. Dzięki tym kasztanom włożonym do schowka na pościel w
sofie, osłabiłem działanie dwóch dość silnych cieków wodnych, które płyną pod
moim mieszkaniem. Ponadto wszechobecne kasztany przyczyniły się do tego, że przez
całą zimę mieszkanie było energetycznie bardziej czyste. Dodatkowym argumentem,
który skłonił mnie do oddania kasztanów Naturze, był Kasztanowy Ludzik –
Franek, którego „stworzyłem”, który całą zimę przebywał w kuchni na szafce. Niestety
jego „bajkowe” życie dobiegło końca. Pomarszczył się, pokrzywił – jednym słowem
– mocno zestarzał się. Spoczął z kasztanami pod jednym z drzew w alei
kasztanowej na obrzeżach miasta. Być może wszystko, co do tej pory napisałem
jest banalne, a nawet śmieszne, wręcz groteskowe.
Teraz postaram się rozwiać wątpliwości
największych sceptyków, którzy być może, w najlepszym przypadku uważają mnie za
dziwaka. Przed chwilą pisałem o dobroczynnym (leczniczym) działaniu kasztanów i
z pozoru dziwnym moim zachowaniu, kiedy postanowiłem oddać je Naturze. Z
ezoterycznego punktu widzenia kasztany (między innymi) oczyszczają
pomieszczenia z negatywnych wibracji, łagodzą skutki cieków wodnych itp. o czym
zresztą pisałem przed chwilą. Zbierają całe „zło”, stając się mini akumulatorami.
Nie trzeba być radiestetą, czy naukowcem, ale wystarczy, że na lekcjach fizyki
słuchało się belfra, by zrozumieć, że nagromadzona (skumulowana) energia musi kiedyś być oddana. Właśnie,
dlatego kasztany zaniosłem w to, a nie inne miejsce, gdzie negatywna energia
została „uziemiona” – przekazana żywiołowi Ziemi, a kasztany za jakiś czas
staną się nawozem dla drzewa, pod którym zostały położone. Druga sprawa, myślę,
że jeszcze ważniejsza, to wspomniany Ludzik, który został przeze mnie „stworzony”
w określonym celu. Dla dziecka, które w szkole na zajęciach plastycznych robi z
kasztanów ludzika, jest to głównie zabawa, wyrabianie zdolności manualnych i
pobudzenie „bajkowej” wyobraźni. Mój Ludzik, powstał – „stworzyłem” go w
określonym celu, nie dla zabawy, ale głównie dla działań magicznych. Chociaż
muszę przyznać, że Jego „tworzenie” sprawiło mi wiele radości, przywołało
retrospekcje z dziecinnych lat. Ponadto Ludzik spodobał się Kochanym
Internautom, który odwiedzają moją stronę, czego dali wyraz pisząc wówczas
pochlebne komentarze. Każdy, kto na poważnie zajmuje się magią wie, że mój
Ludzik to nic innego jak typowy volt.
Niewtajemniczonym, przynajmniej w
kilku zdaniach postaram się go przybliżyć. Nazwa volt pochodzi z łaciny, vultus – twarz, oblicze. Jest to mała
figurka wykonana własnoręcznie z naturalnego materiału, którym, w moim
przypadku były kasztany, patyczki i owoce jarzębiny. Volt jest uosobieniem
konkretnej osoby. Volt jest przekaźnikiem, który tworzy kanał energetyczny
między operatorem a daną osobą, na którą mają być skierowane działania
magiczne, którym towarzyszą pewne rytuały. Oczywiście do tej „magicznej
operacji” trzeba mieć odpowiednie przygotowanie, które nie jest trudne, ale
należy wykonywać je dokładnie i z powagą. Reczą najważniejszą w obchodzeniu się
z voltem jest to, że jego użycie nigdy nie powinno być skierowane przeciwko drugiej
osobie, o czym doskonale wiedzą
osoby zajmujące się magią. O ludziach, którzy wykorzystują działania magiczne
przeciwko drugiej osobie, mówi się, że uprawiają
czarną magię. Osobiście nie rozgraniczam magii na czarną i białą. Uważam,
że magia jest jedna i może być użyta przeciwko komuś lub czemuś, bądź może służyć,
jako wspaniałe narzędzie do niesienia pomocy sobie lub innym ludziom. W tej chwili przypomniałem sobie scenę, jaka
pojawia się dość często na filmach kryminalnych, kiedy osoba wbija szpilki w
lalkę, która symbolizuje osobę, której chce ona zadać ból. Jest to przykład
pseudo-volta i użycie go do niegodziwych celów.
Mój Ludzik [volt] został wykonany w
szlachetnym celu i spełnił swoje zadanie, z czego jestem zadowolony. Zapewniam
wszystkich, którym się On spodobał, że potraktowałem go poważnie i znalazł się
w odpowiednim, godnym dla Niego miejscu, o czym wcześniej wspomniałem.
Schodzę na ziemię, by za chwilę
ponownie wrócić do szeroko pojętej ezoteryki. Od jesieni do tej pory, przez te kilka
miesięcy nagromadziło się w moim otoczeniu wiele niepotrzebnych rzeczy.
Czyszczenie, porządkowanie zajęło mi „bite” dwa dni. Nie będę wymieniał
zawartości moich szuflad i pomieszczenia gospodarczego, ponieważ każdy zna to z
autopsji. Bezmyślne niszczenie zbędnych,
niepotrzebnych rzeczy jest grzechem. To, co dla nas jest niepotrzebne, dla
kogoś może okazać się „skarbem”, którego szuka. Po generalnym sprzątaniu jest
nam lżej, odczuwamy ulgę jesteśmy odprężeni, mimo, że pozostawiliśmy jeszcze
trochę zbędnych rzeczy. Zbieranie niepotrzebnych rzeczy zaśmieca naszą prawą
półkulę, która niczym twardy dysk w komputerze zapisuje wszystkie dane. Często
ludzie tłumaczą, że nie myślą o tym, co mają złożone w lamusię. Tak, to prawda,
ale nie zmienia to faktu, że mózg jest zaśmiecony. Niewidzialne nici łączą
naszą prawą półkulę z każdą najdrobniejszą rzeczą, jaką zgromadziliśmy [od słowa – gromada,
duża ilość] wokół siebie. Zapewnie
każdy zna przygody Guliwera, który znalazł się wśród liliputów, którzy
skutecznie go unieruchomili wiążąc go cienkimi nitkami. Scenka ta dość często
jest przywoływana przez ezoteryków, by uświadomić, jaki wpływ na nas mają gromadzone
w nadmiarze energie, czy „zaśmiecanie” mózgu. Ja taką sytuację nazywam „niemocą Guliwera”.
Sprzątanie wykracza daleko poza
przysłowiowe „cztery ściany”. Mogą coś na ten temat powiedzieć posiadacze
działek ogrodniczych, pszczelarze, sadownicy i inni. Tu nasuwa się pewna refleksja.
Ci często pogardzani kloszardzi i inni szukający „skarbów” na śmietnikach,
przyczyniają się do „odświecania” naszych miast, chociaż robią to często zbyt
hałaśliwie – gniotą nocami aluminiowe puszki, zakłócając tym samym ciszę nocną.
W świecie fauny też są „czyściciele”, których obecność jest niezbędna dla
zachowania biologicznej równowagi.
Każdy z nas jest Mikrokosmosem –
cząstką, która znajduje odbicie w Makrokosmosie i odwrotnie. Szkoda, że
niektórzy ludzie o tym nie wiedzą. Bałagan na balkonie, zachwaszczona działka,
wyrzucone śmieci w środku lasu, wydają się mało znaczące w skali mikro. Kiedy
sprzątam odchody po Heliosie, większość miłośników „czworonogów” patrzy na mnie
jak na chorego psychicznie. Czuję na sobie wzrok wszystkich ludzi, na co nie
zwracam uwagi. W samej tylko Warszawie w ciągu jednej doby psy „pozostawiają”
na trawnikach, o ile mnie pamięć nie myli, kilkanaście ton odchodów! W skali
makro nasza Planeta – Ziemia jest wielkim śmietnikiem. Może się narażam ekologom,
ale powiem, że akcje typu „sprzątanie świata”, to syzyfowa praca.
Na zakończenie kilka zdań na temat
„czyszczenia” nie naszego grzesznego ciała, które pozostawiam w spokoju, a
raczej naszych ciał subtelnych, o których ludzie zapominają, zaniedbują je, co
w konsekwencji prowadzi do choroby całego organizmu. Osobiście, nie wyobrażam
sobie osoby zajmującej się na poważnie ezoteryką (magią, Tarotem, astrologią,
Kabałą itp.), która nie dba o swoją „higienę wewnętrzną”. Najbardziej narażeni
na zanieczyszczenia są ci, którzy pracują z klientem. Zbierają na siebie wiele
złych energii, które wchłaniają niczym gąbka wodę. Nie wszyscy wiedzą, że osoby
te, nie są w stanie sami „oczyścić się”, dlatego korzystają z pomocy, nazwijmy
– innych specjalistów. Na marginesie dodam, że wszyscy – bez wyjątku, którzy
zdecydowali się zgłębiać nauki tajemne, muszą
podporządkować się pewnym rygorom, z którymi nie wszyscy sobie radzą. Być
może, dlatego (prawdziwych) ezoteryków nie jest zbyt wielu. Siebie do tego
grona nie zaliczam, chociaż stoję w przedpokoju i czekam, aż mnie zaproszą do
środka. Nie będę wymieniał wszystkich „rygorów”, ale warto przypomnieć
najważniejsze: otwartość umysłu, tolerancja, samokrytycyzm, umiejętność słuchania.
Jest jedna poważna wada, której trudno się pozbyć i która jest zaporą nie do
przejścia, by zgłębiać nauki tajemne, to – zawiść, która ma różne oblicza.
Osoby z tą wadą nie są w stanie „wewnętrznie” oczyścić się. Ich negatywne
wibracje są przez inne osoby wyczuwane na odległość.
Tym, oto mało przyjemnym (dla pewnych osób) stwierdzeniom kończę tego posta. Mam nadzieję, że osoba wysypująca kasztany pod drzewem nie będzie pytana o to, dlaczego to robi. Takie pytanie zadał mi mężczyzna spacerujący z pieskiem, na które odpowiedziałem: „Oddaję to, co podarowała mi Matka Natura”.
Tym, oto mało przyjemnym (dla pewnych osób) stwierdzeniom kończę tego posta. Mam nadzieję, że osoba wysypująca kasztany pod drzewem nie będzie pytana o to, dlaczego to robi. Takie pytanie zadał mi mężczyzna spacerujący z pieskiem, na które odpowiedziałem: „Oddaję to, co podarowała mi Matka Natura”.
Filmik pochodzi z You Tube - "Rozmowy z dziećmi - odcinek 3 - Sprzątanie świata".
Ez[o]
U Ciebie Edwardzie nie moze byc inaczej, niz:
OdpowiedzUsuń-ciekawie
-madrze
-inspirujaco
- z poszanowaniem uczuc Innych
Pozdrawiam pieknie!
Droga Margott.
UsuńSerdeczne dzięki za komentarz, który jest inspiracją do dalszego pisania.
Pozdrawiam Cię bardzo ciepło i serdecznie. :)
i kolejny raz - nie sposób się z Tobą nie zgodzić :)
OdpowiedzUsuńDroga Kobietko.
UsuńDziękuję za komentarz krótki, acz treściwy.
To, że się zgadzamy, to dobrze świadczy o Tobie i trochę o mnie. Nie będzie to schlebianiem Tobie, ale muszę przyznać, że Twój blog jest oblegany przez internautów. Gdzieś tam, w tłumie (jak dobrze się przyjrzysz) zobaczysz moją sylwetkę emeryta.
Pozdrawiam Ciebie i Twoją Małą Księżniczkę - Lenę. :)
ez[o]
Najbliższej Jesieni również wybiorę się po kasztany :)
OdpowiedzUsuńVolt to to samo co wanga pewnie?
Bardzo ciekawie piszesz.
A Twój ludzik miał jakieś zadanie? Możesz napisać jakie?
Droga Nilral.
UsuńDziękuję Ci za odwiedziny na mojej stronie i za miłe słowa. Czy ciekawie piszę? Myślę, że ile osób czyta moje teksty, tyle jest zdań na ten temat. Powiem, że piszę tak, jak mnie nauczono w szkole. Niedawno pisałem posta, którego zatytułowałem „Jak w krzywym zwierciadle”, w którym piszę dość obszernie na ten temat. Może jest to rodzaj samoreklamy, chwalenia się, ale mimo tego, polecam Ci przeczytanie tego tekstu.
Nie mogę się odnieść do Twojego pytania: "Czy volt to to samo co wanga?". Znam TYLKO jedno znaczenie słowa Wanga - pisane dużą literą, ponieważ Wanga była bułgarską, niewidomą mistyczką. Być może znasz inne znaczenie tego słowa, które w jakiś szczególny sposób wiąże się z voltem, o czym nie wiem.
Druga kwestia, to mój Ludzik. Oczywiście, że został "stworzony" w określonym celu, ponieważ KAŻDY volt czemuś lub komuś ma służyć. Tak, miał pewne zadanie do wykonania i Jego "misja" dobiegła końca, o czym piszę w poscie.
Są sytuacje, kiedy BEZWZGLĘDNIE MUSIMY zachować w tajemnicy działania magiczne, w tym także działania z użyciem volta. W tej konkretnej sytuacji nie mam żadnej tajemnicy, ale "rozpisywanie się" ze szczegółami, byłby to z mojej strony pewnego rodzaju ekshibicjonizm, a poza tym by mogło nudzić czytającego. O ile jesteś zainteresowana „misją” mojego Ludzika – volta, to mogę Ci przedstawić ją – napisać w emailu.
Pozdrawiam serdecznie i życzę Ci wiele nowych pomysłów, które urzeczywistniasz w postaci pięknych użytecznych arcydziełek, które oglądam na Twojej stronie. Są oryginalne, niepowtarzalne.
Ez[o]
Cześć Edziu.
OdpowiedzUsuńJa natomiast noszę kasztany po kieszeniach w kurtkach i też na wiosnę oddaje moje zeszłoroczne kasztany naturze i jest to już rytuał itd..Pozdrowień-ka.
Franek będzie nowy w Twoim > Wykonaniu.
Stasiu, kłaniam się.
UsuńFajnie, że pamiętasz o kasztanach - nosisz je w kieszeniach.
Kiedyś, kiedy byłem dzieckiem, mój dziadek zimą nie rozstawał się z kasztanami. Babcia zaszywała je w palcie, co robili także inni ludzie.
Niestety, ale Franka już nie będzie, ponieważ był to ludzik - volt, którego "misja" była kilkumiesięczna. Nie znaczy, że w przyszłości nie powrócę do voltów. W uzupełnieniu posta, chcę wyjaśnić, że można tworzyć tzw. volty nie tylko postaci, ale także różnych przedmiotów, obiektów. jest to uzależnione od potrzeby - do czego ma służyć volt, do jakich działań magicznych.
Pozdrawiam serdecznie.