środa, 5 stycznia 2011

Gdzieś w szufladzie



W dobie komputerów, Internetu i innych cudów cywilizacyjnych, zarzucamy a właściwe już dawno zarzuciliśmy gdzieś głęboko w szufladach zdjęcia, te pozornie nieme świadectwa z przeszłości. Obecnie wystarczy wziąć do ręki aparat cyfrowy i bez żadnego manualnego przygotowania zrobić zdjęcie. Jeszcze prościej zapisany obraz usunąć. Wartość, ranga zrobionego zdjęcia, mówię z całą odpowiedzialnością, zdewaluowała się porównywalnie do wyrzuconego śmiecia. Oczywiście nic się nie stało! Zapisany w ten sposób obraz, jak twierdzą znawcy tematu, może po kilkudziesięciu latach ulec ,,samozniszczeniu”. Zostawmy te ,,naukowe spekulacje” w spokoju.

Mówimy, że ręcznie wykonany mebel, obraz, rzeźba, można wymieniać jeszcze całą listę rzeczy, posiadają …DUSZĘ. Czy stare zdjęcia też ja mają? Konkretne pytanie, dlatego konkretna odpowiedź –  tak.

Kiedyś, cały proces tworzenia zdjęcia był dość skomplikowany. Znam to nie z opowiadań, czy też filmów dokumentalnych. Mieszkałem w sąsiedztwie Pani, która była fotografem. Sama przygotowywała płytki szklane pokrywając je emulsją światłoczułą, które służyły do jednorazowego wykonania zdjęcia. Nie będę zanudzał opowieścią o procesie wywoływania i dalszej obróbce zdjęcia, które w końcowym etapie było retuszowane, tak by postaci na nim były bardziej wyraźne, bez zmarszczek. Pani ta pozwalała mnie i innym dzieciom przyglądać się jak powstają fotografie. Teraz, po latach, kiedy podczas medytacji powróciłem do tych scen, zauważyłem, że tej Pani sprawiało przyjemność to, że przebywaliśmy obok niej. Powiem więcej, w wolnych chwilach, bezinteresownie, utrwalała nas maluchów z rodzicami. Wiele lat później, kiedy byłem już dorosłym chłopakiem zobaczyłem wykonane przez tę Panią zdjęcia w książkach i albumach. Dopiero wtedy dowiedziałem się, że ta Pani była  artystą-fotografikiem. Udało mi się, po wielu prośbach, otrzymać od Matki kilka starych zdjęć  z albumu rodzinnego.

Po tej retrospekcji chcę potraktować temat nieco szerzej, może nawet po trosze - ezoterycznie.
Ileż starych zdjęć leży ukrytych gdzieś głęboko w szufladach. Po prostu ich posiadacze o nich nie pamiętają, nie zwracają uwagi na zakurzone albumy, przecież teraz mają zdjęcia utrwalone na wideo i dyskach. Twierdzę, że te stare, często pożółkłe ze starości zdjęcia, jak powiedziałem wcześniej - mają duszę. Przez nasze lenistwo, te zapisane i utrwalone energie [najczęściej bardzo pozytywne] są uwięzione. Mówi się, że dopóki mamy w naszych sercach osoby zmarłe – dotąd one żyją. Jakże prosta banalna czynność - wyjąć zakurzony album i powoli w skupieniu obejrzeć zdjęcia. Ja dopiero po upływie pół wieku zobaczyłem na zdjęciu, że Matka, która trzyma mnie na ręku, wówczas trzydziestoletnia kobieta jest zmęczona, zatroskana. Gdyby nie ta fotografia, bym zapomniał, że wtedy moja Matka walczyła z poważnymi chorobami. Zamieszczam właśnie to zdjęcie. Widać na nim jaka panowała ,,moda" [1947 rok]. Można powtórzyć za którymś z mądrych ludzi, że ,,każda rzecz posiada cechy czasu kiedy powstała". Obok zdjęcia Szóstka Pucharów, która koresponduje z treścią posta.

Teraz mało kto pamięta, że na ścianach mieszkań obok obrazów postaci świętych, wisiały zdjęcia członków rodziny. Były to najczęściej obrazy, bądź zdjęcia przodków. Często można było także zobaczyć ślubne portrety domowników. Oprócz, czysto pamiątkowego charakteru, służyły one jako ,,rozjemca” w sporach rodzinnych. Samo spojrzenie na nie [najczęściej] powodowało, że emocje opadały i strony godziły się ze sobą. Niektórzy obecnie wstydzą się tych, niekiedy niezbyt udanych pod względem artystycznym zdjęć. Nie walory estetyczne są tu najważniejsze. Powtarzam kolejny raz, że są one dla nas źródłem dobrych energii i odświeżają wspomnienia o przodkach.

Oczywiście nie wszystko jest tak do końca piękne. Nie można wykluczyć, że ktoś utrwalony na zdjęciu, może zakłócić nasze wibracje. Ryzyko można rzec, jest niewielkie, ponieważ zdjęcia osób, które kiedyś czyniły zło, najprawdopodobniej ktoś wcześniej usunął z albumu.

Na zakończenie prośba. Kochani, często widzimy przy drogach krzyże, które ,,upamiętniają” miejsca tragicznie zmarłych osób. Jeśli już kogoś spotkało takie nieszczęście [nikomu tego nie życzę] i ma wewnętrzną potrzebę umieszczenia krzyża, niech to zrobi, ale umieszczenie na nim zdjęcia ofiary jest niedopuszczalne. Tu coś może powiedzieć Anna. http://nauroczysku.blogspot.com/ Możemy spowodować, że energie ofiary zostaną uwięzione, nieodprowadzone. Znicz - ogień jest światłem, które wskaże drogę zmarłemu. Co innego zdjęcie umieszczone na nagrobku, chociaż co do tego też są zdania podzielone. Ja osobiście jestem – na nie.

Nośmy przy sobie zdjęcia  bliskich nam osób. Energia tych zdjęć przepływa w obydwie strony. Największymi zwolennikami wspomnień, a za tym idzie noszenia zdjęć, są zodiakalne Raki. Tu możemy przywołać do tablicy FAIRY. http://fairyttale.blogspot.com/

Zakończę trochę humorystycznie. Otóż, młodzi ludzie noszą przy sobie zdjęcia kochanego chłopaka/kochanej dziewczyny, rzadziej współmałżonka. Ostatnio umieszczają je w telefonach komórkowych(?!)  Ludzie starsi, lub bardziej dorośli, tacy jak ja, w portfeliku mają zdjęcie wnuczka lub kochanego zwierzaka. Ja noszę zdjęcie Heliosa, który o tym wie i dlatego merda swoim pięknym ogonem.     

O stronie radiestezyjnej zdjęć można prawić godzinami, ale nas w tej chwili ta kwestia nie interesuje, może kiedyś powrócę do tego tematu.

Ez[o]

3 komentarze:

  1. Jak zwykle jesteś niezawodny :) I w pełni popieram to co napisałeś. Im więcej pracy włoży się w wykonanie jakiejś rzeczy ( czy to mebla czy zdjęcia) tym więcej naszej osobistej energii w tym przedmiocie pozostanie - taki nasz energetyczny ślad. Zgadzam się też że zdjęcia osób tragicznie zmarłych nie powinny się znaleźć na przydrożnych nagrobkach, a świece czy znicze jak najbardziej tak :)
    Uwielbiam stare zdjęcia - szczególnie te posiadane prze moją babcię ( odnawiałam cyfrowo kilka z nich) - mają w sobie coś wyjątkowego czego już nowsze modele aparatów jeszcze przed cyfrówkami nie potrafiły uchwycić. Edwardzie, jak zwykle świetnie napisane :) Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  2. Miła Aniu.

    Dziękuję Ci za przychylną recenzję. Być może przesadzasz, przeceniasz moje możliwości.

    Zniknęłaś gdzieś na kilka dni. Czyżby nów Księżyca był przyczyną? Różne myśli przychodziły mi do głowy . Ważne, że uaktywniła się nasza ,,blogowa" WIEDŹMA.

    Aniu, jeszcze zdanie na temat zdjęć robionych aparatami analogowymi. Mój kolega, który trudni się fotografią artystyczną, wykonuje zdjęcia cyfrowe. Jednak te z kamery analogowej, do tego czarno-białe są nieporównywalnie piękne. Po materiały [klisze, chemię do wywoływania, papier] jeździ gdzieś za granicę.

    Aniu ciepło pozdrawiam.

    ez[o]

    OdpowiedzUsuń
  3. Wróciłam, wróciłam :P każdy nów jest dla mnie nowym początkiem, każdy przynosi mi coś nowego "do załatwienia" lub przemyślenia.
    Jeśli chodzi o ciemnie do wywoływania zdjęć zawsze mi kojarzyła się trochę ze "świętym" miejscem - miejscem ciszy spokoju i skupienia - do takich wniosków doszłam po odwiedzeniu kilku ciemni w dawnych latach, zaś co się tyczy czarno-białych zdjęć to są naprawdę piękne i zawsze miałam do nich słabość ( głównie przez to że brak kolorów podkreśla istotność światła na fotografii).

    OdpowiedzUsuń